Pijaru cd.
Nie wierzę, że premier Donald Tusk, odkąd Michnik wynalazł dyktafon, nie miał świadomości, że wszystko na tym świecie można nagrać. Podczas komisji trójstronnej, która miała miejsce 14 listopada, wygłosił swoiste credo szczerości, które wyciekło poza trzy strony dyskutantów:
- Sytuacja finansowa na świecie jest nieporównywalnie gorsza, niż to się wydawało. Gdybym wiedział na czym będzie polegało moje rządzenie, nie pchałbym się, bo ani to pasjonujące, ani przyjemne. Przez emerytury pomostowe wyłysieję i stracę 15%, ale wezmę na siebie ten brud, którego inni nie chcieli dokończyć.
- Przestańmy przez moment zakładać, że tu są ukryte kamery i mikrofony, i że to będzie gdzieś w mediach. Nie, nie będzie – powiedział.
I tu się pomylił. Dzisiaj Chlebowski w TVP.info tłumaczył, że premier musiał indywidualizować język, bo związkowcy są trudnymi rozmówcami, a inny polityk PO uważa, że celem premiera było zmiękczenie stanowiska związkowców. Czyli im trzeba kawę na ławę, (przepraszam red. Rymanowskiego), a dla reszty narodu – kit.
W jednym Tusk ma racje. Że dyskutowanie 8 godzin o CO2 i 8 godzin o pomostówkach, do przyjemnych nie należy. Ale przecież nikt mu nie obiecywał, że będzie lekko i przyjemnie. Wypada nam tylko czekać na rosnące słupki poparcia. Przecież premier to nasz człowiek, Polak z krwi i kości. A wiadomo, Polacy przemęczać się nie lubią.
- MagdaF. - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz