Sto siedemdziesiąt pięć i pół łóżka
Sto siedemdziesiąt pięć i pół łóżka
Byłem ostatnio na spotkaniu którego uczestnicy w większości byli lekarzami i jednocześnie członkami PO, lub przynajmniej jej zwolennikami. Rozmowa, jak to w takim towarzystwie najczęściej bywa, zeszła na sprawy służby zdrowia: jej niedomogów i fatalnego zarządzania. Utyskiwano także nad kuriozalnymi decyzjami władz NFZ. W trakcie rozmowy jeden pan, będący dyrektorem szpitala, powiedział, że NFZ przeznaczył na jego szpital tyle pieniędzy, że akurat wystarczyło na utrzymanie stu siedemdziesięciu pięciu i pół łóżka.
W pierwszej chwili myślałem, że to jakiś żart środowiskowy, ale wszyscy popatrzyli na mówiącego te słowa ze zrozumieniem i sami zaczęli opowiadać o swoich perypetiach z NFZ. Mnie, laikowi, jednak nie pasowało te „pół łóżka” i zapytałem pana dyrektora, czy się nie pomylił, no bo jak to możliwe, żeby dla szpitala przyznano kwotę na utrzymanie pół łóżka; oczywiście miałem na myśli łóżko na którym leży pacjent. Pan dyrektor ze zrozumieniem dla mojej niewiedzy zaczął mi tłumaczyć, że procedura jest taka, że NFZ dzieli pieniądze przeznaczone na konkretny szpital według jakiegoś sobie znanego algorytmu i na jego szpital wypadło akurat tyle pieniędzy, że może utrzymać właśnie taką ilość łóżek, w tym pół łóżka.
- No to co pan zrobił z tą połową łóżka? - wypaliłem jak jakiś tuman, który dalej nie rozumie zasad działania NFZ-tu.
- Jak to co? - zdziwił się tym razem pan dyrektor - Wziąłem piłę i przepołowiłem łóżko.
- No i co? - dopytywałem się nie znajdując swą dociekliwością zrozumienia wśród innych uczestników spotkania.
- Jak to co? - już zniecierpliwionym głosem zaczął mówić pan dyrektor - Na przepołowionym łóżku położyłem pacjenta po amputacji nóg powyżej kolan.
Popatrzyłem na obecnych czekając na ich wybuch śmiechu, po udanym żarcie z serii żartów lekarskich, wprawdzie makabrycznym, ale trafionym, a tu nic, cisza. Panowie ze spokojem przeszli do dalszych utyskiwań nad polską służbą zdrowia, ja pozostałem w osłupieniu.
Wracając ze spotkania myślałem o całej tej sytuacji. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że wśród nas żyją ludzie którzy doskonale widzą ten cały bajzel, który w niewiarygodny sposób rozprzestrzenił się w Polsce, potrafią go zdefiniować, ba, nawet mają pomysły jak go naprawić, ale… uważają, że to jacyś nie zdefiniowani „inni” nie potrafią rządzić, to jacyś „inni” wprowadzają kretyńskie ustawy, to jacyś „inni” są ministrami, dyrektorami departamentów, to jacyś „inni”…
Nie dopuszczają do siebie myśli, że za to wszystko odpowiedzialna jest partia, która rządzi od czterech lat, do której należą, na którą głosują, która po raz drugi wygrała wybory. Od jakiegoś czasu zaczęli chyba żyć w świecie równoległym do naszego świata i może dlatego nie widzą rzeczy tak dla nas oczywistych.
Niestety zderzenie tych dwóch światów równoległych po „Wielkim Wybuchu” może nas przenieść do całkiem innego, nowego świata, na którego nie będziemy mieć żadnego wpływu i z którego przez długie lata nie będziemy mogli się wydostać, czekając na następne zderzenie.
Ryszard Kapuściński
- Ryszard Kapuściński - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz