Bez przebaczenia dla "faszystów"

avatar użytkownika Maryla

Pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej przeprowadzili w tym miesiącu ekshumację niedaleko miejscowości Dworzysko pod Nysą. Z ziemi wydobyto m.in. czaszki z otworami po kulach. To kolejna informacja o tym, że być może znaleziono groby, w których leżą zamordowani żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania kapitana Henryka Flamego "Bartka". Zginęli, ponieważ zostali wplątani w ubecką grę - prowokację. Jej reżyserem był Henryk Wendrowski - pracownik bezpieki i sowiecki agent.

zdjecie

Kiedy pisałem "Z cienia. Powieść o żołnierzach wyklętych", fabułę oparłem na tamtych wydarzeniach z drugiej połowy lat 40. Chciałem w zbeletryzowany oraz przystępny dla czytelników sposób opisać tragedię wyklętych i oddać im hołd. Czarnym charakterem w mojej powieści jest Szczepański, kiedyś żołnierz AK, który przeszedł na drugą stronę barykady. Pierwowzorem tej postaci jest wspomniany Henryk Wendrowski, który zmarł w 1997 roku.

Pisząc powieść, nie znałem jego teczki personalnej, w której występował jako agent "Józef´´, ani jego akt osobowych. Dziś jestem mądrzejszy o lekturę tych dokumentów, złożonych w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, dlatego artykuł ten proszę potraktować jako swego rodzaju glosę do mej powieści.

Z AK do UB

4 września 1945 roku Henryk Wendrowski napisał w Białymstoku podanie do tamtejszego WUBP z prośbą o przyjęcie do pracy, podobno za namową przyjaciół ojca. Podanie uzupełnił kaligrafowanym własnoręcznie życiorysem. Gdy szef oleckiej bezpieki wytknął mu potem "intelektualizm", bo "podkreśla swoją wyższość z uwagi na inteligencję i wykształcenie", szybko przekonał się, że jego towarzysze z UB bardzo często są po prostu idiotami.

Wendrowski urodził się 10 stycznia 1916 roku w Saratowie (Rosja). Jego ojciec, Hugon Wendrowski, był z zawodu kotlarzem, pracownikiem kolejowym. O matce Zofii napisał tylko tyle, że "również pochodzi ze sfery robotniczej".

W 1919 roku Wendrowscy przyjechali do Polski i zamieszkali w Białymstoku. Tu skończył szkołę powszechną i średnią, a potem odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy 39. pp w Jarosławiu. Po wyjściu do cywila wstąpił na Akademię Sztuk Pięknych w Wilnie, ale pół roku później przerwał naukę z powodu przejścia jego ojca na emeryturę.

W 1938 roku rozpoczął pracę w szkole powszechnej w Nowym Dworze koło Grodna, a następnie w Brodnicy koło Sarn. Był nauczycielem kontraktowym. Gdy po 17 września 1939 roku polskie Kresy zostały zajęte przez Armię Czerwoną, Wendrowski wrócił w rodzinne strony. Dalej pracował w zawodzie, najpierw w Białymstoku, a później w Kołodzieży koło Knyszyna.

W kolejnym akapicie swojego życiorysu Wendrowski przeszedł do okupacji niemieckiej. "Podczas okupacji niemieckiej wstąpiłem w marcu 1942 roku do tajnej organizacji "P.Z.P.", która potem została przemianowana na "AK". W organizacji tej zajmowałem początkowo stanowisko szefa legalizacji okręgowej, a po aresztowaniu szwagra mego i teścia, kiedy zmuszony byłem uciekać z miasta, kierownikiem legalizacji na inspektorat V (Białystok, Sokółka, powiat białostocki)".

Latem 1944 roku "podczas wyzwalania okręgu białostockiego" przez Armię Czerwoną Wendrowski został zatrzymany przez sowieckie "dowództwo". W czasie "przeprowadzanych rozmów zgodziłem się na współpracę ze sztabem Armii Czerwonej celem wyprowadzenia pozostałych członków "AK" z podziemia".

W teczce zachował się maszynopis przetłumaczonej z rosyjskiego charakterystyki służbowej Wendrowskiego. Dokument został podpisany przez mjr. Siemionowa z Armii Czerwonej, który znał go od sierpnia 1944 roku, bo rozpracowywał AK na Białostocczyźnie.

Siemionow przyznał, że przekonał Wendrowskiego o "niecelowym przebywaniu w konspiracji". Akowiec zgodził się na współpracę z Sowietami i "okazał maksymalną pomoc w wyprowadzaniu" z podziemia swoich kolegów. "W pracy był szczerym i oddanym ideiom [pisownia oryginalna] Polski Demokratycznej", pisał Siemionow.

O motywach swego zaprzaństwa Wendrowski tak opowiadał Henrykowi Piecuchowi w "Akcjach specjalnych. Od Bieruta do Ochaba": "Jałtę odebrałem jako zdradę Polski przez Anglię i Stany Zjednoczone. Zacząłem się zastanawiać, jaki jest podstawowy interes mojego narodu. Doszedłem do wniosku, że w sytuacji, jaka się wytworzyła po zakończeniu wojny, takim interesem jest lojalna współpraca ze Związkiem Radzieckim. Dlatego mój wybór był taki, a nie inny. Gdybym w podobnych warunkach miał wybierać jeszcze raz, zrobiłbym to samo. Jestem dumny z tego, co zrobiłem dla moich kolegów z lasu. Pomogłem im wrócić do normalnego życia".

Cóż oznaczało "normalne życie" dla kolegów z lasu? W najlepszym wypadku zerwane paznokcie, w najgorszym - strzał w tył głowy i bezimienny grób. Ile jest dziś w Polsce rodzin, które nie mają pojęcia, gdzie są pochowani ich najbliżsi, których "grzechem" było to, że z bronią w ręku przeciwstawili się władzy ludowej?

Henryk Piecuch pisze w swojej książce, iż znajomy Wendrowskiego powiedział mu, że przed przejściem do UB był on w NKWD. "Znajomy" nie miał na to dowodów. Dziś już wiemy, że w papierach Wendrowskiego zachowało się pismo majora Siemionowa.

Wendrowski określił swą współpracę z Sowietami oraz bezpieką jako prowadzoną w atmosferze ufności i ścisłego porozumienia. Zażyłe kontakty z sowieckim Smierszem utrzymywał również w chwili aplikowania do UB.

Prowokator "Józef"

Od 25 września 1945 roku Wendrowski pracował jako starszy referent Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Olecku. Kilka miesięcy później został na krótko szefem bezpieki w tym mieście. Pismo w sprawie jego awansu podpisał 9 kwietnia szef WUBP w Białymstoku.

Kapitan Józef Pluta podkreślał, że "Ob. Wendrowski za okres swojej pracy w Wojewódzkim Urzędzie, jak również na powiecie i w Ministerstwie B.P., gdzie był wzywany do rozpracowania wrogiego podziemia, zdał egzamin dobrze, wobec czego można powierzyć mu w/w stanowisko".

Właśnie w tym czasie Wendrowski zaczynał prowadzić prowokacyjną "grę" z kapitanem "Bartkiem".

Pod koniec maja w WUBP w Białymstoku powstała nieco obszerniejsza charakterystyka "obywatela Wendrowskiego". Prócz pochwał ("do pracy zabiera się poważnie, nie szczędząc elementów faszystowskich") znalazł się w piśmie akapit, z którego dowiadujemy cię, co aktualnie robił Wendrowski.

"Pracuje nadal, wydając zakonspirowane wrogie nam elementy, nie tylko na terenie woj. Białegostoku, ale również współpracuje z płk. Czaplickim w Warszawie, za co został odznaczony Bronzowym [sic!] Krzyżem zasłużonym na polu chwały". Odznaczenie zostało mu przyznane za "aktywny udział w likwidacji Kom. Gł. NSZ".

Sam pułkownik Józef Czaplicki, jeden z najokrutniejszych oprawców bezpieki, pisał o Wendrowskim w samych superlatywach: "Obecnie od pół roku jest na specjalnym zadaniu Dep. III, jest pracownikiem b. zdyscyplinowanym, energicznym, pełnym inicjatywy, pierwszorzędnym organizatorem, b. dobrym pracownikiem operatywnym". Czaplicki pisał to 27 września 1946 roku, kiedy było już po ostatecznym rozwiązaniu problemu Narodowych Sił Zbrojnych na Podbeskidziu.

Preludium do wrześniowej masakry ludzi "Bartka" stanowiła rozgrywka ze zdekonspirowanymi żołnierzami od Józefa Zadzierskiego "Wołyniaka". Partyzanci namówieni przez "kapitana Lawinę z Centrali", czyli Henryka Wendrowskiego uczestniczącego w kombinacji operacyjnej, zgodzili się na przerzut na Ziemie Zachodnie.

W nocy zostali rozbrojeni i zatrzymani, dwóch z nich zginęło. We wrześniu 1946 roku, gdy "przerzucano" blisko 200 żołnierzy "Bartka", zastosowano prawie ten sam scenariusz. Wyjazd w nieznane, zatrzymanie w ustronnym budynku na noc, suto zakrapiana kolacja... Jeszcze w sierpniu aresztowano rebeliantów, we wrześniu już ich likwidowano z zimną krwią.

Człowiek o dwóch twarzach

Operacja "Cezary" była majstersztykiem bezpieki, na którym mogły się uczyć kolejne roczniki pracowników resortu. Tak zwana V Komenda Zrzeszenia WiN była ubecką prowokacją. Wendrowski to główna postać w tej operacji.

"W roku 1948 będąc Kierownikiem Sekcji bierze udział pod kierownictwem b. nacz. Wydziału mjr. Wysockiego Romana w werbunku Sieńki Stefana. Kiedy do Polski przyjechał w kwietniu 1948r. kurier "Adam" - Wendrowski przyjmuje go w Jeleniej Górze i umawia go na spotkanie w W-wie, na które przychodzi razem z Sieńką. Od tego czasu rozpoczyna się rozpracowanie "Cezary", w którym Wendrowski tkwił od jego wszczęcia do likwidacji".

Żeby jeszcze bardziej zakonspirować "Józefa", czyli Wendrowskiego, "zostaje [on] wyprowadzony z pracy w gmachu Ministerstwa (Bezpieczeństwa Publicznego)". Jego żona Feliksa, która również pracowała w bezpiece, została zwolniona z pracy w Departamencie III i przeniesiona do Głównego Inspektoratu Ochrony Skarbowej, następnie zatrudniono ją w PKO.

Żeby legenda "Józefa" była jeszcze bardziej wiarygodna, Wendrowscy wyprowadzili się z budynków zamieszkiwanych przez bezpieczniackie rodziny, "z równoczesnym pozbawieniem wszelkich usług naszego zaopatrzenia i służby zdrowia". Bezpieka zażądała również, by małżeństwo zaniechało jakichkolwiek towarzyskich spotkań z pracownikami MBP, Wendrowski musiał też zerwać kontakty z partią.

"Józef" "wykazał dużo ofiarności i zrozumienia ważności wykonywanej pracy" i wypełniał wszelkie polecenia i zadania, odgrywając podwójną rolę w kontaktach z podziemiem, czyli prawdziwymi patriotami, którzy nie mieli pojęcia o bezpieczniackiej prowokacji. "Pracował wydajnie dla rozpracowania, mimo że tkwienie w podziemiu było mu coraz bardziej uciążliwe"- pisał w styczniu 1953 roku pułkownik Andrzejewski.

Z jednej strony wicedyrektor Departamentu III MBP głaskał Wendrowskiego: "zasłużył na wysokie odznaczenia", a z drugiej chciał się go pozbyć z resortu: "należałoby skierować go do pracy cywilnej". Zaś przy wyborze miejsca pracy dla towarzysza Wendrowskiego ważnym argumentem miała być tamtejsza silna organizacja partyjna, "która potrafi wyprostować wszystkie wykrzywienia, jakie nienormalne życie w ciągu ostatnich 4 lat w nim poczyniło". Jednak Wendrowski miał silne plecy i z pracy nie odszedł.

Wrócił po czteroletnim etacie niejawnym do Departamentu III MBP. Początkowo był zastępcą, a następnie naczelnikiem wydziału. Później pełnił funkcję wicedyrektora Departamentu III Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego (1955-1956), naczelnika wydziału w Departamencie I MSW (1956-1962), "następnie skierowany został do pracy w instytucji przykrycia, gdzie pozostawał do czasu zwolnienia ze służby w organach bezpieczeństwa". Pułkownik Teodor Mikuś zaznaczył w ostatnim zdaniu charakterystyki Wendrowskiego (sierpień 1968), że ten został "zwolniony na własną prośbę ze względu na przejście do pracy w aparacie państwowym".

Z pracy w resorcie odszedł w sierpniu, a już we wrześniu został mianowany ambasadorem w Danii. Również do tego zadania był przygotowany. W 1959 roku Wendrowski otrzymał dyplom Szkoły Głównej Służby Zagranicznej w Warszawie, gdzie przez dwa lata studiował na Wydziale Dyplomatyczno-Konsularnym. Specjalizował się w zakresie współczesnej polityki międzynarodowej.

Podobno gdy Henryk Wendrowski zmarł w drugiej połowie lat 90., wnętrza gmachu Ministerstwa Spraw Zagranicznych przy alei Szucha oblepione były dość długo klepsydrami wspominającymi zasłużonego dyplomatę.

Sebastian Reńca

http://www.naszdziennik.pl/mysl/12774,bez-przebaczenia-dla-faszystow.html

 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz