po stronie Kurtyków

avatar użytkownika nissan
Znajomy, który nie popierał ani PiS, ani Platformy, zagadał do mnie ostatnio, że jednak tęskni za czasami, gdy PiS rządził: „Z władzy można było się pośmiać, najbardziej oczywiście z tych waszych koalicjantów z Samoobrony i LPR. Było jakoś weselej. A za Platformy ponuro, katastrofy, morderstwa, wszystko to ciężkie jakieś”.
1987 rok. Trwa histeryczna kampania propagandowa przeciwko rozmieszczaniu w RFN amerykańskich rakiet Cruise i Pershing oraz militaryzmowi Reagana. ZSRR walczy o pokój. W PRL antymilitarystyczne akcje prowadzi ruch „Wolę być” – ekologiczna i pacyfistyczna organizacja/jaczejka powołana z błogosławieństwem komunistycznej władzy, związana z tygodnikiem „Na przełaj”. Ma ona być odtrutką na wrażych pacyfistycznych ekstremistów z ruchu „Wolność i Pokój”, ganianych na ulicach przez ZOMO. Czołowym aktywistą „Wolę być” i publicystą „Na przełaj” jest Eryk Mistewicz, zwany przez koleżanki Eryczkiem. Nie, nie znajdą Państwo tej informacji na stronie internetowej obecnego niezależnego fachowca od marketingu politycznego. Aż dziw, bo z Eryczkiem militaryzm nie miał żadnych szans. W jednym z numerów „Na przełaj” z 1987 roku czytamy: „Propozycja Eryka Mistewicza: zróbmy objazdową wystawę zabawek militarnych. Może ktoś wymyśli fajne hasła ośmieszające te zabawki?”. Akcja rozwija się, czytelnicy przysyłają wredne zabawki oraz zdjęcia z zabawy w wojnę. Potem w „Na przełaj” czytamy, iż „Kaśka Nietupska, uczennica Technikum Chemicznego z Oświęcimia, wraz z delegacją Ogólnopolskiego Komitetu Pokoju odwiedziła w Belwederze generała Wojciecha Jaruzelskiego”. Działaczka „Wolę być” zawiadomiła go o pomyśle Eryczka: „Poinformowała również pana generała Jaruzelskiego o naszym projekcie zorganizowania objazdowej wystawy zabawek militarnych”. Działalność „Wolę być” została doceniona, o czym „Na przełaj” informowało z radosnym niedowierzaniem: „Niektórzy czytali wywieszony na redakcyjnym korytarzu artykuł z »Trybuny Ludu« kilkakrotnie. Rzeczywiście, w pierwszej chwili trudno było uwierzyć, że jedna z najważniejszych gazet w kraju przyznaje prestiżową nagrodę nieformalnemu i niekonwencjonalnemu ruchowi ekologiczno-pokojowemu »Wolę być«”. Były „honorowe dyplomy, kwiaty i uściski dłoni od członka KC PZPR Józefa Czyrka”. Zaś niezależna młodzież z „Wolę być” częstowała nie tylko towarzyszy z KC, ale i innych uczestników święta „Trybuny Ludu” zdrowym pieczywem i chrupkami kukurydzianymi. Pogoda dopisała.
Listopad 2010. Eryczek bryluje w mediach. „Kandydatom PiS Jarosław Kaczyński wbił nóż w plecy” – mówi w radiu TOK FM o usunięciu z PiS dwóch działaczek. Wychodząc z rólki eksperta, zapowiada, że lista odchodzących z PiS będzie dłuższa. Wspomina elegancko o młodych działaczach PiS, co nie będą chcieli działać w partii głoszącej idee na „różowych” tabletkach. Nagrody „Trybuny Ludu” Eryczkowi za to nie dadzą. Ale może jakąś inną? Zapewne nie od rzeczy byłoby wówczas wydać na jego temat jakąś grubą knigę. Proponuję: „Eryk Mistewicz w walce z agresją od czasów Reagana do Kaczyńskiego”.
Arcybiskup Józef Życiński też wypowiedział się na temat Jarosława Kaczyńskiego: „Jeśli jakikolwiek polityk będzie nam przesłaniać Chrystusa, to będzie to bardzo niebezpieczne dla Kościoła”. Święte słowa! To tak, jakby jakiś, czysto hipotetyczny, współczesny biskup-zdrajca przysłonił nam Judasza. Nie wypada, po prostu nie wypada.
Kto z polityków PiS gra z wielkimi mediami przeciw Kaczyńskiemu, ten bardzo ładnie wypada w telewizji, ale natychmiast jego poparcie wśród prawicowych wyborców spada do zera. Dopóki ta święta zasada działa, nie mamy co się bać prób rozwalenia obozu niepodległościowego. Zachowujmy w tej kwestii pruską dyscyplinę. Ordnung muß sein, czyli po poznańsku „porzundek zaś, ale musi być”. Inaczej WOLNOŚCI w Polsce nie uratujemy.
„Nie ma na to nawet poszlak” – napisał Paweł Lisicki o możliwości zamachu w Smoleńsku. I spokojnie pogrążył się w psychoanalizie zwolenników „spisku”. Cóż, nasze bardzo intensywne dziennikarskie śledztwo poszlak zdrowego rozsądku u Pawła Lisickiego nie wykryło. Niestety, redaktor naczelny „Rzepy” pasuje do starego dowcipu o niewidomym. Lecące nad nim ptaki starają się go w wiadomy sposób przyozdobić. Ale on zawsze fuksem uchyla się przed pociskiem. Odskakuje w lewo lub w prawo. Jaki z tego wniosek? Ślepy g... widzi.
Pierwszym uczonym III RP zostaje na naszych oczach prof. Radosław Markowski. Jego uczoności dowodzi niezbicie fakt, że używa słów, których nikt nie potrafi zrozumieć. Nie tylko my, moherowa ciemnota, ale nawet młodzi, wykształceni z wielkich miast za cholerę nic nie kumają. Musi być to umysł wyrastający ponad epokę! Ostatnio powiedział, że w Polsce ma być „konsocjonalna demokracja” i „funkcjonalny federalizm”. Markowski wytłumaczył, iż chodzi mu o to, że skoro Polacy tak mocno się podzielili, to pora zacząć żyć obok siebie, a nie razem, i „pracować nad tym, żeby się skutecznie instytucjonalnie podzielić”. Ponieważ jestem kibolem, a nie profesorem, przypomniała mi się stadionowa przyśpiewka, tłumacząca w nieco prostszych słowach treść propozycji Markowskiego: „Sialala, sialala, podzielimy równo, dla nas cała władza, dla was wielkie g...”.
TVP Info uczciła dzień Wszystkich Świętych wyemitowaniem propagandowego rosyjskiego filmu o Smoleńsku „Syndrom katyński”. Trafiłem na niego przypadkiem, bo telewizji prawie nie oglądam. Przez kilkanaście minut nie domyśliłem się, że to film rosyjski. Potem moje zastanowienie wzbudziły sprawy drugorzędne. Stwierdzenie, że Polacy (wszyscy?) kochali Marię Kaczyńską. Albo informacja, że „Gazeta Polska” nie ma wątpliwości, iż w Smoleńsku doszło do zamachu. Takie drobnostki wskazujące, że autor nie do końca kuma bazę. Wtedy poszukałem w internecie i ustaliłem, kto film wyprodukował. Dlaczego tak późno? Bo cała reszta argumentów była tożsama z tym, co głosi się w polskich mediach. Była wersja gnojka z „Gazety Wyborczej”, że w filmie „Solidarni 2010” występowali aktorzy Katarzyna Łaniewska i Mariusz Bulski. W podtekście – wynajęci za grubą kasiorę. Był nienawistny kłamca Tomasz Sakiewicz i obiektywny komentator Igor Janke. Nienawiść Jarosława Kaczyńskiego sprowadzały do właściwych proporcji wypowiedzi bohaterów pozytywnych: Wojciecha Jaruzelskiego, Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Wałęsy i Bronisława Komorowskiego.
No wreszcie rozwaliliśmy ten Manchester City, nie tylko kibicowsko. To, co naprawdę cieszy, to udział w zwycięstwie wchodzących z ławki młodych polskich piłkarzy – 19-letniego Mateusza Możdżenia czy 22-latka Jacka Kiełba. Kasia Hejke szczerze zdziwiona była, kiedy okazało się, że następnego dnia o godz. 10 w czasie kolegium redakcyjnego udało się do mnie dodzwonić. Co tu dużo gadać, ja odpowiedzialny chłopak jestem. Natomiast mój kolega o pseudonimie „Obama” upił się na mieście z Anglikami i o 10 rano wrócił do domu, a wstał o 23. W sobotę pod mostem opowiadał, że Anglicy stawiali, ale on też stawiał, tylko zdaje się, że mniej.
„Jakżeś drogi Marii Pannie w wyniszczonej Twej sutannie” – pisał Jan Lechoń w wierszu „Arcybiskup Cieplak”, dla mnie jednym z najpiękniejszych w polskiej poezji. Jako wielki grzesznik oglądam właśnie spotkanie z księdzem Stanisławem Małkowskim na Niezależnej.tv. Słucham, jak ksiądz przypomina, że dwa tysiące lat temu też „niewielu ich było”. I że czyściec na ziemi także w przypadku kapłana jest po coś. Myślę o naiwności tych hierarchów, którzy codziennie mówią o Panu Bogu, ale nie rozumieją, że to nie figura wyprodukowana na użytek kampanii PR-owskiej.On naprawdę, chłopaki, istnieje.

Piotr Lisiewicz
**************************
*************************************

ANEKS.    




Amerykańska Tea Party jest jak polska "Solidarność"? Sama Tea Party uważa, że tak!

opublikowano: 2010-11-04 22:15:00

Panowie spokojnie
„Rzeczpospolita" zamieszcza rozmowę z Jamie Radtke, przewodniczącą Tea Party w Wirginii. Aktywistka ruchu mówi m. in.:
Początkowo próbowano przedstawić Tea Party jako ruch nawołujący do przemocy. Lewicowi politycy i dziennikarze nie chcą mówić o konkretnych problemach, bo trudno uzasadnić dążenie do socjalistycznej gospodarki. Wolą przypinać przeciwnikom różne etykietki. Kiedy ta taktyka zawiodła, zaczęto ignorować nasze działania. Ale i to nie podziałało. Siłą Tea Party jest bowiem to, że stanowimy spontaniczny ruch, który ma wiele cech wspólnych z polską „Solidarnością". Został stworzony przez zwykłych ludzi, którzy stwierdzili, że z ich krajem dzieje się coś niedobrego, że to już nie jest ich Ameryka i że istnieje potrzeba przywrócenia konserwatywnych wartości.
Dziś to Tea Party niesie nadzieje. Pokazuje, że gniew zwykłych obywateli może wiele zmienić - jeśli tylko umieją się zorganizować i nie brakuje im determinacji.
Sil

napisz pierwszy komentarz