CZARNEJ KSIĘGI KRESÓW CIĄG DALSZY

avatar użytkownika aleksander szumanski
CZARNEJ KSIĘGI KRESÓW CIĄG DALSZY Po zmowie niemiecko – sowieckiej Polska we wrześniu 1939 roku przestała istnieć jako niepodległe, suwerenne państwo. Po dokonanym przez Stany Zjednoczone ,Wielką Brytanię i Związek Sowiecki w Teheranie, Poczdamie i Jałcie IV rozbioru Polski, po zakończeniu II wojny światowej Polska utraciła Kresy Południowo - Wschodnie na rzecz Związku Radzieckiego. Gdy w kilkanaście dni po napadzie Hitlera na Polskę powstała słynna "Sonderaktion Krakau" / 6 listopada 1939 roku / w czasie której aresztowano i w większości zadręczono i zamęczono w niemieckim obozie koncentracyjnym profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Akademii Górniczo-Hutniczej i Politechniki Krakowskiej, stało się oczywiste, iż wróg unicestwia intelektualną siłę narodu, aby pozbawić go jego przywództwa. Niedługo po "Sonderaktion Krakau" Niemcy, przy udziale ukraińskich nacjonalistów dowodzonych przez Banderę i Szuszkiewicza zorganizowali 4 lipca 1941 na stokach Góry Kadeckiej - Wzgórz Wuleckich we Lwowie "Sonderaction Lemberg", gdzie stracono 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni, a wśród nich trzykrotnego premiera II RP prof. Kazimierza Bartla. Ci intelektualiści, którzy uniknęli śmierci z rąk zbrodniczego niemiecko - ukraińskiego batalionu SS-Galizien "Nachtigall" / „Słowiki” / byli wyszukiwani, aresztowani i ginęli z rąk siepaczy. Szef grupy operacyjnej Einsatzkommando sturmbannführer SS Brunon Müller powiedział wówczas polskim uczonym: „Tutejszy uniwersytet rozpoczął rok akademicki bez wcześniejszego uzyskania zgody władz niemieckich. Jest to wyraz złej woli. Ponadto jest powszechnie wiadomo, że nauczyciele zawsze byli wrogo nastawieni do niemieckiej nauki. W związku z tym, wszyscy, poza trzema obecnymi kobietami (!), zostaną wywiezieni do obozu koncentracyjnego. Jakakolwiek dyskusja, a nawet wypowiedzi na ten temat są wykluczone. Kto odważy się na opór wobec wykonania mojego rozkazu, zostanie zastrzelony”. Hans Frank generalny gubernator w dniu 6 lutego 1940 roku udzielił wywiadu dla „Völkischer Beobachter”: „gdybym o każdych siedmiu rozstrzelanych Polakach chciał rozwieszać plakaty, to w Polsce nie starczyłoby lasów na wyprodukowanie papieru na takie plakaty”. Pomimo takiej groźby profesor Stanisław Estreicher próbował wypowiedzieć się, ale nie został dopuszczony do głosu, a rektora Lehr-Spławińskiego uciszono stwierdzeniem, że to on będzie aresztowany jako pierwszy. Zgodnie z zapowiedzią zwolniono do domu dwie obecne na sali profesor: Helenę Willman-Grabowską i Jadwigę Wołoszyńską – po opuszczeniu terenu uniwersytetu powiadomiły one rodziny zebranych o aresztowaniach. Łącznie w ramach akcji uwięziono 183 osoby z Uniwersytetu Jagiellońskiego – 142 wykładowców i 3 studentów, Akademii Górniczej – 21, Akademii Handlowej – 3, Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie – 1, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – 1, szkół średnich – 6 oraz 6 innych przypadkowych osób. Osadzono ich najpierw w więzieniu na Montelupich, rano nastąpiła kolejna zmiana miejsce zakwaterowania. Około dziewiątej załadowano transport i przeniesiono aresztowanych do koszar 20. pułku piechoty przy ul. Mazowieckiej w Krakowie (obecnie koszary 16 batalionu powietrzno - desantowego przy ul. Wrocławskiej). Po zwolnieniu 11 osób, w tym Fryderyka Zolla(!)- (dziadka prof. Andrzeja Zolla – masona z listy Rotary Club), 27 listopada 1939 wywiezieni zostali przez Wrocław i Berlin do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. W obozie koncentracyjnym Sachsenhausen profesorów "powitał" komendant tego obozu Rudolf Hoss: "wszyscy jesteście gównem Pangermańskiej Rzeszy. Obóz dla internowanych jest jedną kupą gówna, gdzie wszyscy macie zdechnąć. Jedyną drogą ku wolności jest dla was komin krematorium". Wśród zatrzymanych byli też wiekowi, schorowani i emerytowani naukowcy, co w warunkach obozu koncentracyjnego doprowadzało do znacznego pogorszenia stanu zdrowia i przyspieszonej śmierci. Pierwszą ofiarą śmiertelną akcji był profesor Akademii Górniczej Antoni Meyer, który zmarł 24 grudnia 1939. Cztery dni później zmarł były rektor UJ Stanisław Estreicher. W następnych tygodniach zmarli m.in. zoolog Michał Siedlecki, anatom Kazimierz Kostanecki, historyk literatury Ignacy Chrzanowski. Po międzynarodowych protestach (w tym przede wszystkim osobistej interwencji Benito Mussoliniego u Hitlera) 101 uwięzionych zostało 8 lutego 1940 r. zwolnionych. Niektórzy z nich wycieńczeni warunkami obozowymi, lub z powodu znacznego pogorszenia stanu zdrowia zmarli w różnych okresach po zwolnieniu (jak np. 19 lutego 1940, w kilka dni po zwolnieniu, prof. Jan Włodek). Pozostałych (głównie młodszych naukowców), 4 marca, wywieziono do obozu koncentracyjnego Dachau, skąd po 19 miesiącach również większość zwolniono. Niektórzy z naukowców (Wiktor Ormicki) zostali zamordowani. Wiktor Rudolf Ormicki (do 1924 roku Wiktor Rudolf Nussbaum) (ur. 1 stycznia 1898 w Krakowie, zamordowany 17 września 1941 w obozie Mauthausen) – polski geograf i wykładowca. Był docentem w Instytucie Geograficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wybuch II wojny światowej uniemożliwił mianowanie go profesorem tytularnym. Aresztowany 6 listopada 1939 (Sonderaktion Krakau) wraz z innymi profesorami uczelni, osadzony w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, w 1940 przeniesiony do Dachau, gdzie z własnej woli przyznał się do żydowskiego pochodzenia, a następnie do Gusen (filia obozu Mauthausen). Pracując w kompanii karnej w kamieniołomie, uczestniczył w potajemnym życiu naukowym obozu. Prowadził pogadanki dotyczącego głównie krajów, w których toczył się wówczas działania wojenne. Tuż przed śmiercią ukończył manuskrypt książki "O zagadnieniach zaludnienia kuli ziemskiej". Skazany na śmierć, "w drodze łaski" pozwolono mu wybrać między utopieniem a powieszeniem. Powieszony 17 września 1941 roku. Rudolf Ormicki był jednym z twórców polskiego regionalizmu i antropogeografii. Przez ówczesnych geografów nazywany ojcem polskiej geografii ludności. Wszystkie dokonane zbrodnie (w tym Katyń – NKWD) znane były doskonale aliantom II wojny światowej – Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym, a jednak zgodziły się na oddanie Polski powtórnie mordercom NKWD, z odebraniem Polsce jej historycznych ziem – Kresów Południowo - Wschodnich ze Lwowem. Unicestwienie siły narodu można dokonać przez mord fizyczny jego siły intelektualnej, jak czynili to bolszewicy i hitlerowcy, można też naród unicestwić mordem intelektualnym pozbawiając go możliwości edukacji i odcinając mu środki przekazu. Tak właśnie postępuje obecnie rządząca ekipa, redukując liczbę szkół, likwidując godziny nauczania historii i wprowadzając własne „porządki edukacyjne i medialne” na polskich Kresach. Kresowych Polaków obecnie nazywa się w ekipie Tuska „Polonią”, nie bacząc na to, iż są to obywatele polscy. Tej „Polonii” kresowej zamyka się radiowe i gazetowe środki komunikacji medialnej, kłamiąc niewiarygodnie, iż jest to akcja jednorazowej zmiany płatnika, konkursowa i tym podobne oszustwa dokonywane na naszych wschodnich ziomkach. Minister spraw zagranicznych dopieszcza na swoich placówkach dyplomatycznych szajki esbeckie i śmieje się w kułak pytany o środki na utrzymanie mediów kresowych. Sejm RP. nie wypowiada się w sposób jednoznaczny na ten dramat intelektualny i edukacyjny Polaków zamieszkujących polskie przecież Kresy. Polskie przecież Kresy przeżywają obecnie dramat intelektualny i edukacyjny. Z braku środków upadają gazety i Radio Lwów. Dramatyczny list otwarty napisała prezes Radia Lwów Teresa Pakosz: POLACY BEZ POLSKI LIST OTWARTY PREZES RADIA LWÓW TERESY PAKOSZ Przeżywamy ostatnie dni swojej działalności. Chodzi o media i polskie organizacje na Ukrainie, jak i ogólnie na Wschodzie. Tak zadecydował rząd polski, wyjąwszy nas spod opieki Senatu. Jesteśmy zdani na samych siebie, ponieważ MSZ stwierdziło, że nie będzie i być nie może długofalowej pomocy dla polskich organizacji na Ukrainie (powiedział 18 lipca wiceminister spraw zagranicznych Janusz Cisek podczas spotkania z Polakami we Lwowie). Tym stwierdzeniem rząd polski przekreślił prawie dwudziestoletnie starania Polaków mieszkających na Ukrainie o utrzymanie tożsamości narodowej i krzewienie kultury Polskiej, ochronę dziedzictwa narodowego i budowanie naszej małej wspólnoty kresowej, jak również dwudziestoletnie nakłady polskiego podatnika na te cele. Drastyczne cięcia rządu polskiego boleśnie dotknęły wszystkich sfer życia Polaków na Ukrainie: edukacji, szkolnictwa, pomocy stypendialnej dla studentów, wydarzeń kulturalnych, festiwali, szkoleń, obchodów rocznic patriotycznych, wydawania gazet, emisji audycji radiowych i programów telewizyjnych, prowadzenia portali internetowych, utrzymania ośrodków kultury. Żadna z polskich organizacji nie otrzymała ani jednej złotówki poza wątłymi obietnicami. Obecnie wszystkie redakcje są zadłużone na niewypłacalne dla nich kwoty, niektóre z nich już zawiesiły swoją działalność. My jak dotąd nadal prowadzimy emisję audycji radiowych cztery godziny tygodniowo, narażając się na procesy sądowe o niewypłacalność. Albowiem to Polskie Towarzystwo Radiowe zawarło umowę o emisji ze swoim emitentem - lwowską rozgłośnią Radia „Nezałeżnist”. Nie ma natomiast żadnej umowy z Fundacją Pomoc Polakom na Wschodzie, czy też z MSZ. Umowy były zawierane dwa razy do roku. I tu leży istota naszej niewypłacalności. Nie przewidziane są bowiem długofalowe umowy o współpracy. Od początku stycznia jesteśmy dłużni ukraińskiemu emitentowi około 7 tysięcy dolarów. Dług rośnie z każdą audycją. Kwota obiecana nam stanowi 55 tys. złotych, ale ugrzęzła w korytarzach pomiędzy MSZ i Funduszem Pomocy Polakom na Wschodzie . Obawiamy się, że zanim ta kwota znajdzie się na naszym koncie, zakończy się rok budżetowy, środki nie zostaną rozdysponowane, MSZ zaoszczędzi pieniądze, a my zaoszczędzimy sobie pracy społecznej, natomiast prezes Polskiego Towarzystwa Radiowego (PTR) wyląduje za kratkami. Z taką perspektywą bierzemy się do opracowywania kolejnej audycji. Robić czy nie robić? Oto jest pytanie, które stawiamy sobie oraz czynnikom odpowiedzialnym za stan rzeczy, tylko tak do końca nie wiemy, kto jest za to odpowiedzialny. W roku 2012 decydenci ( kto - nie wiemy) zmienili formułę pomocy Polakom poza granicami kraju. Teraz o udzieleniu lub nieudzieleniu pomocy decyduje 40 nieznanych nam osób (w drodze konkursu), które jak się okazuje, nie mają pojęcia o sytuacji i życiu Polaków na Ukrainie i jest im obojętne, czy będzie polska gazeta i polski program czy też nie. Nie rozumiemy dlaczego polskie media na Wschodzie powinne konkurować między sobą o środki finansowe, które mają być przyznane tak ważnej polskiej inicjatywie jak radio czy gazeta, gdyż jest to jedna z bardzo niewielu możliwości dotarcia Polaka do polskiego słowa. To Polskie Radio Lwów informuje słuchaczy o wydarzeniach w kraju i za granicą, przedstawia kalejdoskop postaci zasłużonych dla kultury, historii i nauki polskiej, opowiada o zachowanym dziedzictwie kulturowym Kresów i Polski. Są to podróże radiowe w czasie i przestrzeni, są to wywiady i reportaże z aktorami sceny polskiej i reżyserami filmowymi, audycje o historii Polski, spacery po Lwowie i Warszawie, relacje z obchodów rocznic, upamiętnienia wydarzeń dotyczących polskiej historii i kultury. Przez 20 lat w czynie społecznym, kontynuując tradycję naszych przodków, opracowywaliśmy audycje w języku polskim. To setki nieprzespanych nocy i niezliczona ilość godzin oderwanych od rodziny i pracy zawodowej, to ofiarność dwudziestoosobowego zespołu. To są pieniądze polskiego podatnika, włożone w nasze studio i bardzo kosztowny sprzęt. Działalność Polskiego Radia Lwów brutalnie przerwała wojna. Po 53 latach przerwy, w 1992 roku, na nowo zabrzmiał polski głos w eterze. Nie mogliśmy nie skorzystać z takiej szansy. Powinność i umiłowanie mowy polskiej oraz chęć odrodzenia polskich tradycji nakazywały podjąć wyzwanie. Czyżby po 20 latach nieprzerywalnego nadawania polskich audycji miały one zniknąć z mapy kulturalnej Lwowa i Kresów? Europa cieszy się trwałym pokojem, zaś wojna toczy się na szczeblu wysokich korytarzy MSZ. Dlaczego jej ofiarą mają paść Polacy na Wschodzie? Wszak jesteśmy z miasta Ślubów Króla Jana Kazimierza, zamieszkania króla Jana III Sobieskiego, miasta Mariana Hemara, Leopolda Staffa i Jana Kasprowicza, twórczyni Roty Marii Konopnickiej, dramatopisarzy Gabrieli Zapolskiej i Aleksandra Fredry, pisarza ze słońcem w herbie Kornela Makuszyńskiego, niezłomnego Zbigniewa Herberta, twórcy szkoły matematycznej Stefana Banacha, szkoły filozoficznej Kazimierza Twardowskiego. Czy nasze miasto Lwów, będące ogniskiem nauki i zarzewiem niepodległości, nie zasługuje na to, aby jego mieszkańcy słyszeli w mowie poetów Kornela Ujejskiego, Seweryna Goszczyńskiego, Władysława Bełzy (który w Katechizmie Polskiego Dziecka pisał: A w co wierzysz? W Polskę wierzę!), pisarzy Jana Parandowskiego i Józefa Ignacego Kraszewskiego o tym, co w polskim narodzie najświetniejsze i najgodniejsze? O tym, że tu uczyli prawnicy Oswald Balcer i Juliusz Makarewicz, ze tu powstało Ossolineum, Harcerstwo Polskie i piłka nożna? Jesteśmy z miasta Semper Fidelis. I Tych, którzy to rozumieją, prosimy o pomoc. Prosimy o sfinansowanie polskich audycji we Lwowie. Bez nich Lwów nie będzie Lwowem, Polacy staną się Ukraińcami polskiego pochodzenia, a śladów polskości będziemy szukać tylko na cmentarzach, ponieważ nosiciele mowy polskiej zaginą w obcym morzu. Nieobojętnych wobec losu polskich audycji we Lwowie prosimy o pomoc. Pomoc prosimy kierować na konto: Kredobank, Kod Nr. 26004012490, МФО 325365 adres banku: 79017 m. Lwów, ul. Lewickiego 67 z koniecznym dopiskiem CHARITABLE HELP (pomoc charytatywna). Kontakt z nami: radio-lwow@wp.pl prezes Radia Lwów Teresa Pakosz. Poczynania Ministerstwa Spraw Zagranicznych na Kresach chluby Polsce i Polakom nie przynoszą. Na całym świecie wieść się niesie o polskich antysemitach, szmalcownikach, rabusiach i mordercach Żydów w czasie Holocaustu. Dr Alina Cała pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego podaje w wywiadzie medialnym („Rzeczpospolita” 29 maja 2009 roku): „POLACY JAKO NARÓD NIE ZDALI EGZAMINU” W pewnym sensie Polacy są odpowiedzialni za śmierć wszystkich 3 milionów Żydów – obywateli II RP – mówi historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego Alina Cała. Rz: Czy Polacy są współodpowiedzialni za Holokaust? Alina Cała: W pewnym stopniu tak. Przyczyną tego był przedwojenny antysemityzm, który nie przygotował ich moralnie do tego, co miało się dziać podczas Zagłady. Nośnikiem tego antysemityzmu były dwie instytucje. Ugrupowania tworzące obóz narodowy oraz Kościół katolicki. Ten ostatni mniej więcej od 1935 roku zaczął sprzyjać endecji. W efekcie wysokonakładowe pisma konfesyjne zaczęły głosić propagandę antysemicką. Choćby „Mały Dziennik” Kolbego(o. Maksymiliana Kolbe). Skandal z ubeckim Ministerstwem Spraw zagranicznych trwa! ( patrz „Esbecka szajka pod okiem Sikorskiego” – „Gigantyczna afera w polskiej dyplomacji” http://niezalezna.pl/31584-esbecka-szajka-pod-okiem-sikorskiego Konsulat polski w Łucku – stolicy męczeńskiego Wołynia - sprzedaje polskie wizy m.in. prostytutkom! (patrz „Konsulat w Łucku – bezprawie i samowola” – http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,14826417,wiadomosc.html?ticaid=1f33f TAJNA AGENCJA SPRAW ZAGRANICZNYCH Nie ja wymyśliłem ten podtytuł. Tytuł wymyślił się sam. W ślad za istniejącym wstydem Ministerstwa Spraw Zagranicznych red. Włodzimierz Knap „Dziennik Polski” podjął temat. To oznacza, że co jedenasty aktywny dzisiaj dyplomata III RP, który pracuje poza granicami Polski współpracował z cywilnymi bądź wojskowymi (WSI) służbami PRL. W owej grupie jest siedmiu ambasadorów lub konsulów, a więc osób stojących na czele polskich placówek dyplomatycznych. Który z nich handlował polskim wizami w Łucku, czy we Lwowie? Który z nich zajmował się sutenerstwem, skoro tak łatwo ukraińskie prostytutki pracują w Polsce, Danii, Hiszpanii, czy w Niemczech? Oto jest pytanie. Z rozbrajającą szczerością dane o dyplomatach umoczonych w służby peerelowskie podała Grażyna Bernatowicz wiceminister spraw zagranicznych, zapewne zmuszona wstydem zmieszanym z farbą, która już nie chce puścić z emblematu – „dorżnąć watahę” Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego. Tekst „Esbecka szajka pod okiem Sikorskiego” http://niezalezna.pl/31584-esbecka-szajka-pod-okiem-sikorskiego m.in.podaje: „…wizy Schengen do Francji, Danii, czy Niemiec dostawały osoby trudniące się nierządem, objęte zakazem wjazdu do tych krajów. Obywatele ukraińscy byli zmuszani do płacenia haraczu za załatwienie wiz. Przez granicę przewożono nielegalnie dzieci…w konsulacie RP w Łucku na Ukrainie działała szajka kierowana przez byłych esbeków, a osłaniana przez polskie służby specjalne…dotarliśmy do Ukrainki, która starała się o wizę legalnie, ale zmuszono ją do zapłacenia haraczu…funkcjonariusz BOR poinformował mnie…że moje zaproszenie nic nie znaczy i że na tej podstawie wizy nie dostanę… ze wskazaniem do „pani Ludy”. Poszłam tam….rozmowę ze mną zaczęto od kwoty 400 – 500 euro…” „… w nocy przygotowują dokumenty, znoszą do zaufanych ludzi w konkretnych okienkach. Nie tylko wizami handlują. Karty Polaka też sprzedają za 700 euro. Można spotkać ogłoszenia na mieście i na Fecebooku. Za łapówki załatwiają też wizy (na podstawie fikcyjnych zaproszeń). Konsulat raj dla prostytutek…”. Proceder trwa pod okiem konsula Sylwestra Szostaka nadzorującego wydawanie wiz w konsulacie(„Gazeta Polska” 8 sierpnia 2012). Bernatowicz poinformowała, że obecnie z osób pracujących w polskiej dyplomacji ok. 60% podlega lustracji. Dlaczego 60% polskich dyplomatów nie zostało zlustrowanych przed objęciem służby - Bernatowicz nie poinformowała polskiej i światowej opinii publicznej. Fakt zatrudnienia w polskiej dyplomacji współpracowników peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa został ujawniony w czasie posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. O przedstawienie informacji dotyczących obecnego stanu zatrudnienia w MSZ funkcjonariuszy i tajnych współpracowników komunistycznych służb specjalnych wystąpili w czasie posiedzenia komisji posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Minister Grażyna Bernatowicz usiłowała przekonywać członków komisji, że o zatrudnieniu w polskiej dyplomacji przede wszystkim decydujące znaczenie mają kwalifikacje. W czasie swojego wystąpienia Bernatowicz nie sprecyzowała o jakie kwalifikacje chodzi. Czy wyłącznie moralne? Członkowie komisji dowiedzieli się od Bernatowicz, iż polityka personalna w MSZ jest realizowana zgodnie z prawem oraz zasadami zarządzania zasobami ludzkimi, gdzie najważniejszym kryterium jest posiadanie właściwych kompetencji merytorycznych. Zachodzi pytanie, czy współpraca z komunistycznym wywiadem, lub sutenerstwo, to wystarczające kwalifikacje dyplomatyczne w Ministerstwie Spraw Zagranicznych? Dyplomaci umocowani dla handlu wizami przeznaczonymi dla ukraińskich prostytutek uprawiali sutenerstwo – czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inną osobę. Zwykle jest to powiązane ze stręczycielstwem (nakłanianiem do uprawiania prostytucji) i kuplerstwem (ułatwianiem uprawiania prostytucji), a czasami z innymi przestępstwami, jak handel ludźmi oraz stosowanie gróźb i przemocy wobec prostytutek. Oprócz indywidualnych sutenerów, jest to jedno z pól działalności, którą zajmują się zorganizowane grupy przestępcze. W Polsce sutenerstwo (podobnie jak stręczycielstwo i kuplerstwo) jest przestępstwem, opisanym w art. 204 § 2 Kodeksu karnego, zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności (lub karą do 10 lat, jeśli osoba prostytuująca się jest małoletnia). Jest to również przestępstwo w wielu krajach świata. Przestępcy trudniący się sutenerstwem nazywani są sutenerami, lub potocznie alfonsami. To ostatnie określenie pochodzi od głównego bohatera wydanej w 1873 r. powieści Aleksandra Dumasa (syna) pt. Monsieur Alphonse, który trudnił się tym procederem. Wcześniej sutenerów w slangu przestępczym określano słowem "luj", co z kolei pochodziło od francuskiej wersji imienia Ludwik (Louis). Bernatowicz zwróciła uwagę, że żaden z przepisów prawa nie nakazuje pracodawcy zwolnienia, lub niezatrudnienia pracowników, którzy złożyli zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Przekonywała, że usuwanie ze służby zagranicznej osób, które przyznały się w swoich oświadczeniach do współpracy jest trudne z prawnego punktu widzenia. Dr hab. Krzysztof Szczerski, były wiceminister spraw zagranicznych, wicedyrektor Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest zaskoczony liczbą podanych przez Bernatowicz tajnych współpracowników, która potwierdziła jego opinię o polityce personalnej ministra Radosława Sikorskiego, kierującego się zasadą utrzymania status quo na kierowniczych stanowiskach w swoim resorcie. Minister Sikorski preferuje ludzi o rodowodzie PRL-owskim, choć sam mieni się najgorętszym przeciwnikiem komunizmu. Krzysztof Szczerski uważa, że osoby które były zaangażowane po stronie państwa komunistycznego nie powinny dzisiaj pracować w dyplomacji III RP. Tacy ludzie służyli temu, aby Polska była państwem zniewolonym przez Związek Sowiecki, krajem zacofanym pod każdym względem. Jego zdaniem ludzi związanych z PRL-owskimi służbami specjalnymi, a zatrudnionych obecnie w MSZ, z uwagi na ich oddanie władzom komunistycznym nie należy traktować dzisiaj jak normalnych urzędników. Tymczasem w MSZ, na czele którego stoi Radosław Sikorski, takie osoby są nie tylko tolerowane, ale wręcz preferowane – a od upadku komunizmu minęło prawie ćwierć wieku - mówi Krzysztof Szczerski. Natomiast Bernatowicz przekonuje, że osoby które były współpracownikami peerelowskich służb bezpieczeństwa, a teraz zajmują wysokie stanowiska państwowe w polskiej dyplomacji to profesjonaliści, których nie można dyskryminować i przez długi okres życia poświadczyli oddanie temu krajowi, który dzisiaj mamy! Bernatowicz w swoim oświadczeniu sejmowym nie podała kwot, których nie otrzymały polskie kresowe media, ani przyczyn w jaki inny sposób rozdysponowano milionowe środki przeznaczone na doroczny, określony cel utrzymania polskich mediów na Kresach. W dorocznym Światowym Forum Mediów Polonijnych 2012, w tym roku odbywającym się w Małopolsce nie odbyła się doroczna konferencja prasowa z udziałem przedstawicieli MSZ i Senatu RP, zapewne mające na uwadze obecność 160 dziennikarzy z całego świata. Swoje wystąpienia w sprawie finansowania mediów kresowych przygotowało wielu dziennikarzy, w tej liczbie prezes Radia Lwów Teresa Pakosz, jak i niżej podpisany (Aleksander Szumański „Głos Polski” Toronto, „Kurier” Chicago, „Lwowskie Spotkania”). Nie było mi dane zadać pytania MSZ i Senatowi RP dlaczego wstrzymano finansowanie m.in. patriotycznej polskiej lwowskiej gazety „Lwowskie Spotkania”? Tymczasem „Gazeta Polska Codziennie”, w tytule red. Doroty Kani i red. Tadeusza Święchowicza „Służby PRL-u w aferze Amber Gold”, http://lubczasopismo.salon24.pl/krecianora/post/445200,sluzby-prl-u-w-aferze-amber-gold podaje: „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego sprawdza powiązania biznesowe i towarzyskie Marcina. P prezesa Amber Gold. Wśród nich pojawia się nazwisko Mariusza Olecha, który w czasach PRL-u przemycał złoto z Polski do RFN-u. Z dokumentów do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że Olech był chroniony przez gdańską prokuraturę, a jego interesy w RFN-ie były nadzorowane przez Departament I MSW (wywiad cywilny PRL-u) i II zarząd Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy PRL-u). Mariusz Olech współfinansował niektóre przedsięwzięcia Kongresu Liberalno-Demokratycznego; do dziś jest zaprzyjaźniony z wywodzącymi się z Gdańska czołowymi politykami Platformy Obywatelskiej. Jednym ze znajomych Olecha był m.in. senator KLD Andrzej Rzeźniczak, który w 1989 roku założył prywatną Agencję Lokacyjną – w rzeczywistości była ona piramidą finansową ochranianą przez służby specjalne PRL-u. Skazany w 2004 roku na karę więzienia, ukrywał się przez sześć lat – został zatrzymany w 2010 roku. Przewieziony do aresztu śledczego w Chojnicach zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Kierownictwo aresztu jako oficjalną przyczynę zgonu podało zatrzymanie akcji serca. Mariusz Olech zaprzecza by znał się z Marcinem P. ale z naszych ustaleń wynika, że zarówno w jego przedsięwzięciach, jak i w Amber Gold pojawiają się ci sami ludzie, którzy wywodzą się ze służb specjalnych PRL-u”. W przedsięwzięciach Mariusza Olecha oraz Amber Gold pojawiają się ci sami ludzie, którzy wywodzą się ze służb specjalnych PRL-u. Czy byli funkcjonariusze cywilnych i wojskowych służb specjalnych chronili Marcina P. i partycypowali w jego interesie? To właśnie m.in. sprawdza gdańska prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wiadomo, że Marcin P. trzykrotnie przebywał w areszcie: w 2004 r . spędził w nim 4 miesiące, w 2007 r. – miesiąc. W roku 2009 od 7 kwietnia do 4 czerwca przebywał w zakładzie karnym. Potwierdził to nam oficer prasowy Aresztu Śledczego w Słupsku Sławomir Maler. Marcin P. przez cały czas karę odbywał w zakładzie typu półotwartego w Ustce. Trafił tam w ramach kary zastępczej – otrzymał 75 dni za niezapłacenie grzywny. O możliwości odbywania kary więzienia w zakładzie półotwartym decyduje komisja penitencjarna. Pozwoliła ona Marcinowi P. skorzystać z tego przywileju. Marcin P. trafił w 2009 r. do aresztu śledczego w Słupsku, ale skierowano go nad samo morze do Oddziału zewnętrznego w Ustce. Niektórzy osadzeni za dobre sprawowanie mogą pracować na zewnątrz aresztu w ramach resocjalizacji. Marcin P. pracował w ośrodku Doskonalenia Kadr Służby Więziennej, który pełnił też funkcję domu wczasowego. Mieszkańcy Ustki nazywali ten ośrodek zwyczajnym „Posejdonem”. W trzykondygnacyjnym budynku było ponad 200 miejsc noclegowych i sala konferencyjna. W skład kompleksu wchodziły też domki kempingowe. Poza działalnością szkoleniową ośrodek prowadził również działania komercyjne, przyjmując latem wczasowiczów i kolonistów. Jak dowiedzieliśmy się w tym Ośrodku, Marcin P. pracował tam jako asystent animatora kulturalno – oświatowego, zajmując się pracami fizycznymi i porządkowymi, sprzątał pomieszczenia, zmywał ubikacje, pomagał przygotowywać imprezy, przenosił stoły, przygotowywał ogniska etc. – Normalnie sprzątał, zasuwał jak każdy inny osadzony. Niczym szczególnym się nie wyróżniał – powiedział nam pracownik ośrodka pragnący zachować anonimowość. Marcin P. podczas pracy w ośrodku w Ustce nie sprawiał ponoć żadnych kłopotów i miał dobrą opinię. Za swoją prace otrzymywał nawet wynagrodzenie w wysokości 572 zł i 89 gr. I były to jedyne pieniądze jakie wykazał w deklaracji podatkowej za 2009 rok. Marcin P. nie odsiedział całego zasądzonego wyroku. Wyszedł z zakładu karnego na mocy decyzji sądu okręgowego, który zgodził się na przerwę w odbywaniu kary. Potem dzięki Amber Gold stał się milionerem”. Ambasady polskie promując antypolskie tytuły, na siedem głównych opracowań pięć mówi o polskich szmalcownikach, rabusiach żydowskich majątków i antysemitach. A w dodatku wydawcą książki jest oficyna „Rytm” byłego oficera SB Mariana Kotarskiego vel Pękalskiego. Tytuł „Piekło wyborów”. Chętnie natomiast zamiata się pod dywan uchwalenie 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian, łącznie ze wszystkimi aferami korupcyjnymi rządu Tuska i blisko 200 tysiącami naszych rodaków zamordowanych bestialsko przez bandy ukraińskie OUN – UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Upominając się o media polonijne na Kresach należy przypomnieć jak ze szczególnym okrucieństwem mordowali nacjonaliści UPA –OUN dzieci: - rozdzierali nóżki z morderczym hasłem – „tyś polski orzeł”, - rozdzierali usta z hasłem „Polska od morza do morza”, -żywym dzieciom wyrywali kończyny, języki, wykłuwali oczy, tak umęczone wbijali na widły, rąbali siekierami, przecinali na pół piłami, rozpruwali brzuchy, wydłubywali oczy, wrzucali je do studzien, bili aż do zabicia, krzyżowali na otwartych drzwiach, gwałcili i obcinali genitalia, nie mówiąc o masowych rabunkach. Dzieci patrzyły na kaźń rodziców, rodzice na mękę swoich dzieci. Ekipa Tuska stwarza nową formę okupacji Polski. Obce narodowi siły wewnętrzne i zewnętrzne dążą aby utracił on źródło swojej spoistości i przestał być wrażliwy na własną tożsamość ukształtowaną przez wiekowe dziedzictwo kulturowe i religijne. Te same siły zawładnęły Kościołem od wewnątrz. Radosław Sikorski zespolony z tymi siłami, pozbawiając kresowian środków edukacyjnych już „dorżnął watahę”! Aleksander Szumański
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz