List do harcerzy. Jesteście dumą Polski!
Mijają kolejne dni, miesiące od tragedii narodowej, a wszystko jest żywe i bolesne. (...) To straszliwa, niewyobrażalna tragedia dla nas, Polaków. Smutek i żałoba okryły Polskę. Po sprowadzeniu do Ojczyzny doczesnych szczątków poległych pod Smoleńskiem Naród ze ściśniętym sercem ich żegnał. Przed Pałacem Prezydenckim, miejscem pracy prezydenta, setki tysięcy Polaków modliły się i składały hołd wszystkim ofiarom katastrofy. Nasi polscy harcerze i harcerki, prawdziwie patriotyczna młodzież o gorących polskich sercach odczuli i zrozumieli grozę sytuacji. Podjęli chyba jedyne możliwe i odpowiednie w tym czasie działanie - wykonali i ustawili przed Pałacem Prezydenckim, miejscem modlitwy i spotkań, prosty Chrystusowy krzyż. To Panu Jezusowi powierzyli tych, którzy zginęli, i oddali pod opiekę zagrożoną Ojczyznę. Tym krzyżem w najbardziej godny sposób uczcili pamięć o tych, którzy budowali lepszą i sprawiedliwszą Polskę. To harcerze i nasze wspaniałe harcerki z ogromnym poświęceniem, niestrudzenie nieśli pomoc modlącym się przed krzyżem. Dla nich "Bóg, Honor, Ojczyzna" były, i są, prawdziwym drogowskazem, celem głęboko wyrytym w sercach. O nich, o ich czynach dowiedziała się - i była im wdzięczna - cała Polska, nasza Polonia. Pięknie zapisali się w historii. W tych trudnych dniach smutku i żałoby narodowej, a szczególnie po dziwnym, kategorycznym, wręcz wrogim Narodowi polskiemu żądaniu pełniącego obowiązki prezydenta usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Znieważony krzyż Chrystusowy, kolejny raz opuszczony i manipulowany Naród. Władcy pokazali swe prawdziwe oblicze (...). Naszym harcerzom należą się najwyższy szacunek i uznanie. Pokazali Polsce i całemu światu, jaka jest naprawdę polska młodzież. To nasza nadzieja, a nawet pewność na lepszą i jaśniejszą przyszłość Polski. Wierzę, że nasza młodzież - choć oszukiwana, manipulowana i deprawowana przez różne środowiska - odnowi i odbuduje Polskę silną, niezależną, szanowaną w świecie i zachowa naszą świętą wiarę. (...) Na zakończenie raz jeszcze - Kochane Harcerki i Harcerze - jesteście dumą i chlubą Polski. Cały Naród jest Wam wdzięczny - z całego serca dziękujemy!
Marian S. Bartnik, Lublin
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=cz&dat=20110326&id=main
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
Krzyz harcerski według projektu ks.Lutosławskigo z 1911 roku
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Szanowny Panie Michale
serce rośnie, jak widzi się młodych harcerzy uczestniczących we wszystkich patriotycznych uroczystościach.
Niosą dalej przesłanie swoich poprzedników.
Możemy być z nich dumni.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Smoleńsk w cieniu orlików- Paweł Zyzak
Gdy ludzie zostają odcięci od kulturowego źródła, stają się kulturowymi kalekami, dla których Puchar im. Premiera Donalda Tuska (główne trofeum w dziecięcym Turnieju Orlika) budzi znikome kontrowersje w odróżnieniu od Izby Pamięci Ryszarda Kuklińskiego lub pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu noszącego imię antykomunistycznego prezydenta.
Pomniki w wolnym świecie wznoszą ludzie w przypływie silnego i szczerego wzburzenia emocjonalnego. Wypływa ono z zakorzenionej w naszej naturze potrzeby podtrzymania wspólnoty i przekazania cząstki siebie. Nie w sensie materialnym rzecz jasna, lecz pod postacią idei, uczucia lub pragnienia zadośćuczynienia wyrządzonemu przez siebie złu. Ostatni z przykładów każe nam wspomnieć obrazek XVI-wiecznego szlachcica fundującego w geście pokutnym przybytek kościelny.
Setki obelisków wyrosły w wyniku traumy. Skrajnym doznaniem tego rodzaju była dla Francuzów i Brytyjczyków np. Wielka Wojna, podczas gdy dla nas, Polaków - II wojna światowa. W wyniku konfliktu zbrojnego z lat 1914-1918 zginęło prawie 1,5 mln Francuzów i ponad 700 tys. Brytyjczyków. Kalectwa psychicznego, zwłaszcza nabytego przez mieszkańców ojczyzny de Gaulle´a, nie podleczyło nawet "tylko" po ok. pół miliona ofiar wojskowych i cywilów z czasów szalonej wojny 1939-1945.
Już I wojna światowa spowodowała, że Francję pokrył las cmentarzy, ale przede wszystkim pomników. Przybyły ich tysiące, a liczba wszystkich wzrosła do 40 tysięcy. Współcześni historycy tworzą dlań nawet podziały. Jeden z nich, autorstwa francuskiego badacza Antoine´a Prosta, wyszczególnia cztery kategorie obelisków. Pomnik obywatelski - skromny monument, raczej bez ozdób, za to z listą poległych i ewentualnie krzyżem wojennym. Następnie dwie kategorie pomników patriotycznych: triumfujące i żałobnicze. I wreszcie ostatni typ, właściwy dla Francji - pomnik pacyfistyczny.
Łatwo zauważyć, że poszczególne "modele" opisują psychiczne nastawienie pomysłodawców i fundatorów. Pomniki obywatelski i pacyfistyczny, np. z sentencją: "Niech wojna będzie przeklęta", budowano, gdy konflikt zbrojny budził niejednoznaczne emocje i wywoływał podziały społeczne. Tak było z francuską "brudną wojną" w Algierii z lat 50. i 60., tak było z amerykańską interwencją w Wietnamie w latach 60. i 70. Biorący udział w tych działaniach wynieśli z nich straszliwe rany fizyczne, zginęło 25 tys. Francuzów i 58 tys. Amerykanów, ale najboleśniejsze były rany psychiczne; trauma wojenna i wątpliwości moralne. Dość powiedzieć, że "obywatelski" pomnik z imionami i nazwiskami poległych w Indochinach odsłonięto w obecności 15 tys. kombatantów dopiero w trakcie kadencji prezydenta Ronalda Reagana w 1982 roku.
Kształt pomnika, jego idea i przekaz wypływa z ducha Narodu. Wszystkie te cechy należą do specyfiki konkretnego kodu kulturowego. Nie jest oczywiście bez znaczenia siła traumy i nastawienie psychiczne osób wznoszących monument. Pomniki triumfujące znamionują nastawienie ofensywne, pomniki żałobne - introwersyjne, lub - jak np. tablica z nazwiskami - zbliżone do neutralnego.
"Podpalacze" i "zmęczeni"
Przechodząc już bliżej naszych, polskich spraw, traumatycznym wydarzeniem o zasięgu ogólnopolskim była bez wątpienia katastrofa, w której zginął prezydent Lech Kaczyński oraz blisko stu towarzyszących mu najwyższych dostojników państwowych. Tragedia poruszyła miliony obywateli i chyba nikogo nie pozostawiła obojętnym. Powstało wiele propozycji dotyczących sposobów upamiętnienia ofiar, a pośród nich dwie najważniejsze: pochówek pary prezydenckiej na Wawelu oraz, niewzniesiony jeszcze, pomnik przed Pałacem Prezydenckim.
Dyskusja, a raczej natrętnie reżyserowane przedstawienie, inspirowane przez rząd i główne ośrodki medialne, nie skupiła się wszakże wokół formy głównego pomnika "smoleńskiego". Zresztą zamysły animatorów upamiętnienia nie wyszły nigdy poza koncept pomnika patriotyczno-żałobnego i obywatelskiego. Z kolei obaj wielcy inspiratorzy: rząd i media, podzielili społeczeństwo, w końcu nawet rodziny ofiar, na dwie skonfliktowane grupy: "dobrych" i "złych"; "prowokatorów" i "prowokowanych"; "racjonalnych" i "obłąkanych"; "podpalaczy spokoju publicznego" i "zwolenników spokoju"; wreszcie "zmęczonych" i polską opozycję spod znaku PiS. Dzięki tej metodzie powstał zamęt, w którym skrajności mieszają się z naturalnym, kulturowym zapotrzebowaniem Narodu, niezbędnym nie tylko do samego istnienia, lecz także do rozwoju.
Jak w związku z tym odpowiedzieć na pytanie, co z dwojga: czy drwiny z dyskusji o "katastrofie smoleńskiej", czy oburzenie na te drwiny, ma podłoże kulturowe? Tym razem nie jest to zadanie dla historyka sztuki czy epistemologa, lecz dla etnologa. Rzeczony specjalista zwróci uwagę, że do polskiego kodu kulturowego należy np. wiara chrześcijańska bądź wielowiekowa tradycja walki o wolność. One to stanowią dla nas punkt odniesienia. Bierzemy je pod uwagę, rozmawiając o problemach oświaty, wojska i wymiaru sprawiedliwości. Obojętnie, czy jesteśmy wierzącym czy ateistą, imigrantem czy "tutejszym". Psychologicznymi swego rodzaju punktami orientacyjnymi Polaka będą składniki rodzimej kultury.
Co będzie zatem punktem odniesienia dla obecnej "dyskusji" o "Smoleńsku"? Jakiż to czynnik kulturowy sprawia, że jeszcze mamy wątpliwości, kto ma rację w sporze: modlący się kontra sikający na znicze, zwolennik upamiętnienia największej katastrofy po II wojnie światowej kontra zadowolony z siebie przeciwnik tego uczczenia? Możemy śmiało stwierdzić, że nie ma takiego punktu w zbiorze elementów kultury narodowej.
O układzie debaty decydują losy formacji rządzącej. Potocznie mówiąc - jej interes. Od 10 kwietnia 2010 r. boryka się ona z ważkim dla siebie samej problemem egzystencjalnym, wizerunkowym i społecznym. Autonomicznie bierne wobec władzy media pozwalają na wyżej zarysowany przebieg "dyskusji" społecznej, dlatego urasta on do rozmiarów ogólnonarodowych.
Ukryte motywy
Mamy więc ugrupowanie, którego liderów drażni krzyż przed Pałacem Prezydenckim, prowokuje niedoszły pomnik ofiar, denerwują znicze - potencjalny zaczyn monumentu, oraz wycie syren w rocznicę katastrofy. W dalszej kolejności mamy żurnalistów biegających z mikrofonami i rozwianym włosem, z odrazą i uśmiechem pogardy przepytujących liderów opozycji "w sprawie Smoleńska", by za pomocą szklanego ekranu wykazać następnie niedorzeczność debaty w oparciu o kod kulturowy. Na końcu mamy najpopularniejszego w Polsce narciarza i setki jemu podobnych, oburzonych na stawiaczy pytań i pomników, lecz nie np. na rząd sabotujący jedno i drugie, czym zabiera spokój zarówno "stawiaczom", jak i "zmęczonym". Mamy liderkę formacji politycznej Polska Jest Najważniejsza, która zapytana przez dziennikarkę koncernu medialnego TVN, dlaczego "temat Smoleńska" jest tematem przewodnim ugrupowania, drżącym głosem tłumaczy się, że tak nie jest...
Co zatem kieruje motywacją formacji rządzącej? Jakiż to czynnik pozakulturowy każe jej stawiać desperacki opór, a zarazem zawzięcie kontratakować ogromną, jakby nie było, część polskiego społeczeństwa? Trudno jednoznacznie orzec, dlaczego z krzepką smoleńską tradycją walczą najwyżsi decydenci w państwie. A to oni właśnie wyznaczają trend i dają niższym szczeblom sygnał do działania.
Gdzie umiejscowiony jest właściwy punkt odniesienia? Podenerwowanie i agresja wywoływane rzeczoną tematyką wskazują, że za kurtyną działań rządu stoi tajemniczy strach i związany z nim wstyd. Czym jest on wywoływany? Postawą społeczeństwa? Weryfikując obojętność historyczną kierownictwa obu ugrupowań rządzących, dostrzegalną choćby w polityce wojskowej, można wskazać na rozkład jakościowy i ilościowy polskiej armii; w polityce zagranicznej zaś na podporządkowanie interesów Polski jej dwóm największym sąsiadom, czy w polityce oświatowej na powolne wycofywanie przedmiotu historia ze szkół, walkę z niezależnymi instytucjami naukowymi (jak IPN i Uniwersytet Jagielloński) oraz przyzwolenie na budowę "ekumenicznego" pomnika dedykowanego najeźdźcom Polski z 1920 roku. W tym kontekście społeczeństwo wydaje się jedynie dodatkowym elementem nacisku. Czym jest wobec tego element nadrzędny? Jeszcze tego nie wiemy.
Tożsamość wyjałowiona
Dlaczego dopiero dziś rozstrzyga się przetarg na budowę pomnika Witolda Pileckiego? W czasach PRL nie było mowy o budowie pomników upamiętniających patriotów i wydarzenia godzące w interes Związku Sowieckiego i dobre samopoczucie moskiewskich namiestników. Stawiano pomniki zgodne z dominującą ideologią.
W III RP, choć trudno na razie wyrokować, czy wybudowanie pomnika bolszewikom to detal czy odświeżony trend, brak komfortu pozostał. Pozostał, ponieważ jego "nosiciele" utrzymali się na każdym niemalże szczeblu administracji państwowej oraz we wszystkich sektorach władzy. Kultura nie funkcjonuje w próżni, więc gdy nie ma nosicieli, obumiera. Gdy ludzie zostają odcięci od kulturowego źródła - np. w epokach zdominowanych przez PRL i jałowej III RP - stają się kulturowymi kalekami. Kalekami, dla których Puchar im. Premiera Donalda Tuska, główne trofeum w dziecięcym Turnieju Orlika, budzi znikome kontrowersje w odróżnieniu od Izby Pamięci Ryszarda Kuklińskiego lub pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu noszącego imię antykomunistycznego prezydenta...
Jeśli II wojna światowa dla Polaków zakończyła się w 1989 r., można by spodziewać się do tej pory wysypu pomników upamiętniających klęskę zadaną nam przez komunizm po 1945 r. i zwycięstwo nad nim po 1989 roku. Tymczasem poruszamy się po ulicach Zwycięstwa, przechodzimy obok tablic oraz pomników poświęconych Zwycięstwu, ale zwycięstwu Armii Czerwonej nad III Rzeszą... To jakie było to polskie zwycięstwo? Owszem, powstało wiele tablic upamiętniających heroizm "Solidarności", ale pokolenie polityków, którzy skąpali własne biogramy w sukcesie "Solidarności", nie potrafiło choć kropelki tego, nad wyraz oszczędnego zapału poświęcić na użytek pokolenia powstańców z 1970 r. bądź generacji partyzantów antykomunistycznych pokroju Pileckiego. Zamiast otworzyć Polskę na pomniki, pozwolili, aby duch narodowy gnił.
Wbrew postkomunistycznej propagandzie mówiącej, że "pomników ci u nas dostatek, nowych nie trzeba", Polska pomnikiem nigdy nie stała. Dla Zachodu naszych kilkadziesiąt tysięcy pomników jest normą. W Wielkiej Brytanii naliczono ich nawet 60 tysięcy. Jednak rodzimi politycy próbowali przez ostatnie 20 lat wmówić Polakom, że dopiero gdy przerobią cmentarze na parkingi, "w głowach się im poukłada". Myśl ta doskonale świadczy o stanie umysłowym autorów i realizatorów projektu III RP, potrafiących prędzej zamieniać, zamykać i oddawać, niż budować i tworzyć. Doskonale też wpisuje się w praktykę działania obecnych władz Polski. Wyjaśnia też wszystkim zainteresowanym postawę obecnej grupy rządzącej, włącznie z człowiekiem wybranym w sondażach i w wyborach powszechnych na stanowisko prezydenta RP.
Paweł Zyzak
Autor jest historykiem, doktorantem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, stypendystą Institute of World Politics w Waszyngtonie; opublikował książkę, która zyskała duży rozgłos: "Lech Wałęsa - biografia polityczna legendarnego przywódcy "Solidarności" do 1988 roku".
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=110878
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl