Wczoraj Donald Tusk zaapelował o jedności w obronie przed tymi, którzy chcą zniszczyć nasze państwo. Polacy według Tuska wybaczą jemu i Platformie Obywatelskiej wszystko prócz powrotu PiS-u do władzy.

Od pięciu lat trwa w Polsce zakrojona na wielką skalę bezprecedensowa akcja dzielenia Polaków oparta na budzeniu lęków, nienawiści i pogardy. Niewątpliwie Donald Tusk przejdzie do historii, jako twarz tego przedsięwzięcia skonstruowanego jednak nie przez niego, lecz przez establishment, który stał się beneficjentem okrągłego stołu. Są to te same środowiska, które bez skrupułów w obronie swoich pozycji w III RP są zdolne do każdej podłości i niegodziwości, czego doświadczyliśmy już w czerwcu 1992 roku podczas tak zwanej „nocnej zmiany”.

Tusk stał się jedynie zatwierdzonym przez salon wykonawcą zadania i dzięki temu drugoplanowa postać w polskiej polityce, wyśmiewana swego czasu z racji powszechnie znanego lenistwa i błaźnienia się w „Szansie na Sukces” u Wojciecha Manna, napompowana została przez Czerską i spółkę do rozmiarów światowego formatu „męża stanu”.

Paradoksem i złowrogim chichotem historii jest to, że to właśnie środowisko Gazety Wyborczej zastosowało propagandowe metody, które z powodzeniem stosowano w Trzeciej Rzeszy przeciwko Żydom.

Dzisiejszą propagandę płynącą z tego środowiska cechuje podobna charakterystyczna ambiwalencja występująca w latach 30-tych w nazistowskim  "Stürmerze". Z jednej strony PiS przedstawiany jest, jako groźna dla Polski potęga, z drugiej zaś strony jego elektorat to cherlawi, plugawi „podludzie”.

Kaczyński i jego najbliżsi współpracownicy służą mediom do wywoływania strachu zastępując "żądnych władzy" bogatych Żydów, zaś elektorat Prawa i Sprawiedliwości ma budzić wstręt i pogardę, jako siedlisko wszy i tyfusu.

Dużo po 10 kwietnia mówiło się o sposobie przedstawiania w mediach Lecha Kaczyńskiego do momentu katastrofy. Zjawisko to nie zniknęło i każdy, kto ma na to ochotę może sobie dzisiaj przeglądać zamieszczane w mediach fotografie Jarosława Kaczyńskiego czy Antoniego Macierewicza i porównać z posągowymi obrazami „aryjskiego” Tuska, jakby żywcem przeniesionego z rzeźb Arno Breckera, ulubionego rzeźbiarza III Rzeszy.

„Stürmer”  podobnie jak Gazeta Wyborcza stosował również, jako metodę, wykorzystywanie sieci korespondentów w całych Niemczech informujących o rzekomych przestępstwa Żydów czy ich anty-niemieckiej działalności. Zachęcano także do pisania listów do redakcji.

Początkowo przychodziły one rzeczywiście od prawdziwych zatwardziałych antysemitów by z czasem jednak przeobrazić się w sposób na podlizywanie się władzy i służyć, jako metoda wspierania własnych karier, za pomocą „listów otwartych” i „listów zbiorowych”.

Dzisiaj Michnik i spółka za pomocą tych samych znanych propagandowych chwytów próbują wywołać wrażenie, że zdrowa część społeczeństwa jest w przytłaczającej większości anty-pisowska, a media są tylko „głosem” tego ludu.

Antysemickie rysunki i karykatury zamieszczane w  „Stürmerze” dziś znalazły swoich naśladowców wśród rzeszy komediantów „zwanych artystami” i „idoli” typu Kuba Wojewódzki czy Szymon Majewski, którzy jako nadworni błaźni szydzą z pisowskiej „niższej rasy” ku uciesze rozbawionej gawiedzi złożonej z „młodych dobrze wykształconych z dużych miast”. 

Fakt, że właśnie środowisko Gazety Wyborczej sięgnęło do wypróbowanych przez propagandę III Rzeszy metod mówi nam dużo jakimi są ludźmi oraz jakie widzą zagrożenie dla własnych interesów ze strony polskiego społeczeństwa.

Pocieszające na dziś jest tylko to, że każda taka nikczemna akcja ma kiedyś swój haniebny koniec. Stanie się tak i w Polsce. Nie da się jednak uniknąć wielkiego moralnego kaca, jaki stanie się udziałem sporej części narodu.

Historyczny wyrok na „bojowników o wolność i demokrację” z Czerskiej i Wiertniczej już jednak zapadł, choć na razie tylko zaocznie.

Jednak szkody i straty, jakie wyrządzili Polsce będą wymagały długich lat naprawy.