Medialny redyk, czyli czas strzyżenia baranów
Za oknem mamy jesień. Wkrótce zacznie się zima. Krótkie dni i długie wieczory sprzyjać będą wspomnieniom minionego lata. Na kolejne przyjdzie nam czekać dobre kilka miesięcy. Kiedy zaś kończy się zima, z utęsknieniem oczekujemy pierwszych oznak wiosny.
Wśród górali takim symbolem definitywnego końca zimy jest wiosenny redyk. Zaczyna się w maju i choć hodowla owiec spadła w Polsce drastycznie, tradycja ta całkiem jeszcze nie zanikła. Zwyczaje i stare obrzędy związane z wiosennym redykiem są bardzo ciekawe i pouczające.
Polecam „młodym dobrze wykształconym z dużych miast” wybrać się wiosną na Podhale i przejrzeć się w lustrze.
***
Jeden baca, trzech juhasów i kilka owczarków potrafi zapanować nad stadem owiec i baranów zbijając je w jeden kierdel tak skutecznie, że nie przychodzi im do głowy oddalanie się, buntowanie czy wybieranie własnej drogi bądź innego pastwiska.
Obserwując z daleka pasące się owce z pozoru wydaje się na pierwszy rzut oka, że są beztroskie i wolne. Kiedy jednak dłużej przyjrzymy się temu widokowi, to zauważymy, że co jakiś czas ujadając i szczekając owczarki reagują na każde oddalenie się pojedynczej sztuki bądź grupy owiec od stada.
Nawet wtedy, kiedy kierdel staje się zbyt mało zbity w kupę, a owce i barany rozłażą się nieostrożnie na zbyt dużym obszarze, owczarki przystępują do akcji robienia porządku.
Co ciekawe, dzieje się to jakby bez udziału bacy i juhasów. Są oni zupełnie niewidoczni, choć wiadomo, że to oni szkolili owczarki do tego trudnego zadania i gdzieś z szałasu zwanego kolibą bacznie obserwują wszystko, co się dzieje. Jednak psy oddelegowane do tej roli, oprócz tresury muszą mieć pewne wrodzone predyspozycje. Ślepe posłuszeństwo, a w zamian poklepanie po karku, podrapanie za uchem i pełna micha.
Jednym słowem bacowie i juhasi trzymają rękę na pulsie mając do dyspozycji oddane ślepo narzędzia. Panuje wolność i swoboda, ale ściśle kontrolowana.
Aby tak do końca zapanować nad bezmyślnym wydawałoby się stadem już dużo wcześniej czynione są pewne sprawdzone przez wieki zabiegi.
Jak wiemy owce pochodzą od różnych gospodarzy i z różnych wsi. Najpierw, więc dochodzi do tak zwanego mieszania owiec. Baca na chwilę znika gdzieś wśród drzew by za chwilę pojawić się ze ściętą młodą jodłą. Po zaostrzenia jej na końcu wbija ją w ziemię. Tak przygotowany słupek zwany jest mojką.
Następnie stado za pomocą krzyków, gwizdów juhasów i ciągłego psiego ujadania i szczekania zbijane jest w jeden ciasny i niesamowicie beczący kierdel, by następnie ruszyć wokół mojki kilkakrotnie ją okrążając, jak jakiś zaczarowany krąg. Podczas tego szalonego biegu psy i juhasi bacznie uważają, aby żadna owca nie wypadła poza krąg.
Po tym rytuale owce stają się spokojniejsze, mniej beczą i już nie jest im w głowie tęsknota za własnym gospodarzem, owczarnią czy ucieczką do własnej wsi.
Dalej stado zapędzane jest do koszaru - ogrodzenia, w którym przebywają nocą. Baca z zawiniątka wydobywa kadzidło i je podpala. Wonnym dymem okadza teraz wszystkie owce w koszarze, aby nadać im jeden wspólny zapach, by trzymały się razem i nie rozchodziły po hali.
Po tych wszystkich zabiegach, które mimo rytualnego charakteru maja bardzo praktyczne znaczenie można strzyc i doić owce do woli.
I tak o to, co roku historia się powtarza.
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Świetne
Dzięki za ten tekst
pzdr
Rebeliantka
2. Coś w tym jest
:-)
3. Redyk