Wokół idei Polskiego Państwa Podziemnego
Rolex ma rację, twierdząc w najnowszej odsłonie Miasta Pana Cogito (tekst „Państwo Podziemne – zarys programu” (http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=853:pastwo-podziemne-zarys-programu&catid=322:dzielnica-publicystow&Itemid=328)), że Polskie Państwo Podziemne było zasługą pokolenia międzywojnia - i przeciwstawiając potęgę PPP temu, co dokonało pokolenie powojenne.
Musimy jednak pamiętać, dokonując takich zestawień, o tym, że po pierwsze PPP możliwe było dzięki temu, że wcześniej, czyli do czasu zajęcia terytorium Rzeczpospolitej przez okupacyjne wojska niemieckie i rosyjskie, istniało normalne państwo polskie. Po drugie, dysponowało ono strukturami, które (mimo prześladowań ze strony hitlerowskiego i sowieckiego agresora) były w stanie przetrwać i egzystować nawet w warunkach podwójnej okupacji. Z powodu istnienia PPP Moskwa, mająca w planie całkowite zajęcie Polski i podporządkowanie jej Związkowi Sowieckiemu, rozpoczęła tworzenie agenturalnych „struktur równoległych” – poczynając od administracji („ZPP” etc.) i – po zerwaniu stosunków z polskimi władzami na uchodźstwie – formowaniu „ludowego wojska”. Z czasem sowieci stworzyli też, jak wiemy, „wymiar sprawiedliwości” i komunistyczny system edukacji, no i przejęli całkowitą kontrolę nad kulturą, prasą, nauką itd.
Tworzenie alternatywnego wobec II RP, sowieckiego państwa (polskiego) połączone było z bezwzględną walką czerwonych z PPP i konsekwentnym eliminowaniem przedstawicieli (a zwłaszcza liderów) wszystkich jego (tj. PPP) struktur. W rezultacie, po masowej eksterminacji, więzieniach, torturach, wywózkach i innych formach represji, po pokonaniu (z czynną pomocą armii czerwonej, oczywiście) antysowieckiego zbrojnego powstania powojennego – PPP zostało niemal całkowicie fizycznie zniszczone przez system komunistyczny i jeśli jeszcze funkcjonowało w jakichś szczątkowych formach, to generalnie poza (okrojonym po wojnie) obszarem kraju. Odtworzenie PPP w warunkach peerelowskich było niemożliwe z przyczyn przede wszystkim biologicznych – nie tylko instytucjonalno-prawnych (można uznać struktury Solidarności Walczącej za twórcze i dość efektywne kontynuowanie wzorców PPP; po części też Kościół nawiązywał do tychże wzorców – mam na myśli księży niezłomnych, no i KUL jako wyjątkowa uczelnia na mapie powojennej Polski).
Ponadto, co także warto podkreślić, sowieci stworzyli struktury nie tyle państwowe, co w swej istocie przestępcze (choć imitujące te państwowe), odwracając porządek – w wymiarze sprawiedliwości umożliwiając sądzenie niewinnych ludzi przez przestępców, w edukacji umożliwiając nauczanie matołom, w sztuce umożliwiając start miernotom itd. W ten sposób państwo polskie zostało nie tylko zinfiltrowane na wszystkich swych piętrach przez czerwonych, ale przede wszystkim przenicowane przez sowietyzm dokonujący nie tylko ludobójstwa w ramach wdrażania ustroju powszechnej szczęśliwości, lecz także nieprawdopodobnej, gigantycznej cywilizacyjnej zapaści.
Sowietyzacja skutkuje jednak obok nędzy cywilizacyjnej, także nędzą społeczno-moralną. Pokolenia wychowywane w barakach nabierają nawyków życia obozowego, a w najlepszym razie stadnego, nie są więc w stanie odtworzyć struktur o charakterze personalistycznym. Tak jak armia czerwona to zorganizowana dzicz, horda, nic więcej – tak społeczeństwo sowieckie (w każdym z krajów strzeżonych przez taką czy inną „ludową armię”) w swej masie stanowi zwykle zbiorowisko ludzi o więziennej, obozowej mentalności, a nie obywateli.
W przypadku Polski oczywiście tradycje związane z PPP, a ściślej idea PPP, okazała się tak silna, że budziła ducha sprzeciwu wobec czerwonej zarazy w dokonujących się co jakiś czas protestach społecznych. Zauważmy jednak, że z tą właśnie ideą komuniści nieustannie walczyli na poziomie kulturowym i psychospołecznym. I to na wiele sposobów. Po pierwsze, dokładnie tak samo, jak to sowieciarze czynili z historią, literaturą, nauką etc. – poprzez kradzież, czyli zawłaszczanie tego, co wartościowe i podpieranie się tym dla wzmocnienia sowieckiej indoktrynacji. Tak samo więc, jak – wedle komunistycznej wykładni oczywiście – „całe dzieje Polski” w nieuchronny sposób wiodły do peerelu, który był „państwem idealnym”, tak samo jak cała niemalże literatura polska niecierpliwie wyglądała „ustroju socjalistycznego” jako upragnionego raju na ziemi i antycypowała go w przeróżnych wizjach poetyckich i powieściowych – tak samo też PPP okazywało się niejako przedsionkiem „Polski Ludowej”. Takiemu zakłamywaniu PPP służyła mitologia „podziemnych działań” takich agenturalnych tworów jak „PPR”, „GL”, „AL” itp. W komunistycznym przekazie PPP zmieniało więc swój obraz i stawało się, jakżeby inaczej, awangardą postępu społecznego.
Jednocześnie zaś przekazywano spreparowany, zniekształcony obraz „dawnego” lub też „równoległego” PPP, gdzie albo „stano z bronią u nogi” (w przeciwieństwie do narażających swe życie czerwonych), albo dokonywano akcji desperackich i nieistotnych (w przeciwieństwie do spektakularnych akcji komunistów), albo też zwalczano „organizacje postępowe” zamiast wraz z nimi walczyć przeciwko okupantowi. Rzecz jasna, dla czerwonych okupantem był tylko Niemiec, bo przecież nie brat Moskal.
Wszystkiego nie dało się jednak załatwić tego rodzaju bolszewicką propagandą, no bo i rzeczywisty społeczny obraz działań „czerwonego podziemia” był zgoła inny niż to sami czerwoni przedstawiali, toteż – by zwalczać ideę PPP – jakoś trzeba było (po drugie, po wspomnianym wyżej zawłaszczaniu) zasymilować część tego, co stanowiło PPP. Dokonano tego za pomocą subtelnego oddzielenia „pozbawionych skrupułów i odpowiedzialności”, „szalonych” dowódców od biednego, szarego, naiwnego, skołowanego żołnierza, instrumentalnie potraktowanego w walce (tak m.in. portretowano Powstanie Warszawskie, ale tak też przedstawiano działalność AK, bo o oddziałach NSZ albo nie wspominano w ogóle, albo traktowano te oddziały jako sojuszników Hitlera). Taki rozdział był zgodny z czerwoną dogmatyką historiograficzną dotyczącą II RP, nakazującą mówić o „ucieczce przez Zaleszczyki” władz „faszystowskiej Polski” i pozostawieniu ludności na pastwę wojny. W tejże dogmatyce wkroczenie Rosjan 17 września było niemalże pierwszym etapem wyzwolenia naszego kraju.
Co więcej, ponieważ w ramach PPP istniało tajne nauczanie, czerwoni, jako ci, co niosą nie tylko władzę rad i elektryfikację, lecz „darmową oświatę dla wszystkich”, przedstawiali tradycje podziemnego szkolnictwa znowu jako „postępowe” i antycypujące edukację „Polski Ludowej”. W takim wyciskaczu łez, jak serial „Polskie drogi” (na tej mapie drogowej pominięta została droga katyńska i syberyjska, naturalnie), nieprzypadkowo tajnym nauczycielem był akurat komunista.
Dbano jednak, by nie przesłodzić z przejmowaniem idei PPP, dlatego też przypominano zarazem uporczywie o „bezsensownej walce” (jak choćby ta w Powstaniu Warszawskim), o „zbrodniach” podziemia związanych ze zwalczaniem czerwonych poczciwców (tu, ma się rozumieć prym wiodła mitologia „Popiołu i diamentu”, ale też i inni, poza Jerzym Andrzejewskim, pisarze w okresie socrealizmu wiedzieli (np. Tadeusz Konwicki), jak przedstawiać niepodległościową partyzantkę), o niezrozumieniu konieczności dziejowej w postaci nadejścia „socjalizmu”, o „rusofobii” itd.
W tym piętnowaniu (na wszelki wypadek) PPP posunięto się tak daleko, że ludzi podziemia zaczęto utożsamiać z bandytami zabijającymi bezbronnych cywilów, a nawet – z bratobójcami. Ludzie PPP przecież nie tylko mieli, według czerwonych, nie akceptować „nowego porządku”, ale wszczynać „wojnę domową” i mordować rodaków. Zwróćmy uwagę, że tym mitem „bratobójczej wojny” straszono do lat 80. (słynne listy proskrypcyjne na czerwonych)! Ludzie walczący o niepodległość Polski, ludzie niegodzący się na bezprawne rządy komunistów – w czerwonej propagandzie przedstawiani byli jako terroryści, jako największe zagrożenie porządku publicznego, jako „antypaństwowcy” itd. Była w tym sowieckim dezinformacyjnym szaleństwie metoda: chodziło przecież ni mniej ni więcej tylko o to, by Polacy pod żadnym pozorem zbrojnie nie występowali przeciwko bolszewizmowi i trwającej cały czas moskiewskiej okupacji. Dlatego też wbijano Polakom do głów (już od dziecka) takie frazy-mądrości życiowe, jak wspomniana już „bezsensowna walka”, „polska nieszczęsna martyrologia”, „pobrzękiwanie szabelką”, „Anders na białym koniu” i wiele innych, które miały na celu ostateczne skompromitowanie idei PPP tudzież odzyskania niepodległości przez Polskę.
Idea PPP przecież sprowadzała się (i sprowadza) do jednego: trwałego, systematycznego, metodycznego i wieloaspektowego oporu obywateli przeciwko okupantowi. System sowiecki zainstalowany nad Wisłą i zarządzany przez prokremlowską agenturę natomiast swą żywotność czerpał z paraliżowania oporu narodowego. Osiągano ten efekt za pomocą państwowego terroru. Jeśli zaś już dochodziło do poważnych wybuchów społecznych, to nie tylko szybko były one pacyfikowane, ale i ich przesłanie było wykorzystywane przez czerwonych do agenturalnych roszad na szczytach komunistycznej władzy oraz do propagandowych kampanii traktujących niezadowolenie Polaków jako pretekst do szukania „przyczyn zaniedbań”. Do tych przyczyn nie wliczano, rzecz jasna, agentury rządzącej krajem.
Nie możemy jednak zapomnieć, że idei PPP nie podejmowały także środowiska opozycyjne. Tylko część z nich rzeczywiście uważała, iż należy obalić system komunistyczny. Spora część stała na stanowisku albo „socjalizmu z ludzką twarzą”, albo „pokojowej ewolucji” systemu – ewolucji, w której czynną rolę mieli odegrać niegdysiejsi dysydenci. Ponadto niejednolite było stanowisko Kościoła – część duchownych odrzucała kompromis z czerwonymi, ale część nie. Taki stan rzeczy (częstokroć kreowany przez czerwonych za pomocą agentury wpływu w środowiskach opozycyjnych lub za pomocą zwykłych TW) został wykorzystany przez komunistów w procesie konserwacji systemu za pomocą wiekopomnej „ustrojowej transformacji”. Jednym z podstawowych dowodów świadczących o tym, że w Polsce doszło tylko do wewnątrzsystemowej zmiany, nie zaś do odrzucenia ustroju komunistycznego jest nie tylko (opisywana przez mnie obszernie w mojej książce, więc tu nie rozwijam tego wątku) „odgórna rewolucja” rozpoczęta m.in. tworzeniem różowo-czerwonego rządu w 1989 r., ale dopilnowanie, by nie doszło do rozliczenia komunistycznego systemu i – co najważniejsze – do nawiązania (prawnego, konstytucyjnego i instytucjonalnego) do Polski przedwojennej. Nawiązano do peerelu i po dziś dzień prawo III RP jest przedłużeniem „dekretów”, „ustaw” i „uchwał” tworzonych przez bolszewicką agenturę w latach 40.
Można więc powiedzieć za śp. prof. Januszem Kurtyką, nawiązując do Jego przesłania dotyczącego wygrania Powstania Warszawskiego, że idea PPP wciąż jest aktualna, ponieważ w obecnej sytuacji Polski niezbędne wydaje się przekreślenie całej peerelowskiej i neopeerelowskiej fasady i rozpoczęcie budowy państwa od nowa. Niezbędne zatem wydaje się wspólne (wielu środowisk niepodległościowych) tworzenie strukturalnych zrębów tejże nowej państwowości przy pomocy niepodległościowo nastawionych polityków, naukowców, ludzi kultury oraz zwykłych obywateli; przy pomocy nowej konstytucji, nowych instytucji, nowych struktur. Ten proces powoli bo powoli, ale się na przestrzeni ostatnich lat już dokonuje, a nabrał nowego kształtu po ubiegłorocznym zamachu smoleńskim. Z drugiej strony procesowi temu przeciwstawia się cały establishment III RP, który nawet nie chce słyszeć o zmianie istniejącego porządku i może w tym względzie już otwarcie liczyć na Moskwę.
Pytanie podstawowe jednak brzmi: ilu naszych rodaków ma świadomość tego całego zagrożenia. I ilu chciałoby autentycznej, a nie iluzorycznej niepodległości. Pokolenie przedwojenne, które za wzór przywołuje Rolex, miało doświadczenie: i niepodległości, i wolności (jak też doświadczenie walki o ich obronę). Pokolenie powojenne zaś niepodległości ani wolności tak naprawdę, dogłębnie, mocno – nie zaznało. I być może dlatego zdaje się ono stawiać wciąż pytanie: po co nam wolność i niepodległość – nie wystarczy święty spokój?
Oczywiście zamykanie oczu na zagrożenia, jakie dotykają polskie państwo, nie powoduje zniknięcia tychże zagrożeń. Z drugiej zaś strony święty spokój zwłaszcza w republikach bananowych (a III RP do nich należy), zwykle osiągany za wysoką cenę jakichś malwersacji czy zadłużeń, nigdy nie trwa zbyt długo. Gdy zaś kończy się święty spokój, to nawet osoby zamroczone codzienną krzątaniną lub borykające się z wieloletnią biedą, zaczynają patrzeć na świat szerzej, myśleć ogólniej i dostrzegać związki przyczynowe między swoją i rodzinną kondycją życiową a katastrofalnym stanem państwa. Żywię więc nadzieję, że rok 2011 nie będzie dla ciemniaków rokiem świętego spokoju. I nie tylko dla nich.
http://www.solidarni.waw.pl/ssw/pdf/Polskie_Panstwo_Podziemne.pdf
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Mam dokładnie takie same przemyślenia na początek 2011.
Absolutnie zgadzam się z wami - tj FYM i Rolex.
Bezprawie widoczne na każdym kroku w "tym kraju" nie daje żadnych nadziei, że przy użyciu legalnych instytucji III-ej R.P. uda wyprowadzić, Polskę z wykolejenia trwającego od hmmm 1939 czy 1946 na tory prawa, uczciwości i sprawiedliwości (żeby nie było, że partyjny jestem).
Kwestią podstawową jest to jaka miałaby być formuła nowego lub restytuowanego PPP. Rolex zakłada, że powinna być to organizacja legalna.
Problem w tym, że polskie prawo nie przewiduję tajnych organizacji i stowarzyszeń, więc siłą rzeczy legalna ona nie będzie.
Moim zdaniem trzeba:
1.
Oprzeć się na legalnym, zarejestrowanym stowarzyszeniu, które byłoby ciałem politycznym i reprezentantem PPP na zewnątrz. Powstała przy stowarzyszeniu organizacja PPP powinna wspierać merytorycznie "jawne" władze i zabezpieczać kontrwywiadowczo przed działaniami dezintegracyjnymi ze strony "systemu III-ej RP".
1'.
Początkiem takiego stowarzyszenie i tajnej organizacji powinno być zdefiniowanie celów - to może być bardzo trudne. Liczba celów działania powinna być ograniczona do koniecznego minimum. Moim zdaniem wyłącznie do aspektu wprowadzenia, respektowania i egzekwowania "dobrego prawa" oraz absolutnie podstawowych praw obywatelskich. Przyjęcie większej ilości celów, będzie skutkowało tym, że nie wszyscy członkowie będą się z nimi identyfikowali, co będzie prowadzić do napięć wewnętrznych, powstawania frakcji i drastycznie obniży odporność na prowokacje i działania dezintegracyjne.
2.
Wyraźnie wskazać powody i uzasadnienie - dlaczego konieczne jest zrezygnowanie z oficjalnych i legalnych metod, na rzecz metod konspiracyjnych. Powinny być zebrane i udokumentowane bezprawne działania "systemu III-ej R.P.", przeciwko porządkowi prawnemu panującemu w kraju. To akurat będzie bardzo łatwe.
3.
Zaprojektowanie struktur PPP oraz metod działania, z uwzględnieniem skuteczności działania i odporności na ewentualną dezintegracje mające źródła zewnętrzne oraz wewnętrzne. To znowu trudne ale mamy ponoć dobre wzorce.
2. Myślę, że rozmawiając o PPP nie da się pominąć
tekstu Wojciecha Wencla, który na swoim blogu sformułował program "powrotu do wybranych metod walki cywilnej, która podczas okupacji zabezpieczała Polaków przed wpływami niemieckiej propagandy". Autor "roboczo, na podstawie historycznego wzoru" formułuje zasady, które są, moim zdaniem, obecnie minimalnym programem i wstępem do dalszych działań. Podaję te zasady w całości:
1. Bojkot wszelkich działań zmierzających do osłabienia ducha w społeczeństwie, szczególnie prób pomniejszenia rangi katastrofy smoleńskiej i pamięci bohaterów, którzy 10 kwietnia 2010 roku polegli za ojczyznę.
2. Bojkot stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych, czasopism i dzienników jednostronnie i niezgodnie z rzeczywistością przedstawiających polskie życie publiczne, prowadzących nagonkę (nie mylić z merytoryczną krytyką) na Jarosława Kaczyńskiego.
3. Bojkot towarzyski publicystów uczestniczących w tej nagonce.
4. Bojkot wszelkiego rodzaju imprez rozrywkowych i kulturalnych organizowanych przez antydemokratyczne media.
5. Utrzymywanie na najwyższym poziomie poczucia honoru narodowego i solidarności z ludźmi wykluczonymi bądź wyszydzonymi przez media (obrońcy krzyża, mieszkańcy wschodniej Polski, słuchacze Radia Maryja, członkowie NSZZ „Solidarność” i inni)
6. Rozwijanie własnego patriotyzmu (poznawanie historii, literatura piękna, podróże śladami przodków) i aktywność społeczna: promowanie postaw patriotycznych w środowisku rodzinnym, miejscu pracy, szkole (nauczyciele), internecie (autorzy blogów, uczestnicy portali społecznościowych).
7. Udzielanie pomocy ofiarom medialnego monopolu: osobom dyskredytowanym w artykułach z powodów ideologicznych, zwalnianym z pracy (sprawa Wyższej Szkoły Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza), podawanym do sądu, szykanowanym za poglądy.
Pisze dalej Wencel: "Ponieważ nie mamy struktur umożliwiających zorganizowanie zbiorowego oporu, zaczynam od siebie. I rzucam hasło walki cywilnej pod rozwagę tych z państwa, którzy – podobnie jak ja – dostrzegają w medialnej propagandzie tendencję sprzeczną z demokracją i polską racją stanu. Listę mediów zasługujących na bojkot niech każdy ustali według własnego uznania. Moja liczy kilkanaście pozycji."
Całość tekstu Wojciecha Wencla tutaj: http://wojciechwencel.blogspot.com/2010/09/tylko-swinie-siedza-w-kinie-p...
3. I jeszcze zakończenie filmu "Wielka droga"