Piotr Zaremba rozmawia specjalnie dla wPolityce.pl z Mariuszem Kamińskim (b.szefem CBA)

avatar użytkownika Maryla

Piotr Zaremba przeprowadził z Mariuszem Kamińskim wywiad - specjalnie dla portalu wPolityce.pl.

Ciekawe jest szczególnie to, co Kamiński mówi o całkowitej rezygnacji prokuratury z ustalenia roli samego Donalda Tuska w aferze hazardowej. Uznano, że nie da się nawet ustalić jego numeru telefonu.

Piotr Zaremba: Uważa Pan, że Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki powinni stanąć przed sądem. Ale za jakie przestępstwa, przecież łapówek im nie udowodniono? Może są winni tylko, jak głosi na przykład Gazeta Wyborcza, uchybień etycznych?

Mariusz Kamiński: Dla mnie było od początku jasne, że prokuratura powinna postawić im zarzut z artykułu 231 paragraf 2 kodeksu karnego. Mowa w nim o tym, że jeśli ktoś nie dopełnia obowiązku lub nadużywa władzy ze szkodą dla interesu publicznego, a w celu przysporzenia korzyści majątkowej, podlega karze więzienia do lat trzech.

- Skoro nie złapaliśmy Drzewieckiego i Chlebowskiego na łapówkach, trudno mówić o przysporzeniu korzyści majątkowej.

- Ale to może być korzyść majątkowa dla innej osoby nie dla siebie, a oni przecież działali na rzecz branży hazardowej. Nie złapaliśmy ich na przyjmowaniu łapówek, ale wiemy, że działali wbrew interesowi skarbu państwa. Wspomagali swoimi działaniami interesy Ryszarda Sobiesiaka, przestępcy skazanego prawomocnym wyrokiem sądowym za korupcję. Przypomnę, że obaj lobbiści wpłacali na konto wyborcze PO i na konto kandydata Zbigniewa Chlebowskiego.

- Stosunkowo niewielkie sumy.

- Możliwe że to tylko wierzchołek góry lodowej. Ci ludzie z branży hazardowej byli święcie przekonani, że są finansowym zapleczem Platformy. A dla Drzewieckiego nie było problemem zrezygnowanie z dopłat, problemem było to, jak zrobić to możliwie cicho. Przecież to on jako minister sportu miał w teorii na tych dopłatach skorzystać, to miały być pieniądze na rozbudowę sportowej infrastruktury. A jednak nie chciał ich. Tyle że to był pomysł ministra finansów, więc Rostowski osobiście interweniował u Drzewieckiego i w końcu nakłonił go do zgody na nie. Jak się branża hazardowa o tym dowiedziała, natychmiast przystąpiła do szturmu.

- Ze stenogramów można chwilami odnieść wrażenie, że Chlebowski i Drzewiecki się wykręcają, opędzają się od Sobiesiaka i Koska jak od uprzykrzonych much.

- Opinia publiczna nie zna większości stenogramów. Byłyby one skądinąd ciekawą lekcją przenikania się świata polityki i biznesu. Jak załatwia się szemranym ludziom mnóstwo spraw: od drobnych jak wyciąg w Karpaczu po zasadnicze, jak kwestia tych dopłat w ustawie. Otóż z innych stenogramów możemy poznać wypowiedzi Sobiesiaka, który po każdej rozmowie z Drzewieckim lub Chlebowskim relacjonuje jej efekty kolegom. I jest instruowany przez tych kolegów, jak ma rozmawiać z politykami, jakich argumentów używać. Nie ma wątpliwości, że Drzewiecki zapewniał ich nieustannie przez Sobiesiaka, że dopłat w ustawie nie będzie. Jaki Sobiesiak miał interes żeby przez komórkę konfabulować? A zapewniał, że Mirek każe im spokojnie czekać na załatwienie sprawy.

- To dlaczego działał tak opieszale?

- Bo szukał okazji, jak się wycofać z dopłat nie budząc podejrzeń – ministra finansów i innych członków rządu. Czekał na wakacje. PO lubi korzystać z wakacji – w rok później zamknęła latem prace komisji hazardowej. Z materiałów wynika, że Chlebowski i Drzewiecki działali wspólnie. Minister Kapica już po przekazaniu przeze mnie wiedzy Tuskowi, sporządził dla premiera notatkę. Pisze z niej, że był wiele razy namawiany przez Chlebowskiego do rezygnacji z dopłat. A na pytanie Tuska, od kogo dowiedział się, że ministerstwo sportu zrezygnuje z dopłat, wskazał na szefa klubu PO. Ten wiedział o tym na kilka tygodni przed decyzjami Drzewieckiego.

-  Chlebowski i Drzewiecki są politykami wykreowanymi przez branżę hazardową?

- Chlebowski interesował się tą tematyką już dużo wcześniej, za rządów SLD. A był politykiem znikąd, zrobił karierę stosunkowo niedawno. Branża hazardowa to kura znosząca złote jaja. Z Drzewieckim jest trochę inaczej. Niedawno był z nim wywiad w „Polsce the Times". Pytany o kontakty z partyjnymi kolegami, powiedział: „Przychodzą do mnie do sejmowego pokoju, pamiętają, jakim dobrym byłem SKARBNIKIEM, ministrem i kolegą". Dlaczego wymienił funkcje skarbnika na pierwszym miejscu. Zastanawiam się, czy to nie jest sygnał dla Tuska i dla partii. On wie, że ciągnie się za nim wiele spraw. Liderzy PO Chlebowskiego już poświęcili, ale sprawa Drzewieckiego jakby się ciągle ważyła. A to przecież on podejmował formalne decyzje.

- Więc jego odpowiedzialność jest większa?

- Tłumaczył się, że nie wiedział co podpisuje. Załóżmy przez moment, że tak było, choć w to nie wierzę, bo doskonale się w tematyce dopłat orientował. To jest właśnie „niedopełnienie obowiązków". A to dotyczyło, jak wynika z obliczeń nie CBA, a ministerstwa finansów,  pół miliarda złotych.

- To jedyne zarzuty wobec nich?

- Jest dla mnie oczywiste, że Chlebowski, Drzewiecki, Rosół, Sobiesiak i jego córka składali przed komisją śledczą fałszywe zeznania. Na przykład Drzewiecki zataił początkowo swoje spotkanie z Sobiesiakiem na Florydzie. O kilka miesięcy przesunięto też datę pojawienia się kandydatury Sobiesiakówny do Totalizatora. O tym jej wprowadzeniu do Totalizatora Sobiesiak rozmawiał skądinąd wiele razy z kolegami z branży. Padały stwierdzenia: Zrobimy tak żeby i Totalizator był zadowolony i żebyśmy my byli zadowoleni. To oczywisty konflikt interesów.

- W sprawie fałszywych zeznań wniosek musiałby jednak złożyć komisja. A co do tych stenogramów- portal TVN przypomniał, że to CBA je utajniło.

- Tak, ale zrobił to mój następca.  Ja z pierwszej partii materiałów zdjąłem klauzule tajności, większość stenogramów przesyłał już pan Wojtunik i on tego nie zrobił. Dziennikarze i obywatele powinni się domagać ujawnienia wszystkich akt sprawy. Dziś już nie ma żadnego powodu aby tę tajność utrzymywać,  śledztwo się przecież skończyło. Ja skądinąd nawet nie wiem, ile z tych stenogramów CBA pod nowym kierownictwem przekazało tak naprawdę prokuraturze. Tam było wiele innych bulwersujących wątków do odrębnych śledztw. Podobnych do historii z wycinaniem drzew w parku narodowym żeby pan Sobiesiak mógł sobie zbudować wyciąg.

- Sprawa przecieku została umorzona wcześniej.

  Jak Pan ocenia dziś rolę premiera Tuska?

-  Premier mógł być źródłem przecieku. Nie spotkał się na początku, jak mu rekomendowałem, z ministrem Kapicą, a z Drzewieckim – w obecności Grzegorza Schetyny. Ludzie, którzy byli przez nas podsłuchiwani, zostali szybko spłoszeni. Sobiesiak wprost mówi jednemu z kolegów: Mam zakaz kontaktowania się z politykami Platformy. I Drzewiecki i Chlebowski od pewnego momentu sami też wyraźnie się konspirowali.

- Premierowi można by postawić zarzuty?

- Prokuratura wystąpiła o numer telefonu, jakim posługuje się Donald Tusk. Widziałem odpowiedź ministra Arabskiego – nie może podać tego numeru, bo nie ma takiego w osobowych aktach premiera. Przecież to śmieszne. A prokuratura takie tłumaczenie przyjęła. W efekcie nie sprawdzono kontaktów Donalda Tuska .

- Źle Pan ocenia postępowanie prokuratury.

- Oceniam je jako skrajny oportunizm. Ludzie władzy pozostają bezkarni. Prokuratura, która umorzyła sprawę Janusza Kaczmarka, uznała, że wprawdzie były minister spraw wewnętrznych złożył fałszywe zeznanie, ale nie będzie odpowiadał, bo mógł się czuć podejrzewany. Choć formalnym podejrzanym nie był. I ta sama prokuratura umorzyła sprawę hazardową. Ta sprawa nie musiała wcale trafić na Chocimską, gdzie całe kierownictwo zostało wykreowane za czasów Platformy. A jednak tam trafiła.

- Ale mamy niezależną prokuraturę. To zamyka zwykle usta krytykom.

- Nie uważam tego za słuszne. Krytycznie oceniam prokuratora generalnego Seremeta, mam wrażenie, że obawia się śledztw niewygodnych dla ludzi obecnej władzy. Prosiłem go w dwóch kolejnych listach aby się takim śledztwom przyjrzał. Ale żadnego odzewu nie mam. A przecież przytoczyłem tam historie skandaliczne. Na przykład sytuację, gdy prokurator chciał postawić wiceministrowi finansów Andrzejowi Parafianowiczowi, a jego przełożony anulował tę decyzję. A prosiłem prokuratora Seremeta aby szczególnie to śledztwo chronił, w obawie przed naciskami.

- Stawia Pan tezę: zły Seremet?

- Nie tylko. Prokuratura dostała samodzielność po uprzednim spetryfikowaniu zmian kadrowych z czasów, gdy minister sprawiedliwości z Platformy Obywatelskiej był prokuratorem generalnym. Taki był sens tej operacji, teraz ci ludzie stali się urzędnikami kadencyjnymi i nieusuwalnymi. A z drugiej strony pan Seremet pytany przez dziennikarza o losy jakiegoś śledztwa, oznajmił, że nie będzie się nim interesował, bo ktoś mu może zarzucić ingerencję w postępowania. To absurd, przecież prokuratura jest nadal instytucją hierarchiczną.

- Jak Pan w tym kontekście widzi los tych swoich listów?

-  Ich wysłanie to był gest rozpaczy, wiem po prostu, że wiele śledztw dotyczących znaczących osób z kręgów władzy, było już bardzo zaawansowanych, a teraz nie wiadomo, co się z nimi dzieje. Śledztw dotyczących polityków, ale także urzędników państwowych i funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Jedną z nich była sprawa wiceministra Parafianowicza, który skupia w swoich rękach wielką władzę: jako nadzorca wywiadu skarbowego, informacji finansowej i równocześnie urzędów skarbowych. To pozycja umożliwiająca mu kontrolę nad biznesem. Zarazem on sam wywodzi się z biznesu, jest bliskim znajomym szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Obaj pracowali kiedyś dla Ery i dostali stamtąd wielkie odprawy.

-  Myśli Pan, że prokurator Seremet coś z tym zrobi?

- Obawiam się, że wybierze rolę niekontrowersyjnego, poprawnego politycznie szefa prokuratury, który nie chce mieć kłopotów.

Rozmawiał Piotr Zaremba

 

http://www.wpolityce.pl/view/10275/_Ludzie_wladzy_nadal_bezkarni__Telefon_premiera_niedostepny_dla_prokuratury__Piotr_Zaremba_rozmawia_specjalnie_dla_wPolityce_pl_z_Mariuszem_Kaminskim.html

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz