Tym razem Hayao Miyazaki stworzył jedynie scenariusz, reżyserem został Hiromasa Yonebayashi, dla którego jest to filmowy debiut. Scenariusz powstał na podstawie klasycznych książek angielskiej pisarki Mary Norton, urodzonej w 1903 r. Londynie, początkowo aktorki w słynnym teatrze Old Vic. Gdy na świat przyszło jej dwóch synów i dwie córki - zaczęła pisać. W 1952 roku zdobyła The Carnegie Medal - najważniejszą brytyjską nagrodę w dziedzinie literatury dziecięcej. Saga o rodzinie Pożyczalskich to najbardziej znane jej powieści. Pożyczalscy są małymi ludzikami żyjącymi w naszych domach, w zakamarkach pod podłogą, ciemnych zaułku pod szafą, w mysich norkach w ścianie. Najbardziej obawiają spotkania oko w oko z człowiekiem...
"Kari-gurashi no Arietti" porównać można do innego filmu Miyazakiego "Mój sąsiad Totoro", o którym w Japonii pisze się rozprawy naukowe i roztrząsa wagę każdej sceny. Prawdopodobnie tym razem nie mamy do czynienia z taką ilością ukrytych znaczeń, ale w obu obrazach mamy studium życia w wiejskim domu w porze upalnego lata i wśród bujnej przyrody. Akcja rozgrywa się wokół uczuć osamotnienia, w cieniu choroby. Główna bohaterka - Arietta pozostaje małą, rezolutną dziewczynką, której rozwijająca sie przyjażń z "dużym" chłopcem pozwala uświadamić sobie własną samotność. Jest w końcu jedynaczką, poza rodzicami nie zna nikogo ze swego gatunku "małych ludzi". Żadnych towarzyszy zabaw, rozmów z rówieśnikami.
Film trzeba ogladać w ciszy i skupieniu, bo emocje ukazane tu zostały z wielkim wyczuciem i subtelnością. Większość scen rozgrywa się bez słów, świecie gestów i mimiki, w kilku nastepujacych po sobie epizodach (polecam zwłaszcza fragment, gdy chłopak odgaduje gdzie ukryta jest... - nie chcę spojlerować)
Ogladając "wyczyny" bohaterów przychodzi do głowy myśl jakąż odwagą, dzielnością i sprawnością fizyczną potrzebują na co dzień wykazywać się Pożyczalscy. Jak trudne i niebezpieczne jest ich życie.
Moja córka była zachwycona, znalazła w Arietcie cząstkę siebie. Były momenty wzruszenia i chwile strachu. Wreszcie wielki zawód, że film za szybko się skończył.
Mamy nadzieję, że Ghibli nakręci część II. Z równie ciekawą muzyką, będącą połączeniem japońskich motywów z melodyką celtycką (wszak Ghibli połączyło w tym filmie angielską, europejską opowieść z japońską scenerią i animacją).
---
Polecam ten film jako chwila oddechu od krzykliwych, głupawych i szkodliwych dla młodych ludzi szreków, kung-fu-pandów, przygód barbie i harrypotterów. Amerykańskie produkcje zalewają nasze kina i dziecięce umysły. Tymczasem "Arietta", która miała już premiery w kinach na Zachodzie Europy, do polskich sal kinowych dotychczas nie trafiła i nie trafi. Rodzimemu dystrubutorowi podobno się nie opłaca.
Chwila odpoczynku i wytchnienia przyda się także rodzicom. Idzie arcyważna kampania wyborcza, która po wakacjach zmiecie wszystko w pył...
napisz pierwszy komentarz