Czy to był fentanyl? Czas na prawdę
Wczoraj, tj.w piątek 11 lutegomiało miejsce być może bardzo ważne wydarzenie. Zastrzegam- być może- i objaśnię to zastrzeżenie później, ale najpierw fakty.
Otóż do firmy utylizacyjnej Eko Top w Rzeszowie, w której zdeponowane są rzeczy po ofiarach „katastrofy smoleńskiej” przybył zespół wojskowych specjalistów z Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia oraz Szefostwa Obrony Przed Bronią Masowego Rażenia. Jak poinformował rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa, specjaliści mają ocenić stan owych rzeczy i zdecydować o tym, czy należy je spalić.
Jak pamiętamy, w maju 2010 r. Okręgowa Prokuratura Wojskowa w Warszawie zwróciła się do sądu z wnioskiem o zniszczenie rzeczy po ofiarach katastrofy, bowiem w ocenie wojskowej administracji sanitarnej rzeczy ofiar są "zanieczyszczone biologicznie, tożsame z odpadami medycznymi" przez co stwarzają "zagrożenie dla zdrowia i życia". Wówczas sąd przytomnie odrzucił wniosek prokuratury wojskowej. O losie rzeczy osobistych ma zadecydować teraz nie sąd, lecz postępowanie administracyjne.
Nie wiem, czy to zgodne z prawem, ale prawo w Polsce jest naginane według rozmaitych odgórnych „widzimisię”, a najpóźniej od pamiętnego 10 kwietnia Polska nie jest państwem prawa, lecz państwem dyktatury agenturalnej. Pytanie tylko, jak dalece gangrena weszła do rozmaitych instytucji.
Jeżeli Szefostwo Obrony Przed Bronią Masowego Rażenia jest jeszcze instytucją, w której przestrzegana jest Konstytucja, prawo karne i cywilne oraz przepisy i technologie obrony przed bronią masowego rażenia, słowem- jeżeli jest to instytucja, która zapewnia nam to, co sugeruje jej nazwa, to ufam, że inspektorzy, którzy wczoraj oglądali (badali?) rzeczy ofiar katastrofy nie ograniczą się jedynie do oceny, co z nimi dalej począć. Mogli to zrobić przecież zza biurka w Warszawie.
Musi bowiem nie tylko prokuratorów prowadzących śledztwo, ale i każdego myślącego człowieka zastanawiać, dlaczego Rosjanie oddawali ubrania i mundury ofiar tak mocno przesycone kerozyną (benzyną?). Przecież trudno przypuścić, że w samolocie zainstalowane były automatyczne polewaczki z kerozyną, która w momencie katastrofy leje się z sufitów na głowy pasażerów. Nie zdarzało się dotąd, że odzienie ofiar jakichkolwiek katastrof z udziałem paliwa w silniku było automatycznie tym paliwem przesycone. Skąd zatem to nasycenie paliwem ubrań i mundurów? W tym przypadku narzuca się specjalistyczna konfrontacja z tym faktem. Dlaczego w ogóle oddano ubrania? Zwrócone ubrania miały być dowodem na to, że członkowie polskiej delegacji nie „zaginęli”lecz naprawdę zginęli. Nasycenie paliwem można by racjonalnie wyjaśnić przy założeniu (na co wiele wskazuje), że samolot z delegacją wylądował ze względu na mgłę nad Sewernym na zapasowym lotnisku, a pasażerowie zostali uśpieni na śmierćtakim samym środkiem, jaki zastosowano 26 października 2002 roku w moskiewskim Teatrze na Dubrawce – mianowicie ekscesywnie zastoswanym fentanylem ( http://pl.wikipedia.org/wiki/Fentanyl ) wpuszczonym do przewodów klimatyzacyjnych.
Moskwa, Teatr na Dubrawce, 26 październik 2002
Ten najsilniejszy analgetyk, od 1960 roku stosowany jest w narkozach oraz jako środek znieczulający dla chorych na raka. W odpowiedniej dawce powoduje śmierć w ciągu niewielu sekund., tak szybko, jak szybko zostanie wchłonięty do płuc i przejdzie się z krwią do mózgu i serca. Problem w tym, że nasycone nim zostają także ubrania ofiar, ale z ubrań można go usunąć właśnie za pomocą benzyny (kerozyny). A dla dwustu procentowej pewności (tak właśnie było podczas pamiętnej akcji w Teatrze na Dubrawce – stosowany jest dodatkowo inny środek usypiający – znany od 1951 węglowodór halogenowy – halotan, który wzmacnia działanie fentanylu.
Być może, że inspektorzy zbadali pozostałości po ofiarach na obecność resztek tych dwóch substancji. Jednak dopiero badania patomorfologiczne wszystkich ofiar dałyby pewność co do przyczyny śmierci. Bo w wyniki rosyjskich „sekcji zwłok” nie wierzą nawet kurczaki.
Tym bardziej zatem ani minister Miller, ani prokurator Seremet nie ochronią swych urzędów przed śmiesznością oraz swojej ludzkiej godności przed oburzeniem i pogardą pokoleń usiłując dalej sprzedawać nam rosyjski teatr dla idiotów.
en.wikipedia.org/wiki/Moscow_theater_hostage_crisis#Chemical_attack
de.wikipedia.org/wiki/Geiselnahme_im_Moskauer_Dubrowka-Theater#Gasangriff
- Joanna Mieszko-Wiórkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. MAK ZMANIPULOWAŁ ZAPIS POLSKICH SKRZYNEK
http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/277893,mak-zmanipulowal-zapis-po...
Z danych zawartych w raporcie MAK wynika, że dowódca Tu-154 musiał wyłączyć autopilota znacznie wcześniej i wyżej, niż jest to zaznaczone w stenogramach rozmów w kokpicie i opisane w raporcie końcowym. To dowód na majstrowanie przy zapisach polskich czarnych skrzynek i kluczowa informacja całkowicie zmieniająca obraz ostatnich sekund lotu. Miało to dowieść, że polski pilot, podejmując decyzję o odejściu na drugi krąg, pociągnął za stery zbyt późno, co doprowadziło do katastrofy.
To kolejna niewytłumaczalna rozbieżność w oficjalnych rosyjskich dokumentach, podważająca prawdziwość ustaleń komisji Tatiany Anodiny i świadcząca o tym, że Rosjanie chcieli ukryć prawdę o ostatnich sekundach lotu polskiego Tu-154M 101.
Według raportu MAK, obniżający się z prędkością 8 m/s Tu-154 po wyłączeniu autopilota (czyli po podciągnięciu sterów przez dowódcę samolotu) powinien opaść przynajmniej 30 m, zanim podniósłby się w górę i odzyskałby utraconą wysokość. Instrukcja użytkowania Tu-154 mówi, że utrata wysokości przy takiej prędkości zniżania wyniosłaby nawet 50 m.
Tymczasem z tego samego raportu MAK (opis na stronach 73–86 wersji angielskiej), a także ze stenogramów rozmów załogi tupolewa, wynika, że kpt. Arkadiusz Protasiuk wyłączył autopilota, samolot obniżył się ledwie 8 m, po czym uniósł się w górę. Przy tej prędkości zniżania i tej masie samolotu jest to całkowicie niemożliwe, co wynika z opracowanej przez projektantów samolotu instrukcji użytkowania samolotów Tu-154. Następnie, po 8 metrach opadania i poderwaniu się maszyny w górę, według MAK miało dojść do uderzenia w brzozę, które zapoczątkowało ostatni etap tragedii.
– Mamy do czynienia z ewidentnym fałszerstwem. Zmieniono albo wartość prędkości zniżania, albo umiejscowienie momentu podciągnięcia sterów i wyłączenia kanału autopilota w zapisie dźwiękowym i w zapisach parametrów lotu. Tak czy inaczej, doszło do ingerencji w dane na nośnikach będących własnością rządu RP. Powinna się tym zająć prokuratura – mówi „GP” K.M. (nazwisko i imię do wiadomości redakcji), mieszkający dziś za granicą wojskowy związany z kontrolą radiolokacyjną przestrzeni powietrznej, ekspert sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej Antoniego Macierewicza.
Dwie wersje Rosjan
Przypomnijmy, że przed publikacją raportu końcowego komisji MAK polski akredytowany Edmund Klich twierdził, że załoga wyłączyła autopilota i podciągnęła stery na wysokości ok. 19 m nad ziemią – już po komunikacie nawigatora „20 metrów”.
Wypowiedź ta była zgodna z opublikowanymi w czerwcu 2010 r. stenogramami rozmów z kokpitu. Sygnał wyłączenia autopilota pojawia się tam o godz. 10.40.56. Oto interesujący nas fragment stenogramów:
10.40.54,5–10.40.55,2 – Nawigator: „30 [metrów]”
10.40.55,2–10.40.56 – Nawigator: „20 [metrów]”
10.40.56–10.40.58,2 – Sygnał dźwiękowy F=400 Hz, ABSU (wyłączenie kanału podłużnego autopilota)
10.40.56–10.40.58,1 – Sygnał dźwiękowy F=400 Hz, bliższa prowadząca (sygnał markera)
10.40.56,6–10.40.57,7 – Sygnał dźwiękowy F=400 Hz, ABSU (wyłączenie następnego kanału autopilota)
10.40.56,6–10.40.58,2 – Alarm TAWS: „Pull up, Pull up”
10.40.57,9–10.40.59,0 – Sygnał dźwiękowy F=400Hz, ABSU (wyłączenie kolejnego kanału autopilota).
W raporcie końcowym początek opisywanych przez MAK działań załogi związanych z podciągnięciem sterów i wyłączeniem kanału podłużnego autopilota ma jednak miejsce wcześniej – o godzinie 10.40.55 i wysokości (według wskazań radiowysokościomierza) około 30 m. Według MAK, dowódca Tu-154 pociągnął w tej sekundzie wolant „na siebie” i tym samym odłączył kanał podłużny autopilota. Sekundę później odłączono kolejne kanały autopilota i dźwignie sterowania silnikami zostały przesunięte do pozycji odpowiadającej zakresowi startowemu. MAK twierdzi, że po tym nastąpiło błyskawiczne wychylenie kolumny wolantu „od siebie”, a po 1,5 s znów nastąpiło pełne ściągnięcie wolantu „na siebie” (siła ok. 25 kg), które trwało do początku niszczenia konstrukcji samolotu.
Niezależnie od tego, którą z tych rosyjskich wersji przyjmiemy, i tak nie będzie ona zgodna z innymi danymi zawartymi w końcowym raporcie MAK. Poniżej wyjaśniamy – dlaczego.
Ingerencja w dane?
Na stronie 99 raportu końcowego (angielska wersja) MAK twierdzi, że samolot w ostatnich kilkunastu sekundach lotu obniżał się z prędkością 8 m/s. Na tej samej stronie znajdujemy inny kluczowy fragment:
„Utrata wysokości przy wyprowadzaniu samolotu Tu-154 ze zniżania, przy parametrach lotu odpowiadających lotowi krytycznemu (V=280 km/h, Vy=7,5–8m/s), z przeciążeniem pionowym Ny=1,3, przy prawidłowych działaniach wykonywanych w odpowiednim czasie, wynosi około 30 m”.
Ponadto przypomnijmy raz jeszcze, że instrukcja użytkowania samolotu Tu-154M stwierdza, iż przy tej prędkości zniżania samolot Tu-154M opadłby aż o 50 m.
Tymczasem z informacji zawartych na innych stronach rosyjskiego raportu wprost wynika, że polski tupolew po wyłączeniu autopilota opadł nie 30–50 m, lecz 8 m. Gdy posłużymy się danymi z raportu MAK do odtworzenia trajektorii lotu, zobaczymy, że samolot znajdował się w ostatniej fazie na następujących wysokościach:
1,2 km od progu pasa (podciągnięcie sterów wg MAK) – 252 m npm (nad poziomem morza)
1,1 km od progu pasa (uszkodzenie czubka drzewa) – 244 m npm
930 m od progu pasa – 248 m npm
850 m od progu pasa (złamana brzoza) – 253 m npm
600 m (zatrzymanie zapisu komputera pokładowego) – 273 m npm
520 m (pierwszy kontakt z ziemią) – 258 m npm
Widać więc jak na dłoni, że naturalna utrata wysokości samolotu pomiędzy podciągnięciem sterów (wyłączeniem autopilota) a najniższym punktem wynosiła tylko 8 m, podczas gdy MAK twierdzi, że przy prędkości 8 m/s utrata wysokości poprzedzająca poderwanie samolotu musiałaby wynieść co najmniej 30 m! Gdyby wersja rosyjska była prawdziwa i samolot utraciłby 30 m wysokości po podciągnięciu sterów, to ze względu na topografię terenu rozbiłby się już 1,1 km od lotniska.
– W tym wypadku można z całą pewnością stwierdzić, że podciągnięcie sterów nastąpiło o wiele wcześniej, prawdopodobnie ok. 4–6 s przed momentem podanym przez MAK, na wysokości przynajmniej 80 m nad ziemią, czyli 275 m npm. Zapisy rejestratorów musiały więc zostać zmanipulowane. Jedynym – innym niż wcześniejsze pociągnięcie za stery – wytłumaczeniem jest podanie przez MAK błędnej prędkości zniżania, co jednak także wiązałoby się ze sfałszowaniem zapisów rejestratorów, a więc np. przesunięciem komunikatów nawigatora dotyczących wysokości, jak i fałszerstwem opublikowanych w raporcie końcowym danych dotyczących parametrów lotu polskiego Tu-154M – mówi „Gazecie Polskiej” K.M.
Szyte zbyt grubymi nićmi
Warto zwrócić uwagę, że zapis o wyłączeniu kanałów autopilota pojawia się w stenogramach w tym samym miejscu co omawiany we wcześniejszych artykułach „GP” kontrowersyjny zapis dotyczący odebrania – rzekomo na wysokości 10 m nad ziemią – sygnału markera NDB. Sygnał ten trwał aż 2,5 s, co gdy weźmiemy pod uwagę kształt pola sygnału, daje w przybliżeniu szacunkową wysokość 100–120 m, na jakiej samolot mógł odebrać sygnał o takiej długości (a nie sugerowaną przez MAK wysokość 10 m). Wysokość 100–120 m samolot osiągnął zaś ok. 1,9–2,2 km od lotniska.
– Nieprawidłowy sygnał markera NDB, nieprawidłowe czasy wyłączenia kanałów autopilota i zarejestrowanie wcześniejszego, niż sugeruje komisja MAK, podciągnięcia sterów wskazują na manipulację zapisami, mającą uzasadnić oficjalną wersję katastrofy i ukryć prawdziwy przebieg zdarzeń – komentuje ekspert zespołu Antoniego Macierewicza.
Niejasności związane z czasem wyłączenia autopilota i markerem to oczywiście niejedyne argumenty przemawiające za odrzuceniem raportu MAK jako zupełnie niewiarygodnego dokumentu.
Wiemy już m.in., że Rosjanie ukryli fakt, iż dowódca Tu-154 podjął na przepisowej wysokości decyzję o przerwaniu podejścia do lądowania, oraz że wstawili do stenogramów rozmów z kokpitu zmyśloną wypowiedź mającą świadczyć o presji, jakiej rzekomo poddani byli piloci tupolewa. Według polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej dotyczy to np. słów „wkurzy się, jeśli... [niezrozumiałe]... jedna mila od pasa” – które posłużyły MAK do obciążenia odpowiedzialnością za katastrofę śp. prezydenta RP. W rzeczywistości w kabinie pilotów padło wówczas zdanie: „Powiedz, że jeszcze jedna mila od osi została”.
W „GP” pisaliśmy też o zagadkowej sprawie zniszczenia komputera pokładowego. Według raportu MAK, „zamrożenie” pamięci komputera pokładowego FMS samolotu Tu-154 nastąpiło 15 m nad ziemią, o godz. 10.41.05. Dokładnie w tym samym czasie miało dojść do zniszczenia samolotu wskutek rozbicia o powierzchnię ziemi. Ponadto podane przez MAK współrzędne miejsca, w którym rozbił się samolot, i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 80–140 m, choć powinno to być to samo miejsce.
Leszek Misiak,Grzegorz Wierzchołowski
Współpraca: K.M.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. p Joanna Mieszko
dziękuję za ten arcyważny tekst. Nareszcie posuwa sorawę o krok do przodu, cały czas kręcimy się w ślepej uliczce podsuwanej przez sprawców. a prawda z pewnoscia wyglądała mocno inaczej.
Pozdrawiam
3. witam i przyłaczam się do podziękowań
w związku z zamieszczeniem tego artykułu............
pozdr
gość z drogi
4. bez komentarza
dochodzeniowych z Irlandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i USA, bada, ...
http://grono.net/forum/1325/rss/
-
dochodzeniowych z Irlandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i USA, bada, ...
http://www.wiadomosci.goniec.com/new…ofa_w_cork_-_dochodzenie_w_toku.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Zbrodniarze pocą się dniem i nocą
Kombinują jak by tu zatrzeć wszelkie ślady
Dlatego wysyłają frajerów na takie dziwne wypady
Ci jak przystało na owieczki błądzące
Kulą po sobie uszy jak zwykłe zające
Pozdrawiam i dziękuję za ważną informację
6. I ja przyłaczam sie do podziękowań...
ale rezolutnie pytam co dalej? Czytamy , zalewa nas krew z bezsilnej złości , bo mozemy draniom naskoczyc, na plecy i zjechac po nich , domyslam sie jaki bedzie los tych rzeczy , jeśli nie będzie nacisku na Prokurature wojskową, a jesli chodzi o Cork, no cóż cywilizowany kraj zachowuje sie w sposób cywilizowany,zreszta przypomnę katastrofe w Libii niedługo po naszej na beton spadł samolot rozbil się na 3 części, sporo osób przeżyło i natychmiast była miedzynarodowa komisja , mimo ,że tam rzadzi Muamar.......jeśli ktos nie ma niczego do ukrycia , to stara sie wyjaśnić powód nieszczęścia
Figa
7. Pani Joanna Mieszko-Wiórkiwicz,
Szanowna Pani,
Kolejny ciekawie napisany esej wnoszący wiele do 'katastrofy smoleńskiej'
To kolejny dowód, ze Rosjanie i Rząd Donalda może być posądzany o celowy mord celem pozbycia się Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który swą postawą obronił Gruzję przed kolejną agresją sowiecką.
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
8. Pani Joanno
dziękuję ale ...powinna Pani zmienić adres zamieszkania lub cokolwiek ze sobą zrobić, jesli przypadkiem dotknęła Pani prawdy.
GRU nie ma poczucia humoru.
Właśnie skończyłam ponownie czytać historię śp.inż.Wróbla.
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
9. Relacja TVN24 "chwilę" po katastrofie w Smoleńsku 10 kwietnia 20
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl