Ten wiersz mi się przyśnił
† † †
W katyńskim lesie puste krzesła krzyczą
I krzyk ich niemy całą Polskę rani
Panie Prezydencie!
Twój naród w bólu głosuje zniczami….
Tomasz Wasilczuk
Czy ktoś z osób, które od 10 kwietnia przychodziły pod Pałac Prezydencki, lub tych, którzy kilka dni koczowali w Krakowie w oczekiwaniu na pogrzeb, nie zna tego wiersza? Towarzyszył nam na słupach ulicznych, tablicach tworzonych ad hoc, w końcu wprost na ulicy, pod zniczami. Rozdawany przez nieznanych ludzi, rozsyłany sms-ami, stał się głosem Żałoby.
Wiele pojawiło się w tych dniach tekstów poetyckich lub półpoetyckich. Gazety drukowały utwory Jarosława Marka Rymkiewicza, Marcina Wolskiego, Leszka Długosza. Na ulicach i forach internetowych pojawiła się samorodna twórczość anonimowa. Niektórzy sięgali po dzieła wieszczów i pomniejszych poetów, inni po pieśni patriotyczne i religijne. Ale to wierszW katyńskim lesie zawładnął sercami Polaków. Dlaczego? Można odpowiedzieć: niezbadane są wyroki społeczne. Ale można też w tym krótkim czterowierszu dostrzec słowa wypowiedziane w imieniu narodu. Wypowiedziane w tym sensie, że ich autor najpełniej i najlepiej wyczuł emocje, które w tych dniach przepełniały nasze dusze. Słowa nawiązujące do tego, cośmy wszyscy widzieli i wszyscy czuli. Od tego naród ma poetów, by jego uczucia odbierali i wzmocnione przesyłali dalej.
Choć na tych kartkach bielejących wśród zniczy wyraźnie dało się odczytać nazwisko autora, wszyscyśmy potraktowali wiersz jako naszą wspólną własność. I słusznie. Niewątpliwie takie intencje przyświecały twórcy, nawet jeśli ich sobie nie uświadamiał. Ja jednak postanowiłem odnaleźć Tomasza Wasilczuka, konkretnego człowieka z krwi i kości, a nie mglistego Poetę ukrytego za kurtyną naszych łez. Teraz, gdy zbliża się rocznica Tragedii, chciałem zadać mu kilka pytań, by przywołać znów ducha tamtych dni.
Okazało się to dość proste. Od czegóż wielki brat Google? Proste i... zaskakujące.
Po pierwsze, pan Tomasz Wasilczuk, to nie żaden amator, jak początkowo przypuszczałem. Ma sporo tomików poetyckich w swoim dorobku, sporo pozycji zrealizowanych jako współautor, redaktor, konsultant. Znalazłem jego wiersze m.in. w Biuletynie Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność” i w wydawnictwie Sióstr Urszulanek. Napisałem i tu, i tu. Jak łatwo było przewidzieć, Urszulanki odpowiedziały natychmiast, naukowcy – nigdy.
Po drugie... A to już w wywiadzie, którego udzielił mi pan Tomasz.
Nie pytam o genezę utworu, bo wydaje się oczywista. Proszę jednak powiedzieć: jaki impuls pchnął Pana do tego, by wydrukować świeżo napisany utwór i zanieść go pod Pałac?
Ja go nigdzie nie zanosiłem.
Yyy... A! Proszę więc powiedzieć, jak do tego doszło, że go w ogóle poznaliśmy?
Muszę jednak zacząć od genezy. Zapewne jak na wszystkich wstrząsające wrażenie zrobił na mnie widok tych pustych krzeseł na miejscu uroczystości. Najpierw to była taka pustka normalna, zwyczajna – miejsca są puste, bo czekamy na delegację, ale zaraz się zapełnią. Potem było to narastające napięcie i sprzeczne komunikaty. Spóźnią się, mieli awarię, mieli wypadek, są ofiary... Aż po tę straszliwą wiadomość, że nikt nie przeżył. I wtedy te puste krzesła, pamiętam, że przykryte parasolkami, zaczęły wręcz... boleć... krzyczeć... Jakby amputowano nam kawałek ciała...
I ten wieniec, który miał być wieńcem od Prezydenta dla ofiar Katynia...
Ale to dopiero potem, jak go donieśli... Dla mnie najboleśniejsza była ta pustka... Jakby uczestnicy delegacji byli tam... jakby... Zaraz po transmisji, jak wszyscy, poszedłem pod Pałac. Chodziłem wśród ludzi, patrzyłem na płonące znicze, a wciąż czułem tę pustkę. Nie myślałem o żadnym wierszu.
Ja w ogóle nie myślałem. Czułem się, jakbym był w jakiejś mgle, może tej samej...
Snułem się po Krakowskim Przedmieściu do późnego wieczora. Po powrocie od razu poszedłem spać, a w nocy przyśnił mi się ten wiersz. To znaczy obudziłem sie w środku nocy i go miałem. Nie wiem skąd. Pamiętam, że bałem się, że go zapomnę do rana, więc wziąłem kartkę i go zapisałem. Wiem, że to dosyć dziwnie brzmi...
Zapewniam Pana, że dla mnie jest to całkowicie zrozumiałe. Tyle że ja na ogół nie bywam tak przewidujący, a jeśli już się zdarzy, że zapiszę przyśniony wiersz, to rankiem okazuje się on zupełnie do niczego. Inaczej niż w przypadku pańskiego tekstu.
Dziękuję. Rano posłałem sms-em wiersz kilku znajomym. Góra dziesięciu. I na tym skończył sie mój udział w sprawie. Nawet trudno mi domyślić się, choć mam jakieś przypuszczenia, których wolałbym jednak nie ujawniać, kto z nich wpadł na pomysł, żeby wiersz powielić i zanieść pod Pałac.
Ale widział go Pan później na słupach, tablicach, w rękach ludzi?
Tak, oczywiście. Ktoś mi nawet wręczył kartkę z moim wierszem. Raz się zdenerwowałem, bo tekst był przeinaczony, ujednoznaczniony, żeby było wiadomo, że chodzi o Lecha Kaczyńskiego. W ogóle zmian było sporo, najczęściej wersyfikacja była zmieniana, ale nie wpływało to na sens wiersza. Tylko ten jeden raz. Chciałem nawet zerwać tę kartkę, ale sporo ludzi czytało i pomyślałem, że wezmą mnie za jakiegoś prowokatora, więc zostawiłem tekst.
To jeden raz. Ale na ogół co Pan czuł? Dumę? Zażenowanie? Wzruszenie?
Było mi po prostu bardzo miło, że widzę swój tekst obok genialnego wiersza Rymkiewicza [tu pan Tomasz się pomylił, wiersz Jarosława Marka Rymkiewicza jest datowany na 19 kwietnia] czy obok wzruszających rysunków dzieci. I też później, kiedy dowiedziałem się, że był rozdawany w Krakowie.
A czy słyszał Pan, że był rozsyłany w formie sms-ów przed wyborami prezydenckimi?
Nie, o tym nie wiedziałem. Można uznać, że jakoś się w tematykę wyborczą wpisałem, ale w ogóle nie miałem takich myśli. Ja w tym momencie w ogóle nie myślałem o żadnych wyborach.
Sądzę, że dla nikogo, kto choć trochę czuje poezję, słowa „głosuje zniczami” nie oznaczały wyborów. Prędzej plebiscyt. A najlepiej – wotum zaufania.
Nie chciałbym interpretować swojego utworu.
W pełni rozumiem. A proszę powiedzieć – nie czuł Pan pokusy, żeby w którymś momencie tam, pod Palcem, powiedzieć: „To moje”?
Nie, nie. Po co?
A żeby pójść za ciosem i napisać kolejne wiersze „smoleńskie”?
Też nie. Nie powtórzyła się taka sytuacja jak z tym wierszem.
No a teraz? Ma Pan jakieś plany związane z tym utworem? Będzie otwierał nowy tomik? Czy w ogóle zamierza go Pan umieścić w najbliższym zbiorze? W jakimkolwiek zbiorze?
Nie mam żadnych planów na przyszłość. Nie wiem, kiedy wydam i czy w ogóle jeszcze wydam jakąś książkę. Jestem starszym emerytem...
...nie powiedziałbym.
Dziękuję. Ale tak jest. Staram się nie robić wielkich planów na przyszłość. Czy umieściłbym go w jakimś tomiku... Nie wiem... Musiałby to być zbiór podobnych wierszy... Nie wiem... raczej nie.
A gdyby miała powstać jakaś antologia poezji posmoleńskiej? Bo mi strasznie żal, że ten wiersz tak znikł.
No, był pisany w określonym momencie. Spełnił swoje zadanie. Choć oczywiście nie będę nikomu bronił tego tekstu. Jeśli chcecie Państwo umieścić na swojej stronie, to bardzo proszę.
Przyznam się, że na stronie to już go zamieściłem bez pytania. Ale mamy też inne pomysły – film poetycki, antologię... Rozumiem, że możemy korzystać?
Bardzo proszę. Będzie mi bardzo miło, jeśli mój tekst jeszcze się komuś przyda, zmusi do zastanowienia. W końcu po to powstał...
Pierowdruk na stronie Hej-kto-Polak!
Tomasz Wasilczuk — od 1980 r. w Służbie ks. Jerzego Popiełuszki, w ramach której kolportował "TM" i tygodnik "Sumienie". Uczestnik rocznicowych akcji plakatowych i oflagowywania (http://www.slownik-niezaleznidlakultury.pl/). Autor zbiorów wierszy: Powroty do krokusów: w 50-tą rocznicę powrotu figurki Matki Boskiej Jaworzyńskiej z Bukowiny na Wiktorówki, Warszawa, Biuletyn "Bóg i Ojczyzna", 1995; W stronę nadziei, 1997; Góra Matki, 2001; Jesienne Wiktorówki, 2003; Cień drzew, 2009. Swoje wiersze pt. „Powroty do krokusów” zaopatrzył dedykacją: Pamięci Księdza Jerzego Popiełuszki wiersze te poświęcam - autor. Wiersze poświęcone księdzu Jerzemu i jego duchowemu ojcu ks. Teofilowi Boguckiemu znalazły się też w zbiorze „W stronę nadziei”. Oto jeden z nich:
Krzyż nadziei
Do małej wioski Okopy,
od Suchowoli o cztery pacierze,
powraca nieraz w modlitwie
do swojej mamy ksiądz Jerzy.
Idzie wśród łąk zielonych,
wśród wzgórz porosłych lasem
i nie wie, że w starych żwirowniach
już czasu przesypał się piasek...
Wchodzi do izby znajomej,
gdzie nieraz powracał we śnie
i dziwi się czemu mama
jest w czerni - takiej bolesnej...
Do małej wioski Okopy,
od Suchowoli o cztery pacierze,
niesiemy nasz krzyż nadziei
i nasze, nieśmiałe -wierzę.
- yuhma - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
10 komentarzy
1. @Yuhma
Dopiero dzis przeczytalam i rozumiem sens tytulu. Widze, ze bardzo powaznie potraktowales odszukiwanie i zachowanie dla potomnych tworczosci posmolenskiej. Wielkie uznanie.
I jeszcze cos, autentyzm wiersza "Krzyz nadziei". Znam te zwirownie, o ktorych wspomnial poeta, znam klimat tych okolic....
Pozdr. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
2. Tamko
Dziękuję!
Pozdrawiam każdym słowem
3. @Yuhma
Alez nie ma za co, to raczej ogromne podziekowania dla ciebie, czasu, jaki poswiecasz na ujawnianie tego, co wazne i przypominanie o historycznej prawdzie.
Ja jestem obecnie w takim nastroju, kiedy nie widzi sie zadnego wyjscia, ogarnia jedynie gniew i sprzeciw na to, co sie wokol dzieje. Gdzie nie spojrzec, tam scierwo, zgnilizna i wszechogarniajacy, nie do zniesienia fetor...
T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
4. No
to mamy podobne nastroje :-)
Pozdrawiam każdym słowem
5. @Yuhma
Niestety u mnie jest znacznie gorzej i pisze to ze smutkiem i bez usmiechu. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
6. Nie możesz wiedzieć
czy lepiej, czy gorzej. Poczekaj na mój najbliższy wpis.
Pozdrawiam każdym słowem
7. @Yuhma
Masz racje, wiedziec nie moge, ale moge przeczuwac, zwlaszcza z obserwacji. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.
8. @Yuhmo
Dzięki za odnalezienie poety!
Ten krótki wiersz P. Wasilczuka - pamiętam go z tamtych godzin po katastrofie - był dla mnie całym zbiorem tego co w duszy grało:
"...Twój naród w bólu
głosuje zniczami..."
Dziś patrząc z perspektywy prawie już roku, chłodniejszym okiem, na tamten niespotykany fenomen zgromadzenia ludzi i zniczy, uśmiecham się do siebie...jak bardzo wystraszyć to wszystko musiało te nienawistną klakę antypolaków...:) I cały ciag działań, które posypały się - zaczynając od "likwidacji krzyża"...aż do dzisiejszego "sprzątania" pod osłoną nocy palących się zniczy...cały czas strzelają sobie w kolana!
A teraz Was (oboje - i Tamkę i Ciebie!) raczę za Wasze "doły psychiczne " skarcić i sprowadzić na właściwe miejsce:
- jakże mało ważne są one w konfrontacji z tym co dziś przeżywają (ci co przeżyli) w Japonii???
Wszak Wy - żyjecie, cała ziemia jeszcze Wam spod stóp nie umknęła!
Miarkujcie się więc - i upraszam o nałożenie...zbroi...!
"Dałeś mi Panie zbroję
Dawny kuł płatnerz ją
W wielu pogięta bojach
Wielu ochrzczona krwią
W wykutej dla giganta
Potykam się co krok
Bo jak sumienia szantaż
Uciska lewy bok
Lecz choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież w końcu ważna rzecz
Zbroja
Magicznych na niej rytów
Dziś nie odczyta nikt
Ale wykuta z mitów
I wieczna jest jak mit
Do ciała mi przywarła
Przeszkadza żyć i spać
A tłum się cieszy z karła
Co chce giganta grać
Lecz choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież w końcu ważna rzecz
Zbroja
A taka w niej powaga
Dawno zaschniętej krwi
Że czuję jak wymaga
I każe rosnąć mi
Być może nadaremnie
Lecz stanę w niej za stu
Zdejmij ją Panie ze mnie
Jeśli umrę podczas snu
Bo choć zaginął hełm i miecz
Dla ciała żadna w niej ostoja
To przecież życia warta rzecz
Zbroja
Wrzasnęli hasło wojna
Zbudzili hufce hord
Zgwałcona noc spokojna
Ogląda pierwszy mord
Goreją świeże rany
Hańbiona płonie twarz
Lecz nam do obrony dany
Pamięci pancerz nasz
Więc choć za ciosem pada cios
I wróg posiłki śle w konwojach
Nas przed upadkiem chroni wciąż
Zbroja
Wywlekli pudła z blachy
Natkali kul do luf
I straszą sami w strachu
Strzelają do ciał i słów
Zabrońcie żyć wystrzałem
Niech zatryumfuje gwałt
Nad każdym wzejdzie ciałem
Pamięci żywej kształt
Choć słońce skrył bojowy gaz
I żołdak pławi się w rozbojach
Wciąż przed upadkiem chroni nas
Zbroja
Wytresowali świnie
Kupili sobie psy
I w pustych słów świątyni
Stawiają ołtarz krwi
Zawodzi przed bałwanem
Półślepy kapłan łgarz
I każdym nowym zdaniem
Hartuje pancerz nasz
Choć krwią zachłysnął się nasz czas
Choć myśli toną w paranojach
Jak zawsze chronić będzie nas
Zbroja"
Jacek Kaczmarski
17.3.1982
Selka
9. Selko
Oczywiście masz rację. Ale i nie masz. Faktycznie, w wymiarze materialnym możemy tylko pochylić głowy przed cierpieniem Japonii. Ale w wymiarze eschatologicznym? Japonia się z tego ciosu podniesie. Polska się nie podniesie, bo jej nie ma. Nie ma jej bardziej niż podczas zaborów i w latach II wojny światowej, i w czasach PRL-u. I nigdy już nie będzie.
Słowa naszego hymnu "póki my żyjemy" należy rozumieć "póki żyją Polacy", a nie "póki żyją ostatni Mohikanie polscy". Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - jesteśmy ostatnimi dinozaurami.
Pozdrawiam każdym słowem
10. @Selko
Pomimo, iz widze ogrom zniszczen i tragedii ludzkiej w Japonii, strach przed katastrofa jadrowa, promieniowaniem, rozpacz ludz po stracie rodzin i przyjaciol, to tak naprawde trudno mi sobie wyobrazic jak to jest (mimo roznych doswiadczen w moim zyciu). Wierze, ze podniosa sie z tego koszmaru, to mocny, zdyscyplinowany narod.
Moze i mam dol psychiczny, choc sama bym tego tak nie nazwala. Im wiecej czytam, patrze, obserwuje dokola tymbardziej czuje sie bezsilna, a to rodzi we mnie sprzeciw i gniew, ze tak naprade nic nie moge, nic...Nawet ta zbroja, ze wspanialego wiersza J. Kaczmarskiego, ktory przytoczylas, bardziej mi ciazy, nizli mnie wzmacnia.
Czas plastikowych ludzi, miernot bez kregoslupa, czas bezmyslnych idiotow, czas niewolnikow...
Pozdr. T.
"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.
LUBLIN moje miasto.