Redaktor Olejnik- studium manipulacji (o przyczynach i skutkach)

avatar użytkownika chinaski

 

Zjawisko medialnego "wykańczania" PISu ma głębokie uzasadnienie historyczne, jest elementem spuścizny pookrągłostołowej ugody. W Magdalence, a ściślej, tuż po oficjalnych obradach "opozycji" z komunistami, porozumiano się w kwestii zasadniczego kształtu już "demokratycznej" Polski. Jednym z głównych założeń "filozofii grubej kreski" były gwarancje udzielone przedstawicielom dawnego komunistycznego aparatu władzy: im głos z głowy w nowej Rzeczpospolitej (III RP) spaść nie mógł. Wydarzenia z kolejnych lat dobitnie wskazują, jak precyzyjnie i sprawnie wyżej wskazany mechanizm działał; inwigilacja prawicy, obalenie rządu J. Olszewskiego (w latach 90. XX w.), dziś wojna totalna z opozycyjnym PIS, to najjaskrawsze przykłady determinacji obrońców "nowego (starego) porządku".
 
Proces oswajania narodu z ukształtowaną odgórnie rzeczywistością trwa już 20 lat. Mimo olbrzymiego zaangażowania środków: ludzkich, pieniężnych, nie jest to dzieło proste. Trudno wmówić co najmniej 10 milionom obywateli (tylu Polaków w okresie PRL miało odwagę zapisać się ostentacyjnie do "Solidarności"), że "bandyci" z PZPR, UB, WSW mogą w "wolnej" Polsce żyć dostatnio, spokojnie, robić kariery. Elementarne poczucie sprawiedliwości, wynikające chociażby z mocno (jednak) zakorzenionej w narodowej świadomości nauki Kościoła Katolickiego, każe zadawać pytania, domagać się wyjaśnień, żądać reakcji.
 
Dlatego olbrzymią rolę do odegrania w dalszym ciągu mają media, ośrodki pielęgnujące właściwe opinie, poglądy, zapatrywania. Celem doraźnym jest zniszczenie formacji antysystemowej, kwestionującej "dobytek" Polski Pookrągłostołowej, siejącej w umysłach Polaków ferment, zmuszającej do samodzielnego myślenia. Po tragedii smoleńskiej, lider tego obozu zyskał dodatkową, symboliczną, uzasadnioną moralnie legitymację do ostatecznej likwidacji patologicznego systemu władzy. Nie ma obecnie w Polsce nikogo, kto byłby w stanie udźwignąć ciężar takiego zadania. Pierwszym, niezwykle bolesnym ostrzeżeniem dla salonu, był znakomity wynik J. Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Lider PIS co prawda przegrał z kandydatem III RP (kandydatem Tuska, Jaruzelskiego, Dukaczewskiego, Wajdy, etc, etc.), ale udało mu się stworzyć realne podwaliny do walki o zwycięstwo w kolejnych, ważniejszych wyborach parlamentarnych. J. Kaczyński udowodnił, że -wbrew opinii salonu- nie jest kandydatem z definicji niewybieralnym, że wciąż imponuje milionom Polaków, potrafi porwać za sobą tłumy.
 
Zaraz po katastrofie smoleńskiej na front walki z łapiącym wiatr w żagle Kaczyńskim, oddelegowano "najpopularniejszych" żołnierzy niezależnych mediów. Wśród nich znalazła się oczywiście "lwica polskiego dziennikarstwa"- 54-letnia Monika Olejnik.
 
Zawodowa aktywność Olejnikowej, jej niezwykła kariera, pozycja stanowią kwintesencję patologii niszczących życie publiczne w Polsce. To nie tylko politycy wpływają na jakość debaty politycznej; jej moderatorami najczęściej są dziennikarze, publicyści, pracownicy mediów, oni tak naprawdę decydują, co i jak politycy mogą mówić, co i kiedy dotrze do odbiorców- milionów Polaków.
 
Żeby móc zrozumieć powody niewątpliwego sukcesu zawodowego dziennikarki Olejnik, należy cofnąć się kilkadziesiąt lat wstecz, do ponurych czasów, w jakich młoda, piękna Monika stawiała niepewne kroki w marszu ku sławie, pieniądzom, karierze.
 
Olejnikowa podjęła pracę w ogólnopolskich mediach (Program 3 Polskiego Radia) w momencie szczególnym- w trakcie trwania stanu wojennego (1982 r.). Wcześniej kończyła zootechnikę na SGGW; widocznie trauma związana z dramatyczną sytuacją w kraju wywołała nową wewnętrzną potrzebę zainteresowania się ludźmi, ich problemami; chowem i hodowlą zwierząt już niekoniecznie. Można się spotkać z opiniami, że decyzję Monice Olejnik pomógł podjąć jej tata (wg książki T.Zakrzewskiego "Monikę Olejnik wciśnięto do radia w pierwszym okresie stanu wojennego na polecenie komisarza wojennego. Za tą decyzją stał jej ojciec, pułkownik, szef ważnej jednostki MSW"). Krążą także plotki na temat jej domniemanej współpracy z bezpieką ( W stosunku do Olejnik ś.p. L. Kaczyński użył po jednym z wywiadów sformułowania TW „Stokrotka” , co miało wskazywać na jej rzekomą współpracę z dawnymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi).Sama zainteresowana nie zechciała, jak dotychczas, jednoznacznie przeciąć tego rodzaju spekulacji. Legendy się nie tłumaczą.
 
W czasach, gdy wielu opozycjonistów (, dziś będących "pod ostrzałem" Olejnikowej) „garowało” w "obozach odosobnienia", uciekało na Zachód (emigracja polityczna), gdy J. Urban de facto "trzymał za pysk" wszystkie legalnie funkcjonujące w PRL media, Monika zbierała pierwsze dziennikarskie szlify. Ten "szalony czas" pracy w "oazie wolności" wspomina z nostalgią:
 
"Pomimo cenzury Trójka dawała sobie radę. Byliśmy dla ludzi oazą wolności. Pracowałam ze świetnymi i zdolnymi dziennikarzami. To były silne i bardzo niezależne osobowości. Robiłam reportaże społeczne, interwencyjne, ale występowałam też w kabarecie.(...)Jeździłam też na koncerty i nagrywałam wywiady z muzykami rockowymi. Szalony czas.(źródło: wywiad z Moniką Olejnik, "Twój Styl" grudzień 2009)
 
Po takiej szkole życia, w nowej rzeczywistości, już po 1989 r., Monika Olejnik odnalazła się wybornie. Porzuciła nudną tematykę społeczną/interwencyjną na rzecz wielkiej polityki. Oddziaływanie Michnika, Mazowieckiego, Kuronia, Wałęsy zrobiło swoje, ciężko było się temu oprzeć. Wtedy też nasza Pani bohater zaznajomiła się- na niwie prywatnej- z politykami, których dziś tak profesjonalnie "magluje" w swoich programach publicystycznych, o których tak krytycznie pisze w komentarzach dla "Gazety Wyborczej":
 
"Spotykaliśmy się z przedstawicielami różnych partii. Pamiętam imprezę, na której bawiłam się ze Stefanem Niesiołowskim i posłami z ZChN-u. I taką, na której byli politycy z ówczesnego Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Spotkanie odbywało się w Harendzie. W pewnej chwili do naszego stolika podszedł chłopczyk z kwiatami na sprzedaż. Ze mnie zawsze była "społecznica", więc mówię: "To straszne! Noc, a tu małe dziecko bez opieki!". A Jan Krzysztof Bielecki, który był wtedy premierem, powiedział: "Pani Moniko, tak się rodzi gospodarka rynkowa". (fragment wywiadu dla "Twojego Stylu")
 
Tylko z rzadka-jak na profesjonalistkę przystało- zdarza się Monice, zdradzić "na wizji" (fonii) osobisty sentyment do tamtych, starych, dobrych czasów: "Żółwikiem" miłego dnia - tak na do widzenia pożegnał się z Moniką Olejnik Michał Boni- gość Radia ZET"...
 
I jeszcze jeden cytat dopełniający obrazu z "różowych", początkowych lat 90.:
 
"W ciągu dnia biegałam z mikrofonem po sejmie razem z moimi kolegami: m.in. Tomkiem Lisem, Andrzejem Morozowskim, Kasią Kolendą-Zaleską, Jarosławem Gugałą. Choć każdy z nas pracował w innej, konkurencyjnej stacji, spotykaliśmy się po pracy. Do dziś się przyjaźnimy. Bawiliśmy się czasami nawet wspólnie z politykami. Teraz byłoby to nie do pomyślenia."
 
Dziś niewielu pamięta tamto zaangażowanie odpowiedzialnych dziennikarzy trwających po właściwej stronie politycznego sporu. Można je sobie w pamięci odświeżyć oglądając zaniepokojone "pismacze" twarze w filmie J. Kurskiego "Nocna zmiana" (ach ten Tomek Lis!)
Wspomniane zabawy z politykami także miały niewinny, beztroski, niezobowiązujący charakter. Jestem prawie pewien, że ich uczestnikami byli przede wszystkim dzisiejsi funkcjonariusze PISu (wtedy PC). Przynajmniej w pamięci dziennikarskich imprezowiczów...
 
Tamte, niewyobrażalne już dziś (no właśnie, dlaczego?), spotkania integrujące władzę ustawodawczą (wybrani posłowie i senatorowie) z czwartą władzą, pozwoliły Monice Olejnik wejść do elity III RP: pozyskane znajomości i sympatie ułatwiły dalszą karierę, przyspieszyły jej przebieg. Stworzyły także sieć najpewniej nieformalnych zobowiązań, czasem wynikających z jakże ludzkich sentymentów, innym razem- z pragmatycznego rachunku zysków i strat.
Mariusz Walter startując w 1997 r. ze swoją nową medialną ofertą dla Polaków- telewizją TVN, nieprzypadkowo sięgnął po sprawdzonych w boju "młodych", zdolnych, właściwie ukształtowanych dziennikarzy z Tomaszem Lisem i Moniką Olejnik na czele. Oboje nadawali się świetnie do misji, jaką od 13 lat z powodzeniem realizuje dawny pupil J. Urbana.
 
M. Olejnik odwdzięczyła się swoim promotorom już wielokrotnie. Symbolicznym tego potwierdzeniem (swoistym podziękowaniem) są liczne nagrody i wyróżnienia przyznawane przez salon swoim najaktywniejszym funkcjonariuszom. Dziennikarka TVN24 ma ich w swojej kolekcji imponującą ilość (Wiktor, Złota Waga, Grand Press, etc.).
Część z nich to efekt wybitnego jej zaangażowania w walce z kaczyzmem, w walce o odzyskanie Polski po podwójnym zwycięstwie braci Kaczyńskich w 2005 r. Walka ta nie została choć trochę przytłumiona wyczekiwaną wygraną Platformy Obywatelskiej dwa lata później; wręcz przeciwnie, grom krytyki przeniósł się z ośrodka rządowego (, co wcześniej można było tłumaczyć rolą mediów w państwie demokratycznym”) na największą partię opozycyjną. Skala, sposób krytyki jest niewyobrażalny, a udział w niej M. Olejnik niewątpliwy.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na kilka przykładów obrazujących "ponadprzeciętne standardy" obowiązujące w pracy dziennikarki Radia Zet.
 
Monika Olejnik w obronie znanego scenarzysty- Krzysztofa Piesiewicza (, którego kompromitujące zdjęcia zamieściła jedna z bulwarówek) swoiście „ryczała” (to chyba adekwatne określenie dla emocjonalnych reakcji p. Moniki) pod koniec 2009 r. na Bronisława Wildsteina. Otóż publicysta „Rzeczpospolitej” odważył się zasugerować powód, dla którego Piesiewicz sprzeciwiał się szerokiemu dostępowi do SBeckich teczek dotyczących tzw. spraw drażliwych; mógłby on wynikać z nietypowych skłonności scenarzysty. "Merytorycznym" argumentem, mającym pogrążyć tezy Wildsteina były wspominki Pani Redaktor na temat PISowskiego polityka (oczywiście bez podawania jego personaliów) korzystającego z usług pewnej prostytutki.
W ogóle M. Olejnik jest liderką w tworzeniu powodów, za które należą się PIS- jej zdaniem- solidne cięgi. Bo jakże potraktować jej reakcję na oczywisty żart M. Migalskiego o "przejściu J. Buzka na katolicyzm"? Dziennikarka pytała po tym facie całkiem poważnie swoich gości- polityków (niezorientowanych o rzeczywistej treści wypowiedzi europosła Migalskiego) "co sądzą o propozycji europosła Migalskiego, aby Kolarska-Bobińska skłoniła Buzka do przejścia na katolicyzm". Wiadomo jakie padały odpowiedzi. Potem biedak Migalski musiał tłumaczyć okoliczności swojej wypowiedzi oraz jej sens- zrozumiały dla przeciętnego telewidza:
- (...)rozmawialiśmy o argumentach Berlusconiego przeciwko profesorowi Buzkowi.(...)Żeby wykazać bzdurność logiki włoskiego premiera, zaproponowałem Pani Profesor, że ja postaram się przekonać prezydenta Lecha Kaczyńskiego do przyjęcia traktatu, a Ona niech przekona prof. Buzka do przejścia na katolicyzm. Po czym dodałem: "przecież to absurd!". (źródło: migal.salon24.pl)
 
Cóż, żarty polityka kojarzonego z PIS, nie po raz pierwszy nie znalazły zrozumienia u wybitnej dziennikarki Moniki Olejnik. To zresztą wypadkowa warsztatu naszej bohaterki, o czym warto pamiętać.
 
W swej pracy Monika Olejnik umyślnie prezentuje specyficzny stosunek do poszczególnych gości- dyskutantów. Można ich, biorąc pod uwagę powyższe kryterium, roboczo podzielić na 3 grupy.
 
Do pierwszej grupy należą autorytety- dla M. Olejnik albo serdeczni przyjaciele, albo swoiści mistrzowie. Dyskusja z nimi, w pierwszym przypadku przypominają prywatną pogawędkę dobrych znajomych (przykłady: publicyści/eksperci "Gazety", "Wyborczej", "Polityki", niektórzy politycy PO i dawnej UW), w drugim- rozmowę nieopierzonego studenta z profesorem, intelektualnym guru (przykłady: T. Mazowiecki, B. Geremek, L. Balcerowicz, K. Zanussi). Nie ma tutaj nomy o jakichkolwiek rzeczach przykrych, drażliwych. Prowadząca i gość/goście w 99% godzą się ze sobą, stawiają takie same diagnozy; otrzymujemy pokaz nieustających, ordynarnych potakiwań, "picie z dzióbków". Często członkowie tego ekskluzywnego gremium otrzymują od Olejnikowiej możliwość publicznego usprawiedliwiania się, wybielenia; prowadząca im w tym zupełnie nie przeszkadza.
 
Druga grupa jest najbardziej "normalna", specyfika zadawania pytań, toczonej rozmowy mieści się w szeroko zakreślonych granicach przyzwoitości, dobrego smaku. Prowadząca nie jest szczególnie stronnicza, zdarza się, że zadaje pytania niewygodne, częściej jednak uważa, by nie zrobić krzywdy dyskutantowi. Nie jest ani przesadnie miła, ani groźna. W tym zespole spotkamy posłów SLD, PSL, niewielu parlamentarzystów PO.
 
Do trzeciej grupy należą osoby, których Olejnikowa albo niemal nienawidzi, albo bardzo nie lubi (Być może tylko gra? Jeśli tak, to robi to jednak bardzo wiarygodnie). Rozmowa z nimi ma najczęściej charakter dzikiej nagonki, wyjątkowo wulgarnej, nieustępliwej. Olejnikowa wymaga potwierdzenia najbardziej absurdalnych tez, nie pozwala krytykować rządu, środowiska, które reprezentuje. Pytania najczęściej dotyczą kondycji PIS: problemów tej partii, jej wewnętrznych spraw. Dziennikarka Radia ZET jest szczególnie agresywna wobec tzw. umiarkowanych polityków partii Kaczyńskiego, tych, którzy nie potrafią (nie chcą?) się twardo przeciwstawić tezom zawartym w zadanym im pytaniach (vide: wywiady z Pawłem Kowalem, Elżbietą Jakubiak). Olejnikowa wypełnia podwójną rolę: nie tylko przepytuje (w prokuratorskim stylu) swoich PISowskich gości, ale często wieńczy ich wypowiedzi swoimi autorskimi komentarzami (, do których wygodnie nie pozwala się ustosunkować rozmówcy). Jakaś bardziej dobitna reakcja atakowanego, kończy się ostentacyjnym "fochem" prowadzącej, obrażeniem się, zrobieniem z tego afery. Nieprzypadkowo Olejnikowa dostawała wielokrotnie od polityków różnych opcji kwiaty w ramach kurtuazyjnych przeprosin. Do grupy tej należą członkowie PIS, dziennikarze, naukowcy kojarzeni z PIS, pojedynczy politycy z innych formacji, najczęściej prawicowych.
 
Jeszcze większy determinizm w krzewieniu misji "ujawniania prawdy", walki z ciemnotą, polskim nacjonalizmem, Pani Olejnik zaprezentowała tuż po katastrofie smoleńskiej.
Do historii polskiego dziennikarstwa przejdzie jej słynny wywiad z Pawłem Kowalem przeprowadzony kilka dni po tragedii, w którym Olejnikowa od pogrążonego w bólu polityka PIS chciała za wszelką cenę uzyskać deklarację, że to J. Kaczyński stał za decyzją o pochówku pary prezydenckiej na Wawelu. Gdy Kowal, po którymś z kolei napastliwym pytaniu, poprosił ją, by przestała, powstrzymała się od tego rodzaju zachowań, Pani Redaktor odpowiedziała:
 
"Wie pan, ja już wylałam tyle łez i w studiu radiowym i w studiu telewizyjnym i w tych korytarzach radiowych i moi koledzy, że niech pan mi się nie każe powstrzymywać, dobrze i proszę nie wykorzystywać do tego nastroju panie pośle, naprawdę." (źródło: radiozet.pl)
 
Tak właśnie zachowywała się diwa polskiego dziennikarstwa 4 dni po tragedii smoleńskiej. Warto o tym pamiętać.
Trzeba pamiętać także o opinii M. Olejnik na temat uczestników zorganizowanej przez D. Tarasa manifestacji- nagonki wobec tzw. obrońców krzyża, czy w ogóle obecności krzyża w przestrzeni publicznej. Olejnikowa nazwała ich w jednym z komentarzy dla "Gazety Wyborczej" dowcipnisiami ("Z jednej strony mamy frustratów i oszołomów, z drugiej - dowcipnisiów"). Tylko dowcipnisie mogli przed kilkoma tygodniami krzyczeć na Krakowskim Przedmieściu "Spieprzaj dziadu!, spieprzaj dziadu", oddając tym sposobem "hołd" zmarłemu L. Kaczyńskiemu. Jak to pięknie brzmi "dowcipnisie". To "dowcipnisie" właśnie- zdaniem M. Olejnik- oddają mocz na zapalone znicze, symbol pamięci po bezprecedensowej tragedii narodowej. Dowcipnisie wreszcie profanują symbole chrześcijaństwa, lepiąc krzyż z puszek po "zimnym" Lechu.
 
Mając w pamięci, z jednej strony te wszystkie przerażające opinie M. Olejnik na temat spraw dla Polski wagi zasadniczej, z drugiej łzy wylewane przez nią na wizji, tuż po informacji o śmierci polskiego Prezydenta i pozostałych członków delegacji katyńskiej, należy zdać aktualne jak jeszcze nigdy pytanie: Kim jest tak naprawdę M. Olejnik?
Czy to faktycznie, wybitna dziennikarka, zasłużona w walce o prawdę, wolność słowa, profesjonalistka w każdym calu, prezentująca w pracy zawsze najwyższe standardy etyczne?
A może cyniczna przedstawicielka elit PRL/III RP, służąca wiernie od 1982 r. ich interesom, dbająca o "właściwy" odbiór przez telewidzów/słuchaczy rzeczywistości? Dla uważnych obserwatorów działalności M. Olejnik, osób, którym pomyślność ojczyzny leży na sercu, odpowiedź jest oczywista.

Demitologizacja "autorytetów" III RP, także tych ze świata dziennikarskiego, to- w dłuższej perspektywie- ważny warunek koniecznej reformy państwa polskiego . Osoby, które szkodzą interesowi Rzeczpospolitej powinny odejść ze swych stanowisk w niełasce, winny być napiętnowane, otrzymać sprawiedliwą kartę w historii Polski. Monika Olejnik z coraz większym zaangażowaniem walczy o taką dla siebie przyszłość. Szkoda.
Etykietowanie:

15 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Lis do Wałęsy w Nocnej Zmianie

"panie prezydencie, niech NAS pan ratuje"

bardzo dobrze, trzeba robić im wiwisekcję, przeswietlać i pokazywac bez makijażu .
Fronda dzisiaj zajęła się T.Lisem :

http://fronda.pl/news/czytaj/arystokrata_dziennikarstwa_tomasz_lis_surowa

"Ja bym ów IPN skasował całkowicie. W imię wolności badań i słowa. Niech sobie Panowie Cenckiewicz i Gontarczyk piszą swoją PIS-teorię, ale niby dlaczego mam za to płacić z własnej kieszeni? Dlaczego mam być sponsorem tej wolności badań, która sprawia, że czarne jest białym i odwrotnie. Wolność badań, gdzie bohatera nazywa się kapusiem? W d… mam taką wolność - napisał dwa lata temu w dzienniku „Polska The Times” gwiazdor polskiego dziennikarstwa, Tomasz Lis. Te kilka zdań mówi więcej o czołowym polskim żurnaliście niż elaboraty, jakie można o nim napisać. Lis ma zawsze mnóstwo frazesów o demokracji, wolności słowa, niezależności dziennikarskiej, szacunku dla poglądów przeciwnika i drugiego człowieka oraz wartości, jaką jest wolność."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika czarny anioł

2. Chinaski

Gdziesz czytałem że ta pani to kapitan SB.Ludzi wybitnych nikt w POLSCE nie odznacza,nie nagradza, nie nagłasnia,nie pokazuje w TV. Jednym slowem im wieksza gnida tym wiekszy "autorytet" we wszystkich swerach życia tym bardziej poodznaczana,pokazywana,nagłaśniana.Pozdrawiam

Czarnyanioł

avatar użytkownika kokos26

3. chinaski

To nie "lwica", a "Luna" Brystygierowa polskiego dziennikarstwa

pozdr

kokos26
avatar użytkownika basket

4. Wczoraj

Bili zaproponował Listę Hańby - w jego trzydziestce zabrakło MO,Lisa czy Waltera,
a powinni w niej mieć miejsca ma mur..

basket

avatar użytkownika natenczas

5. T.Machała,

chyba najobrzydliwszy korespondent Polsatu.
Prywatnie syn posłanki PO Fabisiak.

Przed momentem stwierdził,ze podczas kampanii ,JK był pod wpływem środków chemicznych.
A niech go,ale trafił !
Kwalifikuje się do grupy.

Pzdr,

avatar użytkownika Maryla

6. Monika O. próbowała manipulować Czesławem Bieleckim

chociaż wrzeszczała i przerywała, została rozjechana walcem kompetencji Bieleckiego.

W Szkle Kontaktowym rozdzwonia sie stare stalinistki z wyzwiskami do Bieleckiego.
Ojciec Miecugow - nie zapominajcie o mistrzu manipulacji propagandowej.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika chinaski

7. Maryla

Tak, własnie przeczytałem, że ją zmiażdżył:

"Proszę ze mną nie ćwiczyć erystyki i odwracać uwagi telewidzów" (Cz.Bielecki do M.Olejnik)

Cz. Bielecki do Olejnik: Pani chce tylko rozmawiać o krzyżu, a ja o obwodnicach.

M. Olejnik pyta Cz. Bieleckiego o JK a on: "Proszę nie pytać mnie o politykę krajową, tylko o miejską."

etc, etc.

coś pięknego!

Zapiski z jaskini lwa
avatar użytkownika Maryla

8. @chinaski

tylko czekałam, kiedy spyta Bieleckiego o ostatni z "grzechów Bieleckiego" wyciągnięty przez służby do mediów - pojawiło sie poza innymi pytaniami, które męczyła MO jeszcze jedna wrzutka : "polski Zyd".

Jest to celowa wrzutka razwiedki - ale tu kulą w płot, bo Hanna - "ja toże Iwan". Ale tak się zabulgotała,, ze mogło jej się wymsknąć :)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

9. Jezeli dobrze zrozumialem

to Bielecki wspomnial cos o debacie pomiedzy nim,a H.G.W. w mediach.

To moglo by byc interesujace wydarzenie(?).

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika kryska

10. Bielecki

rozjechał te sfatygowana botoksową ciote

pzdr

pozdrawiam -Przeciwność uczy rozsądku,dobrobyt go odbiera- SENEKA Młodszy
avatar użytkownika Maryla

11. @Benenota

tak, Bielecki będzie zabiegał, a HGW będzie od tego uciekała - Bielecki chce debaty w mediach. Hanna przy Bieleckim to nawet do sprzedaży pyzów na Różyckim się nie będzie nadawała.
To było doskonałe zagranie polityczne JK.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika benenota

12. Maryla

Witam!
Sympatia dla Bieleckiego-i jak sie ma do tego zarzut antysemityzmu,stawiany Polakom?

Cenie go za szczerosc!

Pozdrawiam serdecznie.

Tak mi tu dobrze...ze dobrze mi tak.
avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

13. Do Pani Maryli,

Szanowna Pani Marylo,

Czesław Bielecki jest jednym z nielicznych Żydów, który tego faktu nie tylko się nie wypiera ale głośno mówi o sobie polski Żyd.

Oglądałem. Bielecki dał dobra szkołę monisi.

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika czarny anioł

14. Cieszę się

Cieszę się że sie cieszycie. Pozdrawiam

Czarnyanioł

avatar użytkownika Goethe

15. a tak o tym pisze TVN24..

PolskaKanały RSS
Tagi: wybory, samorząd21:05, 27.09.2010 /TVN24
Bielecki: nie będę chował się za konserwatorem
RYWAL HANNY GRONKIEWICZ-WALTZ ATAKUJE

Fot. TVN24Czesław Bielecki powalczy w wyborach z Hanna Gronkiewicz-Waltz
Prezydent Gronkiewicz-Waltz nie ma odwagi powiedzieć "biorę odpowiedzialność za przestrzeń publiczną", tylko chowa się za urzędników i konserwatora zabytków - zaatakował urzędującą prezydent Warszawy Czesław Bielecki, nazywając siebie "bezpartyjnym kandydatem Prawa i Sprawiedliwości" na prezydenta stolicy. Bielecki wytknął Hannie Gronkiewicz-Waltz opieszałość i zaniedbania i zapowiedział, że sam "chce wyzwolić energię warszawiaków, która jest dławiona przez aparat biurokratyczny".
- Chciałbym żeby Warszawa inaczej wyglądała inaczej, żyła inaczej; żeby miała warszawskie tempo, a nie tempo które wprowadziła Gronkiewicz-Waltz - powiedział Bielecki w "Kropce nad i" zarzucając jej, że "jak na wielkość środków, które otrzymała z Unii Europejskiej" prace w stolicy toczą się "haniebnie powolnie". Przywołał m.in. budowę Muzeum Sztuki Nowoczesnej - projekt "odziedziczony" przez jej poprzednika Lecha Kaczyńskiego - która w ciągu 4-letniej kadencji Gronkiewicz-Waltz nie została rozpoczęta.Bielecki gra
w Warszawę
Mówi o sobie architekt, polityk, były opozycjonista, pisarz, warszawiak,... czytaj więcej »

"Chowała się za urzędników"

Nawiązując do kwestii postawienia pomnika ofiar katastrofy pod Smoleńskiem przed Pałacem Prezydenckim, Bielecki zarzucił prezydent Warszawy, że nie miała odwagi wziąć odpowiedzialności za tę kwestię, tylko "chowała się za konserwatorem, urzędnikami i Kościołem".

- Konserwator nie jest władzą nad prezydentem miasta - podkreślił Bielecki. Jego zdaniem, mimo, że "nie można postawić pomnika ofiar dramatu smoleńskiego na osi Pałacu Prezydenckiego", to urzędnik nie może powiedzieć, że "niczego nie wolno dotykać". - Ja się nie będę chował za urzędników - zapewnił.Prezydent bez konkurencji
Wśród sześciu kandydatów na stanowisko prezydenta Warszawy, Hanna... czytaj więcej »

Młodość kontra doświadczenie

W opinii Bieleckiego unikanie odpowiedzialności i zasłanianie się przez prezydent stolicy urzędnikami dotyczy "dziesiątków spraw". - Nie umiała żadnej rzeczy skończyć - ocenił Bielecki i wymienił m.in. budowę obwodnicy śródmiejskiej, mostu Północnego czy Muzeum Żydów Polskich. - Polityka Gronkiewicz-Waltz nie jest na miarę wyzwań naszego miasta - dodał.

Jednocześnie Bielecki podkreślił wiele własnych zasług dla Warszawy. - Ja biorę odpowiedzialność za przestrzeń publiczną - zapewnił. Dodał, że chce "wyzwolić energię warszawiaków, która jest dławiona przez aparat biurokratyczny". - Gronkiewicz-Waltz góruje nade mną młodością, a ja nad nią doświadczeniem - podsumował."Jeśli ktoś ma szansę wygrać, to on"
- Czesław Bielecki to bardzo dobry kandydat na prezydenta Warszawy. Jeśli... czytaj więcej »

"Ulice nie są PiSowskie"

Bielecki, pytany o swój związek z popierającą go partią, stanowczo podkreślił, że jest kandydatem bezpartyjnym. - Warszawa jest miastem, które nie potrzebuje kandydata partyjnego - stwierdził i odmawiał odpowiedzi na "pytania partyjne".

- Ulice nie są ani PO-wskie ani PiS-owskie - podkreślił kandydat PiS na prezydenta Warszawy. Swój pomysł na zarządzanie stolicą określił jako "bezpartyjną politykę miejską, gdzie mieszczą się różnorodne pomysły na miasto".

Goethe..."Nikt nie jest tak bardzo zniewolony jak ktoś, kto czuje się wolnym, podczas gdy w rzeczywistości nim nie jest...",JVG