Komunizm pod sąd - Prof. Włodzimierz Bernacki

avatar użytkownika Maryla

Trybunał Konstytucyjny po blisko trzydziestu latach uznał, że dekrety o stanie wojennym jako niezgodne z Konstytucją były wydane nielegalnie. Orzeczenie rodzi nadzieję, że wreszcie zostanie rozliczony nie tylko okres PRL z jego zbrodniami, haniebnymi czynami, ale również pociągnięty zostanie do odpowiedzialności generał Wojciech Jaruzelski, ostatni komunistyczny satrapa.

Rozliczenie z przeszłością jest niezbędnym czynnikiem tworzącym fundament teraźniejszości. Tuż po upadku zbrodniczego systemu zbudowanego przez niemiecki narodowy socjalizm podjęto działania nie tylko osądzające, ale i karzące. Przyjęto klarowne i jasne rozstrzygnięcie, wedle którego porządek prawny III Rzeszy uznano za system bezprawia, a tym samym uznano, że wszelkie działania urzędników (polityków, policjantów, listonoszy etc.) i obywateli, odwołujące się do ówcześnie obowiązującego prawa, absolutnie nie zwalniały ich z odpowiedzialności zarówno moralnej, jak i prawnej. Potwierdzono jednocześnie, że norma ustanowiona przez większość nie zwalnia od odpowiedzialności za czyny haniebne, takie jak zabójstwo, tortury, zabór mienia, zmuszanie do katorżniczej pracy. Na terenie Niemiec działania rozliczeniowe podjęto natychmiast po klęsce wojennej narodowego socjalizmu. Decyzja o tym należała jednak nie do Niemców, lecz do aliantów.
Podobnie Francuzi rozliczyli wszystkich swoich współobywateli zaangażowanych w kolaborację z Niemcami. Ukarani zostali nie tylko artyści, ale i zwykli, przeciętni urzędnicy.
Na tym tle karygodna jest bierność i grzech zaniechania ze strony państwa polskiego, które nie podjęło po 1989 r. rozliczenia z komunizmem. Tej bierności nie tłumaczy fakt, że w europejskim kanonie intelektualnym dominuje pogląd o nieporównywalności reżimu hitlerowskiego z komunistycznym.
Czy orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności dekretów o stanie wojennym z Konstytucją zmieni tę sytuację? Przede wszystkim da możliwość upomnienia się przez pojedyncze osoby o odszkodowania za utratę pracy, za uwięzienie, szkody poniesione w następstwie stanu wojennego. Kto skorzysta z tej szansy? Już widzę tłum kobiet i mężczyzn po sześćdziesiątce wnoszących pisma procesowe, przygotowujących dowody poniesionych strat materialnych i moralnych. Zasobność portfela emeryckiego z pewnością pozwoli osobom starszym wynająć prawników (czyni tak przecież notorycznie guru jednej z niszowych gazet).

Pokusa utylitaryzmu
W ostatnich dekadach popularne stało się chłodne, wręcz zimne spojrzenie na otaczający nas świat. Ważne są cyfry, liczby, bo rzekomo w najdoskonalszy sposób opisują rzeczywistość. Opis odseparowany od wartości to ideał, ku któremu należy zmierzać. Jeśli taką perspektywę zastosujemy do przeszłości, uzyskamy "uładzoną" historię PRL i taką samą biografię generała Wojciecha Jaruzelskiego. Utylitarne, czysto materialne spojrzenie na historię prowadzi ku temu, że historia jest zbiorem faktów gospodarczych i politycznych, w którym zabrakło miejsca na człowieka. Z tej perspektywy kolejne dekady PRL są zapisem wydarzeń wykluczających jakiekolwiek oceny moralne. Jaruzelski w tak skonstruowanej historii jest politykiem, który walczył w latach 80. z "anarchią" gospodarczą i polityczną. Stan wojenny był zatem przywracaniem normalności.
Odsuńmy pokusę takiej perspektywy. Historia rządów komunistycznych w Polsce to dzieje systemu, w którym politycy tacy jak Jaruzelski, pełniąc najwyższe funkcje w państwie, nie mieli żadnych skrupułów w stosowaniu najbardziej brutalnych metod. W sierpniu 1968 r. twórca stanu wojennego dowodził wojskiem polskim pacyfikującym Czechosłowację, w grudniu 1970 r. jego żołnierze dokonali masakry robotników na polskim Wybrzeżu; w grudniu 1981 r. sterroryzował wszystkich Polaków, zaprowadzając stan wojenny; to za jego rządów Służba Bezpieczeństwa została rozbudowana do rozmiarów większych niż w czasach Bieruta. Gdy Jaruzelski stał na czele państwa, prowadzono politykę fizycznej eksterminacji osób niebezpiecznych dla systemu - szczególnie księży Kościoła katolickiego. To służby podlegające jego najbliższemu współpracownikowi, generałowi Czesławowi Kiszczakowi, zamordowały błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszkę (1984 r.). Te same służby prowadziły działania agenturalne wobec Ojca Świętego Jana Pawła II, a zgromadzone materiały przekazywały sowieckiej KGB. Dziś już wiadomo, że Ali Agca był tylko wykonawcą zamachu.

Za parawanem determinizmu
Wielu historyków na przeszłość spogląda z perspektywy, którą można określić mianem determinizmu. Uznają, iż nasze uczynki zależą nie tyle od nas samych, co od sił zewnętrznych. W tej narracji rozsądni Polacy w 1945 roku nie mieli wyboru - musieli rozpocząć kolaborację z Sowietami, stając się komunistami. Wojciech Jaruzelski nie miał wyboru - musiał jako oficer zostać komunistą i podjąć współpracę z wojskową bezpieką; aby zachować swą pozycję jako generał i minister - musiał zaangażować się w walkę z "anarchią polską" w 1970 i 1981 roku, używając w tym celu wojska.
Taki punkt widzenia dominuje w byłych państwach komunistycznych, bowiem jest tak naprawdę jednym z elementów składowych marksizmu. Ideologii szczególnie bliskiej Jaruzelskiemu i innym postkomunistom. Jest genialnym w swej istocie wynalazkiem, ponieważ za jego sprawą człowiek nieposiadający wolnej woli za swe czyny nie może ponosić odpowiedzialności ani moralnej, ani tym bardziej politycznej i karnej.
Jaruzelski, podobnie jak jego komunistyczni towarzysze, w tej zakłamanej perspektywie wyrastają na mężów opatrznościowych Narodu Polskiego. To oni uchronili nas przed bezpośrednimi rządami Stalina. Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller czy Józef Oleksy poświęcili się dla sprawy polskiej, aktywnie uczestnicząc w budowie komunizmu w Polsce. Nikt z nich nie poniósł najmniejszej odpowiedzialności za zbrodnie ówczesnego systemu. Pełniąc wysokie funkcje państwowe, czerpali wielkie profity - po 1989 roku z tego tytułu nie ponieśli żadnych konsekwencji prawnych. "Nie mieliśmy wyboru", "takie były czasy", "musieliśmy" - tłumaczą się ludzie współpracujący z bezpieką... Zatem kogo sądzić? Wedle Jaruzelskiego - z pewnością nie ludzi. Ten człowiek, mimo że pobierał edukację u Księży Marianów, zapomniał, że zawsze posiadał wolną wolę i ponosi odpowiedzialność za swe czyny. Nie może skrywać się za parawanem determinizmu, zrzucać z siebie odpowiedzialności na nieistniejące siły. Polskim paradoksem jest, że tak wielu ludzi, którzy wybrali uczciwość, rezygnując z wielkich karier, tak wielu Polaków, którzy postanowili dochować wierności zasadom - w przeciwieństwie do prominentów PRL - dziś najczęściej żyje w materialnej biedzie.

Mit założycielski
Wojciech Jaruzelski, pełniący w czasach PRL wszystkie możliwe najwyższe funkcje państwowe, w 1989 roku został wybrany przez Zgromadzenie Narodowe na prezydenta. Fakt ten niekoniecznie oznacza, że powinien być traktowany na równi z innymi prezydentami Rzeczypospolitej. W mojej opinii, jest to jeden z najbardziej niebezpiecznych mitów polskich, który można porównać ze stereotypem, jakoby Polacy na drodze procedur demokratycznych powierzyli w Polsce władzę partii komunistycznej.
Polacy mieli taki wpływ na wybór prezydenta Jaruzelskiego, jak niegdyś na wybór Bolesława Bieruta. Tak w pierwszym, jak i w drugim wyborze zadecydował sam zainteresowany. Przypomnę, wybory parlamentarne, jakie odbyły się 4 czerwca 1989 roku, nie były wolne. Wyborcy mieli prawo do zadecydowania o obsadzie jedynie 30 proc. mandatów sejmowych. O reszcie zadecydowała partia kierowana przez Jaruzelskiego i jego przyjaciół.
Człowiek odpowiedzialny za dwa najbardziej krwawe grudnie: 1970 r. i 1981 r., za sprawą procedur dalekich od demokracji zalegalizował swą pozycję osobistą i polityczną, gwarantując dla siebie i swoich współpracowników immunitet absolutny. Za sprawą "perfekcjonizmu politycznego" komunistów i słabości środowisk antykomunistycznych na przełomie lat 80. i 90. w Polsce zalegalizowano nie tylko pozycję przywódców komunistycznych, ale przede wszystkim uznano ciągłość prawną pomiędzy PRL a III Rzeczypospolitą. To sprawia, że czyny Jaruzelskiego z 1970 roku możemy oceniać tylko z perspektywy prawa obowiązującego w tamtym czasie; analogicznie - stan wojenny może być rozpatrywany tylko z punktu widzenia ówczesnej komunistycznej Konstytucji. Czy zatem kolaboracja z sowieckimi służbami specjalnymi w inwigilacji Ojca Świętego również zasługuje na ocenę wyłącznie z punktu widzenia prawa tamtych czasów?
Czy może zatem dziwić w tym kontekście fakt, że Bronisław Komorowski rozważał zaproszenie Wojciecha Jaruzelskiego do oficjalnej delegacji na uroczystość beatyfikacji Jana Pawła II? Mimo wszystko - tak. Prezydent RP powinien wreszcie uznać fakt zbrodniczego charakteru systemu komunistycznego i tym samym potwierdzić, że Jaruzelski był ostatnim satrapą komunistycznym, a nie pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem. Jeśli tego nie czyni, to tym samym sankcjonuje sytuację, w której ojcem założycielem III Rzeczypospolitej staje się komunistyczny generał-dyktator.

 

Prof. Włodzimierz Bernacki
 

Autor jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 2008 r. pełni funkcję dyrektora Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych tej uczelni, jest też profesorem Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu.

 

http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=110759

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz