Wczorajszy "April Fool's Day" obfitował, jak zwykle, w wiele lepiej lub gorzej "sprzedanych" żartów i kłamstewek. Niektórzy, ci zdolniejsi, po raz kolejny popisali się improwizacją, pomysłem, a także - co istotne - dystansem do samego siebie (np. W.Sadurski); inni, mniej inteligentni, niestety przelicytowali - poszli na łatwiznę, zaliczyli wtopę.
Tak też traktuje (jako "gafy") wypowiedzi dwóch szanowanych powszechnie osób tzw. publicznych (wielu nazwałoby moich bohaterów - nie bez racji - celebrytami), którym chciałbym poświęcić więcej miejsca.
Palmę pierwszeństwa dzierży nieoceniony, niedoszły Prezydent RP, R. Sikorski. Po tym, jak zabrakło tradycyjnego obiektu wyszukanych kpin szefa polskiej dyplomacji (serwowanych znacznie częściej niż raz w roku - z okazji "Prima Aprilis"), Radosław przekwalifikował się w myśl zasady "najpierw rozprawię się z Tobą, a potem z całą Twoją rodziną". Co więcej, mógł zrealizować jakże ludzkie pragnienie wielu "normalnych" Polaków, którzy niejednokrotnie snują marzenia o mozliwości wygarnięcia zbyt wymagającemu szefowi (eks-szefowi).
Wracając do meritum, wczorajszego poranka, w jednej z rozgłośni radiowych, Sikorski błysnął oświadczynami, iż wydał instrukcje naszym ambasadorom, co do zgłoszenia i promocji prezesa Jarosława Kaczyńskiego do literackiej Nagrody Nobla. To był komentarz do upublicznionego ostatnio przez PIS raportu o stanie państwa. Kpina niewyszukana, obrazująca raczej bezradność i niekompetencję ministra, niż oksfordzkie (bydgoskie?) poczucie humoru, klasę wymaganą od najwyższego (po Prezydencie i premierze) reprezentanta Rzeczpospolitej za granicą. Po pierwsze, Sikorski nie był w stanie obalić żadnego z zasadniczych zarzutów lidera opozycji wysnutych wobec poczynań (a także zaniechań) rządu, także w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Po drugie, trudno rywalizować J. Kaczyńskiemu z politycznym liderem w konkurencjach literackich; w nich od mniej więcej roku bezapelacyjnie króluje do niedawna pogrążony w "bulu" mieszkaniec Budy Ruskiej, burzyciel obowiązujących konwenansów i tematów tabu, promotor najsłynniejszej polskiej potrawy z gotowanej kapusty i siekanego mięsa, nie rokujący "nadzieji" na spadek formy - hrabia, myśliwy i głowa państwa w jednym - B. Komorowski. Człowiek, który pragnął upiększyć wszystkie polskie placówki dyplomatyczne portretami tak wybitnej i wszechstronnie uzdolnionej osobowości, nie powinien o tym zapominać.
A. Pomaska, na swoim blogu (na s24), sprecyzowała, że J. Kaczyński może ubiegać się o pokojową, a nie literacką Nagrodę Nobla (widocznie przypomniała sobie bidulka o tym, którego polskiego polityka "namaściła" sama W. Szymborska). Do takiej zabawnej konstatacji skłoniły panią posłankę podtytuły w pisowskim dokumencie podsumowującym rządy Tuska; m.in.: „Patologia Państwowa”, „Wstydliwy Naród Polski”, "Segregacja edukacyjna", "Rządowa zasada nieodpowiedzialności" "Klientyzm i samodegradacja", "Zaorywanie wsi". Coś w tym jest. Podobne hasła przyświecały formułowaniu ocen państwa przez samego M. Luthera Kinga i M. Ghandiego. Bo czymże innym była afera hazardowa, jeśli nie dowodem istnienia silnie zakorzenionej patologi państwowej? Jak ocenić trwanie w rządzie takich nieudaczników jak Klich czy Grabarczyk? O czym, jeśli nie o klientyzmie, świadczy indolencja polskiej dyplomacji wobec budowy uderzającego w nasze interesy gazociągu NordStream, zamiary sprzedaży większościowego pakietu akcji „Lotosu” Rosjanom?
Innym, nie mniej "zabawnym" żartem uraczyła czytelników M. Olejnik. Gwiazda "Zetki" napisała w "Gazecie Wyborczej":
"Abp kardynał Kazimierz Nycz ośmielił się powiedzieć w Episkopacie: "Mija rok od katastrofy, a to w polskiej tradycji, w tradycji Kościoła czas zakończenia żałoby", co na to PiS? Jarosław Kaczyński odpowiada: "Do końca życia, i nikt mi tego nie zabroni, będę chodził na Krakowskie Przedmieście i tam zapalał znicze, to tak jakby ktoś zabronił zapalania zniczy na grobach".
Pan prezes Kaczyński zapomina, że Krakowskie Przedmieście to nie jest grób, a katastrofa zdarzyła się w Smoleńsku. A brat pana prezesa, prezydent Polski, leży na Wawelu.
To nowa jakość w naszym życiu - Jarosław Kaczyński wypowiada posłuszeństwo biskupom. To jego sprawa. Ale to on należy do społeczności kościelnej, to on jest bardzo blisko Boga, więc jak można rozumieć jego słowa?"
Jeśli J. Kaczyński wypowiada posłuszeństwo biskupom, bo zapowiada, że w przyszłości chciałby od czasu do czasu zapalić znicz na Krakowskim Przedmieściu w intencji zmarłego tragicznie brata - Prezydenta RP, jak należy traktować całą linie publicystyki pracodawców "Stokrotki", która opiera się na kwestionowaniu zasadniczych postulatów Nauki Społecznej Kościoła Katolickiego? Ale przecież oni (ludzie Agory i ITI), są daleko Boga, a Jarosław blisko. Jak w takim układzie daleko od Najwyższego znajduje się B. Komorowski, otoczony postkomunistami, legitymizujący gen Jaruzelskiego, człowieka odpowiedzialnego co najmniej moralnie za walkę z Kościołem i Bogiem ww latach komuny, przyjaciel walczącego z krzyżami J. Palikota? To już nie jest dobry temat na żart?
Takie żałosne bzdury wypisuje czołowa polska dziennikarka, która ponoć autentycznie płakała po śmierci L. Kaczyńskiego.
Istnieje oczywiście szansa, że źródłem powstania wspomnianych przeze mnie enuncjacji: zarówno tych autorstwa Sikorskiego, jak i Olejnik, nie była żadna primaaprilisowa tradycja. Te osoby wiele razy udowodniły, iż potrafią drwić z ludzi z nieukrywaną satysfakcją; zawsze, kiedy nadarzy się okazja. Moja wiara w człowieka każe mi jednak traktować wczorajsze "dzieła" ministra Radka i redaktor Moniki jako nieudane żarty, zapewne skutek braków intelektualnych, lotności ("Bozia im tego "czegoś" nie dała") naszych celebrytów, a nie wynik celowej ekspresji chamstwa, ewentualnie głupoty.
napisz pierwszy komentarz