Niesamowite Przypadki Imć Woliwódki Kwadracika.
Ku nauce i przestrodze pokoleń przyszłych.Wszelkie podobieństwo do osób i przypadków jest możliwe, choć zgoła nieprawdopodobne.
Dawno, dawno temu, przed górami i przy puszczy wiódł spokojne życie Imć Zdobysław Kwadracik. A że tęgi zuch był z niego i umysł miał niepospolity, a duch w nim grał iście patriotyczny, to tedy czynił wszystko co na myśli i w sercu, by w swej zagrodzie, jak i w rodzinnym grodzie ludziska w dobrobycie żyli i świat do nich zaglądał ciekaw jako to w Takkłonnicach Burmistrz Kwadracik urząd sprawuje. I garnął się kapitał z krajów ościennych, by inwestycyje czynić, a grosza na nich nie stracić. Imć Kwadracik w gloryi coraz to nowe sukcesy obwieszczał, a sława jego prędko świat obiegła i wróciła do niego awansem. Pobliscy włodarze widzieli w nim sprawnego zarządcę, a i duszę bratnią, do bitki i wypitki, taką co grosz jej nie śmierdzi i wdzięczną być potrafi. I takoż z Burmistrza awans wyniósł go do godności Woliwódki znamienitego regionu. I nie był zapomniał o wiernych urzędnikach swoich, a posadził ich na stolcach znacznych i w zaufaniu, jak i też uznaniu.
Maryjaże polityczne ze wszech stron proponują, awanse czynią i tak snadnie w piórka obrósłwszy uwierzył w jasną gwiazdę swą. Za marzeniami podążając, w podszepty mieszczan wsłuchan, zmierzył się w walce o najwyższą godność, zapragnął zostać bowiem włodarzem Grodu szczególnego, otulonego mgłą legend, historią swą równemu najznamienitszym metropolijom świata, a i jaszczurem swym rozsławionego. Łeb w łeb jak rumaki rącze szli Imć Kwadracik i konkurent jego Imć Scyzorykowski. Jednakowoż o łeb, no może być dwa, zwyciężył dzięki głosom wrednej opozycyji wieloletni włodarz grodu, Imć Wacek Scyzorykowski. Jakież to fechtunki były na wałach, fortele i duperele. Nic nie pomogło. Przyszło się z klęską oswoić.
Razu jednego, gdy ledwoż umoczywszy usta w pucharze strudzon wielce pomykał swą kolaską na włości, by strudzonemu umysłowi, a ciału dać odpoczynek, ujrzał na rogatkach machające ku niemu straże. Cóż do diaska, mnie Woliwódce drogę grodzić. Zaciął tedy bacikiem karego i łukiem szerokim straż ominął i zaklął siarczyście pod sumiastym wąsem.
Nie wykoncypował jednakowoż, iż Straż to Miejska i możesz on być dla niej jako i zwyczajny mieszczanin. A dzielni strażnicy ochoczo wskoczyli na rumaki i co koń wyskoczył ruszyli w pościg. Na skróty im szło bystro i ku zdziwieniu Imć Woliwódki tuż, tuż przed włościami jego dopadnięty został i z kolaski wywleczon. Podejrzliwi strażnicy kontrabandy szukają, może pannę jakowąś znamienitą, a porwaną ukrywa. Aż jeden z nich znany jako Abstynecjusz podejrzliwie obwąchiwać zaczął zbiega. I imputuje mu znienacka - Acan podchmielon, a kolaską powozisz ? Na to Imć Kwadracik zmieszał się okrutnie, a by wybrnąć z subiekcyji umysł wytęża i masz jak znalazł. Toż sam osobiście mianował kompana z lat dawnych na Zastępcę Komendanta Gwardii. Dziękiż Bogu miał w powozie ten cud techniki, żagiew. I podpaliwszy oną, machać zaczął ku bramom, a pałacowi, może kto zoczy.
A Bóg wyjątkowo łaskaw był dla Imć Kwadraciak tegoż wieczora, w gościnę bowiem zajechał druh i kompan serdeczny, ów Komendant. A ten już bieży, jeden z drugim, obwąchiwać zakazuje. I zarządza by Imć Woliwódkę przez godzinę po parku pałacowym wozić, a on cyrulika co biegły w badaniach ściągnie i jemu dane rozsądzić o przewinie. Gdy już obwiezion Imć Kwadracik zaszedł na pokoje, to strudzon wielce zanim badania nastąpiły ugasił pragnienie „glukozyjum”, by też fałsz jakiś nie zaszedł przy obdukcyji. I takoż się stało jako miało być. Gdzież bowiem Absencjuszowi rozstrzygać czy po spożyciu kto jak sam nigdy ust nie umoczył w trunku żadnym, a cyrulik z racji zawodu swego doświadczon i obdukcyja jego wiarygodną i niepodważalną jest i basta.
Skołowany Imć Kwadracik w protokół spisan przez Straż zeznał co prawda, iż symboliczny puchar wina wychylił, a i ucieczce nie zaprzeczył. Na cóż jednak kompani z biesiady niejednej, zadziwionemu Imć Woliwódce Kwadracikowi na dzień następny protokoła insze do podpisu przedstawili, by nikt mu zbędnych zarzutów nie czynił.
A to co Straż spisała ku podtarciu dupy jeno służyć mogło i takoż skończyło.
Sąd Grodzki by sprawiedliwości stało się zadość Imć Kwadracikowi z atencją należną Urzędowi jaki sprawuje pozwoleństwo na powożenie kolaską, bryczką i pojazdami konnymi, a i też na jazdę wierzchem słusznie przywróciła. Zaznaczając jednakowoż, izby kto precedensu nie czynił ze zdarzenia tego, gdyż -„Co wolno Woliwódce, to nie tobie...”
Kiedy więc utracisz prawo powożenie i jazdy wierzchem w podobnych okolicznościach, nic Ci nie da powoływanie się na przypadek Imć Woliwódki Kwadracika.
A teraz z innej beczki.
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz