1. W ostatni czwartek w debacie sejmowej o konieczności pożyczenia MFW części naszych rezerw walutowych mówił Premier Tusk, a także jego dwaj ministrowie Rostowski i Sikorski.

Najpierw przekonywali, że musimy MFW pożyczyć, ponieważ inaczej strefa euro się zawali, a to z kolei spowoduje rozpad całej Unii Europejskiej. Później dodali jeszcze argument, że zrobimy na tym świetny interes bo oprocentowanie takiej pożyczki będzie wyższe niż rentowność amerykańskich czy niemieckich obligacji skarbowych, w których ulokowana jest spora część naszych rezerw dewizowych.

Wczoraj do tego grona dołączył szef doradców Premiera Tuska, Jan Krzysztof Bielecki, używając argumentu o najwyższej wiarygodności MFW, który ma nie kwestionowany rating AAA.

Tyle tylko, że doskonale wiemy iż fundusz tak zebrane pieniądze będzie pożyczał bankrutującym krajom PIIGS, a to oznacza, że i fundusz może mieć kłopoty z ich odzyskaniem, nawet w sytuacji kiedy ma on pierwszeństwo w odzyskiwaniu środków przed innymi wierzycielami.

2.Teraz już wiemy ale nie od polskich rządzących tylko z zagranicznych mediów, że z kwoty 50 mld euro na jaką mają się złożyć kraje będące członkami UE, a nie będące w strefie euro, na Polskę przypada 6,27 mld euro, Szwecję 6,78 mld euro, Danię 5,27 mld euro, Czechy 3,34 mld euro i W. Brytanię 30,87 mld euro.

Jednak nad udzieleniem pożyczki MFW zastanawiają się Szwedzi, Czechy także nie zamierzają pożyczać, tym bardziej nie pożyczą mu także Brytyjczycy, więc w sytuacji kiedy to ma uratować euro, a poza tym jest takie opłacalne, to może pożyczmy funduszowi całość naszych rezerw walutowych?

Jest to oczywiście propozycja absurdalna ale w świetle argumentów używanych przez gorących zwolenników tej operacji, nasuwa się się sama.

3. W przypadku Polski jest jeszcze jeden poważny problem. Sytuacja naszego kraju, który ma postawioną przez MFW do dyspozycji tzw. elastyczną linię kredytową obecnie w wysokości blisko 30 mld USD, a jednocześnie sam miałby pożyczać funduszowi ponad 6 mld euro, jest co najmniej zastanawiająca.

Elastyczna linię kredytową mamy od maja 2009 roku najpierw przez rok w wysokości 20 mld USD, a od stycznia 2011 roku została powiększona do 30 mld euro i przedłużona o kolejne 2 lata. Za samą gotowość korzystania z tych środków, płacimy rocznie około 60 mln USD czyli obecnie ponad 200 mln zł rocznie.

Tę paradoksalną sytuację bardzo obrazowo opisała prof. Zyta Gilowska, członek RPP. Polska kupiła sobie za wspomniane 200 mln zł rocznie prawo do korzystania z wody ze studni (jeżeli będzie korzystała z tej wody zapłaci dodatkowe przynajmniej 5-6% jej wartości rocznie) i jednocześnie sama chce dolewać do tej studni wody, za co MFW zapłaci nam nie więcej niż 2-3% rocznie od ilości wlanej wody.

Może więc prościej i taniej byłoby w takim razie zrezygnować z elastycznej linii kredytowej w MFW i jednocześnie nie zasilać funduszu naszymi środkami walutowymi.

4. Całość operacji związanej z organizowaniem dla MFW środków w wysokości 200 mld euro nawet zakładając, że fundusz użyje jak jako swoistej dźwigni finansowej, jest tym bardziej zastanawiająca, jeżeli zestawi się ją z potrzebami pożyczkowymi krajów PIIGS tylko w roku 2012.

Muszą one bowiem pożyczyć aż 1,3 bln euro (same Włochy 0,6 bln euro), a rynek pożycza tym krajom coraz mniej chętnie. Ogranicza swoje zaangażowanie EBC w skup papierów wartościowych tych krajów na rynku wtórnym, choć do tej pory wydał na ten cel ponad 200 mld euro.

Czy ludzie, którzy będą podejmowali decyzję w spawie naszej pożyczki dla MFW tego wszystkiego nie wiedzą? Ależ wiedzą i dlatego ich determinacja, żeby jej jednak udzielić, jest tym bardziej zastanawiająca.

http://wpolityce.pl/artykuly/20044-pozyczmy-mfw-calosc-naszych-rezerw-walutowych