Rządowa "polityka miłości i zemsty" -Piotr Bączek
Donald Tusk w trakcie ostatniej konwencji Platformy ponownie wypowiedział słowa o "polityce miłości". Nawet próbował podeprzeć się autorytetem Jana Pawła II. W kontekście dokonań rządu PO, a zwłaszcza jego stosunku do oponentów, jest to kolejna manipulacja i próba "wdrukowania" pozytywnych haseł do programu wyborczego partii Donalda Tuska. Hasła o "polityce miłości" kontrastują również z aktami zemsty na opozycji politycznej i tolerancji dla przysłowiowych "Mira" i "Zbycha".
Rząd Platformy Obywatelskiej od pierwszych dni funkcjonowania w 2007 r. zajął się rozliczaniem swoich poprzedników. Nie było to zwykłe recenzowanie wcześniejszej ekipy i wynajdywanie jej błędów, ale celowa i zaplanowana akcja zmierzająca do wyeliminowania prawicowej opozycji z życia publicznego. Słynne słowa Radka Sikorskiego o "dorzynaniu watahy" z kampanii wyborczej z 2007 r. nie były językowym lapsusem, ale populistyczną zapowiedzią planów szykanowania i represjonowania niewygodnych polityków, byłych ministrów, urzędników, prokuratorów. Pierwszym elementem planów było natychmiastowe przejęcie po wyborach instytucji odpowiedzialnych za wymiar sprawiedliwości i bezpieczeństwo.
Prokuratura - "zmiany z czasów PRL"
W tym kontekście na szczególną uwagę zasługuje przypomnienie sytuacji w prokuraturze. Natychmiast przeprowadzono dymisje na stanowiskach kierowniczych, poddano kontroli najważniejsze śledztwa, wdrożono postępowanie dyscyplinarne wobec byłej szefowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Elżbiety Janickiej.
Przed sejmową komisją śledczą ds. tzw. nacisków prokurator Aneta Rafałko, była rzecznik dyscyplinarny przy prokuratorze generalnym, ujawniła, że została odwołana w styczniu 2008 r., gdy przedstawiła propozycję umorzenia postępowania dyscyplinarnego wobec prokurator Janickiej, gdyż nie ma przesłanek do jego wszczęcia.
Nowy szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski już w pierwszych tygodniach urzędowania odwołał zastępcę prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga. Zdymisjonował również naczelnego prokuratora wojskowego Tomasza Szałka oraz szefów prokuratur apelacyjnych z największych miast, a także szefa Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Były to zmiany na skalę niespotykaną do tej pory w prokuraturze. Odsunięcie poprzedniej kadry miało zagwarantować skuteczność w realizacji programu rozliczania ekipy rządowej premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Pod pozorem merytorycznego audytu poddano kontroli najważniejsze śledztwa w kraju, m.in. w sprawie lobbysty Marka Dochnala; w sprawie burmistrza Helu i b. posłanki PO Beaty Sawickiej; w sprawie przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA (z zawiadomienia samej B. Sawickiej); w sprawie podania niezweryfikowanych danych w raporcie z weryfikacji WSI; w sprawie nieuprawnionego zakładania podsłuchów; w sprawie korupcji w piłce nożnej; w sprawie korupcji w Centralnym Ośrodku Sportu; w sprawie afer: gruntowej, węglowej odrolnienia ziemi na Mazurach i akcji CBA w resorcie rolnictwa; w sprawach doktora Mirosława G.; w sprawie domniemanych nadużyć w związku z multimedialną konferencją prokuratury o Januszu Kaczmarku, Konradzie Kornatowskim i Jaromirze Netzlu.
Skok na służby
Jednocześnie premier Tusk zmienił praktycznie wszystkich szefów służb specjalnych. Większość z nich została poddana nie tylko napastliwej krytyce mediów przychylnych rządzącym, ale i postępowaniom dyscyplinarnym, prokuratorskim, a także sądowym. Największy atak przypuszczono na Bogdana Święczkowskiego, Antoniego Macierewicza i Mariusza Kamińskiego (innym szefom służb próbowano udowodnić także uchybienia, nawet najmniejsze) - Bogdan Święczkowski (b. szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego) był atakowany za rzekome stworzenie nieformalnego układu i wywieranie nacisków w wybranych sprawach politycznych oraz sprawę śmierci Barbary Blidy; Zbigniew Nowek (b. szef Agencji Wywiadu) był krytykowany za zajmowanie mieszkania służbowego; Antoni Macierewicz (b. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i b. przewodniczący komisji weryfikacyjnej ds. WSI) był pozywany przed sąd za publikację raportu z procesu weryfikacji WSI; Witold Marczuk (b. szef ABW, a potem b. szef Służby Wywiadu Wojskowego) był oskarżony przez prokuraturę w Łodzi o przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę interesu publicznego w śledztwie dotyczącym okoliczności śmierci byłej posłanki SLD Barbary Blidy; również śp. Zbigniew Wassermann (b. koordynator ds. służb specjalnych) był m.in. oskarżany o kontakty z przestępcą, który obciążał Jana Widackiego.
W całościowej perspektywie "rządów miłości" sprawy te wpisywały się w strategię represji prawnych wobec byłych szefów służb specjalnych.
W zasadzie jedyną służbą, w której nie przeprowadzono zmian i pozostawała do jesieni 2009 r. poza kontrolą PO, było CBA. Stało się tak tylko z powodu ustawy, która uniemożliwiała zmianę szefa służby. Jednak "afera hazardowa" przypieczętowała los Mariusza Kamińskiego. Pod koniec urzędowania usłyszał on zarzuty m.in. przekroczenia uprawnień podczas akcji CBA w ministerstwie rolnictwa. Jednak były szef CBA tłumaczył, że są one "szokująco miałkie", a obok niego powinni zasiąść prokuratorzy i sędziowie, którzy jego wniosek o kontrolę operacyjną w "aferze gruntowej" zatwierdzili i kontrolowali. Zarzuty prokuratury stały się podstawą do odwołania Mariusza Kamińskiego z CBA. Należy przypomnieć, że Donald Tusk nie wstrzymał się z tą decyzją do czasu przedstawienia opinii śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ten oceniał, że premier nie wskazał we wniosku "żadnej z przesłanek", które są wymienione w ustawie.
W kontekście zwalczania dokonań służb z czasów premiera Jarosława Kaczyńskiego należy wspomnieć o fakcie bezprzykładnym ujawnienia wizerunku i danych tzw. agenta Tomka - funkcjonariusza CBA, pracującego "pod przykryciem", który uczestniczył w kilku śledztwach (np. w sprawie Beaty Sawickiej). Dane personalne takiego funkcjonariusza są z mocy prawa bezwzględnie chronione, zwłaszcza że wcześniej uczestniczył w rozpracowywaniu groźnych grup przestępczych. Był to pierwszy przypadek ujawnienia danych takiego funkcjonariusza. Fakt ten można interpretować jako ostrzeżenie dla innych funkcjonariuszy - "nie zagłębiajcie się w pewne sprawy, bo spotka was podobny los".
Wybiórcze śledztwa
Po uzyskaniu wpływów i kontroli nad sektorem bezpieczeństwa i sprawiedliwości rozpoczęły się bezpośrednie działania, czynności, śledztwa odnośnie do konkretnych polityków.
Jednocześnie koalicja PO - PSL powołała w Sejmie dwie komisje śledcze (w sprawie śmierci Barbary Blidy oraz tzw. naciskową), które miały udowodnić pozaprawne działania rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego.
W efekcie zmian w prokuraturach szereg najważniejszych dotychczas śledztw nabrało wolniejszego tempa, a priorytetem stały się sprawy dotyczące rządu Jarosława Kaczyńskiego, chociaż nie popełniono przestępstwa. Niewątpliwie taką sprawą było absurdalne oskarżenie byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o naruszenie prawa za przedstawienie Jarosławowi Kaczyńskiemu (był wtedy członkiem Rady Bezpieczeństwa Narodowego) akt w sprawie mafii paliwowej. W lipcu 2008 r. prokurator z Płocka zwrócił się z wnioskiem o wyrażenie przez Sejm zgody na pociągnięcie posła Zbigniewa Ziobry do odpowiedzialności karnej w tej sprawie. Warto przypomnieć, że prokurator Wojciech Miłoszewski twierdził (w stacji TVN 24, 10 lipca 2008 r.), iż był telefonicznie naciskany do złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Zbigniewa Ziobrę. Natomiast "Rzeczpospolita" (9 lipca 2008 r.) podała, że prokurator Miłoszewski wiązał prowadzone wobec niego postępowanie z odmową złożenia zawiadomienia przeciwko Zbigniewowi Ziobrze: "Przed przesłuchaniem w płockiej prokuraturze usłyszałem od prowadzącej sprawę, że mam się stawić i złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez ministra Ziobrę. Nie zgodziłem się. Wtedy wezwali mnie jako świadka". Jednak w listopadzie 2009 r. prokuratura w Płocku umorzyła śledztwo z powodu braku danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa.
Gdyby udało się skazać Zbigniewa Ziobrę, otworzyłyby się drzwi do oskarżenia w tej samej sprawie Jarosława Kaczyńskiego. Obecnie próbę oskarżenia byłego premiera Kaczyńskiego w sprawie śmierci Barbary Blidy próbuje zrealizować poseł Ryszard Kalisz, a posłowie PO deklarują pomoc.
Już po wyborach parlamentarnych w 2007 r. Prokuratura Krajowa i ABW wszczęły śledztwo w sprawie rzekomej korupcji w komisji weryfikacyjnej ds. WSI. Głównymi dowodami były rozmowy byłych wojskowych, którzy byli niezadowoleni z likwidacji WSI. Weryfikatorom zarzucali rzekome branie łapówek i sprzedaż tajnego "Aneksu z raportu o weryfikacji WSI" spółce Agora. Na tej podstawie Prokuratura Krajowa zarządziła nawet w maju 2008 r. przeszukanie mieszkań weryfikatorów. Okazało się, że nie uczestniczyli oni w tych przestępstwach i nie można postawić im żadnych zarzutów.
Z kolei osoby zamieszane np. w tzw. aferę hazardową lub stoczniową mogły liczyć na dziwną wyrozumiałość organów ścigania. Znajomi dolnośląskiego biznesmena z branży hazardowej dalej zasiadają w partii, a w zasadzie jedyną osobą pociągniętą do odpowiedzialności był... Mariusz Kamiński, który został usunięty z CBA i jest ciągany po prokuraturach.
Gaz i pały dla oponentów
Takiej wyrozumiałości politycy PO nie mieli również wobec demonstrantów "Solidarności", wyrzucanych kupców z hali KDT, obrońców krzyża przed Pałacem Prezydenckim czy w końcu kibiców, wobec których zastosowano odpowiedzialność zbiorową za wybryki grupy chuliganów.
W kwietniu 2009 r. przed warszawskim Pałacem Kultury i Nauki doszło do starć związkowców "S" ze Stoczni Gdańsk z policją. Związkowcy twierdzili, że policjanci interweniowali bezmyślnie, "na oślep" rozpylali gaz, użyli gazu bojowego. Rannych zostało kilkanaście osób.
Kilka tygodni później policja bezczynnie przypatrywała się, jak prywatna spółka ochroniarska szturmuje w centrum Warszawy halę KDT i siłą usuwa z niej kupców. Agencja ochrony była wynajęta przez urząd Warszawy, nie miała prawa używać bezpośredniej siły. W wyniku wielogodzinnych potyczek 33 osobom udzielono doraźnej pomocy medycznej.
Podobną bierną postawę warszawska policja zachowała w 2010 r. w czasie znieważania krzyża oraz ataków gawiedzi na jego obrońców. Policja była obecna na Krakowskim Przedmieściu, jednak nie interweniowała w stosunku do osób, które szydziły z symboli religijnych, wyśmiewały się ze śp. Lecha Kaczyńskiego i zaczepiały modlących się pod krzyżem.
Natomiast służby porządkowe nie były takie wstrzemięźliwe wobec uczestników akcji upamiętniających katastrofę smoleńską. Już w tym roku warszawska straż miejska pobiła Michała Stróżyka, dziennikarza "Gazety Polskiej", który obserwował akcję "Solidarnych 2010". Skonfiskowano również namiot, w którym spotykali się uczestnicy tych pikiet.
W ostatnich miesiącach władze województw wprowadziły dla kibiców zakazy stadionowe. Pretekstem były bójki chuliganów, ale decyzję podjęto po tym, jak na trybunach piłkarskich zawisły transparenty krytykujące rząd PO. Tych przykładów szykan wobec działaczy opozycji lub oponentów rządu jest wiele (wystarczająco dużo na obszerną publikację), jak choćby niedawna rewizja ABW w mieszkaniu twórcy strony "AntyKomor".
Konsekwencje POlityki
Jednak najtragiczniejszą konsekwencją bezpardonowej walki z opozycją było zabójstwo polityczne na łódzkim działaczu PiS Marku Rosiaku. Morderca nie krył też, że działa z pobudek politycznych, wręcz przeciwnie, szczycił się tym, a nawet żałował, że jego ofiarą nie był Jarosław Kaczyński. Wkrótce okazało się, że zabójca był nawet członkiem PO. Bez wątpienia ataki medialne na PiS przyczyniły się do tej zbrodni. Początkowo wydawało się, że łódzka tragedia zatrzyma tę falę. Czołowi politycy koalicji wyrazili żal z powodu zabójstwa Marka Rosiaka, ale po kilku tygodniach wrócili do poprzedniej retoryki. Przykładem takich słów był wywiad ze Stefanem Niesiołowskim w "Przekroju" (16 maja br.), w którym wicemarszałek PO mówił m.in.: "Ludzi, którzy posługują się językiem w sposób całkowicie cyniczny i podły, nakierowany tylko na zdobycie władzy, trzeba odsunąć od polityki. Mówię tu o czołówce PiS, a nie o tych ludziach, którzy za nimi idą. Głupich zawsze jest dużo. (...) W 1939 roku to Hitler napadł na Polskę (...). Jarosław Kaczyński napadł na Polskę i ja jej bronię przed nim i jego kliką (...). PiS-owska cyniczna klika wykorzystuje ludzi o różnych poglądach i nastawieniu, którym często się wydaje, że chcą dobrze dla Polski i potem organizują burdy. Ma rację Stefan Bratkowski, kiedy ostrzega przed elementami faszyzmu".
Kampania zohydzania opozycji, odhumanizowania przeciwników i oskarżania ich o najgorsze wciąż trwa. Tragedia łódzka nie nauczyła niczego. Ale czy w takiej praktyce i retoryce "polityki miłości" jest miejsce na podpieranie się autorytetem Jana Pawła II?
Piotr Bączek
Autor był członkiem komisji weryfikacyjnej ds. WSI. Do grudnia 2007 r. był szefem ZSiA SKW. Po objęciu stanowiska prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=112431
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz