Okupacja III

avatar użytkownika Andrzej Wilczkowski

Pomiędzy teraz pisanym tekstem a tekstem „okupacja”   jest jeszcze wpis „Okupacja II” który zawiesiłem na Niepoprawnych w tym samym dniu co „okupacja”.  Nie wiem czemu  na „Okupację II” jest 10 razy mniej wejść niż na „Okupację”. Trudno – jest jak jest. Nie sądzę, żebym szybko wybrnął z tego tematu, bo doszedłem dopiero do wiosny 1940. Kto lubi moje teksty musi się z tym pogodzić. Tym „lubiącym” proponuję uzupełnić lekturę.

Uważam, że pierwszy okres okupacji to jest przede wszystkim atak na Polaków, Usiłowałem już przedstawić zarówno objawy, jak i podać przyczyny takiego postępowania. Te kilka miesięcy charakteryzuje się wręcz wściekłą furią niemieckiego natarcia.

Przeciwko Hubalowi w różnych momentach wystawiano formacje tak liczebne, że stosunek sił był ok. 10.000:100.  tzn 100 do 1.

Wydaje się, że Niemcy po prostu brali pod uwagę, iż w przypadku uaktywnienia wojny na zachodzie dywersja w Polsce może być znacznie potężniejsza niż ten jeden oddział, liczący, w czasie kiedy intensywnie walczył, od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu ludzi.

Ogromny wysiłek włożyli okupanci w rozbicie zarówno resztek struktur państwa polskiego, jak i w poszatkowanie, a właściwie zdewastowanie społeczeństwa.

Na obydwóch polach zastosowane metody przyniosły wspaniałe rezultaty. Przypomnijmy: więcej niż 100.000 rodzin opłakiwało swoich poległych i zaginionych w czasie Kampanii Wrześniowej. Chyba znacznie więcej poszukiwało mogił bliskich, rozstrzelanych w egzekucjach, zarówno w Warthegau jak i w GG.

Masowe przesiedlenia Polaków z Warthegau do guberni odbierały tym ludziom niemal wszystko co mieli. Oni najczęściej jeszcze przechodzili przez obozy przejściowe gdzie ograbiano ich dodatkowo z tego, co zdążyli zabrać w najlepszym przypadku przez godzinę od chwili, kiedy na progu ich domu pojawili się żandarmi.  

Niemcy bardzo misternie rozrywali i tak niezbyt mocne więzy pomiędzy Polakami i Żydami.  Oddając w tym okresie Polakom „pierwszeństwo   w umieraniu” nie zaniedbywano również Żydów. Zabijano przede wszystkim tych Żydów, których uznano za polską inteligencję. Innych głównie poniżano – znacznie głębiej niż Polaków i pozbawiano dóbr.  Ponadto – o czym będzie za chwilę – skłócano Żydów zamieszkujących tereny obecnie przyłączone do rzeszy z tymi, którzy od wieków żyli w Warszawie, czy w Krakowie. Okupacja sowiecka – to odrębny temat.

Przypomnę. Stale piszę o okresie do kapitulacji Francji a więc do czerwca 1940.  

Teraz kilka zdań z perspektywy Gostynina. Wiosną dość konsekwentnie już pozbawiono co bogatszych Żydów ich domów, sklepów i warsztatów pracy.  Najbogatsi przed wojną właściciele sklepów przekradali się zgrzebnymi furkami wynajętymi od polskich chłopów, żeby gdzieś w okolicy znaleźć nabywców na resztki towarów, które udało im się ocalić z konfiskaty niemieckiej.

Na teren szpitala psychiatrycznego zaglądali rzadko, bo szpital miał niewielu ewentualnych nabywców, ale przede wszystkim dlatego, że szpital wiosną 1940 już mocno „pachniał śmiercią.” (Vide Okupacja II) Niemniej, gdzieś w okolicach Wielkanocy zdecydowała się nas odwiedzić chyba największa przed wojną „rekinka finansjery gostynińskiej” – w każdym razie w branży spożywczej.  Miała do zaoferowania skrzynkę herbaty – w przybliżeniu metr na metr. Cena nie była przystępna, ale sposób zachęcania – który do dziś pamiętam – wprawił moją matkę w osłupienie.

. Zmęczona i smutna twarz pani B. na chwilę się ożywiła i właścicielka towaru zawołała z dawnym ogniem w oczach  „wielce szanowna pani dyrektorowo, pan dyrektor w Moskwie za cara lepszej nie pijał.”

Na jakieś uwagi mojej mamy, że to było bardzo dawno temu, i tatuś w Moskwie był studentem pani B. uśmiechnęła się blado. „Tyle lat się już znamy” – zakończyła temat.  

Nie pamiętam, żeby po tym argumencie mama miała jeszcze jakieś zastrzeżenia do ceny.

Co najmniej przez pół roku intensywny zapach rozchodził się po całym domu, ale herbatę piliśmy przez dwa lata. W końcu już w ogóle nie pachniała.

A panią B. w chwili transakcji mogliśmy znać co najwyżej 6 lat. I więcej już jej nie zobaczyliśmy. Gdzie i kiedy zginęła – nie wiem.

 

Tymczasem w Warszawie, mniej więcej w tym samym czasie rozgrywały się zdarzenia, o których dowiedziałem się dopiero po wojnie, a w które do dziś trudno mi uwierzyć. Otóż w Wielki Piątek dnia 22 marca 1940 roku w rejonie otwartych ciągle dzielnic żydowskich rozpoczęło się rabowanie żydowskich sklepów, lokali i mieszkań.

Mam tu kłopoty z doborem słów. Niszczenie i rabunek - idą w parze. Pewne wnioski można wyciągać kiedy się porówna stosunek rzeczy zrabowanych do zniszczonych.

O ideologicznych zniszczeniach można mówić – jeżeli procent dóbr zrabowanych jest znikomy. Skąd wiem? A no bo sam rabowałem po ucieczce Niemców pozostawione przez nich sklepy. Niszczone były portrety Hitlera, swastyki i t. p. a tak, każdy brał co udźwignął, a jak  chciał zniszczyć coś przydatnego, to dostawał w ryj, bo za nim szli inni amatorzy i też potrzebujący. To był bardzo kulturalny rabunek.

Jak było w Warszawie w 1940 r. – nie wiem. Mam za mało danych. Wiem, że Warszawa była wygłodzona i wyziębiona po okrutnej zimie, a w ok. 15% zniszczona w wyniku działań wojennych.

Z tekstu Emanuela Ringelbluma można się dowiedzieć, że napastnicy, których główną siłę uderzeniową stanowiła banda ok. 1000 małolatów, którzy – jak pisze Ringelblum – „pojawiali się niewiadomo skąd i znikali niewiadomo gdzie” a po tygodniu zniknęli zupełnie.

Nie to jest jednak dla mnie zdumiewające.

piątek, zapada zmierzch – zaczyna się szabas – sklepy są otwarte. Sobota, szabas trwa – sklepy są otwarte. Nie wiem co w nich można było dostać, czy jakieś resztki przedwojennych dóbr, jakie pod Gostyninem wygrzebywała na furce spod słomy pani B., czy towary pozyskane specjalnie z prowincji, aby Polacy mieli smakołyki na największe swoje święta.

Skąd ta przepaść pomiędzy rzeczywistością Gostynina, czy Łodzi – a Warszawy. Przypomnę – Łódzkie getto zaczęło funkcjonować już 8 lutego 1940 roku, w warszawskim zamknięto bramy prawie 10 miesięcy później. Ta. Łódzkie getto to jedyny znany mi przypadek getta, które powstało przed upadkiem Francji.

Nie sądzę, żeby udało mi się dokonać takich poszukiwań źródłowych, z których wyników byłbym zadowolony. Nie mam już na to czasu.

Wydaje mi się jednak, że potrafię postawić hipotezę – skąd się wzięła „armia” małolatów.

Otóż twierdzę, że musieli stać za nimi Niemcy.

Gmina żydowska w Warszawie liczyła w tym czasie ok. 360.000 ludzi. Myślę, że to dostatecznie dużo, żeby zrobić porządek nawet z tysiącem „bezprizornych”. Ale właśnie oni nie byli chyba „bezprizorni” tylko bardzo mocno przyporządkowani.  Według mnie mogli to być pensjonariusze „poprawczaków”, którym coś obiecano – nie tylko doraźne korzyści materialne. Sądzę, że hipoteza ta jest co najmniej równie uprawniona jak każda inna.

Jest jeszcze jeden ciekawy symptom w tej akcji. Sklepy niszczono, napotkanych na drodze Żydów bito – ale nie znam żadnych przekazów – że mordowano.

Odnosiłem zawsze wrażenie – odnośnie tego czasu niemieckiej okupacji, że o  ile w stosunku do Polaków okupant jasno pokazywał, że jesteśmy wrogiem, którego muszą zniszczyć, o tyle w stosunku do Żydów prowadził łajdacką grę bawiąc się ich przerażeniem. Już niedługo gra zaczęła się zmieniać w totalną tragedię.

Andrzej Wilczkowski  c.d.n

napisz pierwszy komentarz