Dla człowieka, który nie ulega histerii i na trzeźwo ocenia kolejne medialne odwracanie uwagi od spraw istotnych, cała ta dzisiejsza medialna nagonka pod tytułem „inwigilacja dziennikarzy przez pisowską juntę” to kolejna dęta hucpa. 

Sprawa została umorzona, ponieważ tak jak dziennikarz ma prawo pozyskiwać od swoich „ źródeł” informacje stanowiące tajemnicę służbową bądź państwową, tak i państwo ma obowiązek za pośrednictwem podległych mu służb szukać źródeł przecieku owych tajemnic.

Dlatego też cała sprawa z „inwigilacją dziennikarzy” została umorzona, co nie powstrzymało „rycerzy wolności” z Czerskiej przed biciem na trwogę i ostrzeganiem przez reżimem Kaczyńskiego w czasach, kiedy od trzech lat dzieli i rządzi PO.

Uwierzyłbym w szczere oburzenie „środowiska” tylko wtedy gdyby z równym refleksem zareagowało ono już nie tylko na podsłuchiwanie, ale bezczelne gnojenie przez służby dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i fabrykowanie przeciwko niemu zarzutów tylko dlatego, że zalazł za skórę oficerom WSI i Bronisławowi Komorowskiemu.

 O ile dobrze pamiętam za rządów PiS-u, nikt nie posunął się w stosunku do dziennikarzy do tego stopnia by stawiać im karne zarzuty, szykanować, zastraszać i doprowadzać do próby samobójstwa.

Siedzieli wówczas cicho ci wszyscy dziennikarze, którzy potrafili zamykać się przed sejmem w klatce w obronie kolegi po fachu, paszkwilanta z Polic.

To samo środowisko nigdy nie potępiło nigdy „strasznie pokrzywdzonego” dzisiaj Bertolda Kittela, który wraz ze swoją koleżanką Anną Marszałek wzięli udział w misternie przygotowanej akcji niszczenia wiceministra obrony Romualda Szeremietiewa gdzie w tle znowu przewijała się postać dzisiejszego prezydenta RP.

Jeżeli dzisiejszą akcję z „inwigilowaniem” dziennikarzy skojarzymy z jednoczesnym obarczaniem przez Tuska PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego winą za tragedią smoleńską. Jeżeli dodamy do tego dzisiejsze jego słowa mówiące, że:

 -„ Politycy PiS prowadzą politykę, której jedynym celem jest wyczekiwanie, aż państwo polskie upadnie. PO musi Polaków przed tym obronić”

To można dojść do przekonania, że sowa Jarosława Kaczyńskiego o wielkim strachu Tuska i s-ki nie są przesadzone.

Być może w czyjejś szalonej głowie zrodziła się myśl, aby ocalić własny tyłek i zachować władzę delegalizując największą opozycyjną partię?

Ktoś może mi powiedzieć: „stuknij pan się w głowę”, ale czy taki scenariusz jest rzeczywiście na 100% wykluczony?

Ja uważam, że „młodzi dobrze wykształceni z dużych miast” po specjalnej propagandowej obróbce kupiliby z radością taki pomysł władz. Myślę, że ze zrozumieniem podszedłby do tego również SLD ze swoim kaznodzieją Wenderlichem co to miłość do demokracji wyssał z mlekiem matki.

Przecież już dziś nie przeszkadza im to, że 90% mediów zachowuje się tak jak jakby działały w państwie totalitarnym.

One odeszły od wnikliwego patrzenia na ręce władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej i jak w Rosji Putina zajęły się zwalczaniem jedynej tak na prawdę opozycji.

Czy tak ma wyglądać demokracja?