Widziałem wolny Naród - 10.04.2012
Wybiegłem z pracy i na Królewskiej dołączyłem do pochodu Solidarnych 2010. Na przedzie niesione portrety ofiar smoleńskiej katastrofy. Za nimi prawie 2 tys. osób z różnych stron Polski. A przecież ten Marsz nie był w zasadnie nagłaśniany poza internetową stroną Solidarnych 2010.
Pobiegłem pod Pałac Namiestnika, gdzie zbierał się coraz większy tłum. Ludzie spokojnie się przemieszczali, większość stała obserwując telebimy. Zacząłem spotykać znajomych. Wujek mojej żony, dawno niewidziany bloger, kolega ze studiów… Krótkie przywitanie, wymiana uprzejmości i po chwili kontynuowałem krążenie między ludźmi. Nie byłem w nastroju do pogłębionych rozmów i wymiany relacji o tym „co u ciebie słychać”. Skupienie zogniskowało się na nieznanych ludziach, rozpraszając własne myśli i likwidując elokwencję.
Pierwsze przemówienie Kaczyńskiego, w którym uderzały podziękowania dla wielu grup i inicjatyw, dzięki którym obnażane zostawały kolejne kłamstwa. Gazeta Polska i Nasz Dziennik jako chlubne wyjątki prasy zainteresowanej demaskowaniem kłamstw. Radio Maryja i Telewizja Trwam jako wyłomy w murze medialnego milczenia w relacjonowaniu istotnych wydarzeń. Deklaracje jedności i dobitnie powtarzane apele, żeby zło dobrem zwyciężać, że tak naprawdę to jedyna metoda na jego pokonanie.
Pierwsza próba przejścia w kierunku pl. Zamkowego zakończyła się fiaskiem. Zbyt duży tłum, zbyt duży ścisk. Jednocześnie zaskakujący był brak widocznej obstawy zarówno Pałacu jak i otoczenia Manifestacji. Nie ustawiono żadnych metalowych barierek, nie było widocznych żadnych grup szturmowych z kamizelkami, kaskami i tarczami. Policjanci kierujący ruchem byli umundurowani tak jak na codzienne patrole. Nie było też widać podpitych prowokatorów. To zupełnie nowa jakość, aż dziwny stan normalności, który jeszcze bardziej unaoczniał mechanizmy kreowania sytuacji i medialnego przekazu.
Od strony Karowej dotarły balony Lasu Smoleńskiego. Po kolejnym tego dnia przypomnieniu nazwisk ofiar katastrofy, w górę poleciały Znaki Pamięci. Biało-czerwona chmura uniosła się majestatycznie unosząc hołd oddany osobom, którym nie udało się w 2010 roku pokłonić się w imieniu wszystkich Polaków na grobach pomordowanych polskich oficerów. Jest czymś bardzo znaczącym, że dziś świadectwa pamięci o zrównanych przez śmierć politycznych przeciwnikach, są czymś naturalnym dla obywateli i czymś niepojętym dla medialnych celebrytów.
Gdy tłum nieco zelżał udało się w końcu przejść w kierunku pl. Zamkowego. W jednej z kawiarni grupa blogerów zjednoczonych wokół idei Ob-Ciachu. Idea wyszydzenia szydzenia, ironizowania z ironii, wykpienia kpiny. Ta sama idea, która utworzyła hasła w stylu „lepiej być moherem niż Tuska frajerem”. Jeśli bycie patriotą jest obciachowe, jeśli troska o dobro wspólne jest obciachowa, jeśli przywiązanie do narodowych tradycji jest obciachowe – to tak! Warto być obciachowym! Warto po obywatelsku ciachać schematy i poznawcze klisze serwowane nam w sprowadzającej rzeczywistość do absurdów propagandzie. Zachować zdrowy rozsądek i wyczucie granic jest niezwykle trudno, gdy posunięte do skrajności medialne kłamstwa rodzą w odruchu oporu skrajne postawy i oceny opierające się na niewystarczających przesłankach. Humor często okazuje się ostatnią skuteczną bronią.
Wieczorna msza w Katedrze słuchana jest przez głośniki na pl. Zamkowym. Ludzie schodzą się cały czas, luźny tłum zajmuje przestrzeń aż do Miodowej. Jeszcze za widoku, zanim przed mszą sformuje się kolumna z flagą, jakiś trzech młodych ludzi zaczyna pośrodku tłumu coś wrzeszczeć przy gitarze, nie reagując na zwracaną przez przechodniów uwagę. Podchodzi dwu policjantów, próbują ich wylegitymować. Dotychczasowa bezkarność ulicznych chuliganów procentuje. Policjanci oglądają język i bezsensowne kpiące pomruki. I znowu zaskoczenie: zamiast niedopatrzenia się znamion przestępstwa (młodzieńcy nie są agresywni) następuje zatrzymanie i wszyscy lądują w radiowozie.
Po mszy wieczorny pochód formuje się wyjątkowo długo. Ludzie szczelnie wypełniają cały plac Zamkowy. Pod sceną przy Pałacu Namiestnika czekają kolejne tysiące osób. Długa na 150 metrów biało-czerwona flaga ma problem by przecisnąć się na drugą stronę sceny. Jednocześnie chwilę później tą samą trasą bez większych problemów przeciska się przez tłum karetka. Ludzie stoją w sporym ścisku ale są zdyscyplinowani. Utworzone pośrodku tłumu przejście dla polityków PiS nie musi być zabezpieczone służbami porządkowymi. Ludzie pilnują sami siebie.
Wieczorne przemówienie jest w zasadzie powtórzeniem popołudniowego. Dochodzą jeszcze emocjonalne wystąpienia Ewy Błasik, Marty Kaczyńskiej i ks. Małkowskiego przerywane wyciskającym łzy skandowaniem „Dziękujemy” oraz „Cześć i chwała bohaterom”. Owacją powitany jest Antonii Macierewicz, którego wytrwałość ludzie ewidentnie widzą i doceniają. Wytrwałość w dochodzeniu do prawdy o okolicznościach śmierci przedstawicieli wszystkich politycznych ugrupowań.
Ludzie rozchodząc się w spokoju i zadumie, zostawiali pod Pałacem ostanie znicze. Znicze, po których nad ranem nie było już śladu. Pamięci jednak nie da się łatwo posprzątać. Pamięci nie tylko o katastrofie, ale także o dumnych i wolnych Polakach, którzy 10 kwietnia pokazują przede wszystkim sobie samym, że można godnie, z szacunkiem i w porządku razem być i tworzyć Wspólnotę. Polską Wspólnotę.
- wiktorinoc - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz