„Papież polskiego anarchizmu” o 11 listopada
Tekst, który dostałem mailem od Janusza Waluszki (dla niezorientowanych: działacza opozycji antykomunistycznej w latach osiemdziesiątych, jednego z założycieli Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego i Federacji Anarchistycznej, zwanego „papieżem polskiego anarchizmu”, propagatora sarmatyzmu):
„11 listopada 2011 Polska będzie kolejny raz obchodziła święto swojej niepodległości, znów obejrzymy wymachiwanie szabelką, znów usłyszymy wielkie a puste słowa. Tymczasem kraj, podobnie jak cały świat, znajduje się na progu pogłębiającego się coraz bardziej kryzysu. Społeczeństwo polskie, inaczej niż w innych krajach i inaczej niż dawniej to u nas bywało, przyjmuje to z rodzajem rezygnacji. Jest to wynikiem „zdrady Solidarności” i układów „okrągłego stołu”, gdzie dawna opozycja – dziś to często czołowi działacze PO i PiS – sprzedała naród za udział we władzy i uwłaszczeniu nomenklatury. Zniechęciła do aktywności także „wojna na górze”, dla jednych będąc namiastką życia politycznego, dla innych przykładem zepsucia polityki, od której trzeba uciec jak najdalej – w obu wypadkach efekt był ten sam – bierność i pogodzenie się z losem kibica historii a nie twórcy własnego losu. W tym kierunku działa także spektakl medialny, gdzie kosztem lewicy społecznej – walczącej o prawa pracownicze i demokrację bezpośrednią – wypływa lewica obyczajowa. Wspólnie z obyczajową konserwą od Rydzyka nakręca ona nieistotne spory o symbole, zamieszanie wokół kwestii obyczajowych, walkę w imię specyficznie rozumianej i zawężanej tradycji narodowej lub przeciw niej, jako „ciemnogrodowi”. Wszystko to odwraca uwagę od spraw społeczno-ekonomicznych ku kwestiom drugorzędnym, często takim, które powinny być sprawą osobistego wyboru każdego z nas, a nie polityki państwa. Takim wentylem bezpieczeństwa są dziś spory o krzyż w Sejmie, czy „zamach smoleński” – jest nim również Marsz Niepodległości i jego blokada.
Wśród organizatorów tego show nie brak naszych przyjaciół, rozumiemy ich intencje, sądzimy jednak, że błądzą. „Porozumienie 11 listopada” uzasadnia swoje działania koniecznością wyciągania odpowiednich wniosków z historii. W takim ujęciu Marsz Niepodległości ma się wpisywać w ciąg, którego wcześniejszymi ogniwami były uliczne walki z bojówkami narodowej prawicy w dwudziestoleciu międzywojennym oraz zbrodnie nazistowskiej III Rzeszy. Organizatorzy blokady Marszu piszą o „faszyzmie”, „rasizmie” i „nacjonalizmie” w taki sposób, że w ich użyciu stają się one wyrażeniami wymiennymi. Ahistoryczne porównania, brak analizy sytuacyjnego kontekstu, pojęciowa żonglerka i gry skojarzeniami oddziałującymi głównie na emocje były dotąd standardowymi narzędziami propagandy elit władzy i biznesu, a nie inicjatyw na rzecz oddolnej partycypacji obywatelskiej. Nacjonalizm od wieku XIX przybierał i nadal przybiera różne formy, niekoniecznie szowinistyczne, ksenofobiczne czy zachowawcze. Często był narzędziem emancypacji społeczeństw poddanych kolonialnej dominacji lub neokolonialnym zależnościom. Tradycja polityczna Narodowej Demokracji jest nam obca, ale jej utożsamienie z faszyzmem to nadużycie. Piszemy to nie dla usprawiedliwienia czegokolwiek, tylko dla wyrażania prawdy. Nie czujemy potrzeby przekłamywania obrazu przeciwnika – czy używania argumentów ad personam zamiast ad rem – aby go zwalczać politycznie, a pomysł prowadzenia walki politycznej drogą fizycznej eliminacji wydaje nam się prymitywny. Blokady manifestacji narodowców przypominają w tym głośne kampanie „zera tolerancji” (np. wobec bezdomnych czy osób uzależnionych), w których usuwanie z widoku publicznego najbardziej jaskrawych przejawów negatywnych zjawisk, bez sięgania do ich przyczyn, przedstawiane jest jako panaceum na wszelkie problemy społeczne.
Organizacje odpowiadające za Marsz Niepodległości nie mają żadnego znaczenia politycznego ani zaplecza społecznego. Niewielkie grupki, których aktywność sprowadza się do manifestowania swego istnienia w dni rocznic historycznych (w dodatku podkradanych innym środowiskom ideowo-politycznym: od ustanowionego świętem państwowym przez sanację 11 listopada po… 1 Maja), reprezentują de facto subkulturowy folklor. W tej sytuacji ogłaszana z medialnym hukiem (nieporównywalnym do większości kampanii społecznych w trapionej atrofią postaw obywatelskich Polsce) blokada Marszu Niepodległości dowartościowuje uczestników tego ostatniego i zapewnia im darmowy rozgłos. Oprócz (w naszej opinii zupełnie niepotrzebnego i nieuzasadnionego) cierpiętniczego splendoru dla narodowców, logika sytuacji pośrednio działa też na korzyść władz Warszawy i Polski, które mogą przedstawić się zdezorientowanej opinii publicznej w roli gwarantów spokoju społecznego, naruszanego przez hałaśliwych ekstremistów. Nie widzimy żadnego powodu, dla którego mielibyśmy sprawiać taki prezent ekipie rządzącej. Dlatego nie zgadzamy się na podpuszczanie nas na zagubionych i ogłupionych szowinistyczną sieczką ludzi, zarazem wywodzących się w znacznej mierze z grup społecznie wykluczonych. Zamiast rozpoczynać kolejną „wojnę gangów” – analogiczną do dawniejszych walk punków ze skinami – warto przemyśleć parę kwestii: kto inspiruje środowiska niezależne do tego typu wystąpień, w czyim interesie jest to, aby skierować gniew kibiców przeciw gettu obyczajowemu zamiast ich dotychczasowym – słusznie za takich branym – wrogom typu media (z TVN i Gazetą Wyborczą na czele), czy policja. Łatwiej jest atakować różnych „pedałów” czy „lewaków” niż władzę, a to pozwala kibicom zachować przekonanie, że – podobnie jak ich przeciwnicy – „walczą ze złem”, choć o prawdziwym wrogu – elitach finansowych, medialnych i politycznych – nie mają na ogół pojęcia, a jeśli nawet mają, to atakują kogoś zupełnie innego – kolejnego „Żyda”. Czy ma sens ustawianie się w tej roli wobec nich, a w interesie elit, czy nie lepiej – razem czy osobno – atakować prawdziwego wroga obu stron: panującego systemu „socjalizmu dla bogatych”?!”.
- sierp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Niełatwo wskazać jednego,
Niełatwo wskazać jednego, "prawdziwego" wroga - który być może nie istnieje, jeśli nie brać pod uwagę szatana, a być może jest jedynie nieuchwytnym koordynatorem procesów, które przebiegają bez jego udziału i niekoniecznie z jego inicjatywy ?
Barbarzyństwo niejedno ma imię - a wrogów nigdy Polsce nie brakowało.
Na konkretne ekscesy barbarzyńców i prowokatorów nie można nie reagować, ponieważ to ich rozzuchwala, ale wybór sposobu reagowania należy do reagujących, którzy powinni oceniać nie tylko swoje intencje, ale i metody - a także możliwe skutki.
Nie mam pojęcia, co myślą i czują wojownicy z "Antify", nie wykluczam, że mogą być wśród nich wartościowi młodzi ludzie, przejęci tak szczerze jakimiś ideałami, że gotowi są łamać kości każdemu wrogowi, wskazanemu przez przywódcę; uważam ich za bandytów, ale -mogę się mylić.
Nie mam też żadnej gwarancji, że wojownicy strony przeciwnej (którą uważam za swoją, ponieważ manifestowanie miłości Ojczyzny w dniu narodowego święta w pełni popieram,
jako naturalny odruch narodowej solidarności) nie mają ochoty zamanifestować swoich uczuć patriotycznych łamiąc kości wrogów i prowokatorów, czego nie popieram, zwłaszcza w dniu świątecznym.
Jako człowiek sędziwy i łagodny wolałbym od ulicznej ustawki w sercu stolicy jakiś mecz - niekoniecznie piłki nożnej, może być rugby - na jakimś pojemnym stadionie, gdzie młodzi ludzie o odmiennych poglądach stoczyliby sportowy bój, niekoniecznie dowodzący, kto ma rację, ale pozwalający zaspokoić potrzebę walki i nieco rozładować napięcie obu stron.
Pochód patriotyczny do tego się zupełnie nie nadaje - i czemu innemu powinien służyć;
ktokolwiek usiłował będzie go przekształcić w tumult, choćby "dla draki", powinien ponieść surowe konsekwencje, bo znieważa godność Rzeczypospolitej - a tego czynić nie wolno ani artyście, ani posłowi, ani dziennikarzowi, ani "działaczowi" jakiejkolwiek organizacji.
Kto chce prywatnie naprawiać świat przy pomocy bicia w mordę, musi sobie znaleźć inne miejsce, i inną porę, niż Jedenasty Listopada; potrafi to każdy, bez trudu.
Tak myślę - a w związku z tym wszystkie zapowiadane "blokady" Marszu Niepodległości uważam za wrogie, antypolskie prowokacje.
Mam nadzieję, że okażą się bezskuteczne.