"Przerażający Rysio" i inne pouczające opowiastki (odcinek 2)

avatar użytkownika triarius

Żaden Melville, żaden Homer, ba! - żaden Szalony Mozart Poezji, Nasza Kochana Noblistka, ta co to Usta Ma Niemal Tak Słodkie Jak Ten Co Usta Miał Słodsze Od Malin - nie ma takiej wiernej, kochanej, czujnej, mądrej i ęteraktywnej Publiczności. Która to Publiczność ęteraktywnie mnie zaraz w komętach pod poprzednim odcinkiem poinformowała, że Rysio jednak był zębaczem (nie wierzę jednak, by miał zębiczny uśmiech, po prostu NIE WIERZĘ!), że uprawiał zapasy z ogromnymi ośmiornicami, pożerał trzymetrowe rekiny, kalmary z dziobami i w ogóle.

Czyli żadna tam słodycz i niewinność. Tyle, że co nam to robi? Klasyk by rzekł: "Tym gorzej dla faktów", ale my nie potrzebujemy nawet tego. Po pierwsze: Czy pan Ahab został może desygnowany przez jakąś, uznawaną przez międzynarodowe instancję, Ligę Samoobrony Trzymetrowych Rekinów, Kalmarów i Ośmiornic na ich oficjalnego czempiona i obrońcę?

Nie, prawda? Po drugie: czy to Rysio łaził za panem Ahabem i próbował go przerobić na tran oraz fiszbiny? (Mniejsza już o to, czy po morzu, czy też po lądzie, choć i to nie jest bez znaczenia.) Nie, prawda? Po trzecie: My się tu wcale nie zajmujemy płaczem nad losem wielorybów, ani też roztrząsaniem moralnych aspektów polowania na nie!
 

Chodzi nam o coś kompletnie innego. Ludzie, którzy doczytali aż tutaj (chodzi o tych, co przeczytali w całości poprzedni odcinek, inaczej to i tak niewiele i zaraz se darują, bo nawet nie połapią się o co chodzi), wielu z nich, zostało złapanych w paskudną zaiste pułapkę. Oni myślą, że ja tu - może w nieco bardziej pokrętnej i wyrafinowanej formie, ale jednak płaczę nad tym, co się stało, jacy tamci podli, jacy my biedni... Oczywiście - tamci są podli, a stało się koszmarnie, tyle, że to, moim skromnym, dopiero skromniutki początek. Będzie gorzej! Nie do takich rzeczy oni są zdolni.

Ja jednak z założenia nie zajmuję się martyrologią, a biężączką nieczęsto, i także tym razem chodzi i o sprawy o wiele dalej idące, głębsze i, dla mnie przynajmniej, jednak w sumie ważniejsze od jakichś tam płaczów, czy dopraszania się, by oni się jednak opamiętali.

Tak więc, kto popełnił ten błąd, kto dał się nabrać tytułowi (a faktycznie tamten skurwiel także chyba Rysio, kiedy wymyślałem ten tekst i ten tytuł całkiem o tym nie myślałem, słowo!), niech szybko pokład tej przeklętej łajby opuści! (To już druga tura tych uciekinierów - po tych, co to wierzą, że ziemia ma 6 tys. lat, a zło daje się, ot tak sobie, zwyciężać dobrem, bo ono się tego dobra panicznie boi. Biedne naiwniaki, szkoda tylko, że jesteśmy w tej samej łajbie!)

Dobra, była dygresja pod adresem Moich Kochanych Czytelników - tak czujnych, tyle wiedzących o wielorybach, tak słodkich i elokwentnych - teraz wracamy do wyrażonego na końcu poprzedniego odcinka pytania: Jak żyli ludzie na przestrzeni swych dziejów?

Cofamy się myślą w przeszłość... Strzyżenie psów... Stocznia... Fabryki, dymiące kominy... Jednak większość i tak pracowała i żyła z roli... Cofamy się, cofamy się, cofamy... I jakieś 12 tysięcy lat temu to życie z roli się nam dość gwałtownie kończy... Także, niedługo potem (bo idziemy wstecz) kończy się nam hodowla... Co mamy?

Leberalne i podobnego typu mędrki, a one obecnie robią za uczonych i popularyzatorów wiedzy, powiedzą nam, że przedtem było "społeczeństwo zbieracko-myśliwskie". (Z akcentem, jak się domyślam, na zbieractwo, bo to stoi pierwsze.)

I to z tego, jak należy sądzić, zbieractwa w Ameryce przez kilkanaście tysięcy wyginęły konie, mamuty, słonie i cała masa innych źwierząt... Że to zrobili, znaczy kęsim tym źwierzętom, ludzie, nie ulega dziś wątpliwości. Ludzie stosunkowo nieliczni, uzbrojeni w broń z drewna i kamienia.

W Europie też z tego zbieractwa wyginęły zapewne mamuty. Jasne, że się zrobiło cieplej, ale one podobno jednak głównie z powodu ludzi. Na antypodach czterometrowej wysokości strusie i różne inne tego typu stworzenia też zbieractwa nie przeżyły. Nie mówię już o dziwolągach w rodzaju Miotragus Balearicus, co go kiedyś naukowo studiowałem, a któren miał króciutkie nóżki, żył bowiem w grotach, a ludzi nie znał, ale jak poznał, to tego nie przeżył.

Zbieractwo, zaiste! Zresztą jak takie zbieractwo w praktyce wygląda? Jak w wierszu - znakomitym swoją drogą, choć zdaje się ściągnięty z Elsy Beskov - "Na jagody"? Jak grzybobranie w "Panu Tadeuszu"? No, nie całkiem. Raczej tak, że idzie sobie plemię, a najczęściej kobiety z dziećmi, i zbiera co się nada do zjedzenia (a wybredni nie są, nie mogą sobie na to zresztą pozwolić). A jak zamiast jagódki czy mączystego korzonka zobaczą jaszczurkę... gniazdo z pisklętami... małą zabłąkaną gazelę...

Ileż to wtedy śmiechu i radości! Emocje pogoni! Krzyki! Rwetes! W końcu łaps i jedzonko upolowane. Wszyscy się cieszą.

c.d. (Deo, of course, volente) n.

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

napisz pierwszy komentarz