Czy wszystko staje się jasne...?

avatar użytkownika tomow

Zostało 6 tygodni do wyborów, które określą status Polski przeznastępne 4 lata. Na wstępie kampanii panował dziwny spokój, który zostałrozwiany przez premiera, decyzją o wyzwaniu do debaty Prawa i Sprawiedliwości.W ten sposób premier chce całkowicie zmarginalizować inne partie w wyściguwyborczym. A szczególnie, zapewnić sobie poparcie zwolenników lewicy. Wydajesię, że w tych wyborach Tusk nie walczy już z PiS-em. Premier, prawdopodobnieprzy wtórowaniu specjalistów od marketingu politycznego, założył że zwycięstwoPlatforma Obywatelska ma w kieszeni. Teraz chodzi o jego rozmiar. Nierealnejest dla niego wejście w elektorat Prawa i Sprawiedliwości. Tam nie ma potencjalnychgłosów dla jego partii. Z badań jasno wynika, że opinia publiczna przesuwa sięna lewo. Tam swojej szansy na większość w przyszłym Sejmie, chce szukać DonaldTusk.

Zapraszam na www.tomaszmatynia.wordpress.com

Walka o wyborców na lewo odcentrum zaczęła się w Platformie od jej konwencji w Gdańsku. Słynne słowa o „nieklękaniuprzed księżmi” były zapowiedzią ostrej walki o lewicowy elektorat. Tusk maułatwione zadanie. Grabarz lewicy, na jakiego wyrasta Grzegorz Napieralski, niepotrafi w żaden sposób przeciwstawić się trendowi, który jego partie dopadłprzed sześcioma laty. Lider lewicy postawił na stworzenie partii lustrzaniepodobnej do dwóch ugrupowań wodzowskich. Chciał być taki jak Tusk i Kaczyński,bo w tym upatrywał swój przyszły sukces. Woda sodowa uderzyła mu do głowy poprzyzwoitym wyniku w wyborach prezydenckich. Działacze lewej strony nie sąprzyzwyczajeni do traktowania podobnego, jak to Napieralskiego. W SLD bywaliliderzy, jak Leszek Miller czy Cimoszewicz, pozostawiali oni jednak znaczącąswobodę tzw. baronom. Dziś w Sojuszu jest drużyna Napieralskiego. Jeśli ktośjest w opcji konkurencyjnej, nie ma szansy na dobre miejsce na liście.

Platformie pomaga także innakwestia. Zmasowana, postępująca próba laicyzacji i „normalizacji” społeczeństwaprzychodząca z zachodu. W jej wyniku centrowy elektorat nieznacznie przesunąłsię na lewo. Platforma musi uderzać w hasła bliskie antyklerykalizmowi czyhasła „nowoczesności”, bo jej stary elektorat podąża w tym właśnie kierunku.Ponadto Tusk liczy na dodatkowe głosy po lewej stronie. Ta nisza, jest łakomymkąskiem dla Platformy, która walczy o samodzielne rządy w kolejnym Sejmie. Kalkulacjaw tym kierunku wynika z wiary Tuska, a także sztabu marketingowego PO, że PiSnie może w żaden sposób powiększyć swojej grupy wyborców. Tym bardziej, żepotwierdzają to sondaże. PiS ma praktycznie niezmienne poparcie od 4 lat. Jego wahnięciawynikają z bieżącej sytuacji politycznej, ale wynoszą zaledwie kilka procent,najczęściej poniżej 5%. Dla polityków Platformy Obywatelskiej wynik staje sięoczywisty. Dlatego paradoksalnie, sobotnia konferencja premiera Tuska, skierowanajest do wyborców innych, niż Ci PiS-u. Nie chodzi nawet o niezdecydowanych, aleo konkretnych wyborców SLD, a być może i PSL-u.

Sama propozycja debat ma takżejeszcze jeden ukryty cel. Gdyby do nich doszło, pojawiłyby się one w najlepszymczasie antenowym, w wielu stacjach telewizyjnych. Może stworzyć to atmosferę,która pociągnie Polaków do głosowania w październikowych wyborach. Wynika to zkalkulacji dotyczącej frekwencji. Wg sztabu PO obecnie zmobilizowani wystarcządo zwycięstwa wyborczego, ale nie dają gwarancji większości w kolejnej kadencjiparlamentu. Gdyby udało się zmotywować znaczącą grupę ludzi do pójścia nawybory, to w rozumieniu sztabowców partii Tuska, znaczyłoby to, że zagłosująoni na Platformę. W kwestii podnoszenia frekwencji Platforma zrobiła już wiele.W ten sposób zaplanowano też datę głosowania. Wybory są w najwcześniejszymterminie ze względu na pogodę. Lepsza pogoda spowoduje wyższą frekwencje. Byłatakże próba głosowania dwudniowego. Spaliła jednak na panewce po wyroku TK.

Najbardziej zastanawiające jestto, czy Donald Tusk chce żeby w ogóle do tych ewentualnych debat doszło.Wiadomo, że jego rząd nie jest pasmem sukcesów. Do opinii publicznej, zapośrednictwem polityków opozycji, mogłoby trafić wiele kompromitujących treścidla partii rządzącej. Z drugiej strony można stworzyć taką formułę debaty,która to uniemożliwi. Wydaje się jednak, że w konsekwencji Tuskowi nie chodzi odebaty. Jest to odpowiedź na osobisty atak w Donalda Tuska, który przypuścilipolitycy Prawa i Sprawiedliwości. Premier jest przez nich nazywany kimś, ktonic nie może czy nie chcę. Proponują mu odważne decyzje, więc Tusk pokazuje, żejest zdolny do odważnych decyzji. Nie na co dzień, ale w telewizji. Na Kaczyńskiego,Tusk patrzy przez palce, ale nie przepuści okazji, żeby dopiec liderowiopozycji.

Wracając jednak do kwestii tego,czy wynik jesiennych wyborów, można rzeczywiście uznać za oczywisty. Wydaje misię, że specjaliści w sztabie PO trafnie odczytali czynnik decydujący o wyniku.Nie wydaje mi się jednak, że frekwencja nie może zdecydowanie wpłynąć na wynikwyborczy. W roku 2005 frekwencja wyniosła ponad 40%. Dwa lata później było tojuż prawie 54%. PiS dostał 2 mln głosów więcej, a Platforma 3 miliony wiecej.Przy założeniu niskiego przepływu w elektoratach obu partii, możnaprzypuszczać, że 6 na 10 Polaków, z tych ponad 4 mln, zagłosowało wówczas napartię Donalda Tuska. PiS wówczas zawdzięczał swoje zyski głównie przejęciuwyborców LPR-u i Samoobrony. Niewielu z „nowych” wyborców wybrało wówczas Prawoi Sprawiedliwość. Jeśli frekwencja rzeczywiście wyniesie poniżej 45% to wynikmoże być zaskakujący. Dlatego strategii sztabowców Platformy kompletnie nierozumiem. Podobnie jak ciężko było zrozumieć koncepcje Prawa i Sprawiedliwościz 2007 roku. Wskazywali oni wówczas LiD jako głównego wroga. Tusk miał byćpomagierem Kwaśniewskiego. W rzeczywistości Jarosław Kaczyński liczył narozłożenie się głosów pomiędzy oba ugrupowania, co pomogłoby wygrać Prawu iSprawiedliwości. Zupełnie nietrafnie strzelał w Kwaśniewskiego, który byłpolitykiem lubianym.

W tej chwili strategia Platformyjest bardziej oczywista, niż ta Prawa i Sprawiedliwości. Sensowna wydaje siękoncepcja Kaczyńskiego, który chce przedstawić Prawo i Sprawiedliwość jakojedyną konserwatywną, centroprawicową formacje. Przypomina tu się zdanieKaczyńskiego o wyborze Komorowskiego. Skwitował ten wybór jako pomyłkę tradycyjnegoelektoratu. Rzeczywiście tak było. Wielu ludzi głosowało na Komorowskiego, boten bił w tradycyjny dzwon. Niewiele to miało wspólnego z jego koncepcjąpolityki. Jednak po czasie katastrofy smoleńskiej trzeba tak było. Wdzisiejszym czasie postępujące przesuwanie się Platformy Obywatelskiej w lewo,stwarza miejsce dla PiS-u wśród wyborców centrowych o profilu konserwatywnym. Wto miejsce uderza jednak jeszcze PJN, Nowa Prawica i Marek Jurek.

Czas kampanii sprawia, że nic niejest jasne. Na pewno nie jest tak, że wynikiem październikowych wyborów, sądzisiejsze prognozy sondażowe. Wielu by tak chciało. Kampania wyborcza rządzisię swoimi prawami. Jej sprawne poprowadzenie może stać się gwarantem sukcesu wjesiennych wyborach. Nic nie jest jasne… Tak jak niewiele było jasne po pierwszejturze wyborów prezydenckich, w zeszłym roku.

T.M.

napisz pierwszy komentarz