Wichry dziejów albo kto kogo

avatar użytkownika FreeYourMind

Nie sposób nie zauważyć tego, że jakoś z zakamarków naszej polskiej rzeczywistości zaczynają wyłazić ludzie związani ze służbami i pląsają na scenie politycznej, ferując coraz śmielsze wyroki w najrozmaitszych sprawach. A to Zacharski rozświetla kulisy wydarzeń, a to znowu Olechowski daje prezydentowi za pomocą mediów przyspieszone lekcje ekonomii, a to znowu okazuje się, że za Bondarykiem itp. ciągnie się sznur esbeków, a to wreszcie TK przyklepuje bezkolizyjny powrót niezweryfikowanych "oficerów i żołnierzy WSI" do macierzy, że o pieczołowicie analizowanym przez Aleksandra Ściosa, zacienionym, a nawet mrocznym otoczeniu marszałka koronnego Jamajki nie wspomnę.

Cuda nie wida, chciałoby się powiedzieć, bo przecież już w 2007 r. profesorowie-lingwiści na łamach "Polityki" obśmiewali słowo "Układ" jako najgłupsze z kaczystowskiej nowomowy. Jeśli więc sterowanego przez bezpieczniaków i wojskówkę Układu nie ma, to pląsanie w świetle ramp tych wszystkich mundurowców (choć akurat mundury są skryte pod drogimi marynarkami) musi stanowić jakiś wielki zbieg okoliczności przyrody.

I po takiej konstatacji człowiek powinien wrócić do oglądania jakichś fajnych, rozweselających seriali albo jeszcze fajniejszych konkursów z gwiazdami mającymi problem z poprawną polszczyzną, ale za to niemających problemu z popularnością, mnie jednak licho podszepnęło, by zamiast oddawać się ulubionym rozrywkom naszych rodaków, zajrzeć (w powyżej zarysowanym przeze mie kontekście) do dziennika "for ages" związanego z bezpieczniakami i wojskówką - i wcale się nie zawiodłem, bo znalazłem arcyciekawy wywiad z nomen omen J. Oleksym, który, nomen omen, przestrzega - tak nieco w powietrze, ponieważ nie kieruje swoich ostrzeżeń do konkretnych polityków czy przedstawicieli władzy - przed "powrotem ludzi służb". Sprawa intrygująca, ponieważ sam Oleksy także za osobę związaną ze służbami uchodził i uchodzi, choć, tenże sam Oleksy od lat nic o tym nie wie.

Jest to zresztą pewnego rodzaju konstytutywna cecha każdego, kto się jakoś poważniej o służby otarł - ilekroć go wypytuje ktoś na podstawie jakichś dokumentów, czy współpracował z bezpieką lub wojskówką, tylekroć tenże indagowany odpowiada, że nic o tym nie wie albo że to nieporozumienie, nieprawda, potwarz itd. Kwestia tej niewiedzy, jeśli nie amnezji przybrała w Polsce, nawiasem mówiąc, skalę wprost niespotykaną, ponieważ setki ludzi nie są w stanie sobie przypomnieć, co robili przez ileśtam lat - co jednocześnie zupełnie nie przeszkadza im pełnić wysokich funkcji publicznych, choć przecież wydawałoby się, że osoby z poważnymi zaburzeniami pamięci nie powinny zajmować się poważnymi sprawami i raczej należałoby je poddać jakiejś terapii (choć może niekoniecznie wstrząsowej), nie zaś obarczać wielkimi publicznymi obowiązkami.

Ha! Łatwo powiedzieć! Problem wszak w tym, że jak przekonywani jesteśmy od blisko 20 lat, ci ludzie, mimo swoich wielkich luk pamięciowych i niewiedzy o własnej przeszłości, okazują się niezastąpieni na wielu stanowiskach i po prostu "nie byłoby kim robić", gdyby (z wymienionych powyżej względów) rozmaitych współpracowników bezpieki czy wojskówki przesunąć raczej do poczekalni poradni neurologicznych czy psychiatrycznych, aniżeli powierzać im sprawy obywateli czy rozmaitych instytucji.

Pozostaje nam zatem wsłuchiwać się nieustannie w to, co mówią nam osoby "niemające nic wspólnego z jakąkolwiek agenturą" i oddzielać jedną dezę od drugiej. Oleksy po stwierdzeniu, że Zacharski nie twierdzi, że Oleksy był Olinem, przechodzi do ciekawszych rzeczy:

"W mojej ocenie, jest to kolejna próba powrotu ludzi służb specjalnych do odgrywania roli w polityce. Uporczywie powtarzają swoje racje nie bacząc na to, że nie potwierdziły ich rewelacji raporty pokontrolne, postępowanie prokuratorskie. Ale muszą to powtarzać, gdyż w innym wypadku musieliby się przyznać do winy."  

Na tym jednak nie koniec:

"Z drugiej strony to, że media w tak nagły sposób najpierw puszczają serial Bogdana Rymanowskiego o rzekomym superszpiegu, po tym, jak przeszedł on bez echa, uruchamiają wywiad z superszpiegiem w ,,Dzienniku'', następnie rozmawia z nim Monika Olejnik, to świadczy o jakiejś kampanii, która musi mieć jakieś dno. Tym bardziej że choć rozmowa z Moniką Olejnik Mariana Zacharskiego miała inny wydźwięk, na czerwonym pasku podawana jest jedna informacja, że Zacharski ma przeświadczenie, iż Oleksy to Olin. Trzeba zapytać, o co w tym wszystkim chodzi? Ile pieniędzy trzeba było wydać na tę kampanię medialną, która ma związek ze służbami w polityce. Nie wydaje się takich pieniędzy bez konkretnego powodu politycznego. Pytanie jest, zwłaszcza do dziennikarzy śledczych, jakie to powody polityczne mogą się tu kryć? Z czym są połączone? Stawiam pytanie, co nowego może być szykowane, jaka konfabulacja może tu być w tle?"  

Pieniądze, medialna kampania związana ze służbami, powody polityczne za tym leżące - można by sądzić, że Oleksy mówi tak otwartym tekstem, jak podczas słynnych i niezapomnianych (łza się w oku kręci) gawęd u Gudzowatego. Problem jednak w tym, że o związku mainstreamowych mediów i niektórych dziennikarzy ze służbami to ćwierkały dotąd wróble, które w oszołomskich drzewach przesiadywały. Skądinąd wiemy, że mowa ludzi "niemających nic wspólnego z jakąkolwiek agenturą" znaczy zwykle coś zupełnie innego niż na pierwszy rzut oka. Oto przecież niedawno zaczęły się dziać rzeczy dziwne i ciekawe wokół min. Drzewieckiego, który próbował podnieść karzącą rękę na PZPN słynący także ze związków z byłymi służbami, zaś w mediach dotąd prorządowych coraz głośniej zaczęto ciamkać przeciwko gabinetowi Tuska.

Poznikały uśmiechy z twarzy wielu medialnych przyjaciół PO, a coraz częściej słychać zgrzytanie zębów. W przypadku "GW" i innych "imperialnych" inicjatyw, to tego rodzaju zgrzyty dałoby się stosunkowo łatwo wyjaśnić, gdyż od dłuższego czasu akcje Agory na GPW lecą na pysk, a co jak co, pieniądze to poważna rzecz i jak one zaczynają się kończyć, to i karnawałowe parties zwykle dobiegają końca. Akcje ITI zresztą też ostatnio poleciały, więc i tu dałoby się zgrzytanie tak wytłumaczyć. Wydaje się jednak, że chodzi o coś więcej.

"Wyciąganie Aleksandra Kwaśniewskiego, operowanie dziwacznymi pojęciami: ,,Olin'', ,,Kat'', ,,Minim'', to jakaś niesłychanie prymitywna spekulacja. Co i kto dziś na te tematy może powiedzieć – po 13 latach? Zacharskiego nikt nie wyrzucał z kraju, to bzdura. Sam wyjechał. A nikt nie zadał pytania przez ostatnie lata, komu służył i na czyim był utrzymaniu. A przecież to takie pytania należy zadać, a nie czy Rosjanin Jakimiszyn wyjechał z Polski śmiejąc się w kułak z faktu werbowania go, czy Ałganow na Majorce powiedział, że Oleksy to ,,Olin'', bo dziwnym trafem to się nie nagrało. Wszystko jest oparte na oświadczeniach ludzi, którzy są dalej ludźmi służb specjalnych. Tak w państwie prawa nie może być. Mogę tylko przestrzegać przed ich powrotem innych, bo mnie jest już wszystko obojętne. Jest to bowiem ponowna próba powrotu tych ludzi do udziału w polityce. Wtedy służby nie dostały po łapach i dlatego do dziś uważają, że wszystko jest dla nich możliwe. Zamiast ponieść karę zostali za prowokację nagrodzeni przez ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsę."

Jeśliby tę mowę Oleksego nieco pofiltrować, to by wychodziło na to, że przestrzega on te służby, które włączyły się w przemeblowywanie obecnej sceny politycznej przed działaniem przeciwko tym służbom, z którymi on się przemeblowywaniem zajmował (któż dziś pamięta złote lata Oleksego u steru III RP; także w mediach, także u Olejnikowej?).

Pozostaje jednak kwestia o wiele ciekawsza z naszego punktu widzenia. Sam bowiem fakt coraz śmielszego poczynania sobie bezpieczniaków czy ludzi wojskówki na scenie politycznej i fakt ścierania się rozmaitych środowisk kryjących się za fasadą polskiej demokracji może budzić nadzieję, że mafie weszły na ścieżkę wojenną, zaś po bitwie służb zawsze jakieś polityczne trupy są z pola zwożone, tak jak i kiedyś zwieziono do pochówku Oleksego (choć, jak wiemy, niedawno go odkopano). Nawet, gdyby "parasol ochronny" został zwinięty nad PO, jak sugeruje Michalkiewicz, to przecież i tak komuniści nie dysponują żadnym poważnym zapleczem politycznym, które mogłoby zostać wystawione do wywijania girami przed kamerami jako cyrkowcy-fachowcy-odnowiciele z ministerstwa głupich kroków.

Czyżby więc sami bezpieczniacy z wojskówką chcieli się otwarcie wziąć za rządzenie? Historia byłaby nie z tej ziemi. No tak, ale którzy z nich mieliby się za to wziąć, bo w służbach "ludiej mnogo"?    

http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2008112103
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=568

PS. A propos taśm :)

napisz pierwszy komentarz