Żyszkiewicz: Więcej gazu i suwerenności

avatar użytkownika Maryla

 

Zabraknie gazu jesienią? Nie, to był tylko rządowy pijar, żeby uzyskać aprobatę wyborców dla niekorzystnego kontraktu. Na szczęście, pomogły nam regulacje unijne oraz tworzący się w świecie rynek błękitnego paliwa.  

W rankingach światowych Polska jako konsument gazu zamyka dopiero czwartą dziesiątkę, więc przy zawodnikach wagi ciężkiej (Kanada – zużycie rzędu 2800, Rosja – 2600, USA – 2100 m sześc. na osobę rocznie) nasz udział (ok. 400 m sześc.) w wykorzystaniu gazu przedstawia się skromnie. Nie mówiąc już o krajach-potentatach, zużywających rocznie tak jak Bahrajn – 17 500, Zjednoczone Emiraty Arabskie – 13 000 czy Brunei – 11 000 m sześc. gazu per capita.  

Statystyki zużycia dowodzą, że niedobór gazu ziemnego niesłusznie przedstawia się jako coś, co zagraża naszej gospodarce. Nasz kraj konsumuje dziś około 14 mld m sześc. gazu rocznie. (Dla porównania: USA – blisko 650 mld, a Rosja – prawie 370 mld m sześc. w ciągu roku).  

– Krajowe wydobycie wynosi rocznie 4, 5 mld m sześc., 9 mld gazu mamy z Rosji, na mocy dotychczasowych porozumień, więc w najgorszym razie, do czasu uruchomienia gazoportu w Świnoujściu, może nam brakować rocznie najwyżej ok. 1, 5 mld m sześc. gazu – szacuje w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” ekspert od surowców energetycznych, który zastrzegł sobie anonimowość. – Za dużo w tej branży polityki oraz ludzi ze służb, za mało rzetelnej wiedzy, długookresowej perspektywy, wreszcie zwykłego pragmatyzmu. Niestety, zmiana ekipy politycznej powoduje nie tylko wymianę kadr zarządzających strategicznymi spółkami skarbu państwa, ale często również radykalne odstępstwo od przyjętej przez poprzedników koncepcji rozwoju, a tak być nie powinno.

Mniej polityki w tym biznesie

Pod koniec lata w mediach pojawiły się sygnały, że z powodu niepodpisania umowy z Rosją jesienią może nam zabraknąć gazu.  Ale straszenie Polaków chłodem w mieszkaniu było – zdaniem fachowców – rodzajem propagandowej osłony nowego kontraktu gazowego z Rosją, który ostro skrytykowany już w marcu 2010 przez doradców oraz ekspertów związanych z ośrodkiem prezydenckim poprzedniej kadencji, nieco później wywołał też zaniepokojenie w krajach Unii i spowodował interwencję Komisji Europejskiej.

– Rozwiązaniem optymalnym w naszej sytuacji byłby czteroletni kontrakt pomostowy na te brakujące 1–1, 5 mld m sześc. gazu, zawarty na poziomie biznesowym, czyli raczej z Gazpromem niż z Rosją – mówi Janusz Kowalski, członek zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego.   

Przekonanie, że czynnik polityczny raczej przeszkadza niż pomaga w handlu surowcami energetycznymi, podziela przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa i Gazownictwa „S” Bolesław Potyrała.

– Byłoby znacznie lepiej – ocenia jako związkowiec i praktyk – gdybyśmy mogli się dogadać ze sobą jako partnerzy biznesowi, tymczasem większość istotnych porozumień podejmuje się nadal na szczeblu rządowym. A przecież decyzje polityczne niejednokrotnie powodują, że wartość spółki spada, a jej akcjonariusze i pracownicy tylko na tym tracą.  

Stabilność dostaw, dobra cena  

Tak do końca polityki z kontaktu gazowego usunąć się pewnie nie da. Nie tylko dlatego, że Kreml, szczególnie za rządów Władimira Putina, traktuje eksport nośników energii jako skuteczne narzędzie do przywracania Rosji statusu imperium, choćby tylko regionalnego. Zdecydowana reakcja Komisji Europejskiej wobec polsko-rosyjskiej umowy gazowej dowodzi, że każdy poważny podmiot polityczny – państwo, unia czy federacja – dostrzega w bezpieczeństwie energetycznym ważny czynnik własnej suwerenności.

Bezpieczeństwo energetyczne – według definicji zawartej np. w dokumencie „Polityka energetyczna Polski do roku 2030” – to stabilne dostawy paliw i energii, na poziomie pozwalającym zaspokoić potrzeby krajowe, po cenach akceptowalnych przez gospodarkę i obywateli. I oba te aspekty są ważne.  

– Trzeba pamiętać – podkreśla przewodniczący Potyrała – że energetyczne bezpieczeństwo państwa, rozumiane jako zróżnicowanie kierunków dostaw i niezawodność systemów zaopatrzenia, choć trudne do przecenienia, z punktu widzenia klienta ustępuje dość wyraźnie kryterium cenowemu.

Kreml zarządza przez kryzysy

W 2006, w obliczu poważnego niedoboru gazu, spowodowanego decyzjami poprzedników, rząd Prawa i Sprawiedliwości był zmuszony zakupić w Rosji brakującą ilość tego paliwa. Kreml nie omieszkał wykorzystać sytuacji. Strona rosyjska przystała na dodatkową umowę Polski z RosUkrEnergo, ale wymusiła na nas 10-procentowy wzrost ceny za gaz w całym kontrakcie jamalskim.

– Miłe to nie było, na rząd PiS spadła fala krytyki – przypomina Kowalski. – Ale nie rozumiem, dlaczego ci sami, którzy wtedy najgłośniej krytykowali wzrost cen, teraz z własnej woli, bez wyraźnej potrzeby i nawet bez presji ze strony rosyjskiej zwiększają import i znacznie wydłużają kontrakt. W dodatku, godząc się na te same wysokie ceny, na których wcześniej nie zostawili suchej nitki.

Owszem, dziś brakuje nam około 1 mld m sześc. błękitnego paliwa – specjalistyczny portal Węglowodory.pl szacuje ten niedobór na 1, 15 mld m sześc., nie więcej – ale źródła obecnego kryzysu leżą całkowicie po stronie rosyjskiej. Po prostu RosUkrEnergo, spółka Gazpromu, przestała nam w 2009 dostarczać zakontraktowany gaz.

– Powstałą lukę trzeba zapełnić na poziomie biznesowym, nie politycznym – uważa Kowalski. – Jeśli relacje między Gazpromem a PGNiG są, jak się nas zapewnia, normalne, czysto biznesowe, to po co mieszać do tego polityków najwyższego szczebla? Przecież kryzys spowodowała spółka Gazpromu, więc z techniczną umową na dostawy brakujących ilości gazu na cztery lata, czyli do chwili uruchomienia gazoportu w Świnoujściu, nie powinno być problemu. Zwłaszcza że polskie PGNiG jest trzecim co do wielkości zamówień klientem Gazpromu w Europie.

Tymczasem zamiast zwykłych rozmów biznesowych od wielu miesięcy działo się coś niedobrego i groźnego dla Polski. Tu wcale nie szło o niedobory gazu, lecz o kontrolę nad przebiegającym przez nasze terytorium, liczącym 660 km, odcinkiem rurociągu jamalskiego.  

Osobliwości handlu z Rosją

Rosja chciała po prostu wykorzystać stworzoną przez siebie sytuację kryzysową. Robiła to już nieraz. Zeszłoroczny konflikt na Ukrainie miał na celu przejęcie kontroli nad tamtejszymi gazociągami. Podobnie przebiegała rozgrywka z Polską. Od 2006 Gazprom nie płaci nam za przesył gazu, nie honoruje obowiązujących, zgodnych z polskim prawem taryf. Wykorzystuje sytuacyjne osobliwości.

Mało kto wie, że gaz zakupiony w Rosji dla odbiorców z krajów UE nie staje się własnością nabywcy zaraz po przekroczeniu granicy unijnej (w tym przypadku polsko-białoruskiej), ale dopiero na granicy polsko-niemieckiej. To oznacza, że jeśli idzie o handel gazem, Polska nadal pozostaje poza Unią, tak jak przed rokiem 2004.

Ciekawe też, że rosyjski gaz przeznaczony dla polskiego klienta jest dziś na granicy z Białorusią o kilkanaście procent droższy niż ten sam gaz dla zachodnich odbiorców na granicy polsko-niemieckiej, po przebyciu 660 km przez nasze terytorium. Jak to w ogóle możliwe? Ano możliwe, bo zarządzająca polską częścią jamalskiej rury spółka EuRoPol Gaz została pomyślana jako przedsięwzięcie non-profit. Zamiast rynkowych stawek, które wynoszą około 2, 75 dolara za przesył 1000 m sześc. gazu na odległość stu km, do URE zgłaszano do zatwierdzenia taryfy niemal o połowę niższe. Jednak Rosjanie zakwestionowali nawet te niskie stawki. I przestali przekazywać stronie polskiej należną jej część przychodu.

Nieco upraszczając, można powiedzieć, że Polska w ogóle nie zarabia na przesyle 27 mld m sześc. gazu przez swoje terytorium. O jakie pieniądze idzie, gdyby sprawę traktować naprawdę rynkowo? Łatwo to wyliczyć: 27 mln x 6, 6 x 2, 75 USD = 490 mln USD rocznie.

Z tego blisko 0, 5 mld dolarów nieco ponad połowa, co wynikało z dotychczasowej struktury własnościowej EuRoPol Gazu, należałaby się stronie polskiej. Ale jak widać, również przy taryfie o 40 proc. niższej idzie o pieniądze nie do pogardzenia. Osiągane wpływy pozwoliłyby szybko spłacić kredyt inwestycyjny, zaciągnięty w banku Gazpromu i wyjść na swoje. Ale wtedy właśnie wtrącił się Kreml.

– Rosjanie grali na upadek spółki i przejęcie gazociągu jako masy upadłościowej – ocenia Kowalski. – To im nie wyszło i dlatego Putin przyjechał 1 września 2009 na Westerplatte, żeby zażądać od polskiego premiera zmian w strukturze EuRoPol Gazu.

Nasz rząd, jak wynikało ze szczegółów uzgodnionego w lutym 2010 kontraktu, przystał na warunki jawnie dla Polski niekorzystne. Dotąd rozstrzygający głos w tej spółce, np. w sprawie wniosków taryfowych kierowanych do URE, należał do strony polskiej. To zrozumiałe, bo odcinek rurociągu jamalskiego, którym zarządzał EuRoPol Gaz przebiega przez terytorium naszego kraju. Ale po zmianach, gdyby doszło do nich w proponowanym kształcie, o wszystkim mogłaby decydować strona rosyjska.

UE w obronie polskiej suwerenności  

– Suwerenne państwo nie oddaje innemu państwu kontroli nad infrastrukturą ważną dla swego bezpieczeństwa czy interesów – argumentuje były doradca prezydenta Kaczyńskiego. – To, co chciał zrobić, a właściwie już zrobił rząd Tuska-Pawlaka, bo tylko ostra interwencja Komisji Europejskiej zmusiła polskie władze do renegocjacji kontraktu, naruszało strategiczne interesy Rzeczypospolitej. Bo gdyby formalną kontrolę nad polską częścią rurociągu jamalskiego oraz zarządzanie jego przepustowością, czyli decyzje o ewentualnym dostępie podmiotów trzecich do infrastruktury przesyłowej, oddano Gazpromowi, to do roku 2045 rynek gazowy w Polsce byłby pod wyłączną kontrolą Kremla – tłumaczy Kowalski.

Na szczęście, unijne wymogi w sprawie liberalizacji rynku gazu oraz wzmocnienie naszej pozycji negocjacyjnej w rozmowach z Rosją, w których wziął udział przedstawiciel KE ds. energii Philip Lowe, pozwoliło zmienić kształt zawartego porozumienia w sposób korzystny dla naszego kraju. 

Zarządzanie polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego przejmie pozostająca własnością Skarbu Państwa RP spółka Gaz-System, co pozwoli spełnić unijny wymóg, aby operatorzy gazociągów przesyłowych pozostawali niezależni i byli w stanie zapewnić dostęp do usługi przesyłu stronom trzecim. Uzyskaliśmy 10-procentowy upust ceny na zwiększone o 2 mld m sześc. dostawy gazu, które Gazprom będzie nam dostarczać do roku 2022.

Taryfy za przesył polską nitką gazociągu, zgodnie z naszym prawem krajowym, będą nadal ustalane przez URE, a zawarte w sprawie tranzytu gazu porozumienie ma obowiązywać do roku 2019. Resort gospodarki zapewnia ponadto, że wbrew wcześniejszym obawom wstrzymanie dostaw błękitnego paliwa tej jesieni nam nie grozi. Z umowy, jak zapewniał z minister Sikorski, wyeliminowano także zakaz reeksportu ewentualnych nadwyżek.  

Zdaniem premiera Tuska, porozumienie w nowym kształcie spełnia wymogi bezpieczeństwa i zaspokaja potrzeby kraju. Rządy Polski i Rosji podpiszą umowę, gdy tylko akceptację dla wynegocjowanych warunków wyrazi Urząd Regulacji Energetyki. Później odpowiednie aneksy do umowy sporządzą PGNiG oraz Gazprom-Eksport, spółka zależna od Gazpromu. Wygląda na to, że tym razem się udało.  

 

Waldemar Żyszkiewicz

„Tygodnik Solidarność” nr 44, z 29 października 2010

http://tysol.salon24.pl/243161,zyszkiewicz-wiecej-gazu-i-suwerennosci

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz