Komandorzy czekają na ekshumacje

avatar użytkownika Maryla

Po długich, bestialskich śledztwach byli skazywani na śmierć. Z ustaleniem miejsca ich pochówku wolna Polska wciąż nie może sobie poradzić

Komandorzy czekają na ekshumacje

FOT. M. BORAWSKI
Na Łączce mogą być pochowane m.in. ofiary tzw. spisku komandorów, rozstrzelane w 1952 r. w więzieniu na Mokotowie. Wśród nich kmdr Stanisław Mieszkowski

Zenon Baranowski



Mimo zapowiedzi rozpoczęcia badań w poszukiwaniu szczątków ofiar represji stalinowskich na tzw. Łączce na Powązkach Wojskowych nie ma szans, żeby do nich doszło w październiku, a być może nawet w tym roku.


Przymiarki do rozpoczęcia prac na Powązkach trwały od kilku miesięcy. - Są w tej chwili techniczne możliwości i da się to zrobić - mówił w czerwcu dr hab. Andrzej Kunert, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. - Będziemy robili całościowe badania w co najmniej trzech miejscach, ale zbieramy informacje odnośnie do innych miejsc - dodawał we wrześniu. Chodziło o kwaterę Ł (tzw. Łączkę) na cmentarzu Wojskowym na Powązkach, rejon na Służewie przy ul. Wałbrzyskiej oraz kwatery na cmentarzu wojennym w Trojanowie pod Sochaczewem. Wszędzie tam chowano potajemnie żołnierzy i partyzantów mordowanych przez bezpiekę w więzieniu mokotowskim.
Jednak mimo zapowiedzi, że prace mają szanse rozpocząć się w październiku, nic nie wskazuje na to, żeby rzeczywiście tak się stało. - O rozpoczęciu prac nic nie wiem. Były prowadzone rozmowy między władzami Instytutu Pamięci Narodowej a Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - przyznaje jedynie Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.
- Sprawa ta była na razie na etapie rozmów naszego kierownictwa z szefostwem IPN, nie zeszło to na poziom niższy, wykonawczy - tłumaczy Adam Siwek, naczelnik wydziału krajowego ROPWiM.
Aby rozpocząć prace, konieczne jest uzyskanie zgody zarządu cmentarza Powązkowskiego. - Oczywiście, że tak - mówi kierownik cmentarza Krzysztof Dybalski. Tymczasem takie wnioski w ogóle nie zostały skierowane do zarządu. - Nic takiego nie było - potwierdza Dybalski.
- Takie miałem obietnice, że się w październiku rozpoczną prace, ale nie wiem, na ile one były realne - stwierdza dr Witold Mieszkowski, którego ojciec, kmdr Stanisław Mieszkowski, najprawdopodobniej jest pochowany na Łączce. - Miałem sygnał, że nie chcieli tego zaczynać przed wyborami, żeby to nie było wykorzystywane w celach politycznych - dodaje.
Instytut ponad rok temu podjął poszukiwania grobu gen. Augusta Fieldorfa "Nila", opierając się na dokumencie, który według IPN "w sposób bardzo precyzyjny określa, że od 1948 do 1955 roku osoby, na których wykonano wyrok śmierci na Rakowieckiej, były chowane na Powązkach". Historycy Instytutu podkreślali, że udało im się precyzyjnie określić obszar poszukiwań na Powązkach i jest to teren o wymiarach około 50 na 70 metrów. Jednak mimo ambitnych planów i badań specjalistycznym sprzętem prace utknęły pod koniec 2009 roku. Najprawdopodobniej zadecydowały o tym względy finansowe. - Myśmy tylko potwierdzili, że tam z całą pewnością byli chowani żołnierze, których zamordowano na Rakowieckiej, i to wszystko - przyznaje historyk IPN Jacek Pawłowicz. Historyk podkreśla, że takich miejsc pochówków ofiar bezpieki udało się w Warszawie ustalić kilka. - Były inne miejsca, jak Służew, w sumie są cztery miejsca w stolicy, które udało się nam zlokalizować - podkreśla.
W kwaterze na Łączce nigdy nie została przeprowadzona ogólna ekshumacja. Wnioskował o nią kilka lat po upadku komunizmu Mieszkowski. Niestety, w 1992 r. prokuratura wydała decyzję odmowną.
Na Łączce pochowano najprawdopodobniej co najmniej 248 żołnierzy i partyzantów, ofiar stalinowskiego terroru. Najczęściej osoby te były rozstrzeliwane w więzieniu mokotowskim. Ofiary upamiętnia pomnik wzniesiony w 1990 roku z wmurowanymi tabliczkami, na których znajdują się nazwiska m.in. bohaterskich partyzantów. Wśród nich są słynni mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" czy płk Hieronim Dekutowski "Zapora". Najprawdopodobniej to tam spoczywają też niezłomni żołnierze Wojska Polskiego: rtm. Witold Pilecki czy gen. August Fieldorf "Nil".
Ale jest też szereg mniej znanych oficerów WP, których stalinowska Informacja Wojskowa oskarżała o rzekome spiski i szpiegowanie, a którzy po długich, bestialskich śledztwach byli skazywani na śmierć. Należą do nich m.in. ofiary tzw. spisku komandorów rozstrzelane w 1952 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie: kmdr Stanisław Mieszkowski, kmdr por. Zbigniew Przybyszewski, kmdr Jerzy Staniewicz czy mjr Zefiryn Machalla.

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111025&typ=po&id=po05.txt

Etykietowanie:

8 komentarzy

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

1. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Polska ma pieniądze na wojny imperialne, by Ameryka miała tania ropę a nie ma pieniędzy na godne uczczenie bohaterów, którzy zginęli w obronie Ojczyzny bądź zostali zamordowani w wyniku spisków politycznych.

Ukłony moje najnizsze

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika kazef

2. Fragment niepublikowanych wspomnień Witolda Mieszkowskiego

syna zamordowanego 16 X 1952 r. kmdr. Stanisława Mieszkowskiego, od lat domagającego się ekshumacji grobów na Łączce. 


Aleja Niepodległości, ulice Koszykowa, Oczki, Nowowiejska i Sucha (dziś Krzywickiego), … to jeszcze Śródmieście, albo już … Ochota. Obok tych dwóch kwartałów zabudowy naszego stołecznego miasta przejeżdżam tramwajem, ulicą Nowowiejską, regularnie … od sześćdziesięciu lat (!) Wpierw, w strasznych latach terroru stalinowskiego, zawsze pełen niepokoju zaczynałem swoją marszrutę z placu Narutowicza, przejeżdżałem obok filtrów i udawałem się na ulicę Suchą, do szarego gmaszyska Naczelnej Prokuratury Wojskowej. To właśnie tam, w pierwszych dniach stycznia 1953 roku, tuż po zakomunikowaniu mi, (wówczas piętnastolatkowi) o wykonaniu wyroku, … czyli po morderstwie sądowym popełnionym przez reżym na moim Ojcu, sam udzielny „naczelny” : płk Stanisław Zarakowski zadał do dziś złowrogo brzmiące w moich uszach pytanie: „ … Czy wierzysz teraz w sprawiedliwość socjalistyczną ?” … Osłupiałem ! … I choć niebawem miałem ubiegać się o wcześniejsze dopuszczenie mnie do matury, odpowiedziałem mu ze ściśniętym gardłem, że… nigdy w nią nie wierzyłem, nie wierzę i nigdy nie uwierzę (!) Zabrakło mi wszakże odwagi, aby wychodząc z jego przestronnego gabinetu trzasnąć za sobą drzwiami; … i tego się do dziś wstydzę (!).

avatar użytkownika Maryla

3. córka Nila walczyła o to tyle lat...nie doczekała

15.12.2007

Panie Premierze!

 

List Pani Marii Fieldorf-Czarskiej do premiera Donalda Tuska, 2007 r.Zastanawiam
się dlaczego Pan rozpoczął swoje urzędowanie nie od naprawiania tego
co było złe, ale od zwalczania wszystkiego co było dobre, a zostało
osiągnięte przez Rząd PISu.

Negatywny odbiór ministrów przypuszczam, że również został dokonany na przekór opozycji, a nie dla dobra Kraju.

Nie mogę pojąć jak można będąc wybranym na tak wysokie
stanowisko, kierować się zemstą zamiast dobrem państwa, które zostało
powierzone Pana opiece?

Przypuszczam, że Pan zaprzestanie niegodnych Premiera ataków na
Dyrektora "Radia Maryja", o. Tadeusza Rydzyka i przekaże swoim
urzędnikom, aby uszanowali katolicką Rozgłośnię "Radia Maryja".

Bardzo chciałabym zmienić swoje zdanie o Premierze swojego
Kraju, które nie jest pozytywne, dlatego mam nadzieję, że otrzymam
odpowiedź.

Z poważaniem
Maria Fieldorf-Czarska


Data: piątek, 04 września 2009 - 17:15
Czas trwania: 4 godziny

Sztafeta Pokoleń - Maria Fieldorf w Krakowiegodz. 11:00 Uroczystości wojskowe w Jednostce Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych im. gen. A. E. Fieldorfa „Nila”.
Wstęp tylko z zaproszeniem.

godz. 16:00 - 16:15 pod pomnikiem Generała Nila w Parku Jordana w Krakowie.

  • Złożenie kwiatów przez Panią Marię Fieldorf-Czarską.

Wstęp wolny.

godz. 17:00 - 19:00 Aula Instytutu Duchowości Karmelitańskiej, ul. Rakowicka 18a, Kraków (za kościołem).

  • Spotkanie z Marią Fieldorf-Czarską – córką Generała „Nila”.
  • Żołnierska droga Generała „Nila” w słowie i w piosence. Animacja wspólnego

Wstęp wolny.


Dzisiaj 21 listopada przed godziną 13 zmarła Pani Maria Fieldorf-Czarska, córka generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila".

Przyczyną śmierci był atak serca.

Pani Maria całe swoje dorosłe życie poświęcała sprawom Ojczyzny,
bezustannie zajęta śledzeniem bieżących wydarzeń w Polsce i na świecie.
Zawsze pogodna i dowcipna, a jednocześnie poważna i rzeczowa. Zaczynała
dzień od lektury "Naszego Dziennika", w tle pobrzmiewało "Radio Maryja".
W publicznych wystąpieniach witała się pozdrowieniem "Niech będzie
pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica", chcąc na każdym
kroku poświęcać swój autorytet dla "Słusznej Sprawy".

Doskonale zorientowana w każdym wydarzeniu, szybko podejmująca
decyzje, które były nieodwołalne. Co ważne, decyzje te okazywały się
niezwykle trafne, zwłaszcza w perspektywie czasu. Była dla nas oparciem,
roztropnym doradcą, szczerym przyjacielem na dobre i na złe. 
Angażowała się bez wahania tam, gdzie mogła pomóc. I sama była otoczona
życzliwymi i uczynnymi ludźmi. Bezustanie odwiedzana przez gości,
których przyjmowała w skromnym mieszkaniu w bloku. Telefon stale w
ruchu, na biurku najnowsza korespondencja i sprawy do załatwienia, jak
zwykle szczególnie te związane z upamiętnieniem Ojca. Nigdy się nie
poddawała, nawet w tak beznadziejnej sprawie jak odnalezienie szczątków
Generała "Nila" i ukaranie winnych jego zabójstwa. Jednak już od
dłuższego czasu miała świadomość, że może nie osiągnąć tego celu. Była z
wykształcenia prawnikiem, a mimo to nazywała organa władzy sądowniczej
"Ministerstwem Niesprawiedliwości".

Od ponad roku stan zdrowia Pani Marii bardzo się pogorszył, do tego
stopnia, że nie wychodziła z domu. Jedynymi jej wyjazdami były pobyty w
szpitalu. Był dziś jednak dzień wyjątkowy. Na stole przygotowała dowód
osobisty, obok leżał odświętny strój. Poprosiła sąsiadów aby po południu
zawieźli ją do lokalu wyborczego, ponieważ chciała oddać swój głos na
Polskę. Punktualna, przygotowana, zawsze można było na nią liczyć.
Niestety dzisiaj pierwszy raz nie zdążyła...

Prosimy o modlitwę za duszę Pani Marii i za sprawy, które kochała.

http://wolnapolska.pl/index.php/Aktualno%C5%9Bci/2010112112655/pani-mari...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

4. @Maryla

Mi jest trochę ciężko pisać o tych sprawach, bo raz że napisałem o tym wszystkim obszernie w książce "Bohater obrony Helu", dwa - znam osobiście Pana Witolda Mieszkowskiego i opowiadał mi on o staraniach związanych z podjęciem prac ekshumacyjnych. Także o tych ostatnich zabiegach, gdzie, u kogo ...
Wszystko niestety wskazuje na to, że brak politycznej woli do rozpoczęcia prac. I tu niestety cisną się na usta najgorsze przekleństwa.

avatar użytkownika Maryla

5. @kazef

na ochronę policyjna pomników wdzięczności Armii Czerwonej sa pieniądze.
Na wystawy w Niemczech sa pieniadze.

Nie ma tylko dla Polski.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

6. @Maryla

Żeby to tylko chodziło o pieniądze...

avatar użytkownika Maryla

7. Ekshumacje uwierają

Z dr. Witoldem Mieszkowskim, synem komandora Stanisława Mieszkowskiego, dowódcy floty, zamordowanego w więzieniu mokotowskim, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Przychodzi Pan na Łączkę co drugi dzień, z pewnością widok odkrytych jam grobowych, gdzie mogą spoczywać szczątki Pana ojca, to przeżycie traumatyczne.

– Z powązkowską Łączką jestem bliżej obeznany od 24 lat, od chwili odnalezienia tzw. protokołu Kosztirki. Mówię więc o czasie, kiedy staraliśmy się o te ekshumacje już po raz drugi, bo po raz pierwszy zabiegaliśmy o nie w 1956 roku. Wtedy zwróciliśmy się o ukaranie zbrodni sądowych, a także chcieliśmy się upewnić, że wyrok na trzech komandorach został rzeczywiście wykonany. Po radiowych enuncjacjach Józefa Światły raczej podejrzewaliśmy z matką, że Sowieci wywieźli ich z Polski, by wykorzystać ich fachową wiedzę. Wystąpiliśmy więc wówczas o ekshumację, lecz oczywiście nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Podobnie potraktowano nasze żądania postawienia przed sądem oprawców, którzy w 1956 r. zajmowali jeszcze swoje stanowiska w służbach śledczych, w sądownictwie i prokuraturze. Później nasze żądania jeszcze ponawialiśmy, ale zawsze spotykały się one z odmową. Niestety w III Rzeczypospolitej było dokładnie tak samo, nic tu się nie zmieniło.
Jak Pan sądzi, dlaczego?

– W 1990 r., w czasie gdy komitet społeczny wmurowywał akt erekcyjny pod budowę pomnika na Łączce, prowadziłem sprawę ekshumacji w Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Została ona umorzona, od czego oczywiście się odwołałem. Prokuratura apelacyjna stwierdziła, że nie podejmie tych prac, bo to nie jest jakoby sprawa publiczna, tylko… moja prywatna. Spowodowałem również ściganie Stanisława Zarakowskiego, naczelnego prokuratora wojskowego, odpowiedzialnego za wydawanie wyroków śmierci na oficerów. Wciąż odpowiadano jednak, że nie może się on zapoznać z wynikami śledztwa, gdyż jest niedysponowany. Wówczas z mec. Piotrem Łukaszem Andrzejewskim wystąpiliśmy o aresztowanie i osadzenie go w szpitalu więziennym, by tam zapoznał się z aktem oskarżenia. Wybronił go jednak obrońca komunistów, adwokat Witold Rozwenc, podpierając się lewymi zaświadczeniami lekarskimi z łódzkiej WAM. W ten sposób Zarakowski nawet nie zapoznał się z zarzutami, które postawiła mu Naczelna Prokuratura Wojskowa w osobie prokuratora mjr. Włodarczyka. Pół roku po jego zejściu z tego świata Włodarczyk zamknął sprawę w szafie pancernej.
To ten sam Zarakowski, który pytał Pana po śmierci ojca, czy wierzy Pan w sprawiedliwość socjalistyczną?

– Dokładnie ten sam. Starałem się także, by przeprowadzono ekstradycję innego oprawcy, Antona Skulbaszewskiego. Niestety nie było żadnej odpowiedzi. Przez lata tłumaczono, że nie ma odpowiedniego prawa. Co to za prawo i Konstytucja, które nie potrafią osądzić ewidentnych morderców? Potem przez 4 czy 5 lat III Rzeczypospolitej udowadniano mi – powołując się na jakieś bzdurne przepisy – że niewinność i brak dowodów winy to rzekomo to samo. Wytoczyłem nawet proces prokuraturze wojskowej, który wówczas przegrałem. To jakiś nonsens.
Ale wreszcie po wielu latach przynajmniej doszło do ekshumacji.

– Myśli pan, że bez naszych wysiłków można by było je przeprowadzić? Tu nie ma się co radować czy nie radować, to trzeba doprowadzić do końca, a że to jest 65 lat za późno, to jest inna sprawa.
Co Pan czuje, gdy stoi nad tymi dołami?

– Mam świadomość, że w każdym dole, który się tu otwiera, może leżeć ojciec. Są pewne wskazania, że w jamie grobowej, którą otwarto kilka dni temu, mogą spoczywać osoby zamordowane w 1952 roku. Oczywiście prof. Krzysztof Szwagrzyk nie powie tego na głos, póki nie zostanie to dokładnie zbadane. W momencie, gdy modlono się na Łączce za dusze tych 117 osób odgrzebanych w sierpniu zeszłego roku, powiedziałem do modlących się, że kto wie, czy na tym miejscu, na którym stoję – a stałem właśnie na rozebranej ostatnio alejce asfaltowej, pod którą odkrywane są kolejne pochówki – nie ma zwłok mojego ojca i komandora Przybyszewskiego. Ostatnie odkrywki są właśnie gdzieś w tym rejonie. Czy to przeczucie? Ja po prostu znam zdjęcia lotnicze z 1951, 1953, 1955 r., na których widać, gdzie rozkopywano ziemię w poszczególnych okresach. Oczywiście nie dysponowaliśmy tymi zdjęciami w 1990 r., bo przecież zawsze ten cmentarz trzymali UB-owcy i ich zastraszeni poplecznicy. Jeżeli cokolwiek teraz można tutaj zrobić, to tylko dlatego, że oni już wymierają. Wcześniej powinni jednak odpowiadać za te nocne barbarzyńskie grzebania, tak samo jak powinni być wreszcie osądzeni ci, którzy zamordowali księdza Stefana Niedzielaka.
Gdyby żył, mógłby powiedzieć coś na temat odkrywanych dziś pochówków?

– On na pewno więcej wiedział, niż my dzisiaj wiemy czy usiłujemy dojść na podstawie zdjęć lotniczych. Nam przyszła dziś z pomocą nie tzw. wola polityczna, tylko nauka, georadar, badania genetyczne i garstka dobrych i sprawnych ludzi. I to jest jedyna pozytywna rzecz w tym całym 65-leciu, że jeżeli te wykopki z jakichś powodów mogłyby się wcześniej zacząć, to moglibyśmy wówczas nie dojść całej prawdy. Jeżeli więc mam mieć dzisiaj satysfakcję z wbicia na tym terenie łopaty, to tylko dlatego, że światli ludzie wymyślili identyfikację według kodu genetycznego. Nic za to nie zawdzięczam w tym kraju władzy politycznej.
Jak reagowali politycy w czasie, gdy zabiegał Pan o te wykopaliska, nie spotkał się Pan z przychylnością?

– Z przychylnością? Pierwszą osobą, która dała mi nadzieję na cokolwiek, był prof. Krzysztof Szwagrzyk. Przedtem było tylko „sypanie piaskiem w szprychy”, brak przesłuchania Turczyńskiego i Frenkla, później odmowy prokuratury, pokrętne przebąkiwania stołecznego IPN, że może tu, a może tam etc. Ktoś tu wciąż walczył o swoją skórę, bo zbrodniarz zawsze będzie utajniał i zamazywał swą zbrodnię, nawet w drugim pokoleniu. Wracając do zdjęć lotniczych, na tych z 1953 r. wyraźnie widać, gdzie jest rozgrzebana ziemia i świeże wówczas pochówki. Porównanie tych zdjęć daje dzisiaj pewien obraz i panowie Szwagrzyk z Ossowskim i ze swoim wspaniałym zespołem z Wrocławia i ze Szczecina nie muszą kopać zupełnie na oślep. Niemniej karygodną sprawą jest, że warszawska dyrekcja czy zarząd cmentarza nic nie wiedzą o dokumentacji projektowej, choćby z momentu przyłączenia komunalnej Łączki do cmentarza Wojskowego. Nawet nie wiedzą o tym, że pod asfaltową alejką leży… rura wodociągowa (!). Jeżeli profesor Szwagrzyk wpuszcza tu koparkę do odkrywek, to powinien dostać odpowiednią dokumentację cmentarza, a tej… jakoś dziwnie… nie ma.
Jest duże prawdopodobieństwo, że z odkrytych ostatnio jam wydobyto szczątki oficerów Marynarki Wojennej zamordowanych po tajnym procesie siedmiu komandorów.

– Oczywiście. Ojciec pewnie leży z komandorem por. Zbigniewem Przybyszewskim, a stosunkowo niedaleko może leżeć komandor Jerzy Staniewicz, bo innego dnia został stracony niż oni dwaj. W sąsiedztwie z pewnością leżą inni zabici w tym czasie. Wystarczy wziąć do ręki listę straconych z datami. Przypadkowość tych pochówków może być jednak dzisiaj przeanalizowana i z tego wyciągnięte wnioski. I to właśnie robi ta ekipa, która ciągle nie ma odpowiedniego wsparcia. Ona jest ciągle sama. Dzisiaj ma być tutaj minister sprawiedliwości wraz z szefem IPN. Oby nie skończyło się to jedynie na pustych gestach.
Twierdzi Pan, że te ekshumacje nadal uwierają, niewiele mówi się o nich w mediach. Dlaczego?

– A dziwi się pan temu? Zawsze były niewygodne. Wiadomo jest, że komunizm nie kończy się na jednym pokoleniu. Monstrualne dziedzictwo – tak o komunizmie mówił Vaclav Havel. Ono trwa nadal i to nie tylko personalnie, choć wiadomo, że wielu dzisiejszych polityków miało tatusiów w UB, w Informacji Wojskowej, w sądownictwie i w innych zbrodniczych agendach totalitarnego kondominium.
Jest Pan pewny, że odnajdzie tutaj ojca?

– Mam taką nadzieję i wierzę, że stanie się to już niedługo, że nie trzeba będzie czekać na III etap tych prac. Nie mam jednak stuprocentowej pewności, że zostanie on odnaleziony pod asfaltową alejką. Wiemy, że kaci „położyli się” na ofiarach, i na części dawnego pola więziennego stoją dziś nagrobki niektórych komunistycznych oprawców. Po ostatnich wykopkach wygląda na to, że nie tylko pod osłoną stanu wojennego, ale także konsekwentnie w późniejszych latach chowano ich na tym obszarze, który w protokole Kosztirki wskazał Władysław Turczyński, grabarz zatrudniony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Oczywiście nie Turczyński kopał te doły, on przywoził i zrzucał zwłoki. Co najwyżej, jeżeli przywiózł ich więcej, a te nie mieściły się w dole, to ubijał je buciorami. Parę dni temu znaleziono tu jamę, w której znajdowało się kilka czaszek w nieładzie, noga zgięta w kolanie, piszczel złamany, co świadczy o tym, że ciała ugniatano, by zmieściły się w za wąskim grobie. To jest właśnie to monstrualne dziedzictwo. Uczucia wyższe były tym ludziom obce. Wielu dziwi się, dlaczego przychodzę tu ze swoją wnuczką i pokazuję jej rozkopane groby. Mówią o niej „biedne dziecko”. A co, ma z niej wyrosnąć ślepy, lewacki leming? Gdy będzie już pełnoletnia, ma nie wiedzieć, co to jest komunizm? Przecież ta straszna idea się nie skończyła, jesteśmy tylko mamieni tym, że tak jest. Nie tylko ludzie zostali, ale i przyzwyczajenia albo ucieczka programowa – mówienie, że „historia nas nie interesuje”. Współczesny hedonizm, kurza ślepota i wszystkie tak dotkliwe dla naszej cywilizacji i kultury kolorowe ruchy lewackie tylko temu sprzyjają.
Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/33905,ekshumacje-uwieraja.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. Biuro Bezpieczeństwa

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego: Prochy dowódcy Obrony Wybrzeża powrócą do Polski

Biuro Bezpieczeństwa Narodowego podjęło starania, aby w setną
rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, a także powstania
Marynarki Wojennej RP, sprowadzić z Francji do Polski prochy ostatniego
dowódcy Floty i Obrony Wybrzeża z 1939 r. wiceadmirała Józefa Unruga.


Przedsięwzięciu towarzyszyć ma szereg inicjatyw zmierzających do
odnalezienia, przywrócenia pamięci i oddania hołdu podkomendnym
wiceadmirała J. Unruga, oficerom Marynarki Wojennej RP straconym bądź
represjonowanym przez komunistyczne władze po zakończeniu II wojny
światowej.

4 lipca br. w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyło się pierwsze
spotkanie komitetu odpowiedzialnego za sprowadzenie prochów oraz
upamiętnienia. W jego skład weszli m.in.: wnuczka wiceadmirała Barbara
Unrug, dr Witold Mieszkowski, ks. Piotr Staniewicz, sekretarz stanu w
MSZ Jan Michał Dziedziczak, sekretarz stanu w MKiDN Jarosław Sellin,
kierownik Uds.KiOR Jan Józef Kasprzyk, prezydent Gdyni Wojciech
Szczurek, inspektor Marynarki Wojennej kadm. Mirosław Mordel, adm. floty
Tomasz Mathea oraz przedstawiciel IPN. Przewodniczącym komitetu został
szef BBN minister Paweł Soloch, a jego zastępcą minister Jarosław
Brysiewicz.

Zgodnie z intencją rodziny prochy wiceadmirała J. Unruga pochowane mają
zostać na cmentarzu Marynarki Wojennej w Gdyni w 2018 r. Rok wcześniej, w
tym samym miejscu, odbyć miałby się uroczysty pochówek prochów
podwładnych wiceadmirała – kontradmirała Stanisława Mieszkowskiego,
komandora Zbigniewa Przybyszewskiego i komandora Jerzego Staniewicza –
których szczątki odnaleziono po latach na warszawskich Powązkach.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl