"Komsomolskaja Prawda" , a prawda. Agentura działa i miesza, a funkcjonariusze polskojęzyczni powielają..
Od rana w SPASIBA24 rewelacja dnia. Przyszła 'PRAWDA" z Moskwy i oświeciła zagubionych, już wiedzą, co się stało! Tajna instrukcja z Moskwy.
Prawda komsomołców prawdą polskojęzycznych mediów!
Jak podają polskie media (prawie wszystkie, część cytuje doniesienia agencyjne):
Do katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem mogła doprowadzić tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą "głównego pasażera" - twierdzi "Komsomolskaja Prawda".
A skąd wie o tym "Komsomolskaja Prawda"? Ano od "jednego z polskich dziennikarzy", którego nazwiska "nie podaje":
"Komsomolskaja Prawda" wyjaśnia, że o istnieniu takiej tajnej instrukcji w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego dowiedziała się od jednego z polskich dziennikarzy. Nie podaje jego nazwiska.
Dalej jest równie mocno:
"W specjalnym pułku lotniczym, obsługującym VIP-ów, na krótko przed katastrofą pojawiła się służbowa, tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą głównego pasażera" - przekazuje moskiewska gazeta.
Według niej "jest zrozumiałe, skąd się wziął dokument - stało się to po tym, jak dowódca statku powietrznego odmówił wykonania wydanego przez prezydenta rozkazu posadzenia samolotu w Tbilisi w czasie wojny gruzińsko-południowoosetyjskiej".
I to sam Lech Kaczyński zdecydował o powstaniu instrukcji:
"Komsomolskaja Prawda" zaznacza, że "przyjęcie takiego dokumentu zainicjowała kancelaria prezydenta Polski".
Czy polscy eksperci lotniczy, skutecznie budujący własną "legendę", ogłoszą dziś w mediach elektronicznych "przełom w śledztwie"? Szanse są duże.
Co więcej, jest potwierdzenie "oficjalne":
Taka instrukcja na pewno istnieje. Jakie zapisy są w niej, trudno mi powiedzieć. Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, aby były takie szczegółowe zapisy - powiedział rzecznik rządu.
Więc istnieje instrukcja "zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą <<głównego pasażera>>", czy nie istnieje? Rzecznik rządu nie potwierdził, ale pośrednio linię rosyjską wsparł, i to bardzo mocno.
Prosimy Was, bracia Rosjanie, i Was, rosyjscy stronnicy w Polsce, i Was, użyteczni idioci: nawet jeżeli wpadliście w panikę po raporcie MAK, to trzymajcie jednak minimalny poziom.
Skąd wiemy, że gracie w interesie Moskwy? A "dowiedzieliśmy się od jednego z polskich dziennikarzy". Niestety, nie możemy podać jego nazwiska...
PS. Informacja z ostatniej chwili:
Rewelacjom rosyjskiego dziennika zaprzeczył w Radiu ZET gen. Lech Majewski, szef Sił Powietrznych. - Nie było i nie ma takiej instrukcji, zgodnie z którą prezydencki samolot mógł odlecieć na zapasowe lotnisko tylko za zgodą głównego pasażera - powiedział generał Majewski.
Ale co się nadymiło, to się nadymiło...
Pat
http://www.wpolityce.pl/view/6586/_Komsomolskaja_Prawda__podala__a_nasze_media___takze_te_powazne___jak_echo__echo__echo__Powtorza_kazda_glupote__bez_zadnej_refleksji___.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
24 komentarzy
1. organ ITI - ONET dalej promuje kłamstwa i Palikmiota
ale kmiotek ma już kiepską prasę wśrod onecistów , bo co sie napręży, to :
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Laptop ministra Szczygły wyparował
Z mec. Ewą Łukaszewicz, pełnomocnikiem prawnym rodziny Aleksandra Szczygły, ministra obrony narodowej i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który zginął w katastrofie rządowego samolotu pod Smoleńskiem, rozmawia Mariusz Majewski
Prokuratoria Generalna Ministerstwa Skarbu podała do publicznej wiadomości kwotę zadośćuczynienia, jaką zaproponowała rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej, za co część rodzin zdecydowanie ją skrytykowała.
- Z jednej strony to dobrze, że państwo chce pomóc. Ale co to za moment na publiczne ogłaszanie takiej dokładnej informacji. Nietrudno było przewidzieć, że zwłaszcza po raporcie MAK i spóźnionej reakcji władz taka wiadomość jeszcze tylko zwiększy emocje.
Prokuratoria tłumaczy, że zrobiła to w ten sposób, bo chciała dotrzeć z informacją do wszystkich, których może ona dotyczyć. I dodaje, że nie miała innego sposobu, by ją wszystkim przedstawić.
- Kwestia zadośćuczynienia, o którym mówimy, dotyczy najbliższych członków rodzin ofiar: małżonków, dzieci, rodziców, np. rodziny Aleksandra, którą reprezentuję, w ogóle to nie dotyczy, bo rodzice nie żyją, a on sam nie założył rodziny. Widać więc, jak w naturalny sposób to grono się zawęża. Prokuratura prowadząca śledztwo ma pełen spis osób mających status poszkodowanych wraz z danymi kontaktowymi ich pełnomocników.
Jak Pani ocenia, mając wgląd w akta, tok śledztwa w sprawie okoliczności katastrofy smoleńskiej?
- Śmiem twierdzić, że szeregowi prokuratorzy, z którymi się stykam, podążają w dobrym kierunku. Ciężko pracują i wierzę, że jeśli nie będzie na nich żadnych nacisków, to zbadają i wezmą pod uwagę wszystkie zaistniałe okoliczności. Gdy strona rosyjska żądała wyłączenia pierwszych stenogramów z przesłuchań kontrolerów, polscy prokuratorzy zapewniali, że to żądanie jest nie do wykonania i te zeznania jak najbardziej będą brane pod uwagę, oczywiście będą podlegały ocenie organu wydającego rozstrzygnięcie. Co najmniej dziwne działanie wieży kontrolnej, na podstawie akt, zdiagnozowałam już w maju. W mojej ocenie, polscy prokuratorzy, z którymi rozmawiałam, także mieli podobne spostrzeżenia.
Jednak śledztwo od samego początku jest w gestii rosyjskiej, najważniejsze dowody są w Moskwie lub - jak wrak tupolewa - w Smoleńsku. A kierunek, w jakim ono zmierza, dobrze pokazały ostatnie dni i raport MAK.
- Okazało się, że przyjęliśmy nie tyle konwencję chicagowską, co załącznik do niej. A raport przedstawiany przez szefową MAK gen. Tatianę Anodinę w sposób butny i nieznoszący sprzeciwu jest absolutnie nie do przyjęcia, z uwagi na jego niekompletność i wybiórczość Polacy zostali dotknięci zarówno jego formą, jak i treścią.
W świat poszedł wyraźny przekaz: pijany generał wymusił na pilotach lądownie, bo bał się zdenerwować prezydenta.
- Ciekawe, że kiedy media zaczęły powielać informację, iż w kabinie pilotów znajdował się także gen. Błasik, zgłosił się do mnie jeden z dziennikarzy, mówiąc, że w kabinie miała być jeszcze jedna osoba, właśnie minister Aleksander Szczygło. Nie wiedziałam, jak zareagować, i nie zareagowałam. Nie chcąc niepotrzebnie i przedwcześnie martwić rodziny, powiedziałam o tym tylko naszej najbliższej grupie przyjaciół i postanowiliśmy nic z tym nie robić. Jak dobrze dziś widać, okazało się to zwykłą nieprawdą.
Długo znała Pani Aleksandra Szczygłę?
- Tak. Poznaliśmy się w 1996 roku w Stanach Zjednoczonych na stypendium Uniwersytetu Georgetown, które było prowadzone we współpracy z amerykańskim Kongresem dla przedstawicieli krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Odbywało się to w formie studiów podyplomowych. Kilka uniwersytetów przyjmowało stypendystów głównie z Węgier, Czech i właśnie z Polski. Olek dostał stypendium w La Crosse (Uniwersytet Wisconsin) i tam się poznaliśmy. Sama nie byłam na tym stypendium, ale w tym czasie uczyłam się w La Crosse języka angielskiego. Od tamtego czasu trzymaliśmy się taką niewielką paczką bliskich znajomych. Razem spędzaliśmy sylwestry czy robiliśmy sobie wigilię przed świętami. I Olek był w tej grupie.
Jak go Pani zapamiętała z tamtego okresu?
- Po katastrofie smoleńskiej tak się nawet zastanawiałam, co my o nim wiemy. Olek nie był kimś, kto łatwo nawiązuje kontakty. Był trochę zamknięty. Ale jak już się zaprzyjaźnił, to był w tej przyjaźni bardzo oddany. Nieraz narzekaliśmy, że jest bardzo zajęty i nie ma dla nas czasu. Ale każdy z nas zrozumiał, że on całe swoje życie poświęcił jednemu celowi.
Jakiemu?
- Krótko mówiąc - i to zgodnie przyznaliśmy, opłakując jego śmierć w gronie tych najbliższych znajomych - Aleksander był państwowcem. I jego celem było służenie Polsce, choć może brzmi to górnolotnie. Ale nie założył rodziny i wszystko podporządkował tej służbie. Wysokie funkcje państwowe traktował jako wyróżnienie, przywilej i misję oraz zadanie, z których musi się wywiązać. Nigdy nie czerpał żadnych korzyści ze swoich funkcji. Jakiekolwiek układy były poza nim. Nam jako jego dobrym znajomym nawet nie przychodziło do głowy, by prosić go o jakąś przysługę związaną z jego pracą. Był bardzo pomocny, ale wiedzieliśmy, że Olek ma jasne i twarde zasady. Nie był typem "brata łaty".
Mówiła Pani, że były między Wami różnice, ścierały się poglądy...
- My nazywaliśmy jego poglądy radykalnymi, ale dyskutowaliśmy, prosiliśmy nieraz, by wyjaśniał nam swoje stanowisko. Dla niego nie było dyskusji, że jedyną drogą do praworządności w Polsce były rządy Prawa i Sprawiedliwości. Raz nas przekonał, a innym razem nie. Ale akceptował i szanował nasze odmienne zdania. Tę jego lojalność, to oddanie widać również na płaszczyźnie politycznej.
Minister Szczygło był często charakteryzowany jako "człowiek prezydenta".
- Prezydent Lech Kaczyński był dla niego wzorem i przykładem do naśladowania. Głównie widziałam to właśnie na takim poziomie człowieka-państwowca. Bardzo mocno dostrzegałam, że idee Lecha Kaczyńskiego były też Olka ideami. Czasami wydawało nam się to nawet zbyt drastyczne, za wszelką cenę. A on po prostu bronił racji swojego prezydenta, mojego zresztą też.
Gdy się poznaliście, Aleksander Szczygło był postacią raczej mało znaną. Żegnała go Pani już jako ministra obrony narodowej, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego...
- I muszę powiedzieć, że przez te kilkanaście lat jego kariery zawodowej praktycznie jako człowiek się nie zmienił. Pozostał sobą. Zawsze podkreślał, jak wiele zawdzięcza prof. Lechowi Kaczyńskiemu, z którym spotkał się na uniwersytecie w Gdańsku. Ewidentnie prezydent Lech Kaczyński miał na Olka bardzo duży wpływ.
To, co Pani mówi, przywraca pewną symetrię. Prezydent Kaczyński przed katastrofą był ośmieszany i lekceważony przez dziennikarzy, prominentnych polityków z rządzącej partii. Również ludzi prezydenta przedstawiano w podobny wykrzywiony sposób.
- A to byli właśnie ludzie o podobnych cechach jak Olek, państwowcy profesjonaliści. Olek - i to również podziwiałam - bardzo profesjonalnie, obejmując nowe funkcje, z poświęceniem całego swojego czasu przygotowywał się do swoich nowych obowiązków. Jego profesjonalizm widać było również po wystąpieniach publicznych. Początkowo nerwowy, czasami nawet nieskładny, a potem czuł się już bardzo pewnie, spierając się z przeciwnikami politycznymi i nieprzychylnymi dziennikarzami w największych mediach. Ale w mediach też pozostawał sobą.
To znaczy?
- Na przykład potrafił przeprosić, gdy użył niewłaściwego słowa, gdy pojawiło się zdenerwowanie, co przy kształcie debaty politycznej w Polsce niekoniecznie musi być oczywistością. Strasznie przeżywał sytuację po wypowiedzi do mediów na temat wydarzenia z polskimi żołnierzami w Nangar Khel. Po skończonej rozmowie, odchodząc, Olek powiedział, że żołnierze "zachowali się jak banda durniów". Te słowa się nagrały, a materiał upublicznił "Superwizjer" TVN. Olek zdał sobie sprawę, że to były emocje i niepotrzebne słowa, dlatego nie bał się przeprosić. Chociaż swoją drogą wiadomo, że to nagrane zdanie po zakończonej już rozmowie zostało wyemitowane w określonym celu...
Na pewno dobrze zapamiętała Pani 10 kwietnia 2010 roku. Jaka była Pani pierwsza reakcja na wiadomość, że rozbił się rządowy samolot z prezydentem na pokładzie?
- Od razu wiedziałam, że Olek zginął, bo tam był. Jeden z jego bliskich współpracowników pracował z nim do późna w przeddzień wylotu do Smoleńska. Według tej relacji Olek ociągał się z wyjściem. Nawet niechętnie przyznał, że tak naprawdę to nie chciałby lecieć. W jego odczuciu Katyń był miejscem, w którym powinno się być tylko raz. A on był już tam wcześniej z prezydentem Kaczyńskim.
Po katastrofie od razu zajęła się Pani sprawami rodziny?
- Tak. W gronie najbliższych przyjaciół byłam jedynym adwokatem. W tym momencie poznałam rodzinę Olka, cztery siostry i brata. Ale cała nasza grupa wzięła na siebie obowiązek utrzymania pamięci o Olku, kontaktów z jego rodziną.
Na początek pojawił się problem, ponieważ z warszawskiego mieszkania ministra Szczygły zniknął jego prywatny laptop.
- W chwili obecnej sprawa laptopa jest umorzona. Zaczęło się od tego, że jak siostra i brat Olka wrócili z Rosji, to chcieli wejść do jego mieszkania. Raz, że chcieli się gdzieś zatrzymać, a druga rzecz, wiadomo, że należało sprawdzić, czy Olek jako urzędnik państwowy wysokiego szczebla nie miał jakichś dokumentów czy przedmiotów, które należałoby zwrócić stosownym instytucjom. Oczywiście nikt nie miał kluczy do tego mieszkania.
A trzeba je było otworzyć.
- We wtorek albo w środę po katastrofie grupa przyjaciół na wyraźną prośbę rodziny postanowiła wezwać ślusarza. O tym, że tego dnia, o tym czasie, będzie wejście do mieszkania Olka, została powiadomiona policja oraz wojskowa prokuratura. I przy otwarciu byli obecni prokurator oraz policjant. Najbliższy przyjaciel Olka tutaj, w Warszawie, który często bywał u niego w mieszkaniu, stwierdził, że nie ma laptopa. A doskonale wiedział, gdzie zawsze ten laptop stał. W salonie, który jest takim otwartym pomieszczeniem, na stole została tylko ładowarka i kable.
Co było dalej?
- Zaczęliśmy wydzwaniać i próbowaliśmy ustalić, co się z tym komputerem mogło stać. Wszyscy z jego współpracowników podkreślali, że nie zabrał go ze sobą. Potwierdził to kierowca, który 10 kwietnia zawiózł Olka na lotnisko. Postanowiliśmy, że zanim podejmiemy oficjalne kroki, to jeszcze raz dokładnie sprawdzimy mieszkanie, szafy, walizki i zakamarki, które wcześniej mogły nam umknąć. Gdy byliśmy pewni, złożyliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Pani prokurator przesłuchała tylko siostrę Olka, która składała zawiadomienie. Nie uznała za celowe przesłuchać innych osób z protokołu wejścia do mieszkania. Głównie przyjaciela Olka, który często u niego bywał i stwierdził brak laptopa. I postępowanie na etapie prokuratury rejonowej zostało umorzone. Złożyliśmy zażalenie na to postanowienie prokuratury, ale sąd rejonowy, który je rozpatrywał, tego zażalenia nie uwzględnił.
Sprawdzała Pani, czy może służby specjalne nie zajęły laptopa ministra Szczygły?
- Pierwszą czynnością, jaką podjęłam, było skierowanie oficjalnego zapytania w tej sprawie do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kilka dni po pogrzebie pojawiły się artykuły na ten temat, prof. Jadwiga Staniszkis pisała o wejściach do mieszkań, pokoi sejmowych zajmowanych przez osoby, które zginęły w katastrofie. Pomyślałam, że być może ABW weszła także do mieszkania Olka. Pojawiały się także inne informacje, że ABW wchodziła np. do hotelu sejmowego i zabezpieczała materiał porównawczy potrzebny do identyfikacji ofiar. Dlatego postanowiłam zapytać o laptop. Dostałam odpowiedź, że ta służba do mieszkania Olka nie wchodziła i laptopa w żaden sposób na pewno nie zabezpieczyła. Nasze zawiadomienie zostało odrzucone, podobnie jak zażalenie, a laptopa jak nie było, tak nie ma.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109896
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. @Marylko
Słuchałam od rana PR III program - i ryknełam śmiechem, gdy usłyszałam tę "prawdę" objawiona przez "Komsomolską Prawdę" i cytowana od rana przez rezonatory !!!
Debile.
Szkoda słów.
Selka
4. No cóż :-)
Za śp. ks. Tischnerem " Jest święta prawda , prawda i komsomolskaja prawda "
Zresztą podobno ta instrukcja była aż tak tajna ,że nie wiedzieli o niej ani prezydent Lech Kaczyński ,ani gen. Błasik ,ani kpt. Protasiuk . Wiedziały o niej tylko trzy osoby Władymir , Dymitr i Dukaczewski .
5. Selka
gdyby to byli debile, ale to są funkcjonariusze działający wbrew interesom swojego państwa.
DZIAŁAJĄ ŚWIADOMIE - czyli swiadomie powielają kłamstwa, a więc to są szambonurki, a nie publicyści.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. @Marylko
Ja nie wątpię, że "funkcjonariusze działający wbrew interesom swojego państwa", ale nie zmieniam zdania:
- D_E_B_I_L_E !!!
Po 9 miesiącach ślizgania się (zresztą jednej i drugiej "zainteresowanej" strony), niszczenia dowodów, kretactw, łgarstw a wreszcie kretyńskiego gniota MAKa, nagle: "tajna instrukcja w specjalnym pułku"! :))
No comment.
Selka
7. Jakieś potężne buldogi walczą pod dywanem .
Oglądałem w TVPINFO ( nie mam nic innego ) wypowiedź gen. Petelickiego(twórcę jednostki Grom) . Mówił prawie jak PiS'owiec . Ta propaganda jest już tak bezczelnie kłamliwa ,że tylko młody wyksRZtałcony z miasta może w to uwierzyć .
8. I kto tu kłamie?
Paweł Graś potwierdził doniesienia rosyjskiej gazety rządowej. Według niego istnieje tajna instrukcja ws. odchodzenia na zapasowe lotnisko podczas lotów z prezydentem na pokładzie. Polscy dowódcy wojskowi dementują słowa ministra oraz kłamliwy artykuł rosyjskiej rządowej gazety.
Rzecznik rządu Paweł Graś potwierdza doniesienia rządowej gazety moskiewskiej. Przyznaje, że istnieje tajna instrukcja określająca warunki, na podstawie których Tu-154M mógł odejść na lotnisko zapasowe. - Taka instrukcja na pewno istnieje, natomiast, jakie są w niej zapisy trudno mi powiedzieć. (...) Nie wydaje mi się, żeby akurat takie szczegółowe zapisy tam się znajdowały, ale nie wiem – mówił Graś.
Tymczasem słowom rzecznika rządu oraz doniesieniom moskiewskiej gazety zaprzecza szef polskich Sił Powietrznych. Generał Lech Majewski powiedział, że "nie było takiej instrukcji i nie ma takiej instrukcji".
- Pilot nie musiał się konsultować, ale jeżeli miał też obsługę na samolocie, to mógł po prostu poinformować prezydenta, że podjął taką decyzję, że nie ma odpowiednich warunków atmosferycznych i wykonuje zejście na lotnisko zapasowe. I to jest normalne, standardowe – tłumaczy następca śp. gen. Andrzeja Błasika.
Również gen. Mieczysław Cieniuch, szef Sztabu Generalnego WP, zdementował informacje o tajnej instrukcji. - Ta informacja od razu wydawała mi się mało prawdopodobna, ale nakazałem ją sprawdzić. Otrzymałem już informację, że taka instrukcja na sto procent nie istniała, ani nie istnieje - powiedział gen. Cieniuch.
żar/Dziennik.pl
http://fronda.pl/news/czytaj/i_kto_tu_klamie_1
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. Powiedział mi ktoś, o kim na mogę powiedzieć, że jest zbliżony
do rosyjskich dobrze poinformowanych kół, że:
istnieje w dowództwie rosyjskich wojsk powietrznych tajna instrukcja zobowiązująca wojska rosyjskie do tajnego przeciwdziałania skutecznemu wylądowaniu każdego polskiego samolotu, na którego pokładzie znajdują się politycy polskiej opozycji. Do tej instrukcji dołaczona jest tajna imienna lista nazwisk polityków, którym lądowanie na rosyjskich lotniskach nie może się udać więcej niż trzy razy. Instrukcja zawiera również wykaz sił i środków, które mogą być zastosowane i w tym celu relokowane w rejon planowanego lądowania samolotu, stanowiącego, na podstawie tej instrukcji, cel zamachu.
Instrukcja jest tajna, i z tego powodu mój informator nie chciał się przedstawić, ani zgodzić na ujawnienie swojego nazwiska, ani na podanie żadnych innych informacji, które mogłyby pozwolić na jego zidentyfikowanie.
Informator zezwolił jedynie na ujawnienie następującej informacji o swojej płci:
Płeć: nieznana.
michael
10. @Michael
:))
Selka
11. prawda...
Moskiewska, komsomolska, rosyjska prawda to ta, która ZAWSZE
jest wygodna dla Kremla. Żadnej innej nie ma. Ćwiczą to od
stuleci, ale ktoś sie na nią ciągłe nabiera.
Szef Sztabu WP: "Ta informacja od razu wydawała mi się mało prawdopodobna, ale nakazałem ją sprawdzić. Otrzymałem już informację, że taka instrukcja na sto procent nie istniała, ani nie istnieje - powiedział dziennikarzom gen. Cieniuch".
Plus dla gen.Cieniucha za szybką i jasna reakcję na "komsomolską
prawdę".
basket
12. Wiadomość Radia Erewań :
to wszystko prawda, ale nie tajna instrukcja tylko prikaz, nie głównego pasażera tylko premiera, nie na lotnisko zapasowe tylko obok, a nazwiska polskiego dziennikarza nie można ujawnić bo taśma się zacięła.
Idem
13. @
Tv Trwam : 28 stycznia - godzina18:15
Rozmowy niedokończone: O przyszłości Polski i Polaków w kontekście obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej na arenie wewnętrznej i międzynarodowej. Jarosław Kaczyński - prezes Prawa i Sprawiedliwości
Radio Maryja: 28 stycznia - godzina 21:40
Rozmowy niedokończone: O przyszłości Polski i Polaków w kontekście obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej na arenie wewnętrznej i międzynarodowej. Jarosław Kaczyński - prezes Prawa i Sprawiedliwości
14. @basket
ale gen. Graś mówi, że eto prostaja oszibka i instrukcja na pewno ( czyli na 100% ) istnieje. A on na pewno ma instrukcję co mówić naprawdę. A p. doradca Nałęcz twierdzi, że dla wielikiej Rosii to w ogóle nie jest sprawa priorytetowa i przypomniał, że rzeczoną instrukcję należy jak najszybciej położyć na ołtarzu TPPR.
Idem
15. @Kazef
Dzięki!!!
Selka
16. znów komsomolska prawda z czerskiej
Prokuratura prowadząca śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej wyjaśniła już wątek mgły, która utrudniła widoczność podczas lądowania prezydenckiego samolotu Tu-154 - poinformowało radio RMF FM.
Wśród zgromadzonych materiałów istnieją opinie biegłych wykluczające, by mgła mogła powstać w sposób sztuczny. Do tego prokuratorzy dysponują licznymi zeznaniami świadków, którzy byli na miejscu i obserwowali to zjawisko.
Polskim prokuratorom brakuje tylko opinii Amerykanów, aby zakończyć w śledztwie wątek zamachu - dowiedzieli się reporterzy RMF FM Marek Balawajder i Roman Osica.
Prokuratura dysponuje już wszystkimi dowodami by orzec, że nikt trzeci nie ingerował w katastrofę 10 kwietnia. W materiałach przekazanych przez Rosjan są także opinie stwierdzające, że na pokładzie tupolewa nie była żadnego wybuchu ani innego incydentu, który świadczyłby o celowej ingerencji w lot maszyny.
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/wyjasniono-tajemn...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Do Pani Maryli,
Szanowna Pani Marylo,
"Komsomolskaja Prawda" to organ Putina "Jedna Rosja" Ja myślę, ze dużo informacji na zewnątrz wychodzi od Deresza.
Wojna podjazdowa Rosji będzie trwała całe lata. Chyba, że Tusk publicznie będzie klękał przed Putinem.
W S24 publicznie lżą Jarosława Jaczyńskiego. Napisałem komentarz ale wykasowali.
Ukłony moje najniższe
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
18. W newsie pod chwytliwym
W newsie pod chwytliwym tytułem Tajemnica smoleńskiej mgły rozwiązana:
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Tajemnica-smolenskiej-mgly-rozwia... tajemnica smoleńskiej mgły wcale nie została rozwiązana :) To raz, a dwa- najlepszym podsumowaniem tego badziewia niech będzie:
"W materiałach śledztwa przekazanych przez Rosjan..."
I tyle.
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
19. Szanowny Panie Michale
nic nowego na Salon24 - jaki pan, taki kram.
Promowanie na "1" SG " takiego zakłamanego chamstwa to nic innego, jak uczestniczenie w przemysle nienawiści i szczuciu do zbrodni przez właścicieli.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. Nagroda czeka
21. Ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich odbyła się na piętnaście minu
Ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich odbyła się na piętnaście minut przed katastrofą Tu-154. Tak wynika z relacji Jarosława Kaczyńskiego w Radiu Maryja
Nie było najmniejszych oznak niepokoju. Rozmowa była gdzieś o 8.20 rano, o 8.25 może (...). Piętnaście minut przed katastrofą, ale z tego co wiemy dzisiaj, to jeszcze było kilka minut przed tym zanim poinformowano, że jest zła pogoda - powiedział prezes PiS, opisując rozmowę z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
Po raz kolejny zapewnił, że rozmowa dotyczyła jedynie stanu zdrowia matki. Jego zdaniem takie rozmowy były w ich życiu rutyną.
- Brat, który wiedział, że jestem mocno zmęczony tymi wydarzeniami, doradził mi, mimo że pora nie był wczesna, żebym jeszcze chwilę się przespał. I to były jego ostatnie słowa w życiu do mnie skierowane - wyznał Kaczyński.
Bracia nie zdążyli się pożegnać. - Rozmowa się przerwała, tzn. nie powiedzieliśmy sobie do widzenia, bo po tym jakby nagle przerwało się połączenie - wspominał prezes PiS. Stwierdził, że jego rozmowy z bratem przez telefon satelitarny były rzadkością. Każde takie połączenie było przerywane nagle.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. Dziwie sie
czyzby juz calkowicie zatracili poczucie rzeczywistosci , czy az tak cienko przeda skoro salwuja sie Komsomolska prawda?? Kogo to mialo przekonac?
Figa
23. @Figa
To taka "codzienna wrzuta", żeby sie Poljacziszki nie nudzili, albo zanadto nie zajmowali tym nie_rządem i jego machlojami - jednym słowem "narracja" i odwracanie bezustanne uwagi od spraw WAŻNYCH.
Ale - jak sądzę - ma to jeszcze drugie dno: mianowicie sprawdzanie, sondowanie "nastrojów" społeczeństwa Polskiego, śledzenie RZECZYWISTEGO nastawienia Polaków (koła wojskowe, prasa, internet etc.) na sprawę "katastrofy" smoleńskiej i ruskich udziałowców tej operacji. I tu - czym bardziej absurdalna teza - tym łatwiejsze prześledzenie "odzewu" z Polszy.
Widać "po coś" im to jest, - niekoniecznie wierzą w tubylcze słupki "poparcia" (oplułam prawie telewizor, jak dziś zobaczyłam ranking w TVP Info - Tusek 53% poparcia! :))
Selka
24. Jest to sowiecka, bolszewicko-trockistowska piąta kolumna
Bolszewicko-agenturalny rząd postsowieckiej bananowej republiki zwanej PRL-bis
Sowiecka, bolszewicko-trockistowska piąta kolumna w PRL-bis
Dla tej mordującej Polaków i polskich patriotów sowieckiej agentury i ich miejscowych komunistycznych bandytów oraz postsowieckich, antypolskich, odmóżdżonych janczarów z trockistowskiego GWna — czyli po prostu wszystkich bolszewickich bękartów komunistyczno-trockistowsko-stalinowskiej nienawiści do Polaków — nienawistnym oszołomem będzie każdy, kto się nie zgadza na powtarzanie bolszewicko-rosyjskich kłamstw o Polakach.
Nienawidzący polskości bolszewicko-trockistowscy bandyci oraz ich komunistyczna agentura — urządzali Polskę od początku zmian tak zwanego "okrągłego stołu" — jako postsowiecką republikę agenturalną dla siebie oraz swojej postbolszewickiej i antypolskiej progenitury.
Eksterminacja polskich elit patriotycznych przez komunistycznych bandytów *
Od lat 1944/1945 rządzili nami z sowieckiego nadania przedwojenni i wojenni komuniści, czyli ci, którzy prowadzili zbrodniczą działalność przeciwko II PR, a następnie w podziemiu zwalczali organizacje niepodległościowe, przy zastosowaniu najbardziej niegodziwych metod (na przykład we współpracy z Niemcami!). O własne zbrodnie oskarżali zaś bezwstydnie największych polskich bohaterów, ludzi o nieposzlakowanej przeszłości, skazując ich (lub mordując w śledztwach) pod zarzutem szpiegostwa, zdrady, antysemityzmu.
Najlepsi polscy bohaterowie wymordowani przez komunistycznych bandytów
Tak zginęli m.in. gen. August Emil Fieldorf, rtm. Witold Pilecki, por. Jan Rodowicz "Anoda" i tysiące innych. Wymordowano tych, którzy stanowili resztki elity Narodu - straciliśmy ją bezpowrotnie w wyniku represji i ludobójczej polityki niemieckiej, sowieckiej, a po zakończeniu działań wojennych rodzimi (i nasłani ze Wschodu) komuniści dopełnili dzieła zniszczenia.
Wymordowano tych, którzy stanowili resztki elity Narodu - straciliśmy ją bezpowrotnie w wyniku represji i ludobójczej polityki niemieckiej, sowieckiej, a po zakończeniu działań wojennych rodzimi (i nasłani ze Wschodu) komuniści dopełnili dzieła zniszczenia. Ile było ofiar zbrodniczej działalności komunistów w Polsce w latach 1944-1956? Kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy? Tego do dziś nie wie nikt. Badania z tego zakresu były przecież w Polsce Ludowej zakazane, fałszowano wszelkie informacje, zacierano ślady, niszczono groby, ukrywano lub preparowano dokumenty.
Tak zwany awans społeczny dla sowieckich bandytów* i bolszewickich agentów
Ktoś jednak zajął miejsce tych ludzi. Tak zwany awans społeczny zapełnił wolne miejsca w administracji państwowej, wojsku, szkolnictwie, nauce. Tak, do dziś można prześledzić ślady niektórych niezwykłych "karier" w naukach społecznych, zresztą trudno to było nazwać nauką. I wytwarzała się zupełnie nowa "tradycja" w Polsce, polegająca na przedstawianiu tych, którym zabrano życie lub zdrowie, domy, miejsca pracy, resztki majątku, jako "faszystów", "kułaków", reakcjonistów", "wrogów ludu" i "wrogów klasowych".
W ten sposób komuniści usprawiedliwiali swe straszliwe zbrodnie, legitymizowali zagarnięcie i przejęcie cudzych majątków, traktowanie znacznej części Polaków jako obywateli drugiej czy trzeciej kategorii.
Po 1989 roku komunistyczni bandyci utrzymali swoje wpływy
Ten sposób myślenia utrzymał się także po 1989 roku. To jest zresztą paradoks - ci, którzy powinni na zmianach ustrojowych najwięcej stracić, w sumie najwięcej zyskali. Utrzymali przede wszystkim swe majątki, do których doszli w warunkach rzekomej "równości". Dzieci kształcili (szczególnie w ostatniej dekadzie PRL) na zagranicznych uczelniach, wysyłali je na elitarne stypendia, a przede wszystkim uzyskali - nie bardzo wiadomo, dlaczego - całkowitą ochronę prawną i jakby przedawnienie za to, czego dokonali do 1989 roku. Było to zgodne z filozofią "grubej kreski".
A przecież powinna mieć zastosowanie filozofia sprawiedliwości i zadośćuczynienia.
* * * * * * *
Bolszewicki bandyta Moczar: "Dla nas, partyjniaków, ZSRR jest naszą Ojczyzną"
Bestialski mordeca Polaków i polskich patriotów, a jednocześnie stalinowski agent NKWD i sowiecki generał w polskim mundurze z nadania zdrajców z PPR i PZPR, tow. Mieczysław Moczar (Mikołaj Diomko) — zdradził głęboko ukrytą tajemnicę bolszewickiej Polski Ludowej, mówiąc wprost:
"Związek Radziecki jest nie tylko naszym sojusznikiem - to jest powiedzenie dla narodu. Dla nas, partyjniaków, ZSRR jest naszą Ojczyzną, a granice nasze nie jestem w stanie dziś określić, dziś są za Berlinem, a jutro będą na Gibraltarze".
I właśnie w tych słowach zawiera się cała prawda o podległości komunistycznych oprawców w PRL i bolszewickich zbrodniach w PRL, a dokumenty dotyczące komunistycznych zbrodni zgromadzone w IPN jeszcze mocniej dobitniej tę prawdę unaoczniają.
Brak dekomunizacji i uczciwego rozliczenia z komunistycznymi bandytami spowodował to, że bolszewicko-trockistowska republika bananowa pod agenturalnymi rządami Tuska nie reprezentuje żadnych polskich interesów — nie mówiąc już o polskiej racji stanu.
Dlatego Polską rządzi postbolszewicka hołota, której komunistyczni przodkowie uczestniczyli w wymordowaniu polskiej inteligencji na rozkaz sowieckiego masowego, komunistycznego mordercy Stalina.
Doskonale reprezentuje tych sowieckich bandytów w PRL-bis tow. namiestnik z nominacji WSI — niejaki Komuruski, wybrany na ten urząd przez sowiecko-bolszewicką agenturę w PRL oraz niedouczonych postbolszewickich debili szkolonych w nienawiści do polskości i Polaków przez bolszewickie media utworzone za pieniądze zrabowane państwu i społeczeństwu.
_______________________
* Cytaty w tekscie (do Moczara) pochodzą z artykułu Leszka Żebrowskiego "Dwie Polski", śródtytuły moje; zobacz cały tekst Leszka Żebrowskiego "Dwie Polski" na: http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20110107&id=my01.txt
Andy — serendipity