Na początku bieżącego roku, czyli 2004, ogłosiłem w „Panoramie” oraz „Tygodniku Polskim” ciekawą – moim zdaniem – wzmiankę o polonicu, który wpadł mi przypadkowo do ręki. Był to interesujący prezent od znanego w Australii publicysty, którego zaprosiłem na tradycyjną polską wigilię do swego domu. To kopia tekstu dwóch wierszy napisanych w roku 1831 przez szkockiego poetę Thomasa Campbell'a (1777 1844) pod angielskim tytułem: „Songs of Battle”, „Lines on Poland”. W moim tłumaczeniu: „Pieśni o Bitwie” oraz „Wiersze o Polsce”. Stanisław Gotowicz Przyjaciel, który sprezentował mi kopie tych poematów, wiedział, że jestem „narkomanem” poezji, więc potrafię docenić ich wartość. Zaś fakt, że opiewają one bardzo ważny okres naszej historii, powinien zainteresować mnie tym bardziej. A że zainteresował, to nie podlega wątpliwości. I, dzięki Bogu, nie tylko mnie jednego. W kwietniowym numerze „Panoramy” ukazał się list jednego z naszych rodaków – Kazimierza Gorczycy, który – podobnie jak ja – zainteresowany jest poezją, (ba, pisze i publikuje bardzo zgrabnie wierszem pisany własny pamiętnik), który przesłał do redakcji wraz z tłumaczeniem wiersza tegoż samego poety pt. „Przyjemności Nadziei” (The Pleasures of Hope). Próba tłumaczenia Campbell’a przez pana Gorczycę wypadła moim zdaniem znakomicie. W swej wzmiance o twórczości Tomasza Campbell'a apelowałem do tłumaczy, których w Australii podobno nie brak, o przetłumaczenie tych wierszy, szczególnie że nie spotkałem dotąd jednego słowa tego poety przetłumaczonego na język polski. A był okres czasu, kiedy to polskie życie kulturalne w Anglii, i w ogóle na emigracji powojennej, kipiało talentami i jak nigdy przedtem szukano poloniców po bibliotekach i publikacjach brytyjskich, bo były one łatwo dostępne. Pan Kazimierz Gorczyca poinformował mnie, iż szukał po bibliotekach wydania poezji Tomasza Campbell'a, ale wszystko co mógł znaleźć to tylko ten jeden wiersz, którego tłumaczenie przesłał do redakcji i które na łamach „Panoramy” ujrzało światło dzienne. Zaraz po tym – bądź co bądź – dużym wydarzeniu kulturalnym w naszym polskim środowisku, nawiązaliśmy ze sobą miły i życzliwy kontakt oraz współpracę. Byłem szalenie zaskoczony znajomością, a w pierwszym rzędzie pracą tego człowieka włożoną w poznanie Tomasza Cambell'a, jego życia i znaczenia nie tylko jako poety, ale przede wszystkim jako człowieka oddanego sprawie polskiej. No i przybliżenie go nam. Bo jest to chyba jedyny na świecie piewca polskiej tragedii po powstaniu listopadowym. Zdumiewającym jest tu fakt, że do tej pory nikt w polskim środowisku naukowym nie zwrócił na niego uwagi, choć nie ulega wątpliwości, że osobistości tamtego okresu historycznego znały go blisko, a literaci ówcześni korzystali z jego twórczości i wzorów. W biografii Tomasza Campbell'a doczytać się można bardzo wielu ciekawych, a nawet wprost fascynujących informacji, które we własnym tłumaczeniu będę usiłował przedstawić, bo zasługują na bliższe zapoznanie się z nimi. Oto niektóre z nich: - W 1831 roku, w którym dzielna walka Polaków o niepodległość zakończyła się klęską, Campbell, który we wczesnych swych poematach pięknym językiem zwracał uwagę na wstydliwy rozbiór Polski, jednocześnie ożywiając tym w sobie młodzieńczy zapał dla sprawy polskiej. Obserwował z troską, graniczącą z fanatyzmem, rozwój polskich ruchów patriotycznych, toteż wiadomość o zajęciu Warszawy przez Rosjan tak nim głęboko wstrząsnęła, iż poczytywał ją za największą klęskę osobistą.
- Był on twórcą w Londynie stowarzyszenia pod nazwą Przyjaciele Polaków, które służyło nie tylko w celu utrzymania zainteresowania Brytyjczyków sprawą polską, ale było ono także środkiem zdobywania pomocy materialnej dla nieszczęśliwych polskich uciekinierów, którzy, jako wypędzeni, przybyli do Anglii i tu znaleźli dach nad głową.
- Nigdy do śmierci nie zwolnił swych usiłowań w niesieniu im pomocy; toteż niejeden nieszczęśliwy wędrowiec, który, dzięki nieoczekiwanej pomocy nie przepadł na ulicach obcych miast, miał powód aby czcić imię Tomasza Campbell'a'.
- W życiorysie Campbell'a czytamy, że w roku 1804 złożył on podanie o profesurę na Uniwersytecie Wileńskim, ale z możliwości tej zrezygnował, ponieważ wcześniej napisał w jednym ze swych poematów „Przyjemności Nadziei”, coś takiego, co mogło zadecydować o przewiezieniu go saniami na Kamczatkę.
- W roku 1832 przyjął go obiadem Książę Adam Czartoryski.
- W marcu tego samego roku Polski Związek Literacki ogłosił go swym stałym przewodniczącym.
- W roku 1834, Polacy w Paryżu na jego cześć wydali wystawny bankiet.
- 8 maja, 1844 roku, na pogrzebie Campbell'a, poza licznymi osobistościami literatury angielskiej oraz polityki, była także grupa polskich arystokratów, a jeden z nich wysypał na jego trumnę garść ziemi z grobu Kościuszki.
Wiedząc tyle o życzliwym nam i Polsce poecie brytyjskim – dla dopełnienia obrazu – niezbędnym jest zapoznanie się z tłumaczem załączonych do niniejszych słów tekstów utworów Tomasza Campbell'a. Osąd o jakości tłumaczenia i o poematach, w których doczytać się można ducha twórczego wielu ówczesnych poetów polskich, pozostawiam Tobie odbiorco niniejszych uwag i przełożonych tekstów. Bo dla mnie tłumaczenia te są jak najbardziej udane, ba, wspaniałe!, gdyż oddają ducha ówczesnej poezji tak bardzo Polsce i Polakom życzliwej. Panu Kazimierzowi Gorczycy – szczerze w to wierzę – wyczyn ten dostarczy zadowolenia, uznania i właściwej oceny nie tylko w Australii, ale i na szerokim polskim świecie. „Pozostał mi tylko pośpiech...”Pan Kazimierz Gorczyca jest osiemdziesięciolatkiem, który od przybycia do Australii zamieszkuje w Adelajdzie. Warto wiedzieć, że jest okazem ludzkiej fauny zaliczającym się w tej chwili – chyba słusznie – do „Ostatnich Mohikanów” polskiej diaspory powojennej na Antypodach. A oto krótki wywiad z tłumaczem, panem Kazimierzem Gorczycą, w jego skromnym mieszkaniu: Panie Kazimierzu, co spowodowało Pana zainteresowanie Tomaszem Campbell'em? Wszak to kosztuje Pana ogrom czasu i pracy?— W pierwszym rzędzie to, że kocham poezję, że dużo czytam i sam, jak pan zapewne dostrzegł, piszę własny pamiętnik wierszem i, że część tego pamiętnika ukazała się już w „Słowie Polskim” (które przestało wychodzić), ale – mam nadzieję – wydrukuje mi go „Panorama”. Od najwcześniejszych lat posiadałem łatwość rymowania i jeszcze jako chłopiec układałem wierszyki na różne okoliczności i okazje rodzinne, co w pewnym sensie pomogło mi teraz w tłumaczeniu bardzo trudnych tekstów Tomasza Campbell'a. W liście do „Panoramy” wspomniałem, że porywam się z motyką na słońce . Ale, jak pan może ocenić, udało mi się. To zaś niewątpliwie dlatego, że odczuwałem to co pisał poeta i, że bardzo mi się podobało wszystko to co miałem przed oczami. Po przetłumaczeniu „Przyjemności Nadziei” zabrałem się do tłumaczenia „Pieśni Bitwy. Wiersze o Polsce”. Wierzę, że uda mi się także przełożyć na język polski trzeci poemat pod nazwą „Potęga Rosji.”. (Udało się! Pan Gorczyca wywiązał się znakomicie z przyjętego na siebie obowiązku.) Przyjął Pan na siebie bardzo duży obowiązek, któremu Pan sprostał celująco. A co Pan osobiście sądzi o twórczości i poezji Tomasza Campbell'a?— Zdumiony byłem i wciąż jeszcze jestem tym, że znalazł się cudzoziemiec, któremu sprawy polskie leżały tak głęboko na sercu, toteż czułem w sobie dużą radość, że mogę go przetłumaczyć na język polski i udostępnić polskiemu czytelnikowi. Ani na chwilę nie wątpię, że to czego Pan dokonał daje Panu dużo satysfakcji. Wierzę także, że satysfakcjonującą laurkę wystawią Panu czytelnicy tych wierszy, bo są rzeczywiście unikatowe. A teraz dziękuję za naszą krótką rozmowę i za Pana czas.— Jak wszystko co człowiek tworzy podlega ciągłemu udoskonalaniu, tak i moje tłumaczenia – gdybym miał wystarczająco czasu – to też bym je poprawiał, aby były jak najdoskonalsze. Ale ja już nie mam na to czasu. Nawet nie wiem, czy uda mi się dokończyć mój własny pamiętnik. Ale się śpieszę, bo nic innego mi nie pozostało jak tylko pośpiech.
Stanisław Gotowicz
Przyjemności Nadziei Gdzie dzikich hord włóczęga w górach Scytii trwa, Prawda, Litość, Wolność, dom jeszcze znaleźć ma; Gdziekolwiek Naturę cierpienie ogarnie, Od brzegów Gwinei, po Sybiru kopalnie, Tam Prawda przeniknie i ciemność rozwieje. I światło oświeci desperacji dzieje. Słuchajcie! Niewolnik zrywa swe kajdany, I pyta o obraz przez Boga mu dany. I gdy mu się z oczu żar męstwa dobywa, Niewolnik odchodzi – a człowiek przybywa. Na razie, O Prawdo! Tryumfu zaniechaj, I z siostrą Nadzieją przestań się uśmiechać. Gdyż obca Opresja przyniosła te wojny, Wąsatych pandorów i huzarów zbrojnych. Sztandar jej łopocze rankiem w wiatru wiewie, Przy łoskocie bębna i przy trąby śpiewie; Groza przerażenia panowała w bród, Wieszcząc gniew na Polskę – oraz na jej lud! Obrońca Warszawy spojrzał ocalały, Gdzie szerokim polem ruiny leżały: „O Boże!” – zawołaj – kraj mój biedny chroń! Czy nie ma nikogo by mu podać dłoń? Mimo że ruiny zniszczenie pokryje, Powstańcie rodacy, jeszcze Polska żyje! W jej imię właśnie wznieśmy w górę miecz, Przysięgając dla niej żyć – albo wraz z nią lec! Powiedział i prowadził z pozycji obronnych, Wiernych wojowników, nielicznych lecz niezłomnych. Powolny lecz jak mur ich front się wynurza, Słaby jako wiatr, lecz straszny jak burza; W cichy szmer ich flag wplotła się zapowiedź: „Zemsta albo śmierć!” – hasło i odpowiedź. Rozbrzmiały się dźwięki we wszechmocne tony, Gdy ostatni alarm dzwoniły im dzwony. Na próżno, na próżno, ta dzielność wspaniała! Choć z waszych szeregów gromem salwa grzmiała. O księgo czasu, gdzie jest historia spisana, Sarmatia upadła niewinna i nie opłakana! Nie znalazła druha we wrogim sąsiedzie, Siły w swych ramionach i litości w biedzie. Wypadła z drętwej ręki jej strzaskana lanca, Zamknęła jasne oko i przepadła szansa. Nadzieja w tym sezonie pożegnała świat, A Wolność krzyknęła – gdy Kościuszko padł! Słońce wreszcie zaszło, lecz rzeź nie ustaje, Mord straszliwy wstrząsać powietrzem się zdaje. Na Pradze od ognia łuna bije duża Krwią barwiona woda szemrze u podnóża. Walka trwa – placówka ulega nareszcie. Krzyki wywołują przerażenia dreszcze. Gdy mury paląc się wokoło padają, Tysiące beznadziejnie o litość wołają. Ziemia drżała, Natura trzęsła się w te krzyki, Wzdłuż nieba leciały meteorów szyki! O Boskie Nieba! Wolność znalazła swój grób. Dlaczego spał ten miecz, który ją ocalić mógł? Gdzie było twe ramię, o Zemsto, gdzie twój brat, Który wrogów Syjonu i Boga byłby zgnębić rad, Który skruszył Ammona, gdy ten wóz ze stali, Zaprzęgną! w swój gniew i nim grzmiał w oddali? Gdzie była ta burza, którą niegdyś Bóg, Tak krwią splamionego faraona zmógł. Rozkazując głębiom by się wzniosły wzwyż, I rzucił ocean na marsz wojska w niż? Thomas Campbell (1777 – 1844), The Pleasures of Hope „Przyjemności Nadziei” (Z angielskiego przełożył Kazimierz Gorczyca) |
napisz pierwszy komentarz