Tega glowa Lecha W.
Lech Walesa potrafi zaimponowac. Tym razem, mnie. Przyznam sie, ze po raz pierwszy, bo do tej pory zawsze bylem odporny, nawet wtedy gdy studentki na obozie naukowym w Raciborzu poinformowaly mnie o wydarzeniach Sierpnia 1980 i Leszku W. Sluchaly Wolnej Europy te slaskie dzieci. Nawet seksualne byly te dziewczatka z psychologii i pedagogiki. Na koniec dalem im po rozy, bo bylo ich za duzo, by cos zrobic, a ja sam, jak ten goly palec. Blokada kompletna.
Jak sie okazuje, Lech W. w czasie swojego 11- miesiecznego internowania (Chylice, Otwock,Arlamow) zdolal obalic: 289 flach wodeczki i 158 buteleczek winka oraz 59 flaszeczek winiaczku i koniaczku. A do tego 238 flach, godnego dzentelmenow, szampana, choc i 1 115 buteleczek raczej plebejskiego (nie pasujacego do potomka Cezarow) piwka. A do tego, perla w koronie - dwie buteleczki spirytusu. I to wszystko moj bohater obalil w glupie trzysta trzydziesci pare dni. Na oko liczac, wychodzi szesc flach na dzien. W szczegolowym rozbiciu dla dobra kurwy-statystyki, wychodzilo po dwie flachy wysokowoltowe i po trzy piwka na dzien. Nie znam metodologii Noblisty, ale wyglada na to, ze powinien wzbudzac moja zazdrosc. Ja do tego poziomu nigdy, we wlasnym zyciu dotychczasowym (co bedzie w Niebie, to sie okaze) nie zblizylem sie nawet do progu. Realistycznie do rzeczy podchodzac, mamy tu do czynienia z dwiema flachami po 750 ml. 40% czyli voltowej mocy wodeczki. Na kaca bierzemy po trzy flaszeczki piwka. To sie trzyma kupy. Lehu jechal rowno, ale zgodnie z teoria prawdopodobienstwa, to ogolnie, a moim psychologicznym prawdopodobienstwem - tez!
Jednakowoz, jest wersja lagodzaca bezlitosny ogrom wyczynu. Lech W. mogl zanietrzezwiac sie w towarzystwie. A to towarzystwo, to BOR-owiki oraz roznej rangi funkcjonariusze odwiedzajacy Nobliste. Niby mozna argumentowac, ze odciazyli Wielkiego Polaka przywracajac jego wyczynowi jakis ludzki wymiar. Powiedzmy. Ale wtedy mamy caly folklor tego typu wydarzen. Musiala byc jakas zagrycha. Nie jakas tam szynka ogrodowa, czyli cebula. Subtelni, wyrafinowani wspolbiesiadnicy raczej wegorzyka i poledwiczke oraz sledziki w occie pewnie spozywali. Nie mogli tez przyjsc z pustymi rekoma, ktore przyzwyczajone byly budowac socjalizm. A jezeli tak, to nie przyniesli przeciez jakis spiryt kolejowy czy denatury. Co jak co, ale tamte sluzby chlaly rowno! Mam pod reka pare sensacyjnych opowiesci, jak to cale operacje kladli, bo sie zanietrzezwili.
Nie moglo sie obejsc bez toastu. Nie takim zwyklym, od ktorego ja, prosty czlowiek zaczynam: "Zdrowie na budowie!", a wspolbiesiadnicy odpowiadaja: "Po szklanie i na rusztowanie!". Pewnie byly rozne patriotyczne toasty.
Co wiecej, byloby brakiem kultury osobistej, gdyby pozniejszy Presidente nie wypil brudzia.
Jednakowoz, jako skrupulatny badacz dziejow wspolczesnych Polski nie moge nie wyrazic pewnej watpliwosci. Otoz, goscie-biesiadnicy musieli byc zacnymi osobnikami. A w zwiazku z tym, nie przyszli przeciez wypic na krzywego ryja. Musieli cos ze soba przyniesc do przyszlego presidente i Noblisty. Jednakowoc, po raz drugi, w tym momencie rachunkowosc przywraca stan pierwotny, po angielsku: "Return to Square One". Lechu obalil, to co mu wlasnie wyliczono, a ja zacytowalem. Wielki Ci On nadal jest. Nie mozna mu odjac od ust nawet glupiego kieliszka. Wredna statystyka ma odbrazawiac spizowy pomnik Giganta?
Lechu, dzisiaj uwielbia Arlamow, czyli miejsce swojego uwiezienia. Uprawia tam NORDIC WALKING. Taki On nowoczesny!Nawet zna rozne obce jezyki tyn nasz Lehu. Biega z kijkami nawet po dwie godziny dziennie. Jednakowoz, Danuta, to ta, una zonka, nie chce tam bywac.. Zwierza sie Medrzec Europy:
"Jest tu szczegolny mikroklimat. Bardzo mi sluzy. W zasadzie nie pamietam dnia, zebym czul sie zle, czego nie moge powiedziec o innych miejscach". Takie sobie miejsce, cos na ksztalt walesowskiego raju.
Nawet wizytatorzy, turysty rozne tez ulegajo wplywowi czarownemuuuu:
"Glowna atrakcja malowniczo polozonego osrodka wypoczynkowego Arlamow w Bieszczadach jest pokoj, w ktorym po wprowadzeniu stanu wojennego byl osadzony przywodca Solidarnosci. Turysci odwiedzajacy hotel z nieslabnacym zainteresowaniemk pytaja o kwote jaka musza wydac za jedna noc w APARTAMENCIE internowanego bylego prezydenta".
A cwany jak nikt, Lehu, za darmo tam sypial w swoim legendarnym lozu.
A ja bym nie wracal na Mikolowska i do Pentagonu. Siedziec we wiezniu, to raczej przykra sprawa. Gdyby dali mi pare flach dziennie, to moze bym zmienil zdanie. Ale nie dali.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Tymczasowy
HO HO HO ! Bronek może tylko pomarzyć o takim przerobie, a też go złapali i trzymali, aż go żona zabrała z interny na urlop , widać wątroba nie wytrzymywała.
"Nie mozna mu odjac od ust nawet glupiego kieliszka. Wredna statystyka ma odbrazawiac spizowy pomnik Giganta?" - niech nawet nikt nie śmie! "Zdrowie wasze w gardło moje", jak to toastował Gigant.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl