Ted Kaczyński
Ted Kaczyński
Jak codziennie rano, nie otwierając oczu, odruchowo szukałem paczki papierosów, to taki odruch odkąd przestałem palić. Palić nie palę, ale ręka o tym nie wie i jeszcze się nie odzwyczaiła, dlatego ciągle rano gdzieś błądzi po toaletce. Tym razem zamiast paczki papierosów znalazłem przełącznik, którym bez przekonania włączyłem telewizor. Mój nowy telewizor, odkąd w Krakowie przeszliśmy na telewizję cyfrową odbiera tylko jeden program. Po włączeniu na ekranie pojawiają się różnokolorowe kostki, które przemieszczają się z nadzieją, że kiedyś uda im się złożyć w jakąś całość. Pytałem byłego dyrektora telewizorni, co by nie powiedzieć faceta który się na tym zna, co to za nowa technologia przekazu, a on przez dwie flaszki tłumaczył mi, że mieszkam w centrum miasta i to jest program nadawany dla tych z centrum. Fachowo nazywa się to kostkowaniem, czy jakoś tak. Inni, tzn. ci co nie mają tego szczęścia mieszkać w centrum dużego miasta podobno coś widzą. Uwierzyłem mu na słowo, niech mu będzie.
Specjalnie mi na tym nie zależy, żeby coś widzieć. Ostatnim widokiem jaki zapamiętałem oglądając telewizornię, jeszcze przed tą nową technologią zwaną kostkowaniem, był widok jaki mnie zastał o ósmej rano w sobotę; tym widokiem była któraś z panien Grycan tańcząca tango z figurami z jakimś smukłym młodzieńcem. Do dzisiaj nie mogę dojść do tego, skąd oni w tej telewizorni wiedzieli, że ja jestem na diecie, no skąd?
Powoli, bardzo powoli, jedna noga, druga noga, wstawałem. Łapiąc równowagę nieopatrznie spojrzałem w stronę telewizora i zobaczyłem, że dolna połowa obrazu była czerwona, a górna taka jak zwykle. Od razu przyszło mi do głowy, że kostki na dole zaczynają się dogadywać i pewnie chcą mi pokazać flagę, czy coś podobnego. Włączyłem głos i spośród bełkotu nagle nadspodziewanie czystym głosem ktoś powiedział do mnie - Ted Kaczyński. Znieruchomiałem. Zrozumiałem, że to nie flaga, tylko czerwony pasek na którym coś napisali, żeby lud który czyta ruszając ustami lepiej mógł zrozumieć co telewizor chce mu powiedzieć.
Cholera, warknąłem głośno do swojego psa, którego oczywiście nic to nie ruszyło i dalej bez ruchu leżał na mojej poduszce; pewnie Amerykańce wypuścili Teda Kaczyńskiego i pokazują jego spotkanie w Belwederze z Panem Prezydentem. Włączyłem kompa i z niedowierzaniem zacząłem czytać - złapano jakiegoś terrorystę, który się chciał zamachnąć na naszą kochaną Władzę. Tego mi było za dużo, to nie dosyć, że 100 tysięcy jakichś terrorystów przywiezionych przez wiadomo jakie siły, chciały się zamachnąć na Marsz dla Niepodległej naszego Pana Prezydenta, to jeszcze znalazł się jakiś terrorysta, któremu Pan Premier i cały nasz rząd się nie podoba. Najlepsze jednak dopiero się zaczęło, informacja goniła informację. Zaczęli się wypowiadać ludzie jak najbardziej znający się na terroryzmie, np. taki mały łysy, któremu 20 lat temu udało się sterroryzować całe lotnisko, żeby szybciej mógł przenieść walizki z dwudziestoma bańkami zielonych na samolot odlatujący w swój ostatni rejs do Izraela. Co by nie powiedzieć, facet doświadczenie ma. Drugi taki, przycięty na jeżyka, tak umiejętnie terroryzował różnych przedsiębiorców, że aż sąd te jego umiejętności wycenił na 2,5 roku odsiadki; on też się wypowiadał, przecież fachowiec, no nie? Wprawdzie trochę mnie zdziwiło, że on z jakiegoś studia się wypowiadał, ale w końcu jesteśmy w Europie, pewnie w więzieniach wybudowali odpowiednie sale nadające się na konferencje prasowe. W końcu niektórzy tak się przyzwyczaili do kamer, że trzeba im powoli przygotowywać odpowiednie pomieszczenia, bo jeszcze ze stresu mogliby w przyszłości się powiesić, albo cóś innego sobie zrobić, albo cóś powiedzieć, po co nam to?
Ale wracając do naszego terrorysty, to okazało się, że on planował swoją akcję terrorystyczną od dziecka (jak zeznała pod kamerą jego sąsiadka); już w dzieciństwie powyrywał sobie wszystkie palce, żeby nie mógł go nikt w przyszłości podejrzewać o skonstruowanie takiej skomplikowanej czterotonowej bomby. Swoje dzieci też wciągnął w niecny proceder; inna sąsiadka, która również zeznawała pod kamerą, powiedziała, że te dzieci jak wracały z nim ze szkoły, to na plecach taaakie torby miały. To pewnie w tych torbach te biedne dzieci przeniosły do małego mieszkanka cztery tony trotylu. To gdzie te dzieci się uczyły, w kuchni? A gdzie opieka społeczna wtedy była? Granda i tyle. A co, nie widzieli co zrobiła matka Madzi? Tyle razy powtarzali, a do tych osłów z opieki społecznej nic nie dotarło. Matoły i już.
Ja to go nawet chyba w Krakowie widziałem. Jeździł taki przeładowany pomarańczowy maluch; ledwo to to się poruszało, pozostawiając w tyle nawet zażywne starsze panie, ale nigdy nie przypuszczałem, że tam cztery tony trotylu wozi. Myślałem, że jakiś film Hindusi kręcą i ciągle powtarzają tę jedną scenę, bo za tym maluchem taka wypasiona czarna beemka zawsze jechała. Teraz dopiero mi objaśniono, że to wspólnicy z ABW go pilnowali, żeby mu nikt tego trotylu nie podp…, przepraszam, nie ukradł. Ale chłopaki będą się musieli za wpadkę przed panem gen. Bondarykiem tłumaczyć. Oj nie chciałbym być w ich skórze.
Dobrze, że w końcu go złapali. Przecież oficjalnie podano, że 1100 sztuk amunicji znaleźli w jego domu. Potem na zdjęciach pokazywali tę amunicję. Takie kulki, w słoikach to trzymał. Gdyby sobie jeszcze gdzieś na odpuście dokupił do tego taki karabin na naboje gazowe. To jak on by się wysadził pod tym sejmem, a potem uciekając zaczął się ostrzeliwać, wtedy dopiero by była masakra. Nawet nie chcę o tym myśleć. Dobrze, że go złapali.
Tylko dalej nie wiem o czym ten dziennikarz mówił w moim telewizorze i dlaczego powiedział Ted Kaczyński.
Jutro pewnie będzie powtórka, to pójdę do kumpla i sobie spokojnie posłucham.
Ryszard Kapuściński
- Ryszard Kapuściński - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz