Gerontokracja i ześwinienie
W „Rozmowie w Katedrze”, Mario Vargas Llosa, tegoroczny noblista w dziedzinie literatury, napisał znamienne słowa: „Być czystym, to się nie ześwinić”.
Historia ześwinienia jest tak stara jak ludzkość. Przekazywana była ustnie, jako dowód upadku człowieka, zanim spisano ją ku przestrodze potomnych. Również w Polsce ma swoją długą, niechlubną historię, którą jej świadkowie próbują ustawowo zabetonować. I mając poparcie rządu, „autorytetów” i mediów, idzie im nadzwyczaj dobrze. Realizacja przesłania noblisty przypadła więc na czasy trudne - wymieszania pojęć i moralnego relatywizmu, globalizacji i unifikacji sumień, które jak pisał Herbert, można poddać chemicznym wywabiaczom. Przynależna jest już tylko wąskiej grupie partyzantów, walczących o przetrwanie, spychanych na margines życia ideowo-politycznego przez bezkarne i niekontrolowane przez nikogo media.
Domokrążcy medialni
W Rosji jest 90% dziennikarzy prorządowych i 10% opozycyjnych, w tym martwych. W Polsce 90% należy do obiektywnych, czyli wspierających PO i 10% sprzedajnych, zakłamanych, niemoralnych i nieetycznych, zwanych prawicowymi lub w uproszczeniu – pisowskimi. „Obiektywność” tych pierwszych jest coraz bardziej podejrzana, o czym świadczy najlepiej spadek sprzedaży, a co za tym idzie niepewność jutra wielu żurnalistów. Ministerstwo Prawdy z Czerskiej i jej przeróżne agendy od słowa, obrazu i dźwięku, działają jak koncern Amway. Pod hasłami najwyższej jakości sprzedają towar podejrzany, nieświeży i niestrawny, szkodliwy i Czuchnący POlitycznie. Jeden z anonimowych dziennikarzy GieWu mówił przed wyborami prezydenckimi: „Gramy na premiera, premier ma być chroniony, nie wolno pisać o niczym, co godziłoby w Donalda Tuska. A z drugiej strony walimy w prezydenta, w PiS, w Kaczyńskich”. Ta jedynie słuszna linia nie uległa zmianie po katastrofie smoleńskiej. Dalej dziennikarze posługują się kłamstwem i pomówieniami, wkładają w usta J.Kaczyńskiego słowa, które nie padły, przypisują szaleństwo i chorobę psychiczną, wyciągają odgrzewane kotlety o rzekomych podsłuchach 5 lat temu, posługując się nazwiskiem dziennikarza, który podsłuchiwany nie był. Ich nieczyste sumienie, gdy bezpodstawnie oskarżali R.Szeremietiewa czy milczeli w sprawie inwigilowanego przez ABW Wojciecha Sumlińskiego, usypiane jest prestiżowymi nagrodami. Za kłamliwy artykuł „Leki za milion dolarów”, Solecka i Stankiewicz nagrodzeni zostali Główną Nagrodą Wolność Słowa przyznawaną przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich oraz nagrodą Fundacji im. Batorego. Wrzutka Czuchnowskiego o inwigilacji miała na celu skompromitowanie służb za czasów Prawa i Sprawiedliwości i zbiegła się z konwencją PO, na której premier długo rozwodził się nad zagrożeniami stworzonymi przez PiS. Dziennikarze się skompromitowali, władze telewizji i radia robią partyjne czystki wyrzucając B.Wildsteina i „Misję Specjalną”, a jedyny urząd, który stoi na straży etyki dziennikarzy, Rada Etyki Mediów, permanentnie wciska polityczny Bajer. Z kolei KRRiT na wniosek ministra skarbu wyrzuca dziennikarza, który ośmielił się wyemitować komentarze Marcina Wolskiego i Marka Króla oraz wziąć udział w manifestacji w obronie Achmeda Zakajewa.
Rada starców
Prezydent Komorowski, który przejął obowiązki prezydenta wcześniej niż znaleziono ciało, za namową rodziny i doradców rezygnuje z kłusownictwa i przerzuca się na łapankę. Gdy w sejmie posłowie PO wpadli na pomysł, jak pozbawić emerytów dodatkowego zarobku, prezydent skompletował zespół siedmiu doradców etatowych, czyli opłacanych z budżetu. Średnia wieku 67 lat, statystyczna przynależność polityczna: najpierw PZPR, później UW/UD/KLD (niepotrzebne skreślić). Podczas uroczystości prezydent powiedział, że zespół jego doradców ma budować ducha Kancelarii Prezydenta, kształtować sposób myślenia i działania. Natychmiast więc zapanował duch geriatrii, doświadczenia i siły spokoju. Tadeusz Mazowiecki, jako doradca strategiczny, oddzieli grubą kreską katastrofę smoleńską od polskiej racji stanu a cały zespół sprawi, że kancelaria będzie miejscem debaty różnych formacji politycznych. Czyli komunistów genetycznych i komunistów przefarbowanych na liberałów, którzy mieli już swoje pomysły na Polskę, chybione i szkodliwe, po których do dziś nie możemy się otrząsnąć.
Najdziwniejsza jest funkcja doradcy ds. wizerunku, którą objął Jerzy Smoliński, dawny współpracownik marszałka Komorowskiego, który po pijackim incydencie na pogrzebie Anny Walentynowicz, oddał się do dyspozycji. Jak widać prezydent Komorowski ceni zdolności wizerunkowe swego pracownika, który o swój wizerunek zadbać nie umie.
Wybory się zbliżają
Zmasowane ataki na Prawo i Sprawiedliwość i jej prezesa są znakiem, że wybory się zbliżają i wobec braku jakichkolwiek osiągnięć partii (koalicji) rządzącej, rozpoczyna się brudna kampania wspierana przez specjalistów od pijaru. Na listach PO i PSL aż roi się od braci, ciotek, szwagrów, którzy mają za zadanie konserwować oligarchiczny układ rządzący. Zamaskowany nepotyzm zwany „polityką prorodzinną”. W sztabach PO pojawiły się instrukcje jak na plakatach powinno wyglądać zdjęcie kandydata. Powinien być lekko uśmiechnięty, ale nie zębicznie, (wszak zęby zjadł na polityce) i najlepiej na tle przedszkola w budowie, stadionu czy mostu. Gierek fotografował się na tle Nowej Huty. Według innego z zaleceń kandydat powinien być ubrany w jasną koszulę: białą lub błękitną. Bez krawata i najlepiej bez marynarki. Pod nieprawdziwym hasłem „Z dala od polityki”, w kampanię angażują się politycy i ministrowie rządu Tuska: C.Grabarczyk, S.Niesiołowski i K.Kwiatkowski, którzy wcielą się w rolę ulicznych ulotkowiczów, a politycy na listach wyborczych próbują udowodnić Polakom, że nie są politykami, tylko samorządowcami. Nagonka na opozycję przeniosła się do mediów i Internetu na facebook, gdzie powstała grupa przeciwników powrotu do władzy PiS, której inicjatorką jest posłanka PO.
Ele mele- dutki i strach przed ekskomuniką
Jan Vincent-Rostowski, obecny minister finansów i były doradca rządu Federacji Rosyjskiej jest zwolennikiem in vitro i boi się ekskomuniki kościoła. Powinien też zacząć bać się wyborców, i, jak inni ministrowie, poprosić o ochronę BOR. Rostowski ma na sumieniu wiele kłamstw, jak mówi – w dobrej wierze, by nie martwić Polaków, permanentną niefrasobliwość i brak odpowiedzialności. Za projekt budżetu na rok 2011 ekonomiści wystawili mu ocenę niedostateczną, a SLD głosem Jerzego Wenderlicha określa go jako ele mele dutki na starym liczydle. Choć budżet jest antyspołeczny, antyrozwojowy - nie ma pieniędzy na emerytury, szkolnictwo, wkład własny w inwestycje unijne, dług publiczny rośnie nie tylko na zegarze Balcerowicza, a wyspa, po likwidacji dopalaczy, nie jest już zielona - Rostowski żąda od Prawa i Sprawiedliwości przeprosin za obniżenie podatków, za wzrost gospodarczy i rozwijające się przedsiębiorstwa. Ministrowi jest jeszcze wesoło, choć już goło, dlatego zwrócił się o kredyt 2 mld euro z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który będą spłacać nasze wnuki. Bo nie mamy nawet wkładu własnego, by otrzymać dotacje unijne.
Minister Rostowski się cieszy, że to największy kredyt w historii państw unijnych. i jest dumny, że taki zaszczyt. spotkał Polskę pod jego rządami. Nagroda Nobla z kreatywnej księgowości w podziękowaniu za biedę, dziurę budżetową, bezrobocie i okłamywanie narodu. W całkach nie widać różniczki. To jest oczywiste – mówi minister - jak jeżdżenie lewą stroną na drodze.
Dla tych, którzy wierzyli, że głosując na partię miłości staną się inteligentami, a bezczeszcząc krzyż – awansują do grona awangardy - ostatni fragment powieści Orwella:
„Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnie i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim.”
- MagdaF. - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz