„Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”
Zobaczcie sobie dzisiaj, jak zebrani w niedzielę na Krakowskim Przedmieściu śpiewali: Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie. Nie uważacie Państwo tego za skandal?
Przecież, to jest "plucie w twarz" tym, którzy rzeczywiście żyli w niewoli w czasie okupacji. Notabene wielu z tych ludzi w PRL śpiewało "pobłogosław" - zapytał internauta: http://twitter.com/#!/gibon102
Odpowiedziałam:
Owszem, ja od tej chwili tez będę śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”.
Mało tego (dodam teraz), nie czuję, abym pluła w twarz bohaterom walczącym o wolność, wprost przeciwnie, jestem im to winna, abym takiej Polski nie nazywała wolną.
Uzasadnienie moje takie same jak za PRL, a jeszcze trochę i nie będzie potrzeby uzasadniać, bo nie będzie Polski.
Owszem, dla wielu Polaków po kazamatach NKWD, gułagach, terrorze okupacyjnym, nożach i siekierach banderowców, więzieniach gestapo wydawała się PRL oazą wolności na miarę pogodzenia się z czerwoną koniecznością.
Wystarczyło tylko dobrze urządzić się w tym baraku, wymościć słomę w swoim kącie, zapomnieć o rodzinie na emigracji, nauczyć się modlić po cichu, mieć w rodzinie właściciela czerwonej legitymacji, a można było przeżyć.
Nazwanie żołnierzy walczących z sowieckim okupantem i władzą instalowaną przez Stalina, bandytami znacznie koiło wyrzuty sumienia. Można było nie myśleć o rozstrzelanych kilku tysiącach działaczy ludowych, żołnierzy AK, NSZ i WiN, o wyrokach śmierci i strzałach do dziewcząt i chłopców, których rodzice opacznie nauczyli, co to Bóg Honor i Ojczyzna. Można było zapomnieć Fieldorfie, Pileckim czy Łupaszce, a potem nawet wzruszyć się wiadomością o śmierci Bieruta czy Stalina. Można było też udawać, że nie wie się o Katyniu masakrze Grudnia 1970, Poznańskim Czerwcu czy ofiarach w Lubinie, Radomiu i o górnikach z kopalni „Wujek”, o skrytobójstwach stanu wojennego.
Poeta nie bez powodu napisał:
„Takie widzisz świata koło, jakie tępymi zakreślasz oczy”. A choć słowa dotyczyły czasów rozbioru, niosą wciąż aktualną po dziś dzień definicję niewolnika, któremu dobrze w kajdanach.
Pozwolono Polakom nawet na urządzenie tego baraku; fabryki, stocznie, huty, kopalnie; „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio”. A rzesza kapusi, i armia rozdzielających ochłapy z pańskiego stołu dbała o ułudę wolności i od czasu do czasu smarowała szyje, gdy łańcuch wżerał się w kark. Niepokornych zwalniano z pracy, dzieci ich wyrzucano z uczelni, bito zomolskimi pałami , strzelano i rozjeżdżano czołgami.
Jeśli mieliśmy jeszcze gdzie śpiewać: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”, to dzięki mądrości Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego a potem Ojca Świętego – Jana Pawła II , kilku biskupów, bo nie wszystkich i pięknych sercem polskich zwykłych kapłanów.
I jeśli mimo rzeczywistości niewolniczego baraku jeszcze marzyliśmy o wolności, to dlatego, że czasem udawało się niektórym przekroczyć granicę i zobaczyć jak żyją wolni ludzie. Dla wielu była to wolność do wypełnionej w zachodnich supermarketach miski, ale byli i tacy, którzy szukali tam wolności słowa i sumienia.
Zwykle nawet od najbliższych słyszeli wtedy: Źle ci?! Władza ludowa dała ci wykształcenie, mieszkanie, pracę. Nie mieszaj się do polityki.
I prawdę powiedziawszy, nie ma sensu dalej brnąć w szczegóły, bo nikt lepiej tego baraku jak George Orwell nie opisał.
Problem w tym, że dziś, kto pamięta tamten czas i ma odwagę do niezależnej oceny, nie może nie dostrzec, że tak naprawdę to tylko zmieniło się hasło na zwierzęcym folwarku i metody zniewalania.
Nie odcięto się prawnie od komuny, nie uwłaszczono i nie upodmiotowiono społeczeństwa.
Zdrajców i i oprawców polskich patriotów po dziś dzień chroni prawo.
Biskup Gądecki w Archikatedrze Warszawskiej na uroczystej mszy w obecności najwyższych władz powiedział:
„Wszyscy oni zginęli pragnąc uczcić ofiary katyńskie i zwrócić uwagę na zbrodnię ludobójstwa, jakiego – z woli Stalina – dokonano na polskich oficerach w Rosji w roku 1940. Ponad 21 tysięcy polskich jeńców z obozów i więzień NKWD zostało zamordowanych nie tylko w lasach Katynia, ale i w Twerze, Charkowie oraz w innych, znanych i jeszcze nieznanych miejscach straceń. W tym samym czasie rodziny pomordowanych i tysiące mieszkańców przedwojennych Kresów były zsyłane w głąb Związku Sowieckiego, gdzie ich niewypowiedziane cierpienia znaczyły drogę polskiej Golgoty Wschodu. Ziemia przykryła ślady zbrodni, a kłamstwo miało ją wymazać z ludzkiej pamięci. Ciągle jednak znajdowali się ludzie, którzy pamiętali. Do nich należała też owa polska delegacja na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Katastrofa pod Smoleńskiem – największa z polskich tragedii w okresie pokoju – dowiodła, że pamięć może kosztować. Zwłaszcza, kiedy na jedną śmierć nakłada się druga. Ale właśnie dzięki owej wiernej pamięci kłamstwo katyńskie stało się jawne opinii publicznej na całym świecie.
Już choćby z tego tytułu – my, Polacy – jesteśmy dłużnikami ofiar tej katastrofy. W pierwszą rocznicę tego wydarzenia pragniemy oddać im hołd”
.
http://duchowy.pl/2011/04/10/homilia-abp-gadeckiego-podczas-mszy-w-archikatedrze-warszawskiej/
Czy dlatego dziś usłyszeliśmy od doradcy prezydenta, że Katyń nie był zbrodnią ludobójstwa lecz zbrodnią wojenną? Doradca Kuźniar nie zna uchwał Sejmu i nie wie, że Polska nie była w stanie wojny z Rosją sowiecką czy udaje, że nie wie?
Nie narzekajmy jednak, cieszmy się wolnością, bo abp Gądecki ma szczęście, Kuźniar tylko sprostował jego niedyplomatyczną wypowiedź. A przecież abp mógł podzielić los ks. płk Żarskiego. Mógł prezydent podobno wolnej Polski wstać, zbesztać publicznie i spowodować wakat w metropolii poznańskiej a nawet odwołanie z funkcji wiceprzewodniczącego Episkopatu Polski.
Jaka jest ta nasza wolność, najlepiej świadczy los ks. płk Sławomira Żarskiego.
Został publicznie upokorzony przez Komorowskiego i przeniesiony do rezerwy tylko za to, że powiedział w homilii:
„ostatnimi laty patriotyzm, jako wartość życia indywidualnego i wspólnotowego, przestał być uważany za konieczny dla egzystencji”, a wartością stała się „zaradność w zaspokajaniu własnych potrzeb i gromadzenia dóbr osobistych, nawet za cenę zniszczenia dobra wspólnego”.
Tego błędu nie popełnił już biskup Gądecki. Długie jego kazanie w Archikatedrze Warszawskiej rozmyło się na koniec w naiwnych apelach o pojednanie i dialog. Tak się tym przejęły władze, że natychmiast po znaku pokoju i biskupim błogosławieństwie zrobiły porządek z tzw. nielegalnym namiotem na Krakowskim Przedmieściu. A wszystko w imię wolności, dialogu i pojednania.
Przed kilkoma dniami dowiedzieliśmy się, że pada ostatnia polska stocznia marynarki wojennej, bo rząd zalega z zapłatą.
Dowiadujemy się też, że Donald Tusk prowadzi rozmowy ponad głowami Polaków z Miedwiediewem na temat przejęcia przez rosyjskie spółki LOTOS.
http://gospodarka.dziennik.pl/artykuly/329250,tusk-rozmawial-z-miedwiediewem-o-sprzedazy-lotosu.html
a Sikorski nie widzi żadnej sprawy w rosyjskiej prowokacji w przeddzień 1 rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Czy trzeba dodawać do tego jeszcze, że w wolnej Polsce nie do pomyślenia byłoby, by polski prezydent walczył z krzyżem harcerzy upamiętniającym tragedię smoleńską, a z wrogiem Polski składał wieniec pod rosyjską brzozą, choć wokół krzyże wetknięte w smoleńską ziemię przez rodziny opłakujące swoich bliskich?
Czy w wolnej Polsce możliwe byłoby odmówienie rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej statusu pokrzywdzonego? Czytam:
„…prokuratorzy, którzy od zeszłego tygodnia prowadzą wydzielony z głównego śledztwa cywilny wątek organizacji lotów, uważają, że obecnie "nie można mówić o bezpośrednim przełożeniu działań organizacyjnych na zaistnienie katastrofy".
http://www.rp.pl/artykul/2,641764.html
Jeśli filmy ukazujące bicie ludzi w czasie legalnej manifestacji dla uczenia pamięci tych, którzy zginęli służąc ojczyźnie, jest wolnością, to ja nie chce takiej wolności. To jest wolność Tuska i Komorowskiego, nie moja.
http://niezalezna.pl/8996-nie-bialorus-polska-tuska
Polska została ograbiona, zdemolowana, upokorzona, a to, co pozostało zawłaszczyła postkomuna. Zamiast prawa są dyrektywy, zamiast wolności cenzura. Resztkami rządzi WSI i Ostachowicze szczujący nas na siebie jak niegdyś w starożytnym Rzymie gladiatorów.
Nie ma sprawnie funkcjonujących instytucji, które broniłyby zwykłego obywatela. Parlament polski jest bezwolną maszynką do głosowania. Wolni w tym kraju są jeszcze tylko geje i lesbijki. Za poturbowanie posła nie grozi nic, za żart o pedałach można wylecieć z partii.
Wolno Tarasom sikać na krzyż i „zielonym” za rosyjskie ruble protestować na polskiej ziemi, decydować o wykorzystaniu polskich bogactw naturalnych, Polak natomiast nie ma prawa stać na chodniku, zapalić znicz, zamanifestować swoje przekonania.
Polskojęzyczne media cyngli natychmiast usłużnie nazywają ich kibolami. Choć w roli kiboli akurat wystąpiła tu władza nasyłając „zomoli”.
I tak jak za PRL znowu policja nie chroni mnie i moich rodaków, tylko władzę, która odgradza się od nas barierkami. I tak jak za PRL każe mi się szanować prawo, które depcze moją wolność, rani uczucia i spycha na margines.
Może i Polska jest wolna, ale nie dla mnie, nie dla bezrobotnych i bezdomnych Jeśli jest wolna, to dla Jaruzelskiego, Kiszczaka i jego kumpli dla tych, którzy ukradli pierwszy milion.
Dlatego znowu będę w kościele śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie” i prosić, błagać, aby dał mi szansę ujrzeć ją prawdziwie wolną bez agentów, zomoli, cyngli i pożytecznych idiotów, bez biskupów nazywających obrońców krzyża sektą i bez posłów, którzy jak bezwolne cielęta podnoszą swoje racice w partyjnych kajdankach , by w stadnym głosowaniu podwyższyć emerytury oprawcom, a sprzedać honor i suwerenność Polski.
- mamakatarzyna - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz