Podwyżka cen z 1953 roku (1)

avatar użytkownika godziemba

3 stycznia 1953 roku władze komunistyczne przeprowadziły drastyczną podwyżkę cen większości artykułów spożywczych i przemysłowych.

 
Reforma walutowa z 1950 roku i towarzysząca jej kradzież 2/3 oszczędności Polaków nie ustabilizowała na dłużej pieniądza. Napięcia finansowe skłoniły komunistów do podjęcia innego środka drenażowego. W czerwcu 1951 roku premier Cyrankiewicz ogłosił zasady nowej pożyczki wewnętrznej w celu „wzmocnienia potencjału gospodarczego” kraju. Narodowa Pożyczka Rozwoju Sił Polski miała charakter przymusowy i zakładała wyemitowanie obligacji na sumę 1,6 mld złotych, spłacanych sukcesywnie ciągu 20 lat bez oprocentowania. Jednak i ona nie zahamowała dysproporcji między ogólnym funduszem płac a wartością towarów na rynku. W tej sytuacji przeprowadzono ww. podwyżkę, która w znaczny sposób obniżyła realną wartość płac.
 
W celu zmniejszenia niezadowolenia społeczeństwa, propaganda starała się przedstawić podwyżkę jako zjawisko wykraczające poza aspekty ekonomiczne. Równocześnie przedstawiano „niezbite” dowody na to, że podwyżka leży w interesie ludzi pracy i jest ona receptą na wszelkie dotychczasowe bolączki życia codziennego.
 
W prasie ukazały się obszerne fragmenty przemówienia Edwarda Ochaba, sekretarza Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Narodowego, który podkreślał, iż „chodzi o zabezpieczenie pełnego zwycięstwa w walce przeciw spekulantom i kułakom (…). O pobudzenie i rozwinięcie aktywności patriotycznej najszerszych mas robotników, chłopów (…) w walce o wykorzystanie spójni między miastem i wsią, o urzeczywistnienie wielkiego programu narodowego”. „Życie Warszawy” apelowało aby każdy obywatel „jako świadomy żołnierz Frontu Narodowego stał się współrealizatorem uchwały”. Świadczenia ponoszone przez ludność w wyniku podwyżki określano jako „niezbędne dla dobra całego narodu, dla dobra naszej wspólnej matki – Polski Ludowej. Przez zaliczenie podwyżki w poczet wielkich osiągnięć socjalizmu zwykłemu obywatelowi winno być łatwiej pogodzić się z osobistą stratą. Propaganda akcentowała, iż tylko w świecie kapitalistycznym podwyżki były niekorzystne dla społeczeństwa. W państwie socjalistycznym podwyżka była „zwycięstwem odniesionym przez chłopów i robotników dla dobra Polski Ludowej”. Socjalistyczna retoryka miała odwrócić uwagę ludzi od ekonomicznych aspektów operacji.  „Życie Warszawy” wskazywało, iż „Prowadzimy i będziemy prowadzić dalej kampanię wyjaśniającą, ponieważ chodzi o to, aby każdy obywatel nie tylko wierzył w słuszność uchwały, ale ją przemyślał i rozumiał”. Nie wystarczała więc sama wiara w nieomylność partii i rządu. Każdy obywatel musiał sam przekonać się, że podwyżka była dokonana dla jego dobra. „Dzięki słusznej regulacji cen – czytamy w „Życiu Warszawy” – nasza gospodarka narodowa zostanie wzmocniona, a więc zyskuje gospodarz kraju – lud pracujący”. 
 
We wspomnianym przemówieniu Ochab sporo miejsca poświęcił kwestii ceny chleba, którego cena była dotąd „niska, ekonomicznie nie usprawiedliwiona” powodowała jego „sztuczne nadmierne spożycie” i „rażące marnotrawstwo w postaci zużycia chleba na karmę dla nierogacizny i koni, gdyż kułakom troszczącym się tylko o swój spekulancki zysk lepiej <kalkulowało się> karmić świnie chlebem niż na ten cel przeznaczyć ziemniaki lub śrutę” .  
 W jednym z artykułów opisano kułaka, wiozącego na wozie pod plandeką 50 bochenków chleba. „Tumult uczynił się nie mały, kobiety rozpiekliły się jak osy i dalej szarpać woźnicę za burkę. Kolejarz szybko tłum uspokoił, usiadł na miejscu woźnicy i bochenek po bochenku ludziom z kolejki sprzedawał. Kiedy na wózku został tylko jeden – cisnął garść pieniędzy woźnicy pod nogi… - A teraz paszoł won!” W ten sposób podsycano nienawiść ludzi do kułaków, którzy ponosili odpowiedzialność za podwyżkę.
 
Podwyżka została więc wykorzystana dla wzmocnienia kampanii na rzecz kolektywizacji wsi polskiej oraz ostatecznej rozprawy z „kułakami”. Prasa przypominała, iż „główne źródło zakłóceń i trudności w zaopatrzeniu ludności pracującej leży w tym, że produkcja rozdrobnionego i przeto zacofanego rolnictwa nie nadążała i wciąż jeszcze nie nadąża za szybkim rozwojem przemysłu. (…) Innymi słowy, nasze rolnictwo nie zaspokaja rosnących  potrzeb klasy robotniczej i rzesz pracujących”. Podkreślano także, iż olbrzymia dysproporcja między ogromnym wzrostem cen na produkty rolne na wolnym rynku, a stabilizacją cen artykułów przemysłowych, skłoniła władze do dużo większej podwyżki cen artykułów przemysłowych. Utrzymywanie bowiem tej dysproporcji sprawiało, iż „wzrastały dochody najbogatszych chłopów-kułaków, którzy jak wiadomo posiadają najwięcej produktów rolnych na sprzedaż, a za uzyskane wysokie ceny za swoje produkty, wykupywali po niskich cenach artykuły przemysłowe, którymi potem spekulowali”. W skutek tego „robotnik mógł mniej kupować, wieś, a szczególnie kułactwo, bogaciło się”. Wszelkie kłopoty w zaopatrzeniu robotników spowodowane więc były słabością rolnictwa zdominowanego przez „kułaków”, którzy doprowadzili do „skrzywienia dochodu narodowego”. Tak więc wszyscy winni popierać politykę rządu i walczyć ze wspólnym wrogiem – „kułakami”.
 
Wskazywano również, iż zaletą podwyżki cen będzie zniesienie systemu kartkowego. I choć była to rzeczywista korzyść tej operacji, tłumaczono tę zmianę potrzebą eliminacji „uszczuplania dochodów pracowniczych przez elementy kapitalistyczne”, które „żerowały” na wzroście cen wolnorynkowych.
Wzrost cen oraz zniesienie bonów miał umożliwić poprawę zaopatrzenia w sklepach. „Przed pracownikami handlu uspołecznionego – napisano w „Życiu Warszawy” – od wielkich hurtowni aż po małe sklepy detaliczne – stanęły teraz szczególne odpowiedzialne zadania. Trzeba sprawnie i punktualnie zaopatrzyć sklepy. Trzeba przestrzegać najskrupulatniej cennika i tępić wszelkie nadużycia i oszustwa. Trzeba umieć zaspokajać żądania klienta i co do asortymentu i co do ilości towaru”. ”Życie Warszawy” z radością informowało, iż „po uchwale wspaniałe zaopatrzenie. Na bazarach chłopi wręcz proszą o kupno ich towarów, wszystko tanieje z dnia na dzień”. W sklepach także nastąpiła – wedle prasy - błyskawiczna poprawa: „sprzedajemy w moim kiosku kreton, który dawniej wykupywali spekulanci w wielkich ilościach, aby go później odsprzedać z ogromnym zyskiem. Teraz spekulantów nie widać”.  Równocześnie skończyły się kolejki. Apolonia Bąk po kupnie garnka z radością stwierdzała, że „teraz za to mogę sobie kupić swobodnie bez kolejki. A na garnek, chociaż parę groszy droższy, zawsze mąż zarobi”.
 
Propaganda komunistyczna akcentowała także, iż równocześnie z podwyżką cen nastąpiła znaczna podwyżka płac. Chociaż nie równoważyła ona podwyżki cen, gazety stale pisały, iż rząd dba o obywateli podwyższają im pensje. „Zdarza się – pisało „Życie Warszawy” – i ludziom skądinąd dobrej woli, że gorączkowo sumują wszystkie możliwe zwyżki cen wszystkich możliwych artykułów, a jakoś zapominają o ile wzrosły im płace”. „Trybuna Ludu” zaś wskazywała, iż jeśli w niektórych wypadkach podwyżki płac nie rekompensowały wzrostu cen, to istniała możliwość „podnoszenia swych zarobków przez wzmożoną wydajność pracy”. „Życie Warszawy” apelowało: „Podnośmy nasze kwalifikacje, zwiększajmy wydajność pracy, która jest najskuteczniejszą i najpewniejszą drogą wzrostu dobrobytu i rozwoju gospodarki narodowej”.
„Sztandar Młodych” przytoczył opinię największego autorytetu: „Wydajność pracyto, co jest najgłówniej, najbardziej zasadnicze w nowym ustroju społecznym – pisał Lenin”. Doskonałym przykładem obrazującym te słowa była oczywiście gospodarka sowiecka. Nic więc dziwnego, iż podkreślano: „Doświadczenia Związku Radzieckiego a także nasze własne pokazują nam, jak wielkie są w naszym ustroju możliwości podnoszenia wydajności pracy. (…) Od robotników, od personelu inżynieryjno-technicznego (…) zależy, by wydajność pracy podnosiła się szybciej, podnosząc zarazem rentowność socjalistycznego przemysłu, stopę życiową i zarobki robotników”. 
 
W prasie pojawiły się oczywiście wywiady z robotnikami, którzy osobiście zaświadczali o korzystnym wpływie zmian na ich nowe zarobki. I tak Adam Cegliński ze Stoczni Szczecińskiej powiedział: „Jak sobie wyliczyłem, mój przeciętny zarobek większy będzie o blisko 300 zł. Próbowałem tez zrobić mniej więcej dokładny budżet miesięczny według nowych cen i stwierdziłem, że jak to się mówi „wyjdę na swoje”, a przecież mam możliwość zarobić jeszcze więcej”. Robotnica ZPB im Rewolucji 1905 r. z dumą meldowała: „Wykonałam swoje dzienne plany w 143 procentach, a załoga w 117 procentach. Jeśli tak będziemy wszyscy pracowali, nasze płace podniosą się a jednocześnie urośnie siła naszej Ludowej Ojczyzny”. Z kolei Jan Urbańczyk z Krakowa uznał, iż „jak człowiek wie, że za zarobione pieniądze będzie mógł nabywać wszelkie towary, bez pośrednictwa różnych kombinatorów, lepiej będzie pracował. A wzrost wydajności pracy wiadomo czemu się równa. To wzrost zarobków, a zarazem wzmocnienie naszej ukochanej ojczyzny, wzrost dobrobytu mas pracujących, obrona pokoju”.
 
Nie zapominano również o korzyściach dla chłopów – rząd w trosce o nich pozwolił na sprzedaż – po wywiązaniu się z dostaw obowiązkowych - nadwyżek produktów na wolnym rynku. „Państwo nie tylko zezwala – napisano – na wolną sprzedaż nadwyżek produkcji chłopskiej, ale będzie ją jeszcze chłopom ułatwiać przez wynajmowanie sprzedającym chłopom na targowiskach i halach targowych, wag, przyborów, fartuchów, będzie przyjmować towar na przechowanie do lodówek i magazynów, będzie sprzedawać chłopom papier i lód – wszystko za niską opłatą według z góry ustalonej taryfy”. Mogłoby się wydawać, że nastąpiła pełna idylla. Wacław Rysiuk z Chmielnika uważał więc, iż „uchwała stwarza dla nas, pracujących chłopów nowe, jeszcze bardziej korzystne ni z dotychczas warunki dalszego podniesienia dochodów naszych gospodarstw, usuwając wszelkie ograniczenia w handlu nadwyżkami produktów rolnych”.
 
Głęboka troska władzy ludowej o dobro pracujących chłopów nie była jednak tak wielka, bowiem rząd nie podniósł cen za obowiązkowe dostawy zboża i żywca. „Trybuna Ludu” wytłumaczyła to odwołując się do sprawiedliwości społecznej: „Główny ciężar uprzemysłowienia kraju dźwigała na sobie dotychczas nasza ofiarna klasa robotnicza. (…) Wieś, która obficie korzystała z rozwoju, też musi sprawiedliwie łożyć na nasze budownictwo. Braterstwo i sojusz robotniczo-chłopski nie mogą być jednostronne. Dlatego każdy chłop, sprzedając część swych nadwyżek państwu po cenach dotychczas obowiązujących, będzie w większym stopniu niż dotychczas uczestniczył w rozwoju naszej ludowej ojczyzny, w umacnianiu jej siły, potęgi i niepodległości”.
Teza ta natychmiast została poparta przez „uświadomionych klasowo” chłopów. Towarzysz Bartos z gromady Łany wskazał, iż „my chłopi musimy również dołożyć swoją cegiełkę do budowy socjalizmu. Widzimy przecież jak dużo buduje się w kraju nowych fabryk, szkół. Ile to dzieci chłopskich korzysta ze stypendiów, ile ludzi idzie teraz ze wsi do przemysłu”. Wtórował mu obywatel Sumczak z Gryfic, który tłumaczył członkom spółdzielni rolniczej: „widziałem jak się buduje Nowa Huta i Warszawa. I to wam powiem, że robotnicy więcej dbają o Polskę jak my. Chodziłem po Nowej Hucie markotny. Cieszyłem się, że w tej budowie są i moje złotówki, ale markotno mi było bo to nasza chłopska wina, że robotnicy skarżyli się, że w sklepach mleka i mięsa mało”.
 
Cdn.
 

napisz pierwszy komentarz