O Bratkowskim
W młodości, gdy miałem może 17 może 18 lat zastanawiałem się na swoją przyszłością i wtedy doszedłem do wniosku, że nie ma sensu wchodzić w żadne struktury formalne istniejące w PRL-u, bo wszystkie one bardziej przypominają gangi niż cokolwiek innego. A w gangu nikt nigdy nic trwałego nie osiągnął, a dzień, w którym poczuł się bezpiecznie był najczęściej ostatnim dniem pomyślności.
Pan Bratkowski, który w tym gangsterskim PRL-u fantastycznie funkcjonował, powiedział nam w swym wystąpieniu przytoczonym przez Marylę na BM 24, co by on zrobił gdyby miał tak wierny elektorat jak Kaczyński. To że on, podobnie jak wszyscy z Antypisu są zafascynowani siłą, że najważniejsze dla nich to mieć przewagę nad przeciwnikiem po to by go zgnoić, ja wiedziałem od bardzo dawna, od kiedy czytałem jego artykuły w Życiu Warszawy. W końcu był jednym z głównych propagandzistów PRL-u, jednym z licznych jego filarów.
Niby nie było by się czym przejmować, ot jedno więcej bzdurne wystąpienie, ale lemingi rzeczywiście mogą spróbować przeprowadzić delegalizacje Pisu w oparciu o swoje „głębokie przekonanie” o naszym złym charakterze i w oparciu o nie budzący wątpliwości interes własny.
Czyli, sprawa jest jednak bardzo poważna.
Mnie rzekoma wszechwładza Jarosława w Pisie w ogóle nie przeszkadza i co więcej nie widzę żadnego zagrożenia dla demokracji , które miało by z tego wynikać. Mówię to mimo, że dla mnie Pis jest partią socjalną i etatystyczną, jest w mojej ocenie partią lewicową i to w dodatku całkowicie laicką.
Ja zaś jestem „katolem”, zwolennikiem narodowego państwa teokratycznego opartego o prawa objawione. Moje poglądy można by porównać do poglądów angielskich purytan uciekających do kolonii na terenie Ameryki Północnej, by tam utworzyć wspólnotę społeczną oparta o Objawienie, z tą różnicą, że jestem katolikiem a nie protestantem i mam świadomość, że nie ma już wolnych kontynentów. Tak więc mam świadomość, że czas kiedy znajdę się w opozycji do J. Kaczyńskiego i reszty Pisu jest niedługi. Nastąpi to wtedy, gdy Pis przepędzi całą tą żulię okrągłostołową. Ale na razie jestem też Pisakiem i popieram Pis, bo nie obawiam się ze kiedykolwiek nawet mając władzę absolutna J. Kaczyński lub jego towarzysze zechcą mi kiedykolwiek ograniczyć prawo do głoszenia moich poglądów i do zdobywania dla nich zwolenników.
Czy z tego wynika, że nie znam historii, że nie słyszałem o tym, że Hitler doszedł do władzy drodze demokratycznych wyborów, że Stalin miał autentycznie wielkie poparcie wśród Rosjan, że Chrystus – człowiek niewinny został skazany na śmierć przez aklamacje ludu Jerozolimy i mimo to się nie boje? Tak, ja to wszystko wiem i dla tego nie boję się Kaczyńskiego, Lipińskiego i Brudzińskiego a boję się Bratkowskiego, Grupińskiego, Komorowskiego. Co więcej nie boje się, ani Szczypińskiej, ani posłanki Wróbel. Dlaczego?
Już wyjaśniam. Otóż jestem pewien, że posłanka Szczypińska i wszyscy pozostali członkowie i sympatycy Pisu nie uzależnią praw osobistych od statusu społecznego osoby, która o te prawa się ubiega, co zaświadczyli swoim życiem.
Wiem natomiast, że Pan Bratkowski, Pani Środa, Pan Komorowski widzą ten związek. Pani Środa widzi związek między posiadanymi prawami a płcią, czyli cechą osobniczą. Nie ma więc dla niej praw powszechnych. Pan Bratkowski też widzi związek między statusem zawodowym czy przynależnością do korporacji zawodowej, w jego przypadku dziennikarskiej, a prawami obywatelskim. Jego zdaniem dziennikarz ma prawo do zadawania pytań przedstawicielom władzy i tym wyróżnia się od motłochu, który takiego prawa nie ma. Czyli znowu prawa publiczne są jego zdaniem słusznie reglamentowane. O panu Komorowskim nie będę nic mówił, bo choroba Altzheimera szybko robi swoje, więc już nie ma to znaczenia, co on kiedyś myślał, bo zaraz całkiem to zapomni.
Uważam, że jeśli więc nawet cała władza będzie spoczywać na głowie jednej osoby - J. Kaczyńskiego a on będzie mnie nienawidził z całej swej siły, to nikt z jego otoczenia nie zgodzi się na odebranie mi jakiegokolwiek z moich słusznie mi należnych praw. Natomiast Pan Bratkowski jak sam zaznaczył w swoim wystąpieniu chce uzależnienia praw od postawy politycznej i moralnej danej osoby! Czyli, gdy jego formacja ma władzę najważniejsze dla każdego jest utwierdzenie możnych tego świata w tym, że jest się „cool i trendy”, bo bez tego nie ma się praw! I rzeczywiście w naszym kraju obecnie czuje się jak obywatel drugiej kategorii i mi się to nie podoba.
Chcę zmiany tego systemu politycznego ale nie po to by wywyższyć się na innych tylko po to by nie być od nich gorszym. Oni zaś sądząc po sobie uważają, że ja chce się nad nich wywyższyć. Oni się boją, że jak nie będą „cool i trendy” wobec nowej władzy to będą nikim, że nie będą mieli realnych praw obywatelskich.
Czy więc z przykładów Stalina i Hitlera nic nie wynika? Owszem wynika, że ludzie o prowieniencji socjalistycznej, nawet jak dochodzą w drodze demokratycznych wyborów do władzy, to chcą pozbawić swoich przeciwników prawa publicznych i politycznych vide pan Bratkowski. Oni bowiem chcą władzy wykreowanych przez nich idoli nie po to by coś dobrego zrobić tylko po to, by się dowartościować, by uzyskać odpowiedni status. Tak samo mówił Hitler i o tym samym mówił Stalin. Jeden chciał dowartościowania narodowego a drugi klasowego i państwowego. To dowartościowanie miało być drogą osiągnięcia zamożności. Tusk zaś upatruje zamożności kraju w dowartościowaniu jego liderów na arenie Europejskiej i jego zwolennicy nawołują do delegalizacji przeciwników politycznych. Ciekawa analogia, prawda!
Jako przeciwstawienie mamy postawę Pani Szczypińskiej. Ona dla realizacji swoich poglądów politycznych zgodziła się swego czasu na obniżenie swego statusu społecznego i materialnego. Będąc wykwalifikowaną pielęgniarką zgodziła się żyć z dorywczego sprzątania klatek schodowych i zgodziła się być w takie sytuacji materialnej, że buty na jakie ją było stać nie wystarczyły na jedną podróż do Warszawy. Na zebranie Pisu dotarła na boska. Buty się bowiem rozpadły ale nie poglądy, nie poczucie własnej wartości. Nie uważała ona , że z tego powodu nie ma ona ubyło jej jakiś praw. Ona nie musi mieć lepszych butów, lepszego samochodu od sąsiada by czuć się dowartościowana. Jest to dowód na to, że jej zdaniem i zdaniem środowiska status społeczny i materialny człowieka nie wpływa na posiadanie lub brak praw. Te prawa są zdaniem tego środowiska przynależne każdemu niezależnie czy jest bogaty, czy biedny, czy sądzi tak czy inaczej i ja uważam że władza takich ludzi na pewno nie niesie zagrożenia dla demokracji, nie niesie zagrożenia dla moich praw politycznych.
Natomiast władza ich przeciwników tak. Gdy zabraknie im pieniędzy na nowe samochody, na wygodne buty będzie dla nich niezwykle istotne by zabrać je tym, którzy je mają. Tak zrobił Hitler, tak zrobił Stalin. Po to by w przyszłości obrabowani nie dochodzili zwrotu ich mienia obaj popełniali masowe morderstwa, ich zdaniem uzasadnione nędzą w jakiej się znaleźli. Ale oni osobiście nie mordowali, osobiście nie zajmowali mienia cudzego mienia. To robili ich zwolennicy tak upieprzeni nędzą, ze każde działanie wydało im się słuszne. A Pani Szczypińska szła po Warszawie boso i dla tego się jej nie boję, dlatego chce dla niej władzy mimo, że mam diametralnie różne od niej poglądy i wiem, że zaraz będę ja zwalczał, ale na argumenty. A ona nie użyje potęgi państwa by mi zamknąć usta albo wprowadzić się do mojego domu.
- UPARTY - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz