Rozrywać nas będą te same gęby.

avatar użytkownika Piotr Franciszek Świder
W polskich partiach trwa pospolite ruszenie. Ruch, za przeproszeniem, jak na targowisku przekupek w targowy piątek. Manewry uskrzydlają lub powalają na kolana. Kto nie w łaskach wodzów, spada na najniższą gałąź drzewa list wyborczych....
 Poseł Marek Witold Suski otworzy listę Prawa i Sprawiedliwości do Sejmu  w Radomiu. Z pierwszego miejsca listy Platformy Obywatelskiej wystartuje natomiast poseł Ewa Kopacz. SLD szykuje do boju Marka Wiklińskiego. PSL, PJN, LPR kogoś tam, nieważne. Wszystkie ugrupowania polityczne podkreślają, że listy nie są jeszcze ostateczne.

„Poseł Suski jest - jak się zdaje - z południa. Pańska arogancja i ignorancja w tej kwestii jest wprost proporcjonalna do odległości między morzem a miejscem zamieszkania, więc muszę być wyrozumiały"
 - grzmiał z mównicy sejmowej Donald  Tusk podczas środowej debaty w Sejmie . O czym była debata? Już nieistotne.
 
Istotne jest przeniesienie debaty przez media na inny poziom. Poseł Marek Suski uznał, że słowa premiera znieważają go i chce, żeby Komisja Etyki Poselskiej ukarała szefa rządu zwróceniem uwagi, czyli napomnieniem. To najniższa możliwa kara. Szef rządu nie powinien oceniać znajomości tematu na podstawie miejsca pochodzenia posła.
 
Panie pośle Marku Suski, jak mi Bóg miły, urodził się Pan w Grójcu w 1958 roku, a zachowuje się, jak maturzysta. Włos z głowy premierowi nie spadnienie, bo kruk z Komisji Etyki Poselskiej nie wydziobie oka koledze naczelnemu krukowi. Pozamiatane.
 
O czym była debata? O odwołaniu ministra Aleksandra Grada za całokształt dokonań. Mowa była m.in. o polskich stoczniach, których już właściwie nie ma, m.in. dzięki bohaterskim czynom premiera i ministra.
 
Popatrzmy na mapę. Radom leży sobie tam, gdzie zawsze leżał, a więc  w Polsce raczej centralnej, na południu województwa Mazowieckiego. Dobrze, że krytykiem ministra Grada nie był np. Marek Kuchciński z Przemyśla, bo ni chybi, usłyszałby z ust polskiego premiera, że polityk wychowany przy granicy z Ukrainą ma prawo milczeć lub mówić o wypasaniu baranów w Bieszczadach. 
 
Nie o tym chciałem mimo wszystko pisać. W polskich partiach trwa pospolite ruszenie. Ruch, za przeproszeniem, jak na targowisku przekupek w targowy piątek. Manewry uskrzydlają lub powalają na kolana. Kto nie w łaskach wodzów, spada na najniższą gałąź drzewa list wyborczych lub całkiem na ryj z drzewa.
 
Kandydaci na posłów PO złożyli już Wielkiemu Bratu wewnątrzpartyjne ankiety informacyjne, wzorowane na technikach inwigilacji sowieckiej. Oświadczenia lustracyjne, zaświadczenia o niekaralności,  o prowadzonych postępowaniach karnych lub karno-skarbowych. Kluczowe pytania dotyczą stanu posiadania, czyli majątku denata oraz szczegółów wcześniejszych startów w wyborach - uwaga, nie tylko dotyczących kandydata, lecz również członków jego rodziny. A gdy ankieta już wypełniona ma trafić wraz z rekomendacją władz lokalnych PO do Wielkiej Bazy, gdzie oko kolegialne wodza prześwietli przydatność pretendenta dla partii. Po takim prześwietleniu nie notowany w księgach hańby, acz ambitny karierowicz, dostąpi  łaski zamykania list na ostatnich miejscach. Ot, demokracja. Zawsze to bliżej żłoba.
 
Listy PO w Warszawie mają otwierać Donald Tusk (number one) oraz Jacek Rostowski. Sami swoi, świetnie znani, wybitni fachowcy. O sukcesach tych Panów w reżimowych mediach całkiem sporo. Pierwszy jest mistrzem psucia państwa, zaś drugi tylko finansów państwa. 
 
Na listach nie ma senatora Krzysztofa Piesiewicza - nie złożył stosownego rachunku sumienia na ankiecie. Jest natomiast główny bohater afery hazardowej, Zbigniew Chlebowski. Popularny „Zbycho“ może z czystym sumieniem wystartować, gdyż przewodniczący Mirosław Sekuła wydał wyrok, że afery nie było. 
 
Stocznie wciąż są i pracują na pełnych obrotach, afery nie było, Grad nie spada ze stołka - karawana pogna więc w siną dal, poza horyznt racjonalnych reform, ku przepaści. Ino wyborcy żal. Ogłupiony, omotany - ma mniej do gadania niż pies, który se przynajmniej poszczeka w takiej sytuacji.
 
A Ruch Społeczny nie powstanie przed tymi wyborami parlamentarnymi. To smutna konstatacja. Tak, tak. Skazani jesteśmy na powtórkę  z rozrywki. Rozrywać nas będą te same gęby.
 
A może się założycie. Stawiam prawdziwego konia, że każdy koń z partyjnej jedynki głównych partii zostanie Senatorem lub przynajmniej Posłem. Imperium Homo Sovieticus ma się dobrze. Najlepiej po dwudziestu dwóch latach od końca peerelu. Pas.
 

napisz pierwszy komentarz