Jedyny (taki) hotel w mieście
Wśród wielu zabytków znajdujących się w Legnicy, są i takie, których nie znajdziecie na folderze turystycznym i którymi się nikt w mieście nie zajmuje. Nikt nie ściga się w dążeniach do przywrócenia im świetności, bo argumentują to jedynie słusznym stwierdzeniem: „budynek znajduje się w rękach prywatnych”.
Mam na myśli dawny hotel kolejowy w Legnicy, mieszczący się przy ul. Daszyńskiego, który od wielu lat jest opuszczonym pustostanem, odwiedzanym jedynie przez piromanów oraz bezdomnych amatorów najtańszych nalewek, nazywanych mamrotami. Budynek z dnia na dzień niszczeje, dewastowany z zegarmistrzowską dokładnością i z taką samą regularnością podpalany, umyślnie lub nie.
Nie dziwię się mieszkańcom ul. Daszyńskiego, którzy zamieszkują budynki przylegające do tego hotelu, bo to trochę tak, jakby mieszkali tuż przy bombie zapalającej. Idziesz do pracy na nocną zmianę i nie masz pewności, czy nie wrócisz jedynie do kupy ruin i zgliszczy, bo ktoś oddał zabytek w ręce prywatne i teraz nie potrafi od tych rak wyegzekwować tego, by tym swoim zakupem się opiekował i nie stwarzał zagrożenia dla innych. A stwarza.
Ja wiem, że na Zakaczawie nikt nie zapuszcza się bez potrzeby, a właśnie tam mieści się opisywany przeze mnie obiekt. Nie czynią też tego włodarze miasta, o ile nie trwa właśnie kampania wyborcza. Zapewne na wycieczki takie nie pozwala sobie też konserwator zabytków, którego psim obowiązkiem jest jednak opieka nad takimi budynkami. Niestety w każdym z tych przypadków zauważam drastyczne zaniedbania.
Nie chce mi się wierzyć, że w państwie prawa, a za taki Polska się uważa, nie można sięgnąć po odpowiednie przepisy i paragrafy, by coś w końcu z tym wiecznie palącym się zabytkiem zrobić. I nawet nie chodzi mi o ratowanie tego zabytku, bo z dotychczasowych ruchów ze strony miasta wynika, że na ów zabytek wszyscy się wyłożyli, łącznie z jego dotychczasowym prywatnym właścicielem, który nie wiem po co go kupił. Po to by niszczał? Stanowił wylęgarnie syfu i menelstwa? Stwarzał realne zagrożenie dla okolicy?
To są pytania elementarne, które tenże właściciel powinien sobie zadać i jeśli nie zamierza w tym budynku czegokolwiek konstruktywnego zrobić, to niech go po postu zburzy, a na to zburzenie niech konserwator wyrazi zgodę, jeśli nie potrafił dotąd w sposób jakikolwiek o niego zadbać. Do roboty powinien się wziąć być może także ktoś z nadzoru budowlanego.
A wszystkim legnickim i wojewódzkim urzędnikom, którzy rozkładają ręce mogę podpowiedzieć, że o ile się nie mylę, to polskie prawo pozwala odebrać prywatnemu właścicielowi zabytkowy budynek, który w jego rękach niszczeje. Zatem przestańcie rozkładać ręce, zacznijcie nimi działać.
- PiotrCybulski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz