Żołnierze Niepodległości
Pozwolę sobie przedstawić tekst redakcyjnego kolegi Jarosława Lewandowskigo, opublikowanego na naszej stronie www.warszawskiPiS.pl , o Żołnierzach Wyklętych, a raczej o Żołnierzach Niepodległości jak powinno się ich poprawnie nazywać.
Żołnierze Niepodległości
Dnia 1 marca będziemy obchodzili Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. To ustanowione w zeszłym roku święto poświęcone jest pamięci polskich żołnierzy zbrojnego, antykomunistycznego podziemia po 1945r. Data ta została wybrana nie przypadkowo. 1 marca 1951r. w piwnicach warszawskiego więzienia mokotowskiego strzałem w tył głowy UB zamordowało siedmiu członków IV Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.
Kim byli „żołnierze wyklęci” i jak można wytłumaczyć fenomen istnienia podziemnych oddziałów wojskowych tak długo po zakończeniu wojny?
Na przełomie 1944/45r. ziemie przedwojennej Rzeczypospolitej zostają „wyzwolone” przez Armię Czerwoną i 1 Armię Ludowego Wojska Polskiego. Ogół społeczeństwa traktuje ten fakt, jako faktyczną zmianę okupacji, z hitlerowskiej na sowiecką. Ponura sława Armii Czerwonej kroczy równo z jej „sołdatami”. Gwałty, rabunki i morderstwa dokonywane powszechnie przez jej żołnierzy sprawiają, że Polacy, w przeważającej większości, nie mają wątpliwości, co do zamiarów i intencji nowych „czerwonych wyzwolicieli”. Jednocześnie cały czas mamy nadzieję na prawdziwe wyzwolenie naszych ziem przez zachodnich aliantów u boku których walczyliśmy przez pięć długich lat wojny. Nadzieje te w tamtych realiach nie były wcale pozbawione podstaw. Armie zachodnie razem z polskim II Korpusem były raptem około trzystu kilometrów od polskich granic, a Amerykanie stali nad rzeką Łabą. Gdyby tylko była taka wola polityczna ich czołówki pancerne mogłyby osiągnąć Warszawę w dwa, trzy tygodnie. Wyposażenie armii sprzymierzonych było w 1945r. na dużo wyższym poziomie niż wojsk sowieckich. Jeszcze pod Stalingradem w wielu oddziałach „krasno - armijców” tylko co czwarty żołnierz miał karabin! Bez pomocy alianckiej techniki Stalin nigdy by nie doszedł do Berlina. Poza tym Stany Zjednoczone, wtedy jako jedyne na świecie dysponowały bombą atomową. Czego mogła dokonać ta straszna broń udowodniły w sierpniu 1945r. w Hiroszimie i Nagasaki. Po Warszawie krążyło nawet takie powiedzenie : „Jedna bomba atomowa i wracamy znów do Lwowa”. Nie wierzyliśmy, że Zachód na przestrzeni paru lat zdradzi nas po raz drugi. Niestety, tak jak w 1939r. alianccy żołnierze nie chcieli umierać za polski Gdańsk, tak samo w 1945r. nawet im się nie śniło umierać za polskie Wilno i Lwów. Powszechnie łudziliśmy się, że po pokonaniu Niemiec uda się odtworzyć nasz kraj w przedwojennych granicach. Nie do pomyślenia było dla ówczesnych Polaków, że Lwów, jedno z najbardziej polskich miast na przestrzeni wieków może nie być po wojnie w Polsce. Liczono na wybuch, w mniejszym wymiarze, III wojny światowej, podczas której państwa zachodnie razem ze Stanami Zjednoczonymi wyzwolą Europę środkowo-wschodnią z pod sowieckiego panowania. Żołnierze polskiego II Korpusu w latach 1945-47 pełnili razem z innymi zachodnimi aliantami służbę wojskową w okupowanych Niemczech i Włoszech. Do roku 1947 Polskie Siły Zbrojne w Wielkiej Brytanii liczyły 249 000 żołnierzy ! Ćwierć milionowa armia mogąca być uzbrojona w najnowocześniejszą zachodnią broń stanowiła realną siłę na którą bardzo w kraju liczono. Dlatego leśne oddziały w Polsce nadal pozostawały w podziemiu. Czekały na kolejną zmianę sojuszy w Europie. Wreszcie na taką, która będzie korzystna dla Polski. Był też jeszcze jeden, bardziej doraźny powód. Powoli docierały wiadomości z terenów już wcześniej zajętych przez Rosjan. Żołnierze polskiego podziemia byli wszędzie tam podstępnie rozbrajani i aresztowani. Nie rzadko mordowani lub wysyłani w głąb ZSRR. Często jedynym sposobem uniknięcia takiego losu było dalsze pozostawanie w konspiracji.
19 stycznia 1945r. rozkazem jej ostatniego komendanta, gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, została rozwiązana Armia Krajowa. Największa armia podziemna II wojny światowej, która w swoim apogeum liczyła 380 000 żołnierzy (lato 1943r.). W jej miejsce utworzono, a właściwie reaktywowano organizację „NIE”. Była to kadrowa organizacja wojskowa wydzielona ze struktur AK, która miała kontynuować walkę o niepodległość po wkroczeniu Sowietów. Początkowo swoim działaniem objęła Kresy Wschodnie RP. Jednakże po upadku Powstania Warszawskiego i rozpoczęciu realizacji planu „Burza” większość tworzących ją oficerów poszła do niemieckiej niewoli. Rozpoczęto jej ponowne tworzenie 16 stycznia 1945r. w Krakowie. Swoje działania miała rozpocząć po rozwiązaniu Armii Krajowej. Po przypadkowym aresztowaniu w dniu 7 marca 1945r. jej komendanta, gen. E. Fieldorfa „Nila”, jego następca płk J. Rzepecki wystąpił do Naczelnego Wodza PSZ o rozwiązanie tej organizacji. Jednocześnie podjęto decyzję o kontynuowaniu tych działań powołując w dniu 8 sierpnia 1945r. Delegaturę Sił Zbrojnych (DSZ), która istniała do 2 września 1945r. Z kolei w jej miejsce, tego samego dnia powołano cywilno-wojskową organizację antykomunistyczną „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Dowódcy obszarów DSZ zostali automatycznie prezesami obszarów WiN-u. Organizacja ta działała do wiosny 1948r., kiedy to jej V Zarząd był już całkowicie kontrolowany przez UB i służył jedynie, jako prowokacja mająca wyłapać jeszcze ukrywających się konspiratorów. Zresztą z każdym dniem swojej działalności WiN działała w coraz to trudniejszych warunkach. Coraz więcej było wokół niej szpicli i prowodyrów. Dość powiedzieć, że jej drugi prezes został aresztowany już w dniu swojego wyboru.
19 stycznia 1947r. władza ludowa przeprowadziła pierwsze po wojnie wybory parlamentarne. Zostały one całkowicie sfałszowane. Ponad 47% składu obwodowych komisji wyborczych i ponad 43% składu komisji okręgowych stanowili agenci UB. Opozycyjne PSL byłego premiera Mikołajczyka uzyskało tylko 3,5% głosów, chociaż przy uczciwym liczeniu powinno otrzymać ponad 50%. Do dziś znany jest wierszyk z tamtych czasów : „Co to za magiczna szkatułka? Wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka.” Tym samym ostatni naiwni pozbyli się wątpliwości, co do uczciwości nowej władzy.
W marcu 1947r. władze komunistyczne ogłosiły w Polsce powszechną amnestię. Każdy, kto dobrowolnie przyznał się do działalności antykomunistycznej i oddał broń miał być ułaskawiony. Niestety duża część konspiratorów, ale i zwykłych ludzi posiadających broń uwierzyła komunistom. Chcieli móc zacząć nowe życie. W sumie z amnestii skorzystało 53 517 osób, swoją nieznaną do tej pory „wywrotową” działalność ujawniło dodatkowo 23 257 osób przebywających w więzieniach. Józef Mackiewicz w londyńskich wiadomościach tak skomentował ten sowiecki „akt łaski” : „Społeczeństwo, które strzela, nigdy nie da się zbolszewizować. Bolszewizacja zapanuje dopiero, gdy ostatni żołnierze wychodzą z ukrycia i posłusznie stają w ogonkach. Właśnie w Polsce gasną dziś po lasach ostatnie strzały prawdziwych Polaków, których nikt na świecie nie chce nazwać bohaterami. (…)” Ale nie wszyscy żołnierze podziemia uwierzyli nowemu okupantowi. Na wieść o amnestii mjr H. Dekutowski ps. „Zapora”, dowódca oddziału partyzanckiego, powiedział do swoich podkomendnych : „Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy Wojsko Polskie”. Niestety pół roku później jego oddział został rozbity, a on sam razem ze swoimi sześcioma żołnierzami został skazany na karę śmierci, którą zaraz wykonano. W więzieniu wszyscy byli torturowani. Żeby jeszcze bardziej ich upokorzyć , na czas procesu ubrano ich w mundury Wehrmachtu.
Ci, którzy ujawnili się komunistom, zostawali prędzej, czy później aresztowani. Często byli mordowani strzałem w tył głowy. Brat mojej babci, który ujawnił się w ramach amnestii, do początku lat 70-tych wraz z całym swoim oddziałem, gdy na terenie powiatu w którym mieszkał wydarzyło się jakieś przestępstwo, był aresztowany na 24 godziny, jako najbardziej podejrzany. Ponad 20 lat po ujawnieniu się!
Ci, którzy się nie ujawnili, do lat pięćdziesiątych prowadzili nierówną walkę z Sowietami, KBW i UB. Skupieni w nowopowstałych antykomunistycznych organizacjach wojskowych takich jak : Wolność i Niezawisłość, Narodowe Siły Zbrojne, Konspiracja Wojska Polskiego, Narodowa Organizacja Wojskowa, Wielkopolska Samodzielna Grupa Operacyjna „Warta”, czy wiele innych. Albo w ramach jeszcze wojennych struktur Armii Krajowej, czy Batalionów Chłopskich. Likwidowali kolaborujących z Sowietami polskich komunistów i samych Rosjan, odbijali z ubeckich więzień polskich patriotów. Część z nich poległa z bronią w ręku, pojmanych skazywano w pokazowych procesach, bez prawa do obrony, na karę śmierci lub wieloletnie więzienie. Często sądzono ich jako „polskich sanacyjnych faszystów”. Zdarzało się, że „żołnierze wyklęci” przesiadywali w tych samych więzieniach, w których byli przetrzymywani przez Niemców. Takim przykładem jest Zamek w Lublinie i obóz koncentracyjny na Majdanku. Najpierw były to katownie gestapo, a po wojnie NKWD i UB. Torturowani i bici wbrew wszystkim konwencjom wojskowym i ludzkim, nawet po zamordowaniu stanowili zagrożenie dla swoich oprawców. Władza ludowa obawiała się, że ich groby będą miejscem pamięci sprawy za którą ginęli. Zabitych chowano więc w bezimiennych mogiłach, dołach z wapnem, szambach. Miejsce pochówku wielu bohaterów tamtej nierównej walki jest do dzisiejszego dnia nieznane. To, co rozpoczął Stalin w Katyniu było dokańczane tak długo, aż nie złapano ostatniego żywego polskiego partyzanta. Z taką samą, azjatycką pogardą dla ludzkiego życia i śmierci.
Ogółem już po wojnie, w latach 1945-56 z rąk polskich i sowieckich morderców zginęło 8 600 żołnierzy zbrojnego podziemia, a 5 000 skazano na karę śmierci (skazywano na nią nawet nieletnich). W więzieniach i obozach zagłady poniosło śmierć około 20 000 „żołnierzy wyklętych”.
Leśne pododdziały Wojska Polskiego dowodzone przez Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, Józefa Kurasia „Ognia” i wielu, wielu innych na zawsze pozostaną w pamięci Polaków.
Najdłużej ukrywającym się oficerem był Stanisław Marchewka „Ryba”. Zginął z bronią w ręku w marcu 1957r. Ostatni „żołnierz wyklęty” – Józef Franczak „Lalek” z oddziału kpt. Z. Brońskiego „Uskoka” został zabity przez UB na Lubelszczyźnie 21 października 1963r. 18 lat po zakończeniu wojny! Dłużej po II wojnie światowej walczyły tylko pojedyncze oddziałki Japończyków, ale oni ukrywali się na praktycznie bezludnych wysepkach porośniętych gęstą dżunglą.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku można było spotkać „żywe” pamiątki po powojennej partyzantce. W wielu wsiach, gdy paliła się jakaś chałupa, straż pożarna czekała na skraju wsi, aż wybuchnie przechowywana na strychu, ukryta tam przez „leśnych” amunicja. Sam byłem świadkiem podobnego zdarzenia pod koniec lat siedemdziesiątych zeszłego wieku.
W czasach PRL-u pamięć o „żołnierzach wyklętych” była surowo zabroniona. Żadnych filmów, publikacji, czy wspomnień związanych z powojenną konspiracją. Wyjątkiem był film według powieści Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament” (1958r.). opowiadający o powojennych losach i dylematach dwóch oficerów Armii Krajowej.
Po roku 1989 jedynie film „Pierścionek z orłem w koronie” (1992r.) porusza powyższe tematy. Natomiast „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” (2010r.) wciąż nie może trafić do kin. Szkoda, że żaden współczesny reżyser nie nakręcił filmu o losach ludzi, których prawdziwe historie życia mogłyby posłużyć na fabułę filmu o iście hollywoodzkiej dramaturgii.
Dlaczego „żołnierze wyklęci” dobrowolnie decydowali się na walkę do końca, praktycznie bez szans na zwycięstwo ? Niech za odpowiedź posłużą słowa z listu por. Kazimierza Żebrowskiego „Bąka” ,ostatniego komendanta Narodowego Zjednoczenia Wojskowego na białostocczyźnie, napisane w październiku 1946r. do swojej żony przebywającej w Anglii : „(…) Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham, tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.” Por. „Bąk” razem ze swoim synem Jerzym „Konarem” zginęli w obławie KBW i UB 3 grudnia 1949r. Cześć pamięci wszystkich „żołnierzy wyklętych” !
Jarosław Lewandowski
źródło: www.warszawskiPiS.pl
- Orzech - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz