Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi ?

avatar użytkownika jwp

Nader trudno polemizować z takim stwierdzeniem, tym bardziej, że tak naprawdę nie wypowiada go żaden zwykły szatniarz.

Bareja, jako zapewne artysta bywały w lokalach, wiedział jak wielu innych bywalców, kim w większości są szatniarze i portierzy. Mowa tu oczywiście o PRL-u. Byli to w znakomitej większości, oczywiście tam gdzie to miało sens, współpracownicy SB, a nader często emerytowani milicjanci. A jeżeli nie, to co najmniej zdeklarowani kapusie. Resort w końcu nie w ciemię bity i dobrze wiedział, gdzie należy szukać cennych informacji. A słynne zdanie niesie ze sobą jasny przekaz. Nam wolno wszystko i nie tylko w kwestii płaszcza.

Ten krótki wstęp, wydawałoby się obok głównego tematu notki powinien nam uświadomić stopień penetracji nie tylko istotnych obszarów życia, jakimi są polityka, czy też gospodarka, ale i również ich moc oddziaływania na naszą sferę mentalną.

Jestem prawie pewien, że o tzw. Katastrofie Smoleńskiej napisano i powiedziano o wiele więcej niż o podobnych jej. Również dlatego, iż podobnych nie ma zbyt wiele. Choć o podobnym charakterze tak. Zbyt mało jednak poświęcono czasu na analizę prawdziwego, długofalowego celu, jaki zaplanowały rosyjskie służby, konsekwencji tej sytuacji i możliwości jakie stwarza na polu dalszej przemiany polskiego społeczeństwa. W stronę klasycznego homo sovieticus. Ludzi gotowych uwierzyć w największe mistyfikacje i obdarzających swoich oprawców bezgranicznym zaufaniem. Choć to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i ambiwalentne w stosunku do wiedzy i doświadczenia historycznego.

Pomimo w dużej części pomyślnej realizacji planu, jakim było okopanie się służb w okresie „transformacji” i ich dynamiczny powrót do władzy, sprawy wymknęły się jednak spod kontroli. Pojawiła się nie w pełni kontrolowana opozycja. Wielki trud mediów i wpływowych person doprowadził co prawda do zwycięstwa PO, partii wybranej przez oś Moskwa Berlin miast spranej już lewicy, jednak prawica okazała się zbyt silna, by ją zepchnąć do narożnika i przy pomocy sędziów oraz nieczystych ciosów wykluczyć z gry o Polskę. A wiemy przecież, że w tej grze bierze udział większa ilość graczy.

Jest bowiem o co walczyć. Kraj o ważnym położeniu geopolitycznym i strategicznym, z interesującymi zasobami naturalnymi oraz z wciąż niezłomnym i trudnym do ujarzmienia narodem zawsze będzie stał na drodze do Nowego Świata. Tym bardziej, że mimo wszystko jest w dalszym ciągu ostoją Wiary, Kultury, Tradycji i Patriotyzmu. Tego, co najbardziej boli lewackich i neoliberalnych zagończyków realizujących zalecenia swoich pryncypałów.

To co wydarzyło się w Smoleńsku, jak i przed oraz po nim, to nie zwyczajne zdarzenie w ruchu lotniczy, czy też lądowym. Jest jednak pewne podobieństwo. Zawsze są przyczyny i skutki oraz daleko idące konsekwencje. Jest jednak zasadnicza różnica, zwykłych wypadków nie poprzedzają takie przygotowania jak Smoleńską Robotę. Bo jak inaczej nazwać to co leżało w szufladach i czekało na swój czas. Było wiele jawnych działań i o wiele takich, które zapewne nigdy nie ujrzą światła dziennego. Co najwyżej wejdą w know how na międzynarodowej giełdzie Braterstwa Róży.

Metody stosowane od wieków w połączeniu z nowoczesną technik, przy szczególnym wsparciu niezależnych mediów sprawdzają się jak nigdy. Jeżeli plotka i pomówienie przygotuje nas na to, że X to pijak, a Y to dziwka, to zanim zdążą się napić lub skurwić, sława wyprzedza ich czyny. Bo przecież wiadomo, że w Pałac zamawiał małpki, żołnierz za kołnierz nie wylewa, a polscy lotnicy to amatorzy, ale jednak Debeściaki.

Długo pracowano nad dossier „głównych sprawców” Katastrofy. A to, że polski lotnik na drzwiach od stodoły poleci, a to, że w wojsku burdel jakich mało, a to w końcu, że Prezydent lubi wymuszać, nie tylko lądowania. Co do wojska jako instytucji można się zgodzić, pracowano nad takim stanem i obrazem od lat. A dzieła rozkładu armii dopełnia Wielki Reformator Armii, Drogi jak ruski rubel Bronisław. Bo w „złocie” ma pokrycie, jednak tak naprawdę funta kłaków nie wart. Ani też, pomimo schowanego teraz sygneciku, ni skrawka pasa słuckiego.

Przyczyny i skutki opisali mądrzejsi ode mnie. Nie zauważyłem jednak analizy daleko idących konsekwencji kolejnego „Strzału z Aurory”. Jak zwykle, nie tylko w kwestii chleba, a bardziej ku zwoływaniu się sowieckiej bandy, by dorżnąć „watahę”. Ostatnich spośród sprawiedliwych. Narody, które nie „Wybrały” się samoistnie i nie uwłaszczają się na Bogu. Zbyt mało analiz na poziomie Ściosa, a prawie ich nie ma ze strony znawców sowieckiej duszy oraz tego, co może się stać z naszymi umysłami. Na obraz i podobieństwo Braci Moskali. Choć różni nas to, co najważniejsze, Słowiańska Dusza, tam jej nie ma. Tam Azja Tuhajbejowicz w najlepszym wydaniu. Azja pełną gębą, przymilna i oddana gdy trzeba, ale zawsze z czymś co za pasem i za plecami. Jak Wandale, bez kraju, ziemi i obyczaju.

Chyba, iż za obyczaj uznamy rzezanie własnych braci, co w Azji jest normą. Gdy na Czerskiej i Wiertniczej królują medialne gwiazdy polskiej nauki, od socjologów i politologów do psychiatrów i psychoanalityków. A tak naprawdę stara ekipa, z dodatkiem nowych adeptów sztuki, po którą tak chętnie sięgali nie tylko Hitler i Stalin. Faraonowie i im podobni, namaszczeni ponoć przez Boga. Zawsze z błaznem przed tronem i wiedźmą. Niby w lochach, a jednak zawsze na pierwszej linii frontu. Z całą wiedzą tajemną, jak i dla kogo mieszać łyżkę w naszych czerepach.

Smoleńsk jest jak zaćmienie słońca w powieści Prusa Faraon.

Kapłani wiedzieli, inni klęknęli.

Schylili głowy, przez chwilę podniesione ku Wolności.

Gdy za ludem poszli również wojownicy.

Stalin bardzo sobie cenił wiedzę tajemną i nie tylko. Ponoć na jego półce poczesne miejsce zajmowała powieść Bolesława Prusa. Jego ulubiona. Cenił bowiem ją za polityczny przekaz. Stare sprawdzone recepty. Warto tu przytoczyć pewną anegdotę. Nie pomnę, kto ją przytoczył. O ile pamiętam było to na niepoprawnych.

Dawno, dawno temu, pewne plemię zamieszkiwało mały cypel na obrzeżach Grecji. Martwili się okrutnie, czy, kiedy i jak ich ktoś napadnie. Zatem udali się do Pytii po wróżbę, a i zarazem poradę.

Zapytali – Czy mamy przekopać cypel ?, by odciąć się od lądu stałego i zabezpieczyć przed ewentualnym atakiem. Uchronić i ocalić lud. Na co Pytia odrzekła – Gdyby Bogowie chcieli byście się urodzili w innym miejscu, to tak by się stało. Szczęśliwi i pełni wiary i ufności w słowa Pytii wrócili do swoich domostw z dobrą nowiną. Oddali Bogom cześć i poucztowali. Rankiem zostali najechani i wyrżnięci w pień.

Wniosek z tego jest jeden –

Pytia była jedną z najstarszych Agentur Wpływu.

Nie piszę tego bez powodu, wpływ jaki ma i będzie miała przez dziesiątki lat na nas to, co zdarzyło się przed, w i dzieję się obecnie musi dojść wreszcie do nas jak otrzeźwienie. Najgorsze nie stało się jeszcze. Po 10 kwietnia ponoć się zjednoczyliśmy w żałobie, nie tak prędko. To dopiero była ustawka, uwiarygodnienie MO i innych, jak ona pogrążonych po uszy w bolszewickiej propagandzie czynowników. Te łzy, pierwsi apologeci ocieplenia wizerunku śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I także szybko w powrocie do jedynej słusznej linii. Prosto z Łubianki.

Tam się piszę scenariusze, stamtąd głos moderatorów słychać w prawie każdej stacji nadawczej. Radio Erewań to przeżytek. Radio Tirana to kołchoźnik przy tym, co teraz poprzez uszy i oczy sączy się w ostanie takie miejsce. Tam gdzie tli się jeszcze wielki ogień. Ten, co nas wyprowadził ze zniewolenia, którym odpowiedzieliśmy Cudem na Wisłą.

Bliscy naszemu sercu Bracia Gruzini mają taką legendę.

Gdy Bóg rozdzielał ziemie na świecie to Gruzini, że tak powiem, nie stali w kolejce, tylko zajęli się winem. I skończyło się to tak, że wszyscy zostali obdarowani, a dla Gruzinów nic już nie zostało. Rankiem następnego dnia poszli po prośbie do Boga i wyznali swój „grzech”. Bóg odrzekł im na to – Dam Wam to co zostawiłem dla Siebie.

Jest coś co nas łączy z tym dumnym i wspaniałym Narodem. Jak sądzę, to że Bóg dał nam, Polakom najtrudniejszy do uprawiania „Kawałek Ziemi”. Podobnie jak im. Tylko myśmy wcześniej wstali. I tak „Trudnym Darem” Bóg nas docenił.

Rosjanie ze swoim kacapskim sposobem myślenia i działania liczyli, że Na po raz kolejny rozstawią po kątach i zastraszą. Nie są jednak tak bardzo w potylicę bici. Założyli inny rozwój scenariuszy, Hollywood się nie myje. Telefon Radka, „orędzie” Bronka. Wiele znaków na Niebie i Ziemi wskazywało kierunki rozwoju „Smoleńskiej Narracji”. Wysyp szmat pospolitych i tych pokroju Nałęcza i całego na polskiej krwi upasionej zaplecza Nowego Pałacu to nic nowego. Krasnoarmiejskie brygady trolli im. Róży Luksemburg, które goszczą się i złoszczą na nie do końca pełny sukces Moskowii, to nie przypadek.

Tam wre robota. Nie do końca po ich myśli. To musi boleć „Moskiewską Lożę”, tych „Szachistów”. Sprawnych nie w bezpośrednim boju. Tam gdzie zdrada, fałsz i manipulacja. Nigdy gdy twarzą w twarz. Na prawdziwym polu walki, na ostatnich bastionach nie liczą się „Amfory Putina”, ni „Cymesy Bronka”. Za nami Bóg i Wiara. Przed nami odrodzenie idei. A to już zbyt niebezpieczne było, jest i będzie. Nie dla bolszewików, oni tylko są tylko pionkami w grze.

 Bo nie jest tak, że Szatana nie ma. Jest skryty za tysiącem twarzy, a żadna nie jest jego. Tym łatwiej skryć kopytka i ogon, co się wlecze. A tak w GóW-nie utytłany. I za co. Za garść srebrników. Może i my naiwni. Wiara to wszakże podług gadających głów to zabobon.

Nie wzięły się znikąd Tarasy, Biedronie i Grodzkie. Bolszewicy mają metody adekwatne do stanu ducha. U nich samogon robi za lekarstwo i drogowskaz. U nas zgoła odmiennie. Są mistrzem mimikry. Potrafią jak nikt dostosować rodzime wirusy do potrzeby chwili i ku zatraceniu mechanizmów obronnych. Tych co w Nas drzemią, jednak żywotnie jak nigdzie indziej. Silne jak Wój i jego Kobieta. Gotowa w obronie Domowego Ogniska spełnić najwyższą ofiarę.

Bez zapatrzenia się w złudną przyszłość. Z powrotem do korzeni, gdzie dziewczęta i chłopcy złożyli swe młode, wyrywające się ku Ojczyźnie Serca, na Barykadzie Polskości. Krwią zroszoną wstążką w pszenicznym warkoczu i wyjściem do kina, które legło pod gruzami, jak Warszawa. Życiem nigdy nie dopełnionym. Ofiarą z dzieciństwa i młodości postawionej na szali. Wagi, tak niesprawiedliwej jak cała nasza historia.

Nie bójmy się wrogów zatem. Zważajmy na dzieło, które się dopełnia. Na swady w rodzinnym gronie, a takimż jest Nasza Polska. Na kolejny krok odnowionego Caratu. Na Katarzyny, pokroju Merkel. Od lat szykowane na Jewropejski Stolec. Na małych sowieckich rycerzy, nie na miarę naszego. Jednakowoż groźnych jak rozdwojony język żmii.

Na jej ostateczne ukąszenie. Nikt bowiem nie zdaje sobie sprawy co nam jeszcze szykują. Jaka jest ich wizja Świata i Polski. Sądząć po dotychczasowym dziele uczynili w Smoleńsku ogromny krok naprzód.

A my jak marni aktorzy, kelnerzy z Hollywood po kursach aktorskich wpisujemy się w ten scenariusz. Nie dopuszczamy do siebie tej myśli, że mógł być to zamach. Spychamy ją za pomocą Braci Moskali i ich długich jak od Kremla do Pałacu Prezydenckiego rąk do podświadomości. Bo nic tak nie uwiera jak prawda. To nie był zamach, to była zbrodnia w najczystszej formie.

Nie na darmo zostały wypowiedziane słowa –

A jeżeli nawet to był zamach, to co ? Wojnę Rosji wypowiemy.

To ważkie, jak nic od wielu wieków. To kolejny komunikat z szatni. Gdzie z pełnym zaufaniem oddajemy paltocik za numerek. I tak ufamy szatniarzowi, jak pijany klient. Bo miast polskiej wódki, na salonach samogon gości. Wykrzywia Ryj, trzewia wywraca. A pomimo to takoj wkusnyj. Dla kogoż jednak ?, czy nam nie winien, zanim wejdzie, czkawką się odbić. Czyż „nie będziesz miał Bogów innych przede mną” nie obowiązuje.

Jest Jedna Partia, Jeden Premier i Jeden Prezydent i

jeszcze jedna taka Mucha.

To żałosne. Narodzie Zbudź się, gdy Cię Kacapskie Ścierwa dymają.

Bo nic tak nie boli, jak nadstawianie dupy, a raczej umysłu na tak marną zanętę. Krok po kroczku, ludzie w rozkroczku prowadzą Nas na manowce. Popierdują i sapią w swoim niezmożonym trudzie, tak prostym jak Droga na Berlin. A tak złudnym jak nadzieja, że sąsiad poczciwy i prawy. Dupy dało tak wielu, iż nie dziwota, że szeregi się rozrastają. Jednak niech żywi nie tracą nadziei, to wszystko się kiedyś poukłada. Jak kamienie na szańcu. Jak zbrodnie przeciwko Nam uczynione, nie do zapomnienia, nie do wybaczenia.

Zbrodnia i Kara nieuchronna. Sprawy i Rzeczy, których nigdy, przenigdy nie zepchną nam, tam gdzie być może z ich dusz wyparto Wiarę. Tą której nam nikt nie był w stanie nam odebrać. Za żadną cenę. Nawet za cenę jaką był komunikat KGB. Sami wiecie jaki. Chcieli Nas najpierw zebrać, by dorżnąć. A potem rozproszyć. Biada im. Pamięć trwa. I nigdy nie przeminie. Nigdy nie zapomnimy, ani też nikomu się nie uda wyprzeć z naszej  świadomości bezmiaru sowieckich zbrodni. Pomimo zamachu na edukację.

Na „Nasze” dzieci chowanie. Prędkość „postępu” w jakim pędzi degrengolada, z jednej strony zadziwia i zaskakuje. Z drugiej była do przewidzenia. Im bardziej się odradzamy, tym bardziej niepokój się budzi. Na Wschodnich Rubieżach. I w ziemiankach na dalekiej Syberii, gdzie próbowani Nas oswoić, a i też na salonach gwar.

Kolejny krok bolszewików niby nieprzewidywalny. Dali znak. Możecie nam skoczyć. Tylko dlaczego aż tak się Nas boją. Czemuż sen im spędza z powiek Wielka Polska. ? Bo to Dupki. Nie bójmy się zatem im wojny wypowiedzieć, tym razem Rakiem nie będziemy chodzić. Rka, która trawi Polskę wytniemy, aż do skutku. Gdyśmy nawet mieli to przypłacić krwotokiem. Nic tak bowiem nie oczyszcza krwi, jak jej upuszczenie. I odtrucie ze Smoleńskiej Mgły.

To co ?

Za lat chwilę powiecie, a i wasz elektorat powtórzy –

Nie mamy Waszego samolotu, bo nigdy go tam nie było.

I co nam zrobicie ?

A teraz z innej beczki.

I zapraszam na ciąg dalszy - Przy Kuchennym Sole.

napisz pierwszy komentarz