Koniec karnawału, a geoglify z Nazca.
…we wtorek zapustny stoi djabeł za drzwiami karczmy i spisuje wychodzących z niej po północy…
Tekst ten dedykuję Szpilce.
Nie uciekniemy od otaczającego nas świata, choćbyśmy go chcieli na własną modłę przerobić, a co lepsze gdy nas się przerabia. Zarówno w oparciu o środowisko naturalne, jak i o sprawdzone metody. Często stosowane przez pozornie stojących na innym biegunie.
Życiem ludzi w dalszym ciągu i zawsze będą rządzić cykle przyrody. Ile byśmy starań nie dołożyli by je zakłócić. Na nich opiera się nie tylko praca, ale i wiara oraz obyczaje. Nic bowiem lepiej nie układa się w pewien zamknięty krąg. Bez początku i końca, z powtarzalnością i jej konsekwencjami.
Może wydać się to zbyt daleką analogią, jednak gdy wzniesiemy się na odpowiednią wysokość, pojawiają się nam niczym geoglify na płaskowyżu Nazca dość wyraźne obrazy. Na co dzień ich nie zauważamy, wciągnięci w kierat, z którego wypina się nas na czas karnawału, oczywiście tylko pozornie. Po ciężkim okresie orki, siewu i żniwowania następuje czas radości. Konsumpcji owoców naszej pracy. Nie przejadamy ich oczywiście, zdając sobie sprawę, iż od następnych zbiorów dzieli nas kolejny cykl pracy oparty na przemyślanym podziale na zapasy i materiał do zasiewu.
To prawie jak z odzyskaniem wolności. Jeżeli zbytnio się nią zachłyśniemy i oddamy się bezmyślnie jej konsumpcji, wtedy dość szybko i boleśnie odczujemy na swojej skórze, a i brzuchu brak trzeźwości. Zawirujemy w tańcu, zawiruje sala, a upadek będzie bolesny. Nie da się bowiem korzystać z wolności, gdy nie przygotowaliśmy się do niej, z namysłem jej wartym. Bowiem gdy my oddajemy się przedwczesnej zabawie, to złodzieje już dawno się szykowali na kolejny rabunek. Ci sami, tylko w większym gronie. Bo nic tak nie smakuje jak owoce z grandy. Dobry gospodarz nawet w chudych latach odkłada ziarno na zasiew i go strzeże. Przed zepsuciem i kradzieżą. Tym ziarnem jest niewątpliwie kolejne pokolenie. Nieczyszczone z plew i podlewane złą wodą, jeżeli nawet coś zrodzi, to bynajmniej nie będą to zdrowe owoce.
Wojna nie jest dobrym czasem, ni dla człowieka, ni też dal dla Dzieła Bożego. Dla Bestii to czas żniw. Gdy jednak poprzedzające ją czasy, zdarzenia i ludzie nie zawsze po jej myśli, to może przynieść nie tylko samo zło. Wiem, że w obliczu ofiar, które za sobą pociąga, to dość kontrowersyjne stwierdzenie. Szczególnie w kontekście ostatniej jaka nas dotknęła i czasu jaki po niej nastąpił. Czasu, który dopełnił jej dzieła rękami bolszewików. Pomimo „wielkiego trudu” jaki III Rzesza i ZSRR włożyli rękami swoich obywateli w wyeliminowanie zdrowych genów i zastąpienia ich materiałem zmodyfikowanym, nie udało im się zniszczyć w całości zdrowej tkanki Narodu.
Kim bylibyśmy dzisiaj i jak byłaby Polska, o ile by w ogóle była, gdyby nie przedwojenni Polacy i ich dzieci. Ci, których podstępnie zabijano w lasach i w sowieckich kazamatach. O poranku i wieczorem, przy każdej nadarzającej się okazji. Najczęściej rękami bynajmniej nie obcymi. Może to właśnie, to przetrwanie wbrew woli i staraniom okupantów, stanowi o sile, która w nas drzemie. Sile z jaką przebiśniegi potrafią przebić się przez skorupę śniegu. Zanim w promieniach słońca się roztopi. Pokrywa nas lawy skorupa, wydawałoby się nie do przebicia, a na niej tańcują nowi panowie i ich sługi. Nam oddechu brakuje, to oni pochłaniają nasze powietrze i ziemię. Kupczą nią za marne grosze. Byle prędzej, zanim Naród się zbudzi i rachunek wystawi. Już prawie głowy popiołem posypują. Jak zawsze nie swoje.
Coraz mniej nas, Ci Najpiękniejsi odchodzą. Mało, zbyt mało godnych ich następców. Skąd niby mieli by się wziąć. Z braku edukacji i nadmiaru gadżetów, które mają zastąpić prawdziwe wartości. Ja wiem, że tak o wiele łatwiej żyć, nawet kosztem bólu rzyci, który prędzej, czy później nadejdzie. Byle tu i teraz było jak w karnawale, wesoło, hucznie i ze stołami uginającymi się pod WieśMacami. Skryci za maskami, schowani w tłumie spychamy do głębi i przekładamy na kolejny cykl, to co najważniejsze. Rachunek sumienia. Taką księgowość duszy i sumienia, że nie wspomnę o cerowaniu na siłę dziur w pugilaresie, przez które nawet już nie ma co wypadać.
Nie sądzę, by stać nas było i na Wojnę i Pokój, stan pośredni mamy od dziesiątek lat. Stan wojny na zupełnie innym poziomie. Pozornie łatwiej zniszczyć człowieka fizycznie, nie o to jednak chodzi. Po co pozbywać się potencjalnych niewolników. Wojna przeniosła się prawie w całości do naszego jestestwa. Byśmy już nigdy nie wiedzieli, ni nie chcieli wiedzieć - Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Fałszywych drogowskazów mamy coraz więcej, nie do ogarnięcia. Tak na wsiakij słuczaj, gdyby zdarzyło się nam pojechać pod prąd postępu i kierunków nadawanych non-stop przez tego co zawsze podszeptywał. Szatana na miarę Nowego Oświecenia, mediów i ich kapłanów.
My dźwigamy na naszych barkach gospodarkę, ekonomię, światową finansjerę i ich ministrantów – polityków. Podczas, gdy oni podnoszą do ust puchary z naszą krwią i potem. Jekżesz one im smakują, niczym ambrozja. Nie wiedzą jednak, że wzrok, smak, węch i dotyk zamieniono im na zmysły. Sprawne niczym u cinkciarza paluszki, błyskawicznie liczące zwitki banknotów. Co prawda fałszywych, tak doczesnych jak ich żywot i czyny. Bez horyzontu, ze zbyt bliskim widnokręgiem. Prowadzą nas ku fatamorganie, skrojonej na miarę ich bezduszności. Niczym bowiem nie różnią się od zbrodniarzy. Ci też mieli rodziny. Dbali o nie i kochali swoje dzieci. Żywiąc je trupami wielu Narodów.
Czym się różni prawdziwy wojownik od najemnika ? Przede wszystkim wrażliwością, której ten drugi nie ma. Wojownik nie walczy dla…, tylko za… Nie dla mamony i każdej innej wymiernej korzyści, jeżeli za korzyść uznajemy rzeczy nienależne. Najemnik zawsze walczy przeciw wolności. Można by tu poszerzyć dyskusję o wątek zaciężnych, czy też o udział w wojnach obronnych najemników. Jednak mam nadzieję, że wybaczycie mi to spłycenie, nie w intencji zafałszowania prawda poczynione. Bardziej o idei i postawie mówię, niż o sztuce wojennej i jej realiach. Ponadto warto sobie uzmysłowić, że zawsze więcej dla przyszłości jeden swój wart, niźli dziesięciu. A czasem i setka obcych na żołdzie i na czym innym. Raz, że ten swój lepiej „zorientowany”, nie tylko w terenie, ale też i we wspólnym celu. A dwa, że nie pierzchnie, gdy widmo klęski w oczy zagląda. Pozostaje na polu do ostatniej kropli krwi. A gdy mądrość przebija emocje, to się nie wykrwawia. Czeka i szykuje się na…
Tylko jak tu się szykować, gdy dzieło zaborów, okupacji i PRL-u dopełniono już prawie. Padają pytania co będzie gdy nam „sieć” wyłączą ? Ano dupa blada. Usłyszmy tylko głośny jęk, podobny do okrzyków radości, które przebijały się przez „szyby niebieskie od telewizorów” w 1974 roku. Gdy nasi brylowali na Mistrzostwach Świata w ulubionej grze Donka. A do lodówek powoli zaglądał komornik. Bo tam go Gierek odesłał po spłatę długów. Jak mamy stanąć, nawet nie na ulicach, gdy czasu mamy coraz mniej dla rodziny i siebie. Mamy zawody zmieniać, by dłużej móc pracować. A może to raczej wy, najemne dziwki zmieńcie zawód i przestańcie za pomocą alfonsów FSB czynić z Polski Dom już nie tylko Publiczny, ale i internacjonalistycznej rozpusty.
Na wysokim stołku kurwie wesoło i szybko czas płynie. Na naciąganiu na chrzczone drinki kolejnych frajerów, co im własna żona nie wystarcza. Nowych podniet szukają. A skończą jak zwykle. Wyrzuceni z taksówki bez portfela, ale za to z nowym choróbskiem. Bez perspektyw na wyleczenie. Zarażeni jak nigdy wcześniej. Zjadaniem własnego kraju i ogona, sądząc, że tak samo mądrzy i cwani jak ich nadzorcy.
Świat nie jest taki zły, jakby się wydawało. Owszem świat jako taki nie. Natomiast przy naszym przyzwoleniu, narracji, która nas ustawia w rogu, my oddajemy się dumaniu, czy wolno ?, czy w ogóle wypada walnąć w pysk sąsiad ?. Gdy wszystkie niebawem granice przekroczy. I nie chodzi tu o Rosję i Niemcy. Na razie, zanim za nich, zabierzmy się za porządki na naszym podwórku. Bez obaw, że „wkroczą”. A nawet jeżeli, to przynajmniej nikt ich nie będzie witał z kwiatami i transparentami. Napotkają na prawdziwy opór. Na Monolit. Jakim prawie w pełni byliśmy i potrafiliśmy być. Bo inaczej padną takie słowa z wiadomych ust –
„…z nieskrywaną radością witamy bratnią armię radziecką i naszych braci moskali.
Którzy wrócili na nasze wspólne ziemie.
Od wieków okupowane przez ciemnogród.
Wasz i Nasz wspólny trud, który zaczął się znacznie wcześniej niż Prowokacja Smoleńska.
Wiadomych sił.
Pokój i Braterstwo wracają nareszcie na naszą wspólną ziemię.
By nigdy więcej nie przyszło nam zapłacić za Mroczną Noc Kaczyzmu.
A z czasem i do pokoju kuchnia dołączy. Rosyjska.
Z Dumą wręczam Wam Drodzy Sojusznicy ten kwiat.
Jakim jestem Ja i żywię nadzieję, że już cała Polsza...”
Można by to wszystko oraz to czego nie napisałem i nie zdążę nigdy napisać, ująć w jedno słowo - Wiem. Wiem o wiele więcej, podobnież jak i Wy. Wiem czego nam brakuje, a czego mamy w nadmiarze. Wiem też, iż jak i wielu z nas potrafię jeszcze rozpoznać kierunek po mchu na drzewie i gdzie słońce się skłania. Jeszcze potrafię skrzesać i ogień i wykrzesać go z siebie, a nawet z moich dzieci. Tylko o wiele więcej jest masy czekoladopodobnej, niż wojowników i strażniczek domowego ogniska.
Do snu już nie śpiewa kołysanek ni babci, ni też matka rodzona. Elity stać na niańki, co to ewentualnie Lady Zgagą polecą nad polską kołyską. A my ?, cóż, będziemy zmieniać zawody, dokształcać się. By jakoś dociągnąć do emerytury. Która wkrótce na mocy ustawy będzie przyznawana pośmiertnie. ZUS, ani też KRUS nie może przecież umrzeć. Jak inne ostoje komuny i służb. O tym jednak innym razem.
Jeżeli nie widzisz już innej perspektywy niż wyjście na dach i lot ku wolności, to zanim to uczynisz popatrz z wysokości i ogarnij to co nam rozrysowano w scenariuszach na przyszłość. Zauważ cykl niezmienny, który co pewien czas wraca do źródła. A przez lata wodzi nas na manowce. Nie trzeba się zbyt daleko cofać, by zoczyć jak nas ustawiono. Jak ideolodzy, partie i służby uwłaszczyli się na tym co naturalne dla świata. A w ich rękach prowadzi prosto do koła młyńskiego. Dłużej pod wodą, raz oddech. Tylko coraz częściej pod wodą. Dozują jednak zachłyśnięcie. Tak po prawdzie dla nich śmiertelne. Bo komu robić na nich będzie. A my myślimy, że tak ma być. Więcej cierpienia niż szczęścia. Podłożona cegła bardzo parzy, a nam po raz kolejny przyjdzie Nowe Huty i Stadiony budować. Ku uciesze gawiedzi, jaką nas uczyniono, nie bez naszego przyzwolenia.
Najpierw po długiej zimie PRL-u pojawiły się spreparowane przebiśniegi. Bynajmniej nie z holenderskich szklarni, choć cholera ich wie. Lenin też nie swojskiego chowu, Rosję zbawiał w teczce sukinsyn przywieziony. A zanim dojrzeliśmy do wiosny prawdziwej i rozsadziliśmy skorupę, to już utonęliśmy w nawozach z importu i podlewaniu globalnym mirażem. Z głębokiej studni na Łubiance. To nie Polska, nie Europa, czy inne kontynenty są celem.. To świat właśnie. Od zarania pośród nas są "Pośrednicy” i „Bajarze” ( dziękuję Annie za to trafne stwierdzenie ).
A My nie podążamy za Pasterzem, wolimy syreni śpiew. Mesjasze mnożą się jak psy w Rakoszynie. Im więcej, tym lepiej. Dla każdego coś miłego, nam miarę rozumku i potrzeb. Rodzi się Nowy Bóg i jego Nowe Dzieci. By przykryć ich progeniturę, karnawał pełną gębą trwa. Zanim zdążymy ziarna odsiać od plew. Nim słowo z rozdwojonego języka nie zamieni się w jad. Bo ukłucia nie poczuliśmy, ono znieczula nas wprzódy, by potem obezwładnić, wchłonąć i strawić. Bawmy się zatem do utraty tchu. Jak pewien Tobiasz, nie Jonasz. Bo tak jak Tobiasz mamy za uchem ślady ukąszenia. Jedni już padli na parkiet wyszlifowany przez cykliniarzy, gdy inni pomimo braku czucia w nogach jeszcze tańczą. Karnawału nie będzie, może się uda Operacja EURO2012.
Może warto byśmy posypali głowy popiołem, sami. Bo inaczej, jak oni będą sypąc na nie swoje głowy, to znów nam oczy zaślepi. Po chocholim tańcu nadchodzi czas zadumy i refleksji. Bardziej nad sobą. Byle nie za długo. Nie w szatach pokutnych, zbroję trza szykować. Dla Polski i Nas, kolejnych pokoleń. Walka Dobra ze Złem odwieczna jest i nie będzie mieć końca. Nie po to Zbawiciel złożył ofiarę, byśmy stali się Pochodniami Nerona. Jak ma Świat zapłonąć, tedy chrońmy przed zaprószeniem ognia Nasze Domostwa. Pod tam pierwej go podłożą. By strawił to co najcenniejsze w Nas i zarazem obce naszemu odwiecznemu wrogowi. Jakim jest źle pojęta wolność i wolna wola. Ta bez żadnych zahamowań. Takie bezstresowe wychowanie. Tak bez niczego, bez fundamentu i opoki. Bez Wiary i Sumienia. Bez zmysłów danym nam od Boga. By strzec się od pokus wszelakich i ułudy. Która omamiła Nas bez reszty.
Jutro jak zwykle wstaniemy rankiem. Nie jak Wojownicy, jak poddani. Manipulacji i indoktrynacji. Gdyż Władcy Umysłów nie śpią. Podobnież jak ich słudzy, którzy żywią się robakami i żerują na Nas jak pasożyty. W pozornej symbiozie. Jak Zaraza ze Wschodu, ta sama co zagościła na całym świecie. Siarkę czuć, kopytka snadne ogień krzesają. To nie Wici Nasze. To telegram idzie z Moskwy - Gasić Ogień, czem prędzej. Bo gdy się rozniesie, to w Piekle zrobi się za gorąco. Nawet dla nich. Jak widzę, że Legiony po Anonimowych się nawołują, to już wiem, że Czas jest blisko.
Podam ważny link, do opracowania na temat…
I mojego komentarza pod nim…
„…nie pierwsza to analiza, za to dość wyczerpująca. I chwała autorowi za to.
To przyczynek nie tylko do dyskusji, ale i do wyciągnięcia wniosków.
Anonimowi w zbyt wielu kwestiach się zbytnio zarzekają, a brednie o tym, że nie są i nie mogą być infiltrowani, czy też inspirowani przez służby warte śmiechu.
To właśnie jedna z wyższych form działania niewidocznych.
Ponadto anonimowi są co najmniej zwróceni w lewo, a po prawdzie anty-prawicowi…”.
Bo to jest właśnie Legion Biblijny.
„…A po Nocy zawsze przychodzi Dzień, a po Burzy spokój…”.
Nie Wiosna, nie Lato jest najważniejsze. Czas przed Karnawałem takim jest. I pamięć o tym jak służby „spożydkowały” ( to nie błąd ) Karnawał Solidarności. Jesteśmy dopiero na Przednówku. W Lecie znowu wyjedziemy do Ciepłych Krajów. Nic lepiej nie studzi rozgrzanychgłów jak wojaże. Kiedyś do Bułgarii. Więcej teraz w zasięgu naszych kredytów, niż Złote Piaski. Piramidy i tancerki na Sambodromie. Tak się uwodzi, ponoć „Starą Pannę”. A raczej bękarty wstydliwe. Z żadnej miary, nie Córy i Synów Polski. Matki Jedynej.
I choć wiem, że słowa te brzmią jak za ambony, to trza wyżej niż ich głos stanąć i grzmieć. Aż do skutku. Bo gdy nawet przyjdzie Nam polec, to zrosimy Krwią Naszą, jakże czystą, Ziemię Ojczystą. A Ta zakwitnie Barwą, odrodzi się i wzniesie ku Polskiemu Niebu. By trud i poświęcenie daremnym nie były, jak knowania wroga. W smaku polskości, zaklętym tak głęboko jak Nasze Korzenie. Sięgające do samego Jądra Wszechrzeczy. My nie Wybrani, my skazani na ten los.
Pamiętajmy jednak, iż jeżeli nie wzniesiemy się nad przyziemność jakiej oddaliśmy się bez reszty, to połamiemy nogi na pierwszym lepszym rysunku naszego płaskowyżu..
Jakim powoli staje się myślenie o sprawach wspólnych i najważniejszych.
A raczej jego brak.
Takich jak Ojczyzna i jej przyszłość.
Bo gdzie będą mieszkać następne pokolenia, gdy jej zbraknie.
Niechybnie nie w Europie, jej już właściwie nie ma.
Nie po raz pierwszy zabawiliśmy zbyt długo na zapustach, a diabeł pilnie spisał tych co nie wiedzieli kiedy kończy się zabawa, a zaczyna odpowiedzialność.
I po raz kolejny ich użyje, by potem i tak strącić w czeluść piekła.
A tam, nawet jeżeli będą się smażyć sprawcy polskiej katastrofy,
to zapewne na specjalnych warunkach.
Choć mam nadzieję, że będą one bardziej nie, niż dogodne.
A teraz z innej beczki.
Gdzie modra rzeka niesie wody swe,
tam słońca blask ujrzałem pierwszy raz,
nad brzegiem jej spędziłem tyle chwil,
że dziś bez rzeki smutno mi,
tam każdy dzień to skarb
dziś mój jedyny skarb.
Choć czas jak rzeka jak rzeka płynie,
unosząc w przeszłość tamte dni,
choć czas jak rzeka jak rzeka płynie,
unosząc w przeszłość tamte dni,
Do dni dzieciństwa wraca moja myśl,
w marzeniach moich żyje rzeka ta,
tak bardzo chciałbym być nad brzegiem jej
więc niech wspomnienie dalej trwa
tam każdy dzień to skarb
dziś mój jedyny skarb.
Choć czas jak rzeka jak rzeka płynie...
Już tyle dni Ciebie u mnie nie było
I przez ten czas nic się nie wydarzyło
Bo mój cały świat jest dla Ciebie - a Ty
Jesteś mi światem, doliną wśród mgły
Powietrzem, ziemią i wodą
Słoneczny blask i księżyca latarnia
Wiosenny wiatr, który włosy rozgarnia
Brylanty gwiazd rozrzucone jak mak
Upojność łąk i dzikiego bzu krzak
I cisza drzew nieruchomych
Wszystko dla Twej miłości
Wszystko do jej stóp
Wszystkie świata mądrości
Najwspanialszy cud
Wszystko by jej nie stracić
Aby mogła żyć
Wszystko za te słowa dwa
Te słowa: kocham Cię...
Zegarek ten, co ustalał spotkania
Tych kilka płyt, do wspólnego słuchania
Krzesła i stolik, dwa okna i drzwi
Ten nasz prywatny świat nocy i dni
Świat przez nas zaczarowany
Sahary żar gasił chłodne spojrzenie
Niagary szum tłumił smutne westchnienie
Milczenie gór było echem złych słów
Słoneczny brzask zmywał pamięć z mych snów
A wicher rozwiewał chmury
Wszystko dla Twej miłości
Wszystko do jej stóp
Wszystkie świata radości
Najcenniejszy łup
Wszystko by jej nie stracić
Aby mogła żyć
Wszystko za te słowa dwa
Te słowa: kocham Cię...
Ostatni grosz by ją nakarmić
Ostatek sił by ją ocalić
Najlepszy żart by ją rozbawić
Najlepszy wiersz by ją zachwycić
By była, by była szczęśliwa...
Wsiadajcie madonny, madonny
Do bryk sześciokonnych, ...ściokonnych!
Konie wiszą kopytami nad ziemią,
One w brykach na postoju już drzemią.
Każda bryka malowana w trzy ogniste farbki,
I trzy końskie maści, i trzy końskie maści:
od sufitu, od dębu, od marchwi.
Drgnęły madonny i orszak stukonny ruszył z kopyta.
Migają w krąg anglezy siwych grzyw i lambrekiny siodeł,
I gorejące wzory bryk kwiecisto-laurkowe.
A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna,
W nieodmiennej pozie tkwi od dziecka odchylona...
Białe konie, bryka, czarne konie, bryka, rude konie, bryka,
Magnifikat!
A one w Leonardach smutnych min, w obrotach Rafaela,
W okrągłych ogniach, w klatkach z lin,
w przedmieściach i w niedzielach,
A w każdej bryce vis a vis madonna i madonna,
I niewiadomo, która śpi, a która jest natchniona.
Szóstka koni, one, szóstka koni, one, szóstka koni, one,
Zakręcone!
Wsiadajcie madonny, madonny
Do bryk sześciokonnych, ...ściokonnych!
Konie wiszą kopytami nad ziemią,
One w brykach na postoju już drzemią.
Każda bryka malowana w trzy ogniste farbki,
I trzy końskie maści, i trzy końskie maści:
od sufitu, od dębu, od marchwi.
Drgnęły madonny i orszak stukonny ruszył z kopyta,
ruszył z kopyta
-->
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. JWP ,drugi dzień siedzę nad Twoim tekstem
i pierwszy RAZ ,nie wiem ,co napisać....
Tekst przejmujący,futurologiczny,a może nawet już rzeczywisty....
Na dodatek Tekst dedykowany ....
Napiszę jednak na przekór wszystkiemu ....a Wiosna i TAk przyjdzie od Wschodu...
fiołki zakwitną w lasach,może na czyjejś Mogile,o której nikt nie wie
i Ptaki zaśpiewają kolejny RAZ Pieśń zwycięstwa,pieśń radości i nadzieji
na Odmianę...
a Karnawał ? przepraszam,a gdzie on był....ja go nie spotkałam
serd pozdr
gość z drogi
2. Gość z Drogi
Witaj,
toś mnie do futurystów zaliczyła. Nie powiem, to miłe.
Co do Wiosny, to zacznie się tam, a gdzie skończy nie wiem.
Karnawał ich, post Nasz.
Pozdrawiam Serdecznie
JWP
3. Karnawał ich,post nasz :)
serdecznie pozdrawiam :)
gość z drogi