W wiodących mediach znów dominują informacje na temat najnowszej publikacji Grossów. "Gazeta" jedynką uczyniła informacje o wspaniałomyślności autorów, którzy:
"w ostatecznej wersji "Złotych żniw" zmienili szacowaną liczbę Żydów wymordowanych podczas okupacji "przez współobywateli na terenach rdzennie polskich" - z "między 100 a 200 tysięcy" na "kilkadziesiąt tysięcy."
Co za szczodrość!
A tak poważnie, nie zmienia ten gest oczywiście ogólnego przesłania Grossów, a także (a może przede wszystkim) ich głównych "prowadzących" w Polsce - myślicieli "Agory".
Przejmujące dane zaprezentowane na forum TOK FM i gazeta.pl przez Barbarę Engelking-Boni z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, każą nam się znów wstydzić za przodków, którzy w chwili próby oczywiście oblali egzamin: "spośród Żydów, którzy szukali pomocy na polskiej wsi, dużo większa część zginęła, niż uzyskała pomoc."
Zabawnie w tym kontekście brzmią słowa dyrektora wydawcy paszkwilu Grossów - krakowskiego "Znaku" - Danuty Skóry: "Tych, którzy czują się nią dotknięci, bardzo przepraszam. Zdaniem pani dyrektor, jedyną właściwą odpowiedzią na publikację Grossa jest inna, lepsza książka."
Po perypetiach Romana Graczyka, autora słynnej publikacji „Cena przetrwania? SB a „Tygodnik Powszechny”, który realizując zamówienie "Znaku" napisał książkę zbyt niepoprawną, bo za dobrze udokumentowaną, wiemy, czego możemy się spodziewać w razie powstania "lepszej" (w rozumieniu dyrektor Skóry) od Grossów książki.
Dlaczego wracam do Grossów, Znaku i tej niewybrednej antypolskiej nagonki?
Właśnie przypada 60. rocznica bestialskiego mordu mjr Zygmunta Szendzielarza ps. "Łupaszka", jednego z najwybitniejszych bohaterów walki o wolność Rzeczpospolitej, żołnierza wyklętego, pojmanego, więzionego, skazanego w fikcyjnym procesie; finalnie zamordowanego przez kolegów opasłego emeryta Czesława Kiszczaka, doradcy obecnego Prezydenta RP - gen. Jaruzelskiego.
"Łupaszka" był znienawidzony przez komunistów za wytrwałość w walce, głęboki patriotyzm, honor - cnoty, których siepacze Stalina/Bieruta nie znali, których dziś tak obawia się jeden z prowadzących "Szkło Kontaktowe". Przez cały okres PRL mjr. Szendzielarza szkalowano. Po odzyskaniu suwerenności w 1989 r. nie doczekał się - jak wielu innych bohaterów AK - "szerokiej" rehabilitacji. Dopiero z chwilą powstania Instytutu Pamięci Narodowej coś w tym temacie ruszyło. Nie muszę przypominać jak się to nie podobało wielu "bohaterskim opozycjonistom" - nawołującym do rozprawy z "policjantami pamięci". Kiedy sięgniemy do rzetelnych prac historycznych traktujących o katach "Łupaszki", rotmistrza Pileckiego, gen "Nila", zrozumiemy dlaczego.
Dopiero po 19 latach (!!!) "uwolnionej" Polski, "Łupaszka" został zauważony przez najwyższe władze Rzeczpospolitej: 11 listopada 2007 r. został pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.
O bohaterskim oficerze AK w okrągłą rocznicę jego tragicznego stracenia szerzej pamiętają jedynie oskarżane o psucie debaty publicznej (i inne niegodziwości) media o. Rydzyka (tekst w "Naszym Dzienniku", materiał w "Aktualnościach Dnia" w RM). W mediach "odpowiedzialnych", także w tych publicznych, opanowanych przez postkomunistów, panuje jakiś paszkwilant Gross.
Prezes Kurtyka poległ na ruskiej ziemi, IPN został odzyskany. Już nikt (prócz oszołomów w stylu prof. A. Nowaka) nie będzie się ważył zajmować tematyką zbyt patriotyczną, drażliwą dla przyszłego koalicjanta PO, ujmującą prezydenckiemu najwybitniejszemu ekspertowi od spraw wschodnich - temu w "przeciwsłonecznych" okularach. Powtarzając za premierem: liczy się to, co jest tu i teraz; powroty do przeszłości, zwłaszcza tej nieprzyjemnej nie mają sensu. No bo po co się katować? Za mało namieszał Wermacht wcielając nie tego, co trzeba dziadka do swoich szeregów? Wystarczy.
napisz pierwszy komentarz