Czy Polska prowadzi jeszcze politykę zagraniczną? - Petar Petrović
Polecam bardzo dobry artykuł - długi , ale treściwy. Warto przeczytać i zachować. Nie znajdziecie nigdzie w prasie takich artykułów. Niepoprawny politycznie.
Co się stało z polską polityką zagraniczną? Czy podmiotowość Polski jest jeszcze czymś realnym czy to już tylko fikcja?
„Na kolanach” – metoda na politykę zagraniczną wg Tuska & Sikorskiego
„Polityka miłości”, która zatriumfowała w relacjach Polski Tuska i Komorowskiego z Rosją Putina i Miedwiediewa, nastanie nowych, lepszych, chciałoby się rzec - braterskich - stosunków pomiędzy dwoma słowiańskimi narodami – hasła głoszone z wielkim natężeniem od czasu katastrofy pod Smoleńskiem, doskonale wpisują się w politykę zagraniczną prowadzoną przez nasz rząd także wobec Brukseli i Niemiec. Stoją jednak w opozycji wobec naszych relacji z USA i państwami Europy Środkowej i Wschodniej. Najważniejszym wyznacznikiem polskiej polityki zagranicznej wydaje się być kompletna i rzeczywista - a nie deklaratywna - rezygnacja z chęci odgrywania roli podmiotu w relacjach międzypaństwowych. Można powiedzieć, że „brzydka panna na wydaniu i bez posagu” nareszcie zrozumiała, że nie powinna więcej „wymachiwać szabelką” i „wałęsać się po Kaukazie”. Rząd zaś, jak i największe media w Polsce, przedstawiają kolejne ustępstwa, uległości i przytakiwania jako wielkie sukcesy na arenie międzynarodowej, dla dużej części społeczeństwa polskiego wystarczą zaś stwierdzenia autorytetów moralnych i „niezależnych ekspertów”, że „świat się już z nas nie śmieje” i kolejne nagrody i poklask dla Donalda Tuska, które zyskuje zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie. Fakty jednak są nieubłagane. Pozycja Polski na arenie międzynarodowej spada w zastraszającym tempie i nie widać realnej możliwości na zmianę tej tendencji."....
..."Małym pocieszeniem jest to, że „stara Europa” w podobny sposób potraktowała wszystkie państwa Europy Środkowo-Wschodniej (jedynych dwóch ambasadorów z tej części Europy pochodzi z Litwy i Węgier). Nie powinniśmy się jednak dziwić takiemu podejściu Brukseli, w końcu nie pierwszy raz wychodzą stamtąd sygnały świadczące o tym, że solidarność europejska to tylko ładnie brzmiący frazes. Sami przekonujemy się o tym na własnej skórze – w końcu, mimo naszych protestów, Gazociąg Północny i tak zostanie zbudowany, a Centrum Przeciwko Wypędzeniom i tak powstanie, nasze stocznie upadły, a niemieckie otrzymały państwowe wsparcie. Polska mniejszość narodowa w Niemczech do dziś nie może się doczekać przysługującego jej statusu. Stanu tego nie zmienią jednak kurtuazyjne wizyty prezydenta Komorowskiego w Brukseli, czy werbalne dowartościowywanie dawno już martwego Trójkąta Waimarskiego. Polityka „poklepywania po ramieniu” prowadzona jest bowiem tylko na użytek wewnętrzny, i ma za zadanie zminimalizować i tak słabą krytykę dokonań ekipy rządzącej i pokazać przedstawicieli PO jako dobrze odnajdujących się na światowych salonach. Polityka „tu i teraz” ma zapewnić Polakom nie tylko możliwość grillowania i cieszenia się ciepłą wodą z kranu, ale też święty spokój – najważniejsze w koncu udało się osiągnąć - nikt się już z nas nie śmieje, prawda? Przynajmniej, gdy patrzymy…
A przecież nie powinno być dla nikogo tajemnicą, że każdy, kto sprzeciwi się „dogadanym” przez Niemcy i Francję umowom, może zostać zrugany niczym Vaclav Klaus lub zyskać miano „hamulcowego postępu” jak śp. Lech Kaczyński. Kryzys finansowy doskonale zobrazował to, o czym wiele osób obserwujących bez różowych okularów Unię Europejską mówiło od dawna. Politycy dbają przede wszystkim o interes narodowy swoich krajów, bo wiedzą, że będą rozliczani przez wyborców stamtąd pochodzących. Ten oczywisty fakt wydaje się jednak nie trafiać do głów naszej postkolonialnej elity, która ciagle roi o jakimś wyzwoleniu się z hamującej rozwój indywidualny wspólnoty narodowej i roztopieniu się w uniwersalnej tożsamości europejskiej. Ciekawe, jak zinterpretuje ona „solidarność europejską”, jeśli strona polska nie będzie potrafiła/mogła ugrać „swoje” w budżecie unijnym na lata 2014-2020? To, że Francja i Niemcy nie pozwolą na to, by w ich interesie wypowiadał się brukselski establishment, najlepiej widać było na przykładzie wyboru prezydenta i MSZ tej organizacji. Najmocniej zaś fakt ten zaakcentował niemiecki Trybunał Konstytucyjny, który podkreślił, że wszelkie decyzje rozszerzające lub zmieniające kompetencje UE, aby obowiązywały w Niemczech, muszą uzyskać potwierdzenie Bundestagu (ewentualnie Bundesratu). Szkoda, że decyzja ta nie stała się przyczynkiem do szerszej dyskusji na ten temat i w naszym kraju. Cóż, najbardziej wpływowe środowiska w Polsce wolą prosty podział „Europa” vs. „Ciemnogród”. Wybicie ich z tego stereotypu powoduje tylko oskarżenia o antyeuropejskość i brak chęci modernizowania kraju.
Wyrzeczenie się prowadzenia niezależnej polityki wschodniej przez Polskę jest na rękę nie tylko Rosji, ale także Unii, która będzie mogła poprzez Panią Ashton prowadzić z Rosją „pragmatyczne” rozmowy (w stylu Bernarda Kuchnera w czasie wojny w Gruzji) i nie wiązać sobie rąk sprawami państw byłego ZSRS i jego „bliskiej zagranicy”. Nowa polityka historyczna Niemiec, powolne odrzucanie i relatywizowanie przez ten kraj odpowiedzialności za II wojnę światową, ambicje przewodzenia, poprzez struktury europejskie, całemu kontynentowi i kontynuowanie „specjalnych” relacji z Rosją, jest w Polsce tematem marginalizowanym. Ciągle nie wyswobodziliśmy się z myślenia peryferii, kolonii w stosunku do centrum. Dlatego też nasza klasa polityczna uznaje pozycję „na klęczkach” za jedynie możliwą i skuteczną.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia
Całość tu:
http://fronda.pl/news/czytaj/czy_polska_prowadzi_jeszcze_polityke_zagraniczna_1
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Suwerenność ma znaczenie
Rosja i Niemcy wolą robić interesy bez pośrednictwa Polski. I Berlinowi nie przeszkadza w tym unijna solidarność – pisze publicysta "Rzeczpospolitej"
http://www.rp.pl/artykul/538869.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl