Dziś po południu, po wielkiemu cichu, otwarto (tymczasowo) drogę ekspresową E8.

Całe dziesięć kilometrów! Budowa była opóźniona i, jak się wydaje, lekko rozkradziona. Nowa inwestycja kandydować będzie w konkursie na najdroższą drogę świata i wpis do Księgi Guinnessa. Nie wiadomo czy zwycięży, bo nasi budowlańcy i samorządowcy nie powiedzieli przecie ostatniego słowa. W zawodach liczyć się będzie ponoć także ekipa z Emiratów Arabskich, ta sama, która w grudniu postawiła najdroższą na świecie choinkę. Jeśli Arabowie zdążą z projektem złotej szosy wysadzanej diamentami, mogą poważnie zagrozić pozycji mazowieckiej arterii.

Odcinek E 8 kosztował ok. 227 mln zł/km – dobrze ponad 70 mln dolarów/km. Kilometr, to taka odległość, którą wolno przejechać nią w ciągu 30 sekund.

To, że przy okazji droga była okradana, i do wczoraj komisja techniczna łamała sobie głowy czy wjazd na nią jest w ogóle bezpieczny, to zupełnie inna sprawa. To, że za kilka miesięcy pójdzie do remontu, to chyba jasne. Materiały budowlane rozkradała jednak zapewne inna mafia, niż ta, która ustawiała kontrakt, i choć opędzlować na lewo kilkaset ton lepiku i cementu to prawdziwy wyczyn, nie o tym dziś piszemy. Lepikowi skrytożercy zostaną bowiem zapewne ukarani. Kogoś przecież trzeba wsadzić, by wolnym mógł być ktoś.

Według  portalu bankier.pl koszt budowy kilometra autostrady w Czechach wynosi od 1 do 2 mln dolarów, a budowana niedawno, w skrajnie trudnym terenie górskim, autostrada w Macedonii kosztowała 1,9 mln dolarów za kilometr. Partacze czesko-macedońscy, nawet porządnie skalkulować pracy nie potrafią. Nic dziwnego, że bieda tam aż piszczy.

Ps. z 21.01 GW wyśledziła dziśkolejny absurd na E8. Drogie, w naszym przypadku nie znaczy dobre ani przemyśłane.