Rachunek nieprawdopodobieństwa.

avatar użytkownika jwp

„Wojna polega na wprowadzaniu w błąd. Jeśli możesz udawaj, że nie możesz; jeśli dasz znać, ze chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj; jeśli jego pozycja jest stabilna, umocnij i swoją; jeśli jest silny, unikaj go; jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw by nabrał pychy; jeśli jego wojska są skupione, rozprosz je. Uderzaj, gdy nie jest przygotowany; zjawiaj się tam, gdzie się tego nie spodziewa” - Sun Tzu - „Sztuka Wojny”.

Zdarza się nam używać słowa „nieprawdopodobne” w różnych kontekstach i sytuacjach. Określa ono nasz stosunek do sytuacji lub zdarzenia, które do chwili kiedy miało miejsce nie mieściło się w naszym katalogu „rzeczy możliwych”.

Nieprawdopodobna bramka, nieprawdopodobny rekord, wyczyn, sukces, afera. Przykłady można mnożyć, a w dodatku słowo to łączy się czy też wymienia z takimi jak: niesamowite, niemożliwe, niesłychane, niespotykane. Czy używanie takich określeń jest tylko reakcją na zdarzenie, czy może ma też nas dalej utwierdzać w przekonaniu, iż wszystko ma być tak jak podpowiada nam nasze doświadczenie, pobrane nauki i syntetyczne rozumowanie, po prostu zdrowy rozsądek.

Nie będę pisał co nieprawdopodobnego wydarzyło się rodzinie Eskimosów przebywającej na wycieczce w „ciepłych krajach”, ani też kołchoźnikowi w ZSRR, który omyłkowo wypił zamiast samogonu litr paliwa rakietowego, sami możecie to sobie wyobrazić lub przeczytać w tabloidach.

Polsce i Polakom tak jak innym krajom i narodom zdarzało się wiele nieprawdopodobnych historii. Poprzez wielkie zwycięstwa do nieprawdopodobnych porażek, że o drużynie narodowej piłki nożnej nie wspomnę. Potrafiliśmy przetrwać zabory, okupację, po drodze mieliśmy Cud nad Wisłą i wiele innych nieprawdopodobnych zrywów narodowych. Obroniliśmy język ojczysty, kulturę, a na Wembley też się nieźle spisaliśmy.

Dzieci PRL-u.

Jest tylko jeden problem, oczywiście nie tylko nasz, ale nas szczególnie dotyka. Potrafimy się zjednoczyć w obliczu zagrożenia, stanąć do walki z zewnętrznym wrogiem. Jednak kiedy już nadejdzie zwycięstwo to jakoś tak tracimy czujność, nie potrafimy wykorzystać nieprawdopodobnego sukcesu jakim np. był rozpad ZSRR i osłabienie Rosji. Rozbijamy swe namioty pod Malborkiem i opijając wygraną bitwę nie zauważamy, iż niekoniecznie zyskaliśmy na tej wygranej, a co najmniej nie potrafimy jej wykorzystać. A wróg zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny zna nas doskonale, zna nasz słabości i wie jak obrócić zwycięstwo przeciwko nam, a i dla siebie wykorzystać. Zachłystujemy się świeżym powiewem wolności, który to za chwilę i tak będzie obłożony „opłatą klimatyczną” i w naszych umysłach zagnieżdża się błogi spokój, zgoda na poświęcenia dla „naszego i wolnego” kraju. A nasi wrogowie zacierają ręce. Uruchamiają machinę, która naoliwiona czeka tylko na okazję, napędzają ją pod nadzorem oficerów prowadzących użyteczni idioci, śpiochy, agenci wszelkiej maści oraz cała masa ludzi których poglądy są tak zmienna jak pogoda na Północnym Atlantyku. Tak jak za zaborów, okupacji i PRL-u w wielu polskich rodzinach patriotyzm był na pierwszym miejscu, w wielu innych kolaborowano, podpisywano Volkslisty, zapisywano się do Partii by dostać mieszkanie, talon na samochód i premię. Może zbyt wiele wymagam, przecież każdy ma prawo do godnego życia, tylko nie kosztem innych. Przynależność do partii, nawet w charakterze szeregowego członka wzmacniała system oraz prowadziła do uprzywilejowania jej członków w różnym stopniu w stosunku do bezpartyjnych, nie wspominając już o losie opozycjonistów. Mit o dobrym sekretarzu z ludzkim obliczem, co to rozgonił aferałów albo pomógł bezpartyjnemu w przyśpieszeniu przydziału na mieszkanie to jeden z elementów propagandy i nawet jak się jedne z drugim o gołębim sercu towarzysz zdarzył to i tak ramię w ramię z innymi budował nam tą Socjalistyczną Przyszłość. I tak dzisiaj wiele osób, które zajmowały w przestrzeni publicznej ważne dla PRL-u miejsca, działacze partii, funkcjonariusze i współpracownicy służb, zasłużeni dziennikarze ze swoją PraMatką Paradowską, a także wielu tych, którzy bez względu na ustrój w komitywie z władzą radzą sobie doskonale, Solorze, Waltery, Kulczyki i inni oraz tzw. „Dzieci PRL-u”, oni wszyscy są bardzo zadowoleni, a jedyne co im przeszkadza to niemodny, a wręcz groźny patriotyzm, mohery i inne rodzaje wełny o zabarwieniu prawicowo-narodowo-katolickim. Nie przeszkadza im tak bardzo grunt, który usuwa się nam spod nóg, galopujące ceny i trwający kryzys gospodarczy oraz kryzys Państwa Polskiego i jego instytucji.

Nic nie było i nie będzie nic.

Codziennie okazuje się, że nic nie było, nie było żadnej afery, jak kto u władzy do i do mydła ma bliżej i rączki myje. Nawet jak dojdziemy do dna to winni są już dawno wskazani, tylko jakoś nie dało się ich osądzić, choć w zaprzyjaźnionych mediach sąd trwa od lat i zarzuty coraz cięższe. Można się spodziewać co najmniej „czapy” i tylko jeszcze nie wiadomo kto będzie katem. Tzw. „Dzieci PRL-u” to ludzie, którzy za PRL-u potrafili się jakoś urządzić, dla formalności przespali się raz czy dwa na styropianie i dzięki temu mogą ferować wyroki i osądy rzeczywistości, oni pierwsi podłączyli się pod PO, partię tyleż neoliberalną co pseudo-liberalną.

„Każdy ma równe szanse, zaraza po tym jak my się ustawimy” - tyle mogli nam obiecać i słowa dotrzymują.

Już tam „Grabarczyk Polski” szykuje dla siebie, kolegów i wspólników z Rosji i Niemiec ciepłe posadki w sprywatyzowanych firmach, jeszcze tylko Lotosu i kilku kwiatków brakuje i będzie można zaorać ziemię i maki posadzić by oddać do Narodu ostatni „Złoty strzał”, bo przecież można tańszą siłę roboczą sprowadzić, no może banki się sprzeciwią, nie na darmo nas przywiązały do siebie kredytami i kartami. A i tak narzekają, że Polska odstaje od reszty świata, za mało kredytów biorą przedsiębiorcy, za mało kont i kart mają ludzie. I tak akolici PO żyją sobie w błogostanie, bo nawet wkurzać się nie muszą na Ciemnogród, robi to za nich dyżurny „BLUZG” PO - Stefan N., można założyć, że Sąd dla dobra sprawy utajni jego nazwisko.

Styropianowe autorytety.

Oni mogą już tylko z nasz szydzić, żartować, gardzić nami, pouczać nas. A jakież tam autorytety, skarby narodowe, cale stadko ukochanych pupili PRL-u i PZPR, a nawet bratnich narodów. Oraz szczególnie groźni ludzie z przeszłością opozycyjną czystą jak kufel po nastym piwie i cofce doń treści żołądkowych delikwenta. Tak np. Kuczyński, Waldemar zresztą poszerzył swoją zaangażowaną działalność polegającą na sprawiedliwej krytyce zarówno rządu jak i opozycji o blog na Wirtualnej, bo raczej nie prawdziwej tylko Równoległej Polsce (www.wp.pl ). I jak walił w rządy PiS, tak sprawiedliwie wali w PiS jako opozycję. A gad to szczególny i z powodu diabelskiego wyglądu jak i życiorysu wymarzonego dla niezależnego dziennikarza jak i śpiocha.

Młody członek PZPR inwigilowany przez SB zawiedziony Partią buduje w kraju i na emigracji piękny życiorys opozycjonisty i jak nadchodzi odpowiedni moment wespół-zespół z UD-ekami i UW-olami buduje nowy ład wraz z Układem by w następnym okresie walczyć z nieprawomyślnymi w sposób ohydny i szczególnie zajadły, którego bu się nawet Urban nie powstydził.

Nie wspominając o kuriozalnym wyroku sądu w sprawie Bolek kontra Wyszkowski, warto przeczytać artykuł Piotra Gontarczyka - Lex Wałęsa z Rzepy.

Rachunek nieprawdopodobieństwa.

I tak to nieprawdopodobne zdarzenia w naszej historii na skutek nieprawdopodobnej naiwności jednych, a wygodzie innych oraz planom tych co zawsze w tle kończą się równie nieprawdopodobnie jak ustawiony mecz. Ma miejsce seria nieprawdopodobnych zdarzeń, których niejako ukoronowaniem jest sytuacja od przejęcia władzy przez PO z jej konsekwencjami w postaci tzw. „Katastrofy Smoleńskiej” i wszystkim co się po niej stało. Sprawa śledztwa jest chyba najbardziej nieprawdopodobna i nie do pomyślenia w ponoć wolnym, demokratyczny i europejskim kraju, kraju będącym członkiem Unii Europejskiej i NATO. Równie nieprawdopodobne są zachowania dużej części Polaków, czasem i również tych ponoć po naszej stronie. Eskalacja nienawiści, zmasowany atak mediów i władzy na „zdrowy” według mnie trzon społeczeństwa, ofensywa lewaków podpieranych przez środowiska walczącego ruchu LGBT, heroiczna walka „kałtorytetów” pragnących zawłaszczyć nasze, a szczególnie młodego pokolenia umysły i dusze, często na żenującym poziomie prowadzi do sytuacji, którą doskonale ilustruje fakt, iż Drogiego Bronka obdarza zaufaniem ponad 60% obywateli, mieszkańców Polski. Bo co do ich świadomej „Polskości” mam poważne wątpliwości. Polska to nie jest tylko miejsce gdzie mieszkamy, zarabiamy i konsumujemy, to wspólne dobro, odpowiedzialność i nade wszystko wspólnoty języka, kultury, historii i tradycji. Jednak jak widać wielu z nas woli Barbi Prezydenturę lub Rezydenturę. A co tam Polska, My Jewropejczycy, My Internacjonaliści, ludzie z całego świata, bez płci w luźnych i dowolnie mieszanych związkach z dozwoloną ilością zioła. I na haju takim lub innym, jaki zafunduje nam PO czy też każda inna Partia wybierająca przyszłość w Europie Regionów, śmiało zmierzamy ku świetlanej przyszłości, tylko rzeczywistość jakoś niemiło skrzeczy. Ale co tam, jeszcze jedne mach, albo nich kleju i zobaczymy słoneczko.

Państwo Narodowe - przeżytek i przeszkoda.

„Najlepiej byłoby, gdyby w Europie w ogóle nie doszło do powstania państw narodowych. Jednak dopóki istnieją, musimy uporać się z problemami wynikającymi z odrębności kulturowej poszczególnych regionów” - uważa historyk idei Marcin Król.

Rozważmy postulaty Ślązaków - Rzeczpospolita. Marcin Król 07-04-2011

Jest to znamienna dla tego profesora wypowiedź i jak tka dalej pójdzie przy równoczesnej degradacji historii w szkolnictwie oraz anty-narodowej i anty-patriotycznej propagandzie to obudzimy się w niemiecko-rosyjskim sowchozie.

Tekst Króla jest o tyle niebezpieczny, iż w sposób powierzchowny i manipulacyjny urabia ludzi, którzy albo słabo znają historię lub też nie chce im się myśleć i łykają chętnie takie europejskie i oświecone śpiewki oraz nie poczuwają się wspólnoty narodowej i kulturowej. Takich co chodzą na „Złote Tarasy” lub z Tarasem, takich co im obojętne co i z kim jedzą i piją, albo takich co nadają dzieciom wszystkie możliwe imiona byle tylko nie polskie.

Może ma rację Kataryna.

„Marcin Król jest dla mnie wyłącznie jednym z dyżurnych ekspertów przy rozmaitych okazjach wypowiadających się do mediów. Ale podobno to wybitny umysł i zasłużony człowiek. Być może, nie wiem, nie czytałam, i czytać nie zamierzam, bo poznałam go jako osobę nie rozumiejącą demokracji, i bardzo dla niej groźną. Na szczęście pozbawioną mocy sprawczej, więc jedyne co nam z jego strony grozi, to kolejne szokujące refleksje, od których włos się jeży na głowie. Bo przecież dzisiejsza wypowiedź Króla nie jest pierwszą, w której ujawnia swoje antydemokratyczne ciągoty.” - Autor Kataryna, Salon24.pl, 12 października 2010

Lot ku marzeniom.

Jak widać to co nieprawdopodobne się kiedyś wydawało codzienne staje się prawdopodobne.

Nie wierzono, iż człowiek będzie latać, Ikar z Dedalem nie wyprzedzili epoki, ale próbowali marzenia wcielić w życie, zapewne za wcześnie. Ludzie podbili przestworza. A Lech Kaczyński chciał wcielić w życie idee tak bliskie wielu z nas, choć zwalczane do dziś przez Jaśnie Oświeconych. I w swoim locie ku słońcu On i wszyscy Pasażerowie, którzy pomimo wielu różnic jak sadzę mieli na sercu Dobro Polski spadli na przesiąkniętą Krwią Zamordowanych przez sowieckich oprawców ziemię smoleńską. Stała się rzecz nieprawdopodobna. I jeżeli przyjdzie nam kiedyś dumać nie na „Paryskim bruku”, a na bruku naszych ulic, gdy z Polski zostanie być może zlepek kilku autonomicznych regionów europejskich, to pomyślmy zanim to się stanie, czy stać nas na kolejny nieprawdopodobny zryw, zryw całego Narodu, żeby jak to śpiewał Jan Pietrzak „...Polska, była Polską...”.

Bo sytuacja nie jest wcale beznadziejna, to co się dzieje w Afryce rozleje się na inne części świata, a wtedy nie powinniśmy się już tylko wstydzić, iż zaprzepaściliśmy szanse na prawdziwą niepodległość i godne życie dla wszystkich obywateli. Powinniśmy już teraz być w awangardzie, bo świat nie będzie czekał.

A jeżeli zastosujemy sprawdzone techniki i zasady sztuki wojennej Sun Tzu, to możemy dokonać najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy, bo nie jest tak do końca, że ludzie ze strefy cienia są niepokonani.

To nieprawdopodobne, że sprytni czekiści niszczą dowody i ślady łomem i nożycami, w XXI wieku takie metody ? Nie, to tylko sygnał i dowód na to, iż gardzą nami i grożą nam. A tak naprawdę bardzo się boją, oni najlepiej wiedzą, że dla nas nieprawdopodobne nie znaczy niemożliwe.

A teraz z innej beczki - Pamięci Andrzeja Butruka poświęcam.

napisz pierwszy komentarz