Dlaczego pomysł wizyty prezydentów Polski i Rosji w Smoleńsku, 10/04, nie tylko nie wzbudza w nas entuzjazmu, ale budzi wewnętrz
Za portalem wPolityce :
http://www.wpolityce.pl/view/6150/Dlaczego_pomysl_wizyty_prezydentow_Polski_i_Rosji_w_Smolensku__10_04__nie_tylko_nie_wzbudza_w_nas_entuzjazmu__ale_budzi_wewnetrzny_sprzeciw_.html
Ano właśnie - dlaczego? Czy chodzi o różnice polityczne? To mogłaby być przyczyna. Ale gdyby chodziło tylko o różnice polityczne, nawet głębokie, odnaleźlibyśmy w sobie raczej uczucie chłodnej obojętności, znane z czasów prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Odnajdujemy tymczasem emocje bliższe gniewu, prowadzące do otwartego sprzeciwu.
Pomysł wizyty budzi nasz sprzeciw, ponieważ wyczuwamy wyraźną nutę fałszu w twierdzeniu, że chodzi przede wszystkim o oddanie hołdu ofiarom. Chodzi bowiem przede wszystkim o budowę coraz silniejszych więzów pomiędzy Polską a Rosją, bynajmniej nie na zasadzie partnerstwa, pod mylącą nazwą "pojednania polsko-rosyjskiego". I to Smoleńsk ma być fundamentem owego "pojednania". Co zastanawiające, ma być fundamentem od pierwszych godzin po katastrofie, gdy przyczyny tragedii były całkowitą zagadką.
Dlaczego nie chcemy, by Smoleńsk był fundamentem "pojednania polsko-rosyjskiego"? Ponieważ nie wiemy, jaka była rzeczywista rola Rosji w tragedii smoleńskiej. Śledztwo kontrolują ludzie, którym nie ufamy; ludzie, którzy Lecha Kaczyńskiego nienawidzili gdy żył, i zdania raczej nie zmienili. Dotyczy to zarówno strony rosyjskiej, jak i polskiej. I dopóki nie uzyskamy pewności, że to naprawdę był wyłącznie wypadek, nie chcemy przyszłości obu krajów budować na 10/04.
Nie chcemy, by Smoleńsk był symbolem "pojednania" także z tego powodu, że jest to "pojednanie" budowane na zasadach, którym z wyjątkową pasją i odwagą sprzeciwiał się śp. prezydent Lech Kaczyński. To "pojednanie" związane nieuchronnie z porzuceniem ukraińskich pomarańczowych, białoruskiej opozycji i wolnych Gruzinów Saakaszwilego. To "pojednanie" związane z akceptacją roli Polski jako kraju małego, jako swego rodzaju "północnych Czech", kraju bez większych ambicji i znaczenia. To "pojednanie" będące zaprzeczeniem idei jagiellońskiej, jedynej realnej drogi do zapewnienia Polsce bezpieczeństwa (realizowanej przez prezydenta Kaczyńskiego).
To wreszcie "pojednanie", które w Polsce forsują i firmują osoby odpowiadające, przynajmniej częściowo, za uruchomienie przemysłu pogardy. Wystarczy przywołać symboliczną w tym kontekście postać Janusza Palikota - przyjaciela prezydenta, wieloletniego najbliższego współpracownika Donalda Tuska. Nie możemy godzić się na to, by wrogowie Lecha Kaczyńskiego, za jego życia nie cofający się przed zgodą na najbardziej nikczemną zagrywkę, po jego śmierci budowali projekty polityczne, wykorzystujące tragiczny los prezydenta jako fundament. To byłoby dopuszczalne tylko w wypadku daleko posuniętej skruchy, bliskiej nawróceniu.
Co więcej, trzeba powiedzieć wyraźnie: tak, uważamy Smoleńsk za miejsce bardziej "nasze" niż "ich", czyli tych, którzy mają dziś pełnię władzy w Polsce. To miejsce na zawsze związane będzie głównie z tragedią naszego obozu, obozu niepodległej Polski, co wynika choćby ze skali naszych strat. Chcemy więc, by w rocznicę tragedii w Smoleńsku na pierwszym planie był prezydent Lech Kaczyński i inne ofiary tragedii. By nikt ich nie przesłaniał.
Czy więc wątpimy w szczerość żałobnych intencji prezydenta Komorowskiego? Nie jesteśmy w stanie wniknąć w serce polityka, ale te 9 miesięcy przyniosło dość faktów, by zgłosić poważne zastrzeżenia.
Usunięcie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, przerobienie apartamentów pierwszej pary na biura, niedotrzymanie słowa w sprawie pomnika, ostentacyjny wybór Belwederu - te zdarzenia wywołują w nas poczucie upokorzenia. Łatwość, z jaką prezydent Komorowski obarcza winą za tragedię nieżyjących polskich oficerów ("sprawa arcyboleśnie prosta") budzi nasz niesmak. Uniżona postawa prezydenta wobec Rosji w obliczu hańbiącego Polskę raportu MAK (telefon do Moskwy) budzi nasze zdumienie.
Nie chcemy też, by wspólne uroczystości w Smoleńsku z udziałem obu prezydentów stały się elementem psychicznego nacisku wobec Polaków, i to ze strony władz Rzeczypospolitej. Nie chcemy słyszeć między wierszami: jeżeli Polacy nie zaakceptują raportu MAK, nie będzie wspólnych uroczystości. Tę czytelną już grę lepiej przerwać od razu.
Nie chcemy wreszcie, by żałobne łzy wylewał w Smoleńsku prezydent Rosji, autoryzujący (bez złudzeń) tak upokarzający nas raport MAK, a wcześniej niszczenie wraku tupolewa i miejsca tragedii. A także prezydent kraju, który Lechowi Kaczyńskiemu szkodził jak mógł, i szkodzi nawet po jego śmierci, co pokazuje właśnie raport generał Anodiny, raport pełen manipulacji, skonstruowany niczym PR-owa katiusza.
Właśnie dlatego pomysł wspólnych, z udziałem prezydentów Polski i Rosji, obchodów rocznicy tragedii smoleńskiej budzi nasz sprzeciw.
Jesteśmy pewni, że jest wiele innych możliwości godnego złożenia hołdu ofiarom Smoleńska, i że nie muszą to być wspólne, polsko-rosyjskie uroczystości na miejscu tragedii.
Pat
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz