Czy sama Angela Merkel wystarczy, czyli czekając na bombę

avatar użytkownika Internaut
Jestem już wiekowym obywatelem i analitykiem, przez co zdarza mi się bywać "jasnowidzem".

Zbliża się nieuchronnie koniec kampanii wyborczej, a tuż po niej wybory, których rozstrzygnięcia nikt w tej chwili nie jest w stanie przewidzieć.
Świadczy o tym histeria, jakiej uległy największe tuzy "niezależnego dziennikarstwa" w Polsce, jak Lis, Olejnik, czy Gugała, których z racji ich zaangażowania politycznego i czynnego udziału w kreowaniu polityki wypadałoby raczej nazwać nie dziennikarzami, ale agentami wpływu.


Ślepa furia, z jaką w ostatnich dniach atakowali swych rozmówców z PIS świadczy, że ich zwierzchnicy (bo nie wierzę, że to były własne inicjatywy, za dużo zbieżności i za wiele skojarzeń z jedną wspólną orkiestrą) nie są zadowoleni, ani z obecnej sytuacji przedwyborczej, ani z ich dokonań, aby tą sytuację zmienić. Udało się sztabowi PIS uniknąć pułapek, jakie próbowano zastawiać pod nazwą debaty, choć i tak pod swoją nieobecność  PIS był tam zawsze obecny, jako temat wiodący we wszystkich rozważaniach.


Wałkowany na wszelkie sposoby "temat Angeli Merkel", o której Kaczyński wspomina w swojej książce pokazuje najdobitniej, z jaką skrupulatnością byłoby analizowane każde "nienawistne słowo strasznego Kaczora" i czemu miałaby ona służyć.
Nie ma wątpliwości, dlaczego tak chóralnie wszyscy "miłośnicy demokracji w Polsce", w tym dziennikarze, prowokowali Kaczyńskiego, po czym piętnowali jego niedemokratyczne zachowanie.
Ot utrudnił im po prostu zadanie  i zmusił do swoistej ekwilibrystyki manipulacyjnej.


Pytanie teraz, czy samo maglowanie tematu Angeli Merkel do wygrania wyborów wystarczy i czy jest ono celem samym w sobie?
Być może to tylko przykrywka, aby żyjący w dobrej komitywie z Gazetą Wyborczą i często nadający w podobnym tonie, obrażeni dziennikarze niemieccy odpalili w ostatniej chwili, bądź już podczas ciszy wyborczej ( w końcu ona ich nie dotyczy) bombę wyborczą, zwaną potocznie "ostatnią rozmową braci", która tuż po katastrofie nawet Wałęsie w proroczym śnie się objawiła.


Wynajęcie przez PIS niemieckiej firmy prawniczej, która ma na celu monitorować i zapobiegać oszczerczym działaniom tamtejszych mediów, wydaje się najodpowiedniejszym posunięciem, a zarazem potwierdza chyba zbieżne z moimi podejrzenia w sztabie wyborczym Kaczyńskiego.
Determinacja obozu rządzącego i popleczników w utrzymaniu obecnego status quo nie ulega żadnym hamulcom, a reguły demokratyczne, którymi tak się szermuje mają oni zdaje się głęboko poniżej pleców.


Widać tu, że "solidarna obrona Merkel", to raczej zasłona dymna przed właściwym otwarciem.
Czekamy więc w napięciu, z jaką pomocą przyjdą urażeni przyjaciele z zagranicy, bo ich angażowanie w polską kampanię może sugerować, że właściwa bomba ma być właśnie odpalona już w czasie ciszy wyborczej.
A przecież naszym mediom nikt nie odmówi prawa do informowania o wydarzeniach z zagranicy, nawet jeśli po trosze zahaczają o nasze sprawy.
Czekajmy więc w spokoju, oceniajmy trzeźwo i głosujmy, tak jak wcześniej planowaliśmy.
 
 

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz