O człowieku, który przeżył własną śmierć

avatar użytkownika Anonim
W grudniu 1949 roku cały świat “postępu i socjalizmu” obchodził 70. urodziny wodza całej ludzkości – generalissimusa Józefa Stalina. Pewnego grudniowego poranka z bramy siedziby Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego na rogu Alei Stalina i ul. Koszykowej wyjechała ciężarówka produkcji sowieckiej typu GAZ okryta plandeką z brezentu. Skręciła w prawo w kierunku Służewa, ale w okolicy placu Unii Lubelskiej wjechała w ulicę Chocimską. Pod Państwowym Instytutem jadący w ciężarówce ubole wyrzucili na jezdnię zwłoki młodego chłopaka. Do trupa podeszła zakonnica w błękitnym habicie i ku swemu zdumieniu stwierdziła, że ten mocno pokiereszowany człowiek zdradza oznaki życia. Chłopca przeniesiono do pobliskiego szpitala, w którym pracowała ta zakonnica i poddano leczeniu. Po upływie tygodnia pacjent odzyskał przytomność i badającemu mu lekarzowi wyznał w zaufaniu , że jest studentem i przeszedł ciężkie tortury w bezpiece. Lekarz pocieszył go, że będzie żył i co więcej – będzie władał rękoma i nogami.

Śledztwo oznacza tortury

Ów student został zatrzymany przez UB w listopadzie 1949 roku, wkrótce po rozpoczęciu w Szkole Inżynierskiej Wawelberga. Po wstępnym przesłuchaniu na rogu Koszykowej i Stalina (tak się wówczas nazywały Aleje Ujazdowskie) trafił na rozmowę do samej towarzyszki Julii Brystygerowej, która wypytywała go szczegółowo o przebieg walk o kwaterę komendanta Armii Krajowej, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego w fabryce Kammlera w pierwszym dniu Powstania Warszawskiego. Najbardziej ją interesowały nazwiska kolegów plutonowego “Andrzejka drugiego” z oddziału por. “Topolnickiego”, który był elitarną formacją Kedywu AK. Oddział ten poniósł ciężkie straty w walkach na Starówce i Czerniakowie, ale tow. Lunę interesowali ci nieliczni, którzy Powstanie przeżyli. (może chciała im zgotować los “Anody”, który aresztowany właśnie przez jej departament Ministerstwa zginął wyrzucony przez okno na bruk?). “Andrzejek” przezornie nie chciał sypać kolegów, więc tow. Luna zapytała go, czy nie szkoda mu życia. Odparł, przypominając jej znany obraz Artura Grottgera przedstawiający śmierć sunącą ponad puszczą: “Widziałem tyle śmierci, że to już nie robi wrażenia”.

Trzeba przyznać, że jego koledzy z celi w piwnicy na Koszykowej jednak się śmierci się bali. Byli o kilka lat młodsi od 20-letniego “Andrzejka” i czekała ich rozprawa przed sądem wojskowym za konspiracyjne harcerstwo w duchu okupacyjnych “Szarych Szeregów”. A więźniowie przerzucani na Koszykową z Więzienia Mokotowskiego na Rakowieckiej straszyli ich młodym sędzią – porucznikiem Stefanem Michnikiem, który sypie wyrokami śmierci.

Ze względu na “brak właściwej współpracy ze śledztwem” wobec aresztowanego Andrzeja Cieleckiego zastosowano swoistą perswazję. Stał w “studni” poddany torturze kapiącej na głowę wody, a że wcześniej nieopatrznie wygadał się tow. Lunie, iż umie grać na fortepianie, ubecki oprawca zdarł mu paznokcie z palców obydwu rąk. Najgorsze było jednak na końcu. Zaprowadzono go do sali, dla izolacji wyłożonej dźwiękoszczelnym korkiem. Ściany nosiły ślady krwi. Tam trzech uboli tłukło go metalowymi prętami z nasadzonymi na nie drewnianymi gałkami. Dla wygody oprawców rurki były wyposażone w skórzane uchwyty. Torturujący ubecy w wieku 25 – 30 lat robili wrażenie silnych i prymitywnych.

Gdy “Andrzejek” czekał na tortury w poczekalni, wyrzucono do niej straszliwie zmaltretowanego człowieka. Był to Marian Grzybowski – starszy już pan, doktor czy nawet profesor medycyny. Był cały połamany wskutek bicia, zaś na twarzy miał wgięcia od ubeckiej maczugi. Wstrząsały nim konwulsje, być może już konał.
Zapewne wyczekiwanie w przedsionku izby tortur oraz oglądanie ich ofiar w opłakanym stanie należało do ustalonego rytuału psychologicznego oddziaływania na niepokornego aresztanta. Ostatecznie nadeszła kolej “Andrzejka” i w trakcie bicia mógł jedynie się modlić o rychłe omdlenie, kiedy torturowany nie czuje już bólu.
Dalszy ciąg znamy. Uznany za nieżywego – trafił na stos trupów na ciężarówce i spadł na bruk na ul. Chocimskiej.

Powrót do życia

Po ponad miesięcznym pobycie w szpitalu student Andrzej Cielecki wrócił na swą uczelnię i ponownie podjął studia. Lekarz trafnie zdiagnozował przypadek, więc dotrzymał słowa: refleksy nerwowe powróciły do normy, jedynie od czasu do czasu ciężkie urazy czaszki dawały znać o sobie krótkotrwałymi drgawkami rąk.
Zaraz po powrocie na uczelnię został on ponownie wezwany do MBP na Koszykową, tym razem nie na przesłuchanie, lecz na rozmowę ostrzegawczą. O tym – co tu przeżył – nikomu ani mru-mru, bo inaczej żywy stąd nie wyjdzie.

Pan Andrzej nie szukał otwartej zwady z bezpieką. Ostatecznie nie po to wrócił do opanowanego przez komunistów kraju z brytyjskiej strefy okupacyjnej Niemiec (uciekł tam po wyzwoleniu z niemieckiej niewoli, do której trafił wraz z innymi kolegami z AK po upadku Powstania).
Wrócił do kraju mimo wiadomości o rozstrzelaniu ojca przez Rosjan zaraz po zdobyciu przez nich Warszawy w styczniu 1945 roku. Stało się w ich majątku koło podwarszawskiego Konstancina niemal na oczach ludzi. Był więc świadom, gdzie wraca.
Sprawa śmierci ojca powróciła jednak w roku 1952 roku (a więc jeszcze za życia Stalina), gdy pan Andrzej Cielecki ukończył elektronikę.

Znowu nadstawia głowę

Zgłosił się wówczas do niego oficer działających wciąż w podziemiu Narodowych Sił Zbrojnych z prośbą o skonstruowanie i wykonanie nadajnika radiowego. Zaufane pana Andrzeja zdobył tym, że wiedział zbyt wiele o jego ojcu i to takich szczegółów z jego życia, jakich nie mógł znać konfident UB. Mimo straszliwego niebezpieczeństwa pan Andrzej od obowiązku się nie uchylił, nadajnik skonstruował i na własny koszt wykonał. Do jego wypróbowania w działaniu przyciągnął jeszcze dwie zaufane koleżanki, a następnie przekazał pod właściwy adres. Wpadki na szczęście nie było, UB nie było aż tak wszechwiedzące.

Jeszcze raz inż. Cielecki zaryzykował głową, gdy z urzędowego przydziału pracy trafił do Centralnych Warsztatów Zarządu Radiostacji. Tam przemyślnym sposobem uszkadzał jeden po drugim wielkie jak szafa amerykańskie wojskowe nadajniki radiowe przysłane do Polski po wojnie w ramach dostaw UNRRA. Wbrew zamiarom ofiarodawców – zamierzano je użyć jako zagłuszarki audycji “Głosu Ameryki” oraz Radia Wolna Europa. Dzięki pomysłowi pana Andrzeja szybko przepalały się w nich lampy, do których – jak to w gospodarce planowej – nie było części zamiennych.
Później przyszła stalinowska akcja usuwania z kierowniczych stanowisk “syjonistów”. Toteż na miejsce dotychczasowego kierownika żydowskiego pochodzenia przyszedł inż. Szmidt – fachowiec o właściwym, czyli aryjskim rodowodzie z własnym projektem zagłuszarki. Wykonana w warsztatach “szmidtówka” została przekazana do przebadania w laboratorium, gdzie przepaliła jej się lampa. Inż. Szmidt był jednak wystarczająco bystry, by się nie nabrać na plewy. Domyślił się, że ktoś mu celowo psuje robotę, więc powiadomił UB. Inż. Cielecki wyczuł, że najwyższy czas salwować się ucieczką. A że w czasie trwania nakazu pracy nie mógł złożyć wymówienia, znalazł ratunek poprzez spowodowanie wypadku z porażeniem prądem. Trafił do szpitala. Stamtąd łatwiej było zwolnić się z warsztatów i tak zejść z oczu bezpiece.

Podjął studia magisterskie na wydziale łączności Politechniki Warszawskiej, a po ich ukończeniu obronił pracę doktorską w Instytucie Fizyki.
Wśród prac, których się podejmował, warto wymienić stanowisko nauczyciela matematyki i fizyki w liceum ogólnokształcącym im. Narcyzy Żmichowskiej, gdzie jego uczennicą była m.in. Teresa Hedzianka, córka słynnego majora AK Antoniego Hedy. Jej koleżanka szkolna zakochała się w swym nauczycielu i wydała się za niego za mąż.

Niezależnie od zajęć zarobkowych pan Andrzej cały czas zajęty był pracą twórczą. Zaczął się więc długi okres stałych wojen podjazdowych z nieruchawą biurokracją komunistyczną, niepokojoną wciąż nowymi pomysłami konstrukcyjnymi niezmordowanego wynalazcy. Zastrzeżenia różnych komisji, które oceniały pomysły jako niemożliwe do wykonania, obalał sam konstruktor. Po prostu pokazywał im gotowe prototypy wykonane sposobem gospodarczym we własnym domu.
Ostatecznie skończyło się to procesem sądowym z Polską Akademią Nauki, wygranym w imieniu doktora inżyniera Andrzeja Cieleckiego przez mec. Macieja Bednarkiewicza.

Radio “Solidarność”

A potem przyszła “Solidarność” i stan wojenny. Jego pomysł stworzenia sieci łączności radiowej dla podziemnego Związku zmaterializował się w postaci radia “Solidarność”. Nadał około pięćdziesięciu takich audycji. Wykonał dla podziemnej “S” wiele urządzeń nadawczych. Jedno takie oglądał w radiu “Eska”. Pokazywano mu je z dumą, nie domyślając się, że jest konstruktorem i wykonawcą urządzenia.

Przez długi czas prezenterką prowadzonego przez niego radia Armii Krajowej “Jutrzenka” była jego koleżanka z Powstania Warszawskiego Jadwiga Latoszyńska-Augustyńska. Ale nadal czuli się radiem “Solidarność”. Pan Andrzej wyjaśnia, że pomiędzy celami Armii Krajowej a programem “Solidarności” nie ma żadnych sprzeczności. W ramach jednej i drugiej organizacji walczył o to samo – o wolną Polskę.

Antoni Zambrowski

Pierwotnie artykuł opublikowany w “Tygodniku Solidarność” nr 50 (482) w 1997 r.

15 komentarzy

avatar użytkownika barbarawitkowska

1. Marylu

A może tak wywiad z p. Andrzejem?

avatar użytkownika Maryla

2. Basiu

a mamy kontakt bezpośredni?

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Pani Barbaro

widze, ze jest pani wlasciwa osoba we wlasciwym miejscu. Jezeli cos popsulem, to prtzeprasza. Co zlego, to nie ja. Po staropolsku.

avatar użytkownika barbarawitkowska

4. Tymczasowy

o co chodzi? Wszystko jest ok.

avatar użytkownika barbarawitkowska

5. Mrylu

znajdę

avatar użytkownika Tamka

6. Nieprawdopodobne. Wielki

Nieprawdopodobne.
Wielki podziw i szacunek. T.

"Martwe dźwigi portowe nigdy nie będą Statuą Wolności".J.Ś.

LUBLIN moje miasto.

 

 

avatar użytkownika guantanamera

7. Dziękuję Bogu

że byli i są wśród nas tacy ludzie!!! Jaka to radość czytać w roku 2011 życiorys wspaniałego człowieka.... Cieszę się, że p. Antoni Zambrowski o nim napisał - i że ten artykuł został nam teraz przypomniany. Dzięki...

avatar użytkownika Selka

8. Tak trzymać! TAKICH MŁODYCH CHCĘ WIDZIEĆ !!!

Chwała Dzielnym, Mądrym Polakom, którzy się kulom i s.....synom nie kłaniali !


A tu słowo o zamordowanym przez bezpiekę profesorze Marianie Grzybowskim (wiki):

"Marian Grzybowski (ur. 15 czerwca 1895 w Czardżou, zm. 11 grudnia 1949) – polski lekarz dermatolog, uczeń i współpracownik Franciszka Krzyształowicza. Autor ponad 80 publikacji naukowych.

Życiorys: 

Urodził się w Czardżou, na granicy Turkiestanu i Uzbekistanu (obecnie Türkmenabat w Rosji), jako syn polskiego emigranta Piotra Grzybowskiego i Zofii Hercyk-Pałubińskiej. Jego ojciec był lekarzem wojskowym służącym w miejscowym garnizonie; zmarł podczas epidemii duru rzekomego w 1898 roku. W 1899 roku Marian Grzybowski razem z matką i dwoma braćmi przeniósł się do Petersburga. W 1917 roku ukończył studia medyczne na Wojskowej Akademii Medycznej w Petersburgu. Następnie służył jako lekarz wojskowy w armii rosyjskiej a później, w polskiej. Od 1922 roku pracował w Klinice Dermatologicznej Uniwersytetu Warszawskiego u prof. Krzyształowicza. W 1933 roku został doktorem habilitowanym.

W latach II wojny światowej Grzybowski przebywał w Warszawie, gdzie kierował Kliniką Dermatologii, organizował tajne nauczanie, angażował się w działalność podziemną (m.in. ukrywał członków AK). Młodszy brat Mariana Grzybowskiego Józef zginął w powstaniu warszawskim zastrzelony przez własowców.
Po wojnie w 1948 roku Grzybowski został aresztowany w związku ze sprawą Stanisława Tatara. Zmarł w więzieniu, przypuszczalnie zamordowany, 11 grudnia 1949 roku. W pogłoskach przez wiele lat często przewijał się wątek, iż w okoliczności śmierci prof. Grzybowskiego zamieszana była Stefania Jabłońska
[emer. prof.;  osoba z "odpowiednim pochodzeniem",  wieloletnia, aż do emerytury,  Kierownik Kliniki Dermatologii warszawskiej Akademii Medycznej, którą została bezpośrednio po aresztowaniu i śmierci prof. Grzybowskiego, mając... ~28 lat oraz ...brak doświadczenia i nawet - specjalizacji...podobno zdobywała "doświadczenie lekarskie", asystując egzekucjom w UB...(mój dopisek)]
Informacje te, jak dotąd nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone.
Próbę wyjaśnienia okoliczności śmierci profesora próbował wyjaśnić Marek Wroński w książce pt. Zagadka śmierci profesora Grzybowskiego (2004)[1]

Dorobek naukowy[edytuj]

Zajmował się m.in. histopatologią skóry, zanikiem skóry, białaczkami, ziarniniakiem grzybiastym, cysticerkozą skóry, nabłoniakami, rumieniem guzowatym, liszajem, twardziną, chorobą Bowena, mięsakiem Kaposiego. Podejmował próby leczenia tocznia solami złota, łuszczycy insuliną, kiły acytylarsenem. Jako pierwszy opisał wariant rogowiaka kolczystokomórkowego, zwany dzisiaj jako wariant Grzybowskiego (Grzybowski's eruptive keratoacanthoma, generalized eruptive keratoacanthoma).
Przypisy

1. ↑ Tomasz Stańczyk: Kruszenie muru milczenia. Rozmowa z Markiem Wrońskim, autorem książki "Zagadka śmierci profesora Grzybowskiego". Rzeczpospolita, Plus-Minus Nr 38 (18 września 2004) [1]

Bibliografia[edytuj]

* Grzybowski A, Zaba R. Grzybowski's keratoacanthoma – the man behind the eponym. „Med Sci Monit”. 14. 7, ss. MH1-3, 2008. PMID 18591926.
* Grzybowski A. Polish dermatology in the 19th and the first half of the 20th centuries. „Int J Dermatol”. 47. 1, ss. 91-101, 2008. doi:10.1111/j.1365-4632.2007.03373.x. PMID 18173613.
* Gliński JB. Słownik biograficzny lekarzy i farmaceutów - ofiar drugiej wojny światowej. Wrocław : Urban&Partner, 1997 s. 126–128"

A co do sformułowania w wiki o prof. Jabłońskiej:  "Informacje te, jak dotąd nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone."  -  powiedzieć można tylko jedno:  a KTO do jasnej cholery miał "oficjalnie potwierdzić"?  Sama "zainteresowana", tamci kaci - UBecy, czy ich...zakatowane ofiary?

W TAKIEJ Polsce żyjemy...

Selka

avatar użytkownika gość z drogi

9. Dwojce wspaniałych Polakow

zwrocono ICH życiorysy..........
Jestem fanka pana Antoniego Zambrowskiego o doktorze profesorze Grzybowskim
opowiadał mi ktoś znajomy.......
wspaniała robota,serd pozdr....

gość z drogi

avatar użytkownika barbarawitkowska

10. Udział p. Jabłońskiej

w aresztowaniu dr Grzybowskiego właściwie nie podlega już dyskusji.

avatar użytkownika gość z drogi

11. Polskie Kobiety i esbeckie kobieciątka,przykład kolejny

TO Paweł Jasienica
,trzymam Jego książki jak cenny skarb.....nie wiele mi ich zostało,tak jak nie
wiele z książek śp Zofii Kossak-Szczuckiej,ale SĄ...i przypominają,ze byli kiedyś TACY Ludzie.......
serd pozdr....:)

gość z drogi

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

12. Pani Barbara Witkowska,

Szanowna Pani Barbaro,

Z przyjemnością przeczytałem o moim dalekim kuzynie Andrzeju Cieleckim herbu Zaremba z Cielczy.
Jak znajdę czas to 24 marca dniu śmierci kapitana "Jerzego" Ryszarda Białousa napiszę. "Jerzy" był dowódcą oddziału "Broda 53", gdzie w jej szeregach walczył Andrzej Cielecki.

Ukłony

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

13. Pani Barbara Witkowska

Szanowna Pani Barbaro,

Wczorajszy Pani filmik o Bartoszewskim już robi furorę. Dzisiejsze poranne TVN24, poprosiło głównego mówce w Ruskich Budach, Nałęcza, by skomentował postawę Bartoszewskiego,
Ja Pani filmik zamieściłem wczoraj w S24 w dwóch miejscach. U siebie w komentarzach, bo ja mam nadal czynny tam swój Blog ale nie piszę nowych wypowiedzi tylko komentuje.Zamieściłem również w komentarzach Blogu Pani Senator z PiS Doroty Arciszewskiej Mielewczyk.

Gratuluję

michał zieleśkiewicz

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika barbarawitkowska

14. Panie Michale

skoro to chodzi na youtube poprośmy o komentarz. Dziękuję i cieszę się.

avatar użytkownika barbarawitkowska

15. Panie Michale

szykuje napad na Maryle w sprawie wywiadu z Pańskim kuzynem. Uważam również , że osobne miejsce należy się p. Antoniemu Zambrowskiemu, bo to chyba jedyny przypadek tak wielkiego nawrócenia w przyrodzie.