Cicha Noc, Święta Noc
pokój niesie ludziom wszem...
Na nieboskłonie rozbłysnęły jedna za drugą gwiazdy, nie wiedzieć, która pierwsza, która owa Betlejemska. Słychać było poszczekiwanie psów, które przecinało panującą we wsi ciszę. Gdzieniegdzie poprzez szyby pokryte szronem mrugały niespokojnym płomieniem świeczki na wigilijnym stole. Gdzie indziej gospodarz przy świetle lampy naftowej dzielił się z bydlątkami opłatkiem. Z dala dochodził śpiew spóźnionego “kolędnika”. Przy stołach zbierały się rodziny by przy skromnej wieczerzy uczcić narodziny Chrystusa, podzielić się opłatkiem i ogrzać ciepłem swoich serc. Tak poranionych przez ostatnie lata.
W niejednym domostwie obok talerza dla wędrowca stał czasem nie jeden dla ojca, brata, a czasem syna lub córki. Nigdy już nie miał napełnić się stawę, choć nikt nie chciał w to wierzyć, nadzieja wszakże odchodzi ostatnia. Dziwne to było Boże Narodzenie, miast radości na strudzonych twarzach gościł smutek i zwątpienie. Niejedna matka zrosiła łzami ubożuchny, lecz sercem wypełniony placek świąteczny. Nie skoro było do śpiewu, żartów i pogaduszek. Wyglądało jakby nikt nie ujrzał na niebie pierwszej gwiazdki, jakby wciąż na nią czekano.
Czasem silniejszy podmuch wiatru zatańczył ze śniegiem na polnej drodze, spóźnione śnieżynki spieszyły z nieba, by zdążyć na Wigilię. Tu patyk trzasnął pod butem, tam puszczyk pohukuje, nawołują się wilki. Jakiś pojedynczny ognik spaceruje po lesie, dziwny to ognik. Jeszcze jeden z prawej, kolejny za nim. Jakby chrzęst śniegu słychać. Z lasu wyłaniają się w ciszy zupełnej tajemnicze postacie, idą w stronę wsi. Coraz ich więcej. W świetle gwiazd błyszczą sprzączki, bagnety i Orzełki na czapkach.
To idą leśni. Nie na bój, nie na paradę. Idą do rodzin swych. Jedni miejscowi, inni z daleka, daleko od swoich bliskich. Tu jednak drzwi i serca są dla nich otwarte, zawsze. Idą w milczeniu, skradają się prawie, wcześniej zwiad poczyniwszy. To nie tchórzostwo, to troska. Wieś trza chronić. Nie dać okazji najeźdźcy do podstępnego ataku w tym, ani żadnym innym dniu. Zza uchylonych drzwi chat widać wyczekujące twarze. Rozjaśniane uśmiechem, gdy w drzwiach staje “ich partyzant”. Pełne bólu i spływające łzami po nadaremnym oczekiwaniu.
Część nocnych gości zasiadła za stołami. Inni stoją na czatach, cierpliwie czekając na swoją kolej. Na ten dzień czekali wszyscy, czekały drwa i węgiel, oszczędzane na co dzień. Stoły nie uginają się od jadła, taki czas. Żołnierze zamieniają się w czułych mężów, spragnionych matczynego ciepła synów. Ręce złożone w modlitwie przed posiłkiem do Nowonarodzonego.
W milczeniu rwą kęsy chleba, przegryzając nimi domowy żur. Uszy się im trzęsą, gdy pałaszują kluski z makiem. Poluzowane paski dopuszczają jeszcze kilka kawałków babcinego placka. Ciche rozmowy, uśmiechy, radość przeplatana łzami. Ktoś cicho zanucił - Cicha Noc, Święta Noc...
Młodsze rodzeństwo rywalizuje o miejsce na kolanach ojca i starszych braci. Chce się nimi nacieszyć na zapas. Patrzą na nich z dumą, tak jak dziadek zapalający fajkę. Matki i żony czule dotykają twarzy swoich bohaterów, uczą się ich na pamięć. Jeszcze kilka sztachnięć machorką, jeszcze kieliszek nalewki zakąszony słoniną i czas do...
Czas do lasu, w domu trza zostawić bliskich i wiele uczuć, one w głębi lasu zbyt łatwo łapią za serce. Ostatnie uściski, pocałunki, obietnice i matczyne łzy. Gorący całus dziewczyny. Ostatnie kęsy strawy i tobołek ze smakołykami. By ci co zostali w leśnym obozowisku posmakowali domowej wigilii.
Znów słychać głos puszczyka, chrzęst śniegu. Błędne ogniki wracają do lasu. To była cicha noc.
Cicha Noc, Święta Noc...
Wszystkim Przyjaciołom, Moim Gościom, Blogerom i Nieocenionej Redakcji, Waszym Rodzinom i Bliskim życzę Rodzinnych Świąt. Pełnych Boga, Miłości i Polski. Przy tradycyjnych potrawach i cieple domowego ogniska. Oraz Błogosławieństwa Bożego.
Kolęda Dla Nieobecnych.
Zbigniew Preisner
Beata Rybotycka
A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu
Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są dobrze im jest
Bo są z nami choć w innej postaci
I przekonaj, że tak ma być
Że po glosach tych wciąż drży powietrze
Że odeszli po to by żyć
I tym razem będą żyć wiecznie
Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole
A nadzieja znów wstąpi w nas
Nieobecnych pojawią się cienie
Uwierzymy kolejny raz
W jeszcze jedno Boże Narodzenie
I choć przygasł świąteczny gwar
Bo zabrakło znów czyjegoś głosu
Przyjdź tu do nas i z nami trwaj
Wbrew tak zwanej ironii losu
Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat
Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole
Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas
I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz