Historia górnika, czyli o bezrobociu

avatar użytkownika elig

  Najbardziej zdumiewającą wiadomością wczorajszego dnia /22.02.2011/ byla informacja o odnalezieniu w kopalni Wujek Śląsk w...

  Najbardziej zdumiewającą wiadomością wczorajszego dnia /22.02.2011/ byla informacja o odnalezieniu w kopalni Wujek-Śląsk w Rudzie Śląskiej górnika, który ukrywał się tam przez parę tygodni na głębokości 765 m.  Ostatni raz widziano go na powierzchni 6 stycznia, a odnaleziono w poniedziałek 21 lutego.  Relację z tego podała wczoraj PAP: http://www.salon24.pl/news/104482,slaskie-szukala-go-rodzina-ukrywal-sie-w-kopalni-765-metrow-pod-ziemia-aktl-3

  Znalazł go szef ratowników kopalni, Adam Goerlich, który podczas kontroli wyrobisk zauważył, że drzwi nieużywanej komory sanitarnej, pomieszczenia 5,5m na 2m, są zabite gwoździami od wewnatrz.  Wyłamał je i znalazł w środku brodatego wycieńczonego mężczyznę, który nie był w stanie stać na nogach i którego wygląd kojarzył się z duchem kopalni, Skarbkiem.  Górnik twierdził, że jest pod ziemią od stycznia.  Ratownicy wydobyli go na powierzchnię i zawieźli do chorzowskiego szpitala, gdzie oceniono jego stan zdrowia jako średni.  Jest to dziwne, gdyż miał on przy sobie tylko pustą butelkę po wodzie mineralnej.  Poza tym nie było tam nic do jedzenia i nie miał on nawet lampki górniczej.

  Według informacji portalu SE.pl http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/ukry-sie-przed-rodzina-765-metrow-pod-ziemia_172662.html  mężczyzna nazywa się Roman Żurek, przepracował w kopalni Wujek-Śląsk prawie 20 lat, a we wrześniu został dyscyplinarnie zwolniony z pracy jakoby z powodu licznych nieobecności.  Od tego czasu był bezrobotny.  SE.pl przypuszcza, że powodem desperacji górnika był konflikt z rodziną, ta jednak twierdzi, że nie mógł on pogodzić się z utratą pracy.  Inna rzecz, że zaczęto go szukać dopiero drugiego lutego.  Według dzisiejszych wieści ze szpitala stan zdrowia p. Romana Żurka poprawia się.

  Trzeba jasno powiedzieć, że mężczyzna ten chciał popełnić samobójstwo.  Świadczy o tym fakt zabicia gwoździami drzwi komory od wewnątrz.  Paradoksalnie właśnie to uratowało mu życie.  Skąd jednak taka desperacja?  W PRL bezrobocie było rzadkością i miało miejsce najczęściej wtedy, gdy ktoś zadarł z władzą, na przykład z przyczyn politycznych.  Taka osoba mogła jednak liczyć na wsparcie swojego środowiska i rodziny, jako ofiara systemu.  Teraz liczba bezrobotnych idzie w miliony i są oni postrzegani jako sami sobie winni nieudacznicy.  Zamiast wsparcia mogą liczyć jedynie na drwiny, narzekania i wymówki.  Tak zapewne było i w rodzinie opisywanego górnika i mogło to być przyczyną całej tej historii.

 

  Pod adresem http://emerytka.nowyekran.pl/post/3756,rafal-ziemkiewicz-kontra-elity można znaleźć moją poprzednią notkę "Rafał Ziemkiewicz kontra elity".  Polecam !!!

 

 

 

3 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. @elig

"a we wrześniu został dyscyplinarnie zwolniony z pracy jakoby z powodu licznych nieobecności." - w PRL-u też by został zwolniony.
Bardzo zły przykład Pani sobie wybrała na opisanie dramatu ludzi bez pracy.
Ten akurat w każdym systemie by został zwolniony.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika elig

2. @Maryla

Ja sobie go nie wybrałam, to los go wybrał. Musi jednak Pani przyznać, że historia jest niesamowita. Poza tym, jeśli nawet zasłużył na to zwolnienie, przy niższym bezrobociu znalazłby sobie inną pracę. Nawet uzasadnione dyscyplinarne zwolnienie nie powinno przypominać wyroku śmierci.

avatar użytkownika elig

3. @Maryla

To jest zresztą przykład na przeważajacą ostatnio tendencję: jeśli tylko komuś przydarzy sie coś złego, otoczenie stara się usilnie przekonać wszystkich, że ofiara była sama sobie winna. Gdy nie jest ona chodzącym ideałem, to jej wady zostana wykorzystane przeciw niej /słynne 0,6 promili we krwi Blasika/, jeśli nic się nie uda takiego znaleźć, to mówi się, że była "w złym miejscu o niewłaściwej porze" też sugerując: sama winna, po co tam lazła. To jest wyjątkowo paskudna tendencja.